Cześć. <3 Wiem, że dużo osób czeka na siódmy rozdział Scornful Hunnie'go (albo mam nadzieję, że czeka ^^), ale powracam do Was z one shot'em. Nie powiem, niektóre fragmenty pisało mi się nadzwyczaj ciężko, może dlatego, że Manie zachciało się pisać o takiej a nie innej tematyce, cóż. W każdym razie mam nadzieję, że po przeczytaniu (szczególnie trzeciego zakończenia) sobie czegoś złego o mnie nie pomyślicie, bo naprawdę miałam straszne obawy przed publikowaniem tego, ale co się stało to się nie odstanie. Przepraszam jeszcze za zaśmiecanie powiadomień, ale niestety nie umiem dodać posta tak, aby się z powiadomień usunął. o.o Wybaczcie.
Wybaczcie również, że to angst. Muszę się w końcu za jakiegoś fluffiastego wziąć, chociaż mam nadzieję, że siódmy rozdział Wam to wynagrodzi. ^^
Tak dla jasności, shot ten nie ma nic wspólnego ze Scornful Hunnie'm.
Tytuł: Apple
Autorka: Mana
Pairing (o ile mogę to tak nazwać): BaekYeol
Rodzaj: angst, AU, slash, psycho (głównie trzecie zakończenie)
Uwagi: Cztery zakończenia. Każde gorsze od drugiego, ale to już od Was zależy, które będziecie chcieli przeczytać. Poza tym wszelkie elementy niezrozumienia danego fragmentu tekstu są celowe. Tak, wiem, dziwnie to brzmi, ale tak jest. ^^ Oprócz tego, szczególnie w trzecim zakończeniu, pewne.. kwestie są trochę uproszczone, więc proszę, abyście odebrali to z przymrużeniem oka, musiałam tak zrobić dla potrzeb ficka.
(nie sugerujcie się tym zdjęciem, ten one shot nie jest tak ładny jak obrazek wyżej)
Czerń. Biel. Ból. Żal. Smutek. Łzy. Cierpienie. Deszcz. Ziemia. Dół. Grób. Śmierć.
Z rękami w kieszeniach i pokerowym wyrazem twarzy wpatrywałem się w wypolerowaną i lśniącą czarną trumnę, która lada chwila miała zostać złożona w wykopanym specjalnie dla niej dole i zasypana kilkoma łopatami ziemi. Na moją nieosłoniętą niczym głowę kapały raz po raz ogromne krople deszczu, spadające ze złośliwej chmury, która przed momentem pojawiła się na niebie. Wokół mnie stało mnóstwo ludzi, wszyscy smutni i przygnębieni. Podejrzewałem, że ich smutek nie wynikał jedynie z sytuacji, w jakiej obecnie się znaleźli – tyle czerni dookoła każdego przyprawiłoby o żal. Jakaś pulchna kobieta, przepychając się pomiędzy ludźmi, aby przybliżyć się do grobu, uderzyła mnie kątem parasolki w twarz. Odsunąłem się nieznacznie, jednak mój wzrok nadal spoczywał na prostokątnej trumnie. Rozglądnąłem się po osobach stojących naokoło mnie. Zazwyczaj wypielęgnowane i wymalowane twarze teraz oszpeciły czerwone i napuchnięte policzki oraz łzy spływające ciurkiem na wyszminkowane usta. Odwróciłem z obrzydzeniem wzrok. To śmieszne, że tak ciężko wykreowany wizerunek jest w stanie zniszczyć kilka kropelek słonych łez. Tak jakby smutek dominował nad radością i ideałem. Jakby nie patrzeć – tak jest. Wiele wesołych chwil może zostać zapomnianych przez jeden smutny moment. Ludzkim życiem nie władają pieniądze, uroda czy urodzaj. Ludzkim życiem włada smutek, żal i ból. I to się nie zmienia.
W pewnym momencie poczułem na ramieniu czyjąś dłoń i zauważyłem nad sobą ciemnego koloru parasol. Mama uśmiechnęła się do mnie delikatnie przez łzy i pogłaskawszy mnie po policzku, wręczyła mi parasolkę i ruszyła w stronę kobiety, która wcześniej niemal wybiła mi oko.
Błyszcząca w świetle przedzierającego się przez chmury słońca trumna została podniesiona przez trzech postawnych mężczyzn. Zanim ów panowie włożyli ją do wykopanego grobu, podbiegła do nich znana mi czarnowłosa kobieta i ciągnąć jednego w ataku desperacji za mundur, krzyknęła:
- NIE! ZOSTAWCIE GO! ODDAJCIE MI GO! ON ŻYJE! ON NIE MÓGŁ UMRZEĆ! JA SŁYSZĘ JAK MNIE WOŁA! OTWÓRZCIE TRUMNĘ!
Po tych słowach kobieta zsunęła się na mokrą trawę zemdlona. Natychmiast przybiegł do niej jej mąż i wziąwszy ją na ręce, odszedł kawałek dalej, z dala od ciekawskich gapiów. Mężczyźni w mundurach, uwolniwszy się od krzyczącego problemu, bardzo powoli rozpoczęli wkładanie trzymanego przez nich przedmiotu do grobu. W tle słyszałem coraz głośniejsze szlochy, gdzieś zaczął szczekać pies, a w oddali rozbrzmiewał dźwięk bijącego dzwonu.
Faceci w czerni rozpoczęli zasypywanie ziemią trumny. Miałem ochotę wyrwać im łopaty i samemu zająć się nabieraniem ziemi, widząc jakim wolnym tempem to robią, sprawiając zebranym tu ludziom jeszcze większy i dłuższy ból.
Po kilku niekończących się minutach, z widoku pięknie zdobionej trumny pozostało tylko wspomnienie. Podobnie jak z osoby w niej spoczywającej.
Jak wrośnięty w ziemię stałem w jednym miejscu, obserwując ludzi, którzy zachowywali się jak swoje idealnie odtworzone kopie. Każdy z nich podchodził do grobu, zostawiał na nim wiązankę kwiatów, zerkał z utęsknieniem na pozłacaną tabliczkę z imieniem i nazwiskiem zmarłego, rzucał garstkę ziemi na kopiec, po czym ruszał w stronę wyjścia z cmentarza, zapewne po drodze zapominając o kilkudziesięciu minionych minutach i myśląc o własnych sprawach. Oddałem parasolkę przechodzącej obok mnie mamie, aczkolwiek nie udałem się razem z nią za tłumem, ignorując jej zdziwione spojrzenie.
Po jakimś czasie przed grobem zrobiło się całkowicie pusto, nie licząc jednej, zagubionej duszy błąkającej się dookoła z pustym wyrazem twarzy, a mianowicie – mnie.
Wpatrując się bezustannie w wysoki krzyż, kupę ziemi i wiązanki kolorowych kwiatów, poczułem spływające mi po policzkach łzy. Pragnąłem je zatrzymać, spadały one jednak tak szybko i w tak dużej ilości, że niemożliwym było ich usunięcie. Zsuwając się z mojej twarzy, mieszały się one z kroplami deszczu, które nadal uparcie moczyły mi głowę, psując i tak nieułożoną fryzurę. Już nie miałem dla kogo jej układać.
Dlaczego mi to zrobiłeś? Wydawało mi się, że codziennie powtarzałeś, iż nigdy, przenigdy mnie nie zostawisz. Widać z premedytacją mówiłeś, że nigdy W ŻYCIU mnie nie opuścisz. Być może dotrzymałbyś tej obietnicy, gdyby nie to, że odwiedziła cię śmierć. Widocznie nie uświadamiałem sobie, że przez wzgląd na nią tak naprawdę niczego mi nie obiecywałeś...
Wróć do mnie, błagam! Czy to naprawdę tak wiele?! Przecież zawsze byłem dla ciebie dobry, dlaczego odszedłeś?! Było ci ze mną źle? Mogłeś zerwać, jakoś bym to przebolał, ale żeby od razu umierać? Jak się teraz czujesz? Masz wyrzuty sumienia? Nie widzisz, co się ze mną dzieje? Gdybyś zerwał, miałbym jeszcze tę świadomość, że kiedykolwiek cię zobaczę, może nawet spotkam się z tobą, dotknę cię, przecież nikt nie powiedział, że nie moglibyśmy zostać przyjaciółmi... A teraz będę musiał żyć z myślą, że już cię nie ma. Że opuściłeś mnie na dobre. Czemu? Bo nie byłem dla ciebie wystarczający? Nie chciałeś mnie już więcej widzieć? Przecież istnieje tyle sposobów! Mogłeś wyjechać albo ja mogłem, wiesz, że dla ciebie zrobiłbym wszystko. Mógłbym nawet się zabić, gdybyś tego zapragnął. Moje życie było całkowicie zależne od ciebie, byłeś jego panem i władcą, i zawsze ci to powtarzałem.
Kochałem cię. Kurwa, co ja pierdole, dalej cię kocham. Kocham cię całym moim pojebanym sercem, całą moją pieprzoną egzystencją. Gdybym tylko mógł, wykopałbym cię, schował do bagażnika i wyjechał z tobą gdzieś daleko, tam, gdzie nikt by nas nie znalazł. Wiem, że nie reagowałbyś na nic, co bym zrobił. Jednak wystarczyłaby mi świadomość, że mam cię przy sobie i jesteś tylko mój. I już nikt nie mógłby nas rozdzielić.
Gdzie jesteś, do cholery?! Dlaczego nie odpowiadasz?! Cieszy cię mój ból, moja miłość do ciebie?! Jesteś zadowolony z widoku mojej zapłakanej twarzy, daje ci to jakąś przyjemność, satysfakcję? Bawi cię to? Pamiętam, jak codziennie byłeś uśmiechnięty. Mówiłeś, że to moja zasługa, bo roztaczam wokół tyle pozytywnej energii. Powtarzałeś, że nigdy nie chcesz zobaczyć mnie smutnego, a tym bardziej – zapłakanego. To co się stało?! Dlaczego mi na to pozwoliłeś?! Dlaczego nie reagujesz?! Powinieneś mnie jakoś pocieszyć, podnieść na duchu, ja zawsze tak robiłem, gdy ty miałeś jakieś zmartwienie. Dlaczego nie chcesz odpłacić mi tym samym?
A może to dobrze, że umarłeś. Nie zawsze było między nami w porządku, właściwie ostatnimi czasy często się kłóciliśmy. Zazwyczaj o jakieś kompletnie bezsensowne sprawy. Pamiętasz tę kłótnię sprzed miesiąca? Posprzeczaliśmy się, bo ty chciałeś, aby ten zielony dywan znajdował się na środku pokoju, a ja – po lewej. Nie odzywaliśmy się do siebie przez tydzień, wyobrażasz sobie? Często też miewałeś doły. Wkurzało mnie to. Nie rozumiałem, dlaczego je miałeś, w końcu nie słyszałem o żadnych twoich problemach. Może po prostu nie mówiłeś mi o nich? To była kolejna rysa w naszym związku – rzadko zwierzałeś mi się z twoich zmartwień. Ja opowiadałem ci o wszystkim, byłeś jedyną osobą, która znała mnie praktycznie lepiej niż ja sam. Za to ja nie znałem cię prawie w ogóle.
Nie wiem, czy o tym słyszałeś, ale po roku naszego związku zdradziłem cię. Z Luhanem, pamiętasz go? Często wpadał do mnie, w końcu był jednym z moich przyjaciół od dzieciństwa. Nasi rodzice też się przyjaźnili. To stało się któregoś sobotniego wieczoru, pamiętam, że nie mogłeś przyjść, bo przyjeżdżali do ciebie dziadkowie. Ja też byłem trochę przybity, w końcu był to jeden z moich nielicznych okresów, kiedy zaczynałem wątpić w siebie. Wtedy przyszedł Luhan. Próbował mnie pocieszać, rozbawiać, doradzać mi, jednak jego słowa wlatywały jednym uchem, a drugim wylatywały. W końcu pocałował mnie, a po kilkudziesięciu sekundach wylądowaliśmy w łóżku. To była jedna z lepszych nocy, jakie kiedykolwiek przeżyłem, jednak potem nasze relacje trochę się osłabiły. To dlatego już nie jesteśmy tak dobrymi przyjaciółmi jak kiedyś. Zawsze cię ciekawiło, dlaczego Luhan przestał do mnie przychodzić. Otóż dlatego.
Nie powiem, bo noce spędzone przy twoim boku też były wspaniałe. Nie było ich dużo, często wzbraniałeś się przed spaniem ze mną w jednym łóżku, zazwyczaj jak byliśmy u ciebie. Nie dziwię się, nie wszyscy mają tak wyrozumiałą rodzinę jak ja.
Śpiąc obok ciebie czułem się, jakbym leżał na kawałku nieba, obok najpiękniejszego, istniejącego anioła. Tak, byłeś dla mnie najpiękniejszym stworzeniem we wszechświecie, jednak gdy to mówiłem to zawsze zaprzeczałeś. Dbałeś o swój wygląd bardziej niż o zdrowie, nie rozumiałem tego. Nawet bez ulepszeń wyglądałeś dobrze, ale nie słuchałeś mnie i tak robiłeś swoje.
Pamiętasz nasz pierwszy raz? Pół roku po rozpoczęciu związku. Ciągle mam przed oczami widok twojej przerażonej twarzy przed, a szczęśliwej po. Była to jedna z lepszych chwil mojego życia. Kolejne razy również były niesamowite, ale miałem wrażenie, że nie cieszyły cię one tak jak mnie.
Zrób coś, kurwa! Dlaczego tylko leżysz bezwładnie i słuchasz mojego żałosnego wywodu, nie reagując, nie odpowiadając? POWIEDZ COŚ! Wcale nie jest mi łatwo ze świadomością, że nic nie mówisz. Nigdy nie było mi łatwo. Nie rozumiałeś tego kiedyś, teraz też nie rozumiesz. Nie rozumiesz mnie. Myślałem, że byłeś moją bratnią duszą. Uzupełnialiśmy się nawzajem, odgadywaliśmy swoje myśli. Czułem się przy tobie jak rozkwitający kwiat, ciągle, na nowo. Z tobą mógłbym spędzić całe życie, iść na koniec świata. Dlaczego nie umarłem razem z tobą? Dlaczego pozwoliłeś mi żyć? Czemu zawsze jesteś dla mnie taki okrutny?
KOCHAM CIĘ IDIOTO, ZROZUMIESZ TO WRESZCIE?! Kocham cię bardziej niż siebie, rodziców i siostrę. Kocham cię tak, że tą miłością mógłbym objąć cały świat, ale przeznaczam ją tylko tobie. Ona była dla ciebie od samego początku i zabrałeś ją ze sobą do grobu. Kocham w tobie wszystko: twój uśmiech, którym obdarzałeś mnie, kiedy byłem radosny; twoje oczy, które tak często ukrywałeś pod warstwą eyeliner’a; twoje usta, które mógłbym całować dwadzieścia cztery godziny na dobę; twój nos, który jeździł po mojej szyi, przyprawiając mnie o dreszcze; twoje dłonie, które mogłem trzymać i które gładziły moje plecy tak delikatnie, że miałem wrażenie, jakby dotykała mnie pajęczyna; twoje włosy, w których zanurzałem twarz; kocham w tobie wszystko, mimo że już tego nie doświadczę.
Gdzie jesteś? Dlaczego do mnie nie przyjdziesz? Lubisz mnie torturować, prawda?! Zawsze lubiłeś! Chodź do mnie! Pragnę cię dotknąć, przytulić, pocałować, zrobić cokolwiek, byle tylko miało to związek z tobą. Jesteś skończonym chujem! Jak zwykle zostawiasz mnie samego ze wszystkim! Odszedłeś i myślisz, że wszystko będzie dobrze?! Że będę żył tak jak wcześniej?! Nienawidzę cię! Byłoby lepiej, gdybym nigdy cię nie poznał i nie zakochał się w tobie! Zniszczyłeś mi życie! Na moment uczyniłeś je lepszym, aby po chwili brutalnie mi to szczęście odebrać. Dobrze ci z tym? Uszczęśliwiło cię to? Kocham cię, a ty robisz mi takie rzeczy. Może cały czas mnie okłamywałeś? Twoja miłość była udawana? Tak naprawdę w ogóle mnie nie kochałeś, to wszystko było jednym, wielkim kłamstwem? Przez trzy lata naszego związku męczyłeś się ze mną? Nie wierzę. Przecież dawałeś mi tyle dowodów na to, że jednak coś do mnie czujesz...
BŁAGAM! Nie pozwól mi płakać. Nie mogę ryczeć, to nie jestem ja. Nigdy nie płakałem. Zawsze byłem uśmiechnięty od ucha do ucha, każdy powtarzał mi, że przy mnie jego humor się poprawia. Tylko ty do tego doprowadziłeś. Tylko ty sprawiłeś, że Park Chanyeol uronił tyle łez.
KOCHAM CIĘ! Czy moja miłość nic dla ciebie nie znaczy? Nie obchodzi cię? Odpowiedz! Wstań do cholery i powiedz mi to w twarz! Wyrzuć to z siebie! No wypowiedz te pierdolone słowa!
- Chanyeol!
Powiedz to wreszcie!
- Kochanie!
No dawaj, kurwa!
- Skarbie, proszę…
- Ja pierdole, gadaj to!
Mama podbiegła do mojego roztrzęsionego ciała, klęczącego przez grobem. Byłem cały przemoczony, mokra trawa wsiąkała w moje spodnie. Tata podniósł mnie z ziemi i podtrzymują moją osłabioną osobę, ruszył w kierunku wyjścia z cmentarza. Próbowałem się wyrywać, zacząłem wrzeszczeć, kopać i gryźć tatę, on jednak nie reagował i uparcie zbliżał się do bramki. Kierowałem w jego stronę najbardziej wulgarne obelgi, wyzywałem go i obrażałem. Chciałem tu zostać. Marzyłem jedynie o tym, aby trwać przy miłości mojego życia. Pragnąłem klęczeć przed tym grobem i wpatrywać się w niego całe życie. Nie chciałem GO tak zostawiać. Jak sobie pomyślałem, że pozostanie taki sam, smutny to miałem ochotę się rozpłakać. Nie mogłem mu tego zrobić, nie w takiej chwili.
- Puszczaj mnie, kurwa! – wrzasnąłem, ojciec jednak puścił mimo uszu mój krzyk, nadal ciągnąc mnie do wyjścia. Po kilku sekundach szarpania się w końcu odpuściłem. Przechodząc przez bramkę, jeszcze raz spojrzałem z utęsknieniem na grób. W końcu weszliśmy do samochodu i odjechaliśmy, zostawiając martwego Byuna Baekhyuna daleko w tyle.
Wychodząc z samochodu zobaczyłem przed sobą ogromny, dwupiętrowy dom z wielkim ogrodem. Nie skierowałem się jednak w jego stronę, ale poszedłem w całkowicie innym kierunku.
- Chanyeol, gdzie idziesz?! – zawołała za mną mama. Jej głos łamał się, podejrzewałem, że dużo płakała, była bardzo wrażliwą osobą.
- Idę się przejść – odpowiedziałem. Zdziwiła mnie barwa mojego głosu. Była o wiele niższa niż zwykle.
- Zakazuję ci gdziekolwiek iść. Wyobrażasz sobie, jak to będzie wyglądało, jeśli przyjdziemy bez ciebie? Byłeś dla Baekhyuna jedną z najbliższych osób, szczególnie ciebie nie powinno tam zabraknąć – drążyła kobieta, jednak miałem jej słowa w dużym poważaniu.
- Nie będę siedział na żadnej nudnej stypie – wycedziłem. Mama otworzyła usta, zanim jednak zdążyła coś powiedzieć, dodałem:
- Mam dosyć wszystkich tych fałszywych i żałosnych ludzi, patrzących na mnie z udawanym współczuciem. Nie potrzebuję żadnego popierdolonego żalu. Jedynymi osobami, których powinni żałować są oni sami i możesz im to ode mnie przekazać.
Zostawiając mamę, stojącą z szeroko otwartymi oczami przy samochodzie, ruszyłem wzdłuż ulicy, którą przyjechaliśmy. Początkowo chciałem iść znowu na cmentarz, do miejsca, z którego mnie tak brutalnie wyrwano, jednak w ostatniej chwili zrezygnowałem. Myślę, że Baekhyun także potrzebuje chwili wytchnienia, w końcu też nienawidził widoku tylu zapłakanych osób, z czego połowa zapewne robiła to z przymusu.
Deszcz dalej padał, sprawiając, że moje już i tak przemoczone ubranie, teraz nadawało się tylko i wyłącznie do wyrzucenia. Z włosów woda lała mi się strumieniami, wlewając mi się do oczu i zasłaniając widoczność. Nie obchodziło mnie to. Świat wokół mnie był tak marny i beznadziejny, że nie miałem ochoty na niego patrzeć.
Zorientowałem się, że coraz bardziej zbliżam się w stronę własnego domu, dlatego w przydrożnym sklepie kupiłem kilogram jabłek, w zamiarze wepchnięcia ich w siebie choćby siłą. Baekkie lubił jabłka. Mógł je pożerać tonami. Tym się różniliśmy, bo ja ich nienawidziłem. Chciałem jednak coś dla niego zrobić, pokazać, że nie zapomniałem o nim tak, jak ci pozostali, godni politowania ludzie.
Wszedłem do domu, zrzuciłem z siebie mokre ciuchy, założyłem suche i automatycznie skierowałem się do sypialni rodziców. Tata zabraniał mi tam wchodzić. Może dlatego, że przy jednej ze ścian znajdował się duży regał, cały wypełniony różnymi odmianami alkoholu. Tym sposobem ojciec pokazał, jak bardzo mi nie ufa. Może i byłem pełnoletni, ale to nie znaczy, że w wolnym czasie tylko bym się upijał.
Sięgnąłem do najwyższej części regału, gdzie rodzice trzymali najdroższy i najmocniejszy alkohol. Wziąłem do ręki przezroczystą i dosyć dużą objętościowo butelkę, wypełnioną do połowy białą cieczą. Wyposażony w reklamówkę jabłek i dopiero co ukradzioną flaszkę, ruszyłem do swojego pokoju i zamknąłem drzwi na klucz.
Ze zjedzeniem jabłek poszło mi dość szybko. Czułem, jak mój żołądek prosi się o łyk czystej, niegazowanej wody mineralnej, jednak zignorowałem to. Z każdym gryzem targał mną odruch wymiotny, jednak trwałem przy swoim. Widzisz, Baekkie, to dla ciebie.
Chwyciłem otwartą już butelkę z alkoholem i pociągnąłem pierwszy łyk. Piekąca ciecz spływała po moim gardle, drapiąc mój przełyk i sprawiając, że w moim żołądku coś zaczęło się nieprzyjemnie przewracać. Miałem to w dupie. Napiłem się jeszcze raz. I jeszcze. Moja głowa pulsowała od bólu, ręce trzęsły mi się nienaturalnie, dobrze, że siedziałem, bo pewnie już dawno leżałbym plackiem na podłodze. I tak coraz bardziej się do tego zbliżałem.
Patrz, Baekkie. Jesteś ze mnie dumny? To wszystko dla ciebie, wiesz? Każda rzecz w moim życiu była przeznaczona dla ciebie. I dalej jest.
Usłyszałem pukanie do drzwi. Jak przez mgłę widziałem poruszającą się to w dół to w górę klamkę. Ktoś wołał moje imię, słyszałem krzyki i błagania. Chciałem podnieść się i przekręcić klucz w zamku, jednak nie miałem siły. Czułem, jak moja głowa robi się ciężka i opada, podobnie jak powieki, które zdawały się ważyć tonę, przykrywając moje zamglone i rozszerzone źrenice.
Otwórz im, Baekkie. Ja nie mam siły, nie widzisz w jakim jestem stanie?
Nagle drzwi otworzyły się szeroko, uderzając mocno w ścianę, a do mnie podbiegła osoba z długimi, brązowymi włosami i wyrwawszy mi butelkę, tak przy okazji całkowicie opróżnioną, uderzyła mnie z całej siły w policzek.
Zabolało, jednak byłem zbyt słaby, aby chociaż wydać z siebie jakikolwiek jęk bólu. Ktoś podniósł mnie i położył na czymś miękkim. Łóżko. Usłyszałem trzask zamykanych drzwi, po czym poczułem, jak ktoś siada obok mnie i głaskając mnie po głowie, szepcze:
- Wszystko będzie dobrze, Chanyeol. Musisz to jakoś znieść. On na pewno by tego nie chciał.
Po tych słowach moja siostra wstała i wyszła z pokoju, zostawiając mnie samego.
Nie uwierzyłem. Przecież tego chciałeś, Baekkie. Dlaczego mnie okłamała?
Mijał dzień za dniem, a każdy z nich wyglądał identycznie. Zwlekałem się z łóżka o 5 rano, szedłem do kuchni, aby zjeść śniadanie, wracałem do pokoju, zamykałem go na klucz i nie wychodziłem z niego ani na chwilę, chyba że nikogo nie było w domu oprócz mnie. Moim podstawowym zajęciem stało się przesiadywanie przed laptopem i jedzenie jabłek, przerywane niekiedy łyknięciem sporej dawki mocnego alkoholu. Wypisywało do mnie mnóstwo osób. Koledzy, znajomi, przyjaciele. Dostałem nawet wiadomość od nauczyciela. Ignorowałem je. Nie miałem ochoty na jakikolwiek kontakt ze światem zewnętrznym. Pewnego dnia napisał do mnie Jongin. Wysłał mi dość długą wiadomość, którą o dziwo przeczytałem, chłopak jednak nie doczekał się odpowiedzi.
Swego czasu byłem nawet dość wesołym chłopakiem. Szybko się zaprzyjaźniałem, raczej nie posiadałem wrogów. Na mojej twarzy gościł zazwyczaj szeroki uśmiech, którym zarażałem każdą napotkaną osobę. Baekhyun lubił tę moją naturę optymisty. On był w większym stopniu pesymistą, dlatego częściej to przy nim rozpierała mnie energia. Chciałem, aby cieszył się z życia tak, jak ja. Widocznie za mało się starałem.
Pewnego dnia wpadł do mnie Kyungsoo. Nie wiem, czego chciał, bo nie wpuściłem go do pokoju. Pukał w drzwi, mówił coś do mnie, jednakże nawet nie pamiętam co. Nie przysłuchiwałem się za bardzo, nie interesowało mnie, co miał mi do powiedzenia. Pieprzył coś tam o podniesieniu się, przezwyciężeniu cierpienia, że wszyscy są ze mną i tak dalej. Wisi mi to. Nie potrzebuję żadnej pomocy. Jedyną osobą, która była w stanie wyciągnąć mnie z dołka był Baekhyun. Ale już go nie ma. Wygląda na to, że zostało mi gnić w tej zapleśniałej i robaczywej dziurze na zawsze.
Nie miałem ochoty nawet patrzeć w lustro. Po ostatnim razie trzy dni temu odeszła mi cała przyjemność z oglądania mojej obrzydliwej twarzy. Schudłem. Bardzo. Nie jestem pewien, czy w takim stanie spodobałbym się Baekhyunowi. Dla niego liczył się również wygląd, a mi ostatnimi czasy go brakowało. Szeroki uśmiech, który Baekkie tak bardzo uwielbiał został zastąpiony przez grymas niezadowolenia i niechęci. Nie umiałem zrobić już innej miny. Moje mięśnie zastygły w nieskończonym oczekiwaniu. Nawet nie wiedziałem na co.
Po miesiącu bezczynnego siedzenia w domu moja poczta załadowana była wiadomościami od kolegów z klasy, telefon wyłączył się od nadmiaru nieodebranych połączeń, a pokój z uporządkowanego i zadbanego stał się zbiorowiskiem śmieci, odpadów i butelek po alkoholu. Nie przeszkadzało mi to. Skoro straciłem jedyną osobę, która nadawała sens mojemu życiu, nic innego mnie nie obchodziło.
Gdyby to ode mnie zależało, całe życie mogłem przesiedzieć w tym syfie, odcięty od świata i mieć wyjebane na wszystko, co mnie otacza. Jednak nie było mi to dane, bo Jongin postanowił się zbuntować i zniszczyć moje spokojne, pozbawione zmartwień i problemów funkcjonowanie.
- Otwórz, kurwa, te drzwi! - ryknął, prawdopodobnie uderzywszy w nie pięścią, gdyż zatrzęsły się gwałtownie. - CHANYEOL!!! - wrzasnął, co sprawiło, że musiałem zatkać moje wyczulone na najmniejszy nawet dźwięk uszy. Dobrze, że oprócz nas nikogo nie było w domu.
- Okej - Jongin uspokoił się. - Jeśli po dobroci nie chcesz mnie wpuścić, załatwimy to inaczej - dodał. Westchnąłem z rezygnacją, jednak nie przewidziałem jednego - że Kim będzie zdolny do tego, aby kopnąć drzwi z całej siły, równocześnie je otwierając.
Jongin stanął w progu z bezgraniczną wściekłością wypisaną na twarzy. Nie zważając na porozrzucane po podłodze butelki i ogryzki z jabłek, podszedł do mnie i podniósłszy mnie brutalnie z krzesła, uderzył mnie pięścią w usta.
- Ogarnij się, kurwa! - krzyknął i jeszcze raz wymierzył cios, tym razem w moją klatkę piersiową, co sprawiło, że zatoczyłem się do tyłu i wpadłem na ścianę. Jongin jednak nie dał mi nawet chwili wytchnienia, bo pociągnął mnie za podkoszulek i popchnął na łóżko.
- Co ty robisz? - wycharkałem. Nie wiedziałem nawet, czy Jongin mnie zrozumiał, bo po miesiącu nieodzywania się mój głos był zachrypnięty i niewyraźny.
- Próbuję doprowadzić cię do porządku - odpowiedział. Zbliżył się do mnie. - Śmierdzisz - odparł, wykrzywiając się. - I w ogóle, jak ty wyglądasz? Spójrz na siebie. Wyglądasz jak jakiś wieśniak, niechluj i bezdomny w jednym. Ogarnij się. A właściwie, co mają znaczyć te butelki, co? Chlałeś, tak? Pojebało cię do reszty? A te ogryzki? Wiesz przecież, że nie możesz jeść jabłek. Co ty w ogóle ze sobą robisz?
Słuchałem w milczeniu słów Jongina, wpatrując się tępo w ścianę. Chłopak wylewał z siebie kolejne wyzwiska, a ja nie reagowałem. Co mnie obchodzą jego słowa, skoro robię to wszystko dla Baeka, a jemu przecież się to podoba. W ciągu tego miesiąca nie słyszałem od niego żadnych słów sprzeciwu. Mieszkał niedaleko mnie, gdyby jakiś element w moim zachowaniu mu zawadzał, już dawno by tu był. A skoro jeszcze do mnie nie wpadł znaczy, że nie ma nic przeciwko mojemu stawaniu się mężczyzną. Czas w końcu wyrosnąć z roześmianego dzieciaka i stać się silnym facetem.
- Chanyeol, słuchasz ty mnie w ogóle? – spytał Jongin. Pokręciłem głową, czym zasłużyłem sobie na kolejne uderzenie chłopaka.
- Przestań, bo zawołam Baekhyuna – odpowiedziałem, robiąc oburzoną minę. Kim spojrzał na mnie.
- Nie zawołasz – odparł. Już miałem otworzyć buzię, aby zaprzeczyć, jednakże Jongin nie dał mi dojść do słowa, kontynuując – Nie zawołasz, bo on cię nie usłyszy. Nie usłyszy cię i nie przyjdzie. A nie przyjdzie, bo go nie ma, Chanyeol. Nie ma go, bo UMARŁ. Nie żyje. Uświadom to sobie wreszcie.
Pokręciłem szybko głową.
- Nie, nie, nie. Źle mówisz, Jongin. Baekhyun ŻYJE. Przecież gdyby umarł to bym o tym wiedział, tak? Poszedłbym pewnie na jakiś pogrzeb czy coś. Nie wmówisz mi chyba, że nie dowiedziałbym się o śmierci własnego chłopaka, błagam cię – odparłem, uśmiechając się pobłażliwie. Kim zamknął oczy i albo mi się zdawało albo właśnie po jego policzku spłynęła malutka łza, która po kilku nanosekundach utonęła w materiale jego bluzy.
- Nie, Chanyeol. Baekhyun umarł. Byłeś na pogrzebie, ja też byłem, Kyungsoo był, prawie cała szkoła była. Wiedziałeś o śmierci Baeka. Dalej wiesz. Ale coś ci się pomieszało w głowie i myślisz co innego. Musisz oprzytomnieć, Chanyeol, i zacząć żyć. Baekhyun już nie ma takiej szansy, ale ty tak. Musisz się podnieść. Zrób to dla niego. Dla Bacona. Pokaż, że jesteś silny i dasz radę. Wszyscy chcą odzyskać dawnego, wesołego Chanyeola. Twoja rodzina. Nasza szkoła. Nasz klasa. Kyungsoo. Ja... Zrób to dla nas i dla siebie i pokaż, że potrafisz. Wróć, Yeollie...
Ziewnąłem, patrząc na zegarek. Dochodziła godzina 19, a ja jeszcze nie zjadłem całej dziennej porcji jabłek. Coś ścisnęło mnie w żołądku, postanowiłem jednak, że wypełnię moją powinność po wyjściu Jongina. Nie chciałem przerywać mu monologu, zazwyczaj tak bardzo się nie rozgadywał, pewnie musiał odreagować, czy coś.
- Kurwa, tego już za wiele! – ryknął i rzucił we mnie plecakiem wypełnionym książkami. Dziwiłem się, że w ogóle go znalazł, mnie zapewne obrzydziłby taki rozpierdol.
- Jutro idziesz do szkoły! I nie obchodzi mnie twoje samopoczucie, stan psychiczny i tym podobne. Jutro widzę cię na lekcjach, a jeśli cię nie będzie, to przysięgam ci, że pogadamy inaczej – wycedził Jongin, po czym spojrzał jeszcze na mnie płonącymi ze złości oczami, po czym wyszedł z pokoju, trzaskając drzwiami. Usłyszałem jeszcze ciche „dzień dobry”, po czym do pomieszczenia wparowała mama i zakrywszy ręką usta z niedowierzaniem, popatrzyła na mnie smutno, a z jej oczu poleciały łzy. Podszedłem do niej i wypchnąwszy ją z pokoju, ponownie zamknąłem drzwi na klucz, po czym wyciągnąwszy z szafki kilogram jabłek i siadłem przed laptopem. Musiałem nadrobić to, co Jongin tak chamsko i brutalnie mi przerwał.
ZAKOŃCZENIE 1 <klik> ---------> najbardziej przewidywalne i najkrótsze, bo pisane jako pierwsze
ZAKOŃCZENIE 2 <klik> ---------> nie nazwę go wesołym, bo na pewno takie nie jest, w każdym razie kończy się w miarę.. w porządku ^^
ZAKOŃCZENIE 3 <klik> ---------> pisząc je, czułam się jak psychopata, więc to chyba mówi samo za siebie; to jego publikowania bałam (i boję) się najbardziej, dlatego najlepiej go nie czytajcie, chyba że jesteście pewni, że po przeczytaniu go nic sobie złego o malutkiej i kochanej Manie nie pomyślicie o.o
ZAKOŃCZENIE 4 <klik> ---------> mnie się ono chyba najbardziej ,,podoba", więc to możecie czytać xD
Na początku nie chciałam dodawać wszystkich zakończeń, ale uznałam, że niech się dzieje co chce. Tylko bardzo na mnie nie krzyczcie. :)
Jeśli będziecie chcieli zostawić jakiś komentarz, to bardzo proszę pod tym postem, dobrze? Z góry dziękuję. <3
Na początku nie chciałam dodawać wszystkich zakończeń, ale uznałam, że niech się dzieje co chce. Tylko bardzo na mnie nie krzyczcie. :)
Jeśli będziecie chcieli zostawić jakiś komentarz, to bardzo proszę pod tym postem, dobrze? Z góry dziękuję. <3
Mano! <3
OdpowiedzUsuńDoskonale wiem, ile się umęczyłaś z tym shotem i jestem niesamowicie zadowolona, że go skończyłaś. Po części jestem także dumna, bo jak sama już mi wspominałaś - jedyny shot, który skończyłaś i na dodatek ma cztery zakończenia. Wow, byłam (i jestem) pod wrażeniem, chyba nigdy nie napisałabym aż tylu różnych zakończeń. Kłaniam się.<3
Byłam bardzo zaciekawiona tym shotem już od samego początku i nie zraziło mnie nawet to, iż jest to angst, za którym nie przepadam, choć sama piszę. (Ah, ta logika) Przeczytałam mimo wszystko, bo jednak wiedziałam, że będzie genialne (I PISAŁAM CI O TYM KILKA RAZY, CHOĆ NIE MIAŁAM OKAZJI PRZECZYTAĆ PRZED PREMIERĄ) i to BaekYeol. Kocham BaekYeola. Nawet śpię z BaekYeolem w łóżku (Tak, Chanyeol ma partnera). Jesteś genialna Mano, wiesz? ;;; W sumie przez te wszystkie Twoje narzekania aż się bałam przeczytać tego shota i panikowałam razem z Tobą, choć udawałam twardą... Dobra, zagłębiając się bardziej.
Od samego początku myślałam sobie "Jak ta Mana chce to zrobić.. W końcu skoro na samym początku jest pogrzeb, to co będzie we wszystkich czterech zakończeniach?" Ah, ta niedomyślna Hikari~ O tym później xD
Komentując shota do momentu, gdzie zaczynają się wszystkie zakończenia. Wybrałaś sobie trudną tematykę, to fakt. Cholernie trudną, sama się wzięłam za te wszystkie pogrzeby i inne rzeczy (I zepsułam wszystko, tak teraz doszłam do wniosku patrząc na Twoje dzieło... moje jest mniej więcej w Rowie Mariańskim.) i wiem, jak trudno jest oddać wszystkie.. emocje targające człowiekiem. Te wszystkie zachowania, żeby było idealnie. Dlaczego poradziłaś sobie z tym aż tak dobrze? PYTAM, dlaczego... Dlaczego ja nie potrafiłam... Załamałam się...
Panie bijące parasolami, dźgające łokciami i wszystko wiedzące lepiej.. Jezuniu, jak ja nie cierpię takich osób, naprawdę.. Zamiast grzecznie przeprosić to te Cię staranują, żeby się tylko dostać do celu. Halo, czy ja wyglądam jak jakaś pierdolona kładka na rzekę, żeby sobie po mnie deptać?
Kobieta, która tak panicznie nie chciała dopuścić do włożenia trumny.. Powiem Ci szczerze, że trafiłaś tym w moje serce, bo widziałam identyczną scenę na żywo, choć nie chcę jej pamiętać. Płakałam wtedy tak bardzo, jak teraz... Dlaczego ja zawsze ryczę, oh god. Wracając, po części rozumiem takie osoby.. po prostu nie możemy pogodzić się ze śmiercią ukochanych osób i chcemy je zatrzymać przy sobie, nie dopuszczamy myśli, że one po prostu.. nie żyją? Kopnęły w kalendarz? Huh, osobiście preferuję wyrażenie "Wąchają kwiatki od spodu". Też świetnie opisana scenka... ;;;
Przez cały czas, gdy Chanyeol stał przed grobem miałam wrażenie, że jest taki.. wyprany z uczuć, dlatego niezmiernie się zdziwiłam, gdy uronił łzy. To pokazało, że za długo był silny i jak ważna była dla niego pochowana osoba, którą był Baekhyun (zżalam się, bo jak mogłaś mojego Baekhyuna.........)
Ten monolog Channiego wrył mi się w serce, tam były takie prawdziwe słowa... chyba spora grupa ludzi ma takie myśli po stracie ukochanej osoby. "Wróć do mnie", "Dlaczego mi to robisz". To takie smutne, że często po prostu zbiera mi się na łzy. ;-;
"Dlaczego nie umarłem razem z Tobą?" Oh, świetne pytanie. Chyba najczęstsze, które wypowiadamy, tępo patrząc na grób/wiadomość o czyjejś śmierci. Częstym zamiennikiem jest także "Byłoby o wiele lepiej, gdybym to ja umarł" Z tym też się spotkałam... I w sumie doszłam do wniosku, że to potrzebne pytania. Po jakimś czasie uświadamiamy sobie, że taka była kolej rzeczy. Że Bóg zabrał ze sobą tę osobę, a nie inną i nie powinniśmy kwestionować jego wyborów, choćbyśmy ich nie akceptowali. Nie powinniśmy na siłę się zabijać czy popełniać samobójstw - po co? Każdy ma osobę, dla której warto żyć. Nieważne, czy to przyjaciel z osiedla, z innego miasta (czujesz to powiązanie?:)) czy nawet nasz ulubiony artysta. To taka osoba, dzięki której aż chce się żyć, nieważne jak chujowo by było.
"- Chanyeol!
UsuńPowiedz to wreszcie!
- Kochanie!
No dawaj, kurwa!
- Skarbie, proszę…
- Ja pierdole, gadaj to!" Czytając ten fragment miałam przed oczami klęczącego Chanyeola, który rękami rozgrzebywał ziemię i cicho płakał, krzycząc na cały cmentarz... kolejna scena, która trafiła w moje serce jakimś głazem i zaszlochałam cicho przed laptopem. Całe szczęście, że nie nasmarkałam sobie do kawy.
Bardzo rozumiem zachowanie Chanyeola. Sama nigdy nie chciałabym iść na stypę, gdzie wszyscy będą mówili, jak to im Ciebie szkoda, że wszystko będzie w porządku, gdy tak naprawdę dokładnie wiedzą, że nigdy tak nie będzie, bo nie ma z nami tej osoby. Osoby, dla której chce się żyć.
Tutaj pojawia się motyw jabłek i aż chciałabym wspomnieć. Sam tytuł shota brzmi "Apple" i byłam mega zaciekawiona, o co chodzi z tymi jabłkami. Teraz już wiem i jestem pod wrażeniem. Niby taka prosta rzecz jak jabłka, a samym tytułem i późniejszymi wydarzenia oddaje więcej niż tysiąc słów.~ Kolejne gratulacje.
Jabłka i alkohol to naprawdę ostre połączenie i aż się bałam o jego zdrowie,... Tak bardzo się ucieszyłam, gdy przyszedł (A raczej przyleciał) do niego Jongin i wygarnął mu wszystko. Takiej osoby też potrzebujemy - da nam kopa w dupę (Tutaj akurat z pięści w twarz, jeszcze bardziej skuteczne) w odpowiednim momencie, gdy już nie będzie mogła patrzeć na nasze załamywanie się. Zbierze nas do kupy i na sam czubek wklepie chorągiewkę, coby nie było, że bez jego zasługi się tak wszystko nagle naprawiło.
I tu się kończy podstawowa część Twojego dzieła, przechodzę do zakończeń. Mam nadzieję, że wszystko zinterpretowałam poprawnie i ten komentarz jest w miarę składny. (Nadzieja matką głupich, heh)
Pierwsze zakończenie - najkrótsze ze wszystkich, a i tak w sumie mnie nim zdziwiłaś. Nie wiem, podejrzewałam, że może Chanyeol się opamięta i wszystko jakoś pomału zacznie wracać do normy. Chyba jestem zbyt mało brutalna jak na dzisiejsze czasy, bo ostro się zdziwiłam tym zakończeniem, poważnie.
Znów motyw jabłek, tak bardzo intrygujący i pojawiający się bardzo często. Takie słowo klucz, powiedziałabym. Coś jak u mnie "Trauma", na której wszystko się opiera.
Mówiąc szczerze byłam przekonana, że on z tymi jabłkami idzie do szkoły i myślałam "Na cholerę mu to, skoro nie wziął żadnych książek", tak. Nawet tutaj nie domyśliłam się, że pójdzie sobie do lasu... Byłam naiwnie głupia, pewnie powiesz.
Opis jak jabłko roztrzaskiwało się na skarpie jest taki cudowny *^*. Cała ta atmosfera jest taka genialna, że aż nie mam słów i nie wiem, co tutaj napisać.
"To wszystko dla ciebie, Baekkie. Zawsze było. I zawsze będzie." Pociągam nosem jak głupia i przecieram oczy dłonią, bo rozmazuje mi się obraz. Krótkie, zwięzłe i tak bardzo we mnie trafiło. Długo będziesz jeszcze mnie tak zaskakiwać, Mano? Bo nie wiem, jak to ze mną dalej będzie.....
Spoczywaj w pokoju, Channie. Mam nadzieję, że nie pożałowałeś nigdy swojej decyzji i jesteś szczęśliwy z Baekhyunem w waszym własnym świecie. <3
Zakończenie drugie - pisałaś, że jest w porządku, więc zabrałam się za nie z wielką chęcią! Miałam nadzieję, że nie zaskoczysz mnie tu aż tak bardzo, bo moje serce i tak galopowało niczym koń na bieżni na najwyższych obrotach. Jak to się dzieje... powiesz mi?
UsuńOgromnie się cieszę, że do Chanyeola trafiły łzy jej mamy. Bardzo. Nie wiem jak u innych, ale u mnie właśnie jest tak, że nieważne jak bardzo twardy bym była, zawsze czuję ból w sercu gdy widzę łzy mojej mamy. Nie mogę na to patrzeć, bo od razu czuję się, jakby serce mi pękało. Dlatego też nie zdziwiłam się, że przeszedł taką.. diametralną wręcz zmianę i poszedł do szkoły. To też jakiś krok - sama osobiście bałabym się powrócić do placówki, w obawie że wszyscy będą traktować mnie jak najbiedniejszą i najsmutniejszą osobą na całej kuli ziemskiej. Że z każdego kąta będzie słychać "O, to ta, której chłopak (dziewczyna?) nie żyje", "O boże, jak mi przykro" i to najgłupsze, "Wszystko będzie w porządku". Chyba nie chciałabym tego słyszeć, dlatego jestem szczęśliwa, że nikt tego nie wspominał. I co najważniejsze - Chanyeol został przyjęty tak, jakby nic się nie wydarzyło. Po prostu. To cudowne.
Moment, gdy Kyungsoo i Jongin przytulali Yeola.. rozczuliłam się tak bardzo, że aż ścisnęłam mojego miniaturowego Chanyeola i zrobiłam głośne "Awwwww". <3
To wspaniałe, że nareszcie, krok po kroku do wielkoluda zaczęła docierać świadomość, że jego ukochanego już nigdy z nim nie będzie. To wcale nie znaczy, że ma iść się powiesić. To znaczy, że Bóg wystawił go na próbę i tylko mocne duchem osoby ją przejdą. Zdał ten test bardzo dobrze, prawda, Mano?
Cmentarz. Cmentarz. Nie lubię cmentarzy, bo kojarzą mi się z bólem i zawsze na nich mam największe rozmyślenia co do mojego życia... tak więc niesamowicie zdziwiłaś mnie tam obecnością Luhana! Kogo jak kogo, ale jego się tam nie spodziewałam. Taka boska końcówka, że znów zakwiliłam... ;; Może Chanyeol byłby w stanie ułożyć sobie życie na nowo z Luhanem? Jestem pewna, że Baekhyun by poparł tę decyzję. W końcu czego nie robi się dla ukochanej osoby?
Zakończenie trzecie - najbardziej kontrowersyjne, co? ^^ Czytałam wszystkie Twoje niepewne słowa co do tej części i te lęk wpłynął też na mnie. Z tego wszystkiego najpierw przeczytałam czwarte zakończenie, a dopiero wzięłam się za to.
Początkowe części, gdzie Chanyeol koduje wszystkie szczegóły. Zastanawiałam się - "Ale dlaczego? Co on kombinuje? Jezu.." i mniej więcej to były główne moje myśli, gdy czytałam tę część.
Gdy doczytałam fragment o "W podskokach podążyłem w stronę cmentarza", jakby wszystko mi się rozjaśniło - to, że wspominałaś, iż Channie jest nekrofilem i ta część jest obrzydliwa. Trzęsła mi się ręka jak przewijałam stronę i z każdym słowem bałam się zjechać niżej! To naprawdę ciężka tematyka, ale na mój głupi gust poradziłaś sobie z nią bardzo dobrze.
Te wszystkie wtrącenia Chanyeola w kierunku Baekhyuna, gdy dokopywał się do trumny były.. przerażające, zupełnie jakby mówił je chory psychicznie człowiek, co w sumie było poniekąd prawdą. Nadawały one jeszcze większego klimatu temu fickowi i kłaniam się za nie, naprawdę. <3
Tak teraz czytając wszystko od nowa dochodzę do wniosku, iż Chanyeol po prostu traktował Baekhyuna jak.. osobę żyjącą. Ciągle oddychającą, co było przerażające, przecież w końcu wykopał go z grobu, a nie jest to jakieś prywatne solarium z maseczką tlenową... GRÓB. Jak sama nazwa wskazuje coś GRZEBIEMY, a skoro grzebiemy, to to coś musi być MARTWE. Chanyeol, chcesz jakąś rozpiskę? Bo chyba się pogubiłeś z tej miłości, biedaku~
Te wszystkie szczegóły, gdy przytulał zimnego chłopaka i tak dalej.. Jejciu, to też takie trafiające do serca i to też powinno dać wyższemu do myślenia, ale nie. Cóż, chora osoba nie patrzy jak ta normalna, zdrowa.
To takie komiczne, bo tutaj jestem zaczytana w tekst, gdy wyłapuję słowo "taczki" i widzę, jak Chanyeol wiezie trupa na taczkach... Mój Boże, to z jednej strony wygląda przerażająco, a z drugiej komicznie, bo podobnie wiezie się pijaków po imprezach. Cóż. xD
UsuńChciałam jeszcze dodać, że niesamowicie pasowałaby tutaj piosenka Słonia - Love Forever. Taka sama miłość, nekrofilia i stosunki z trupami. Jesteś pewna, że to nie stąd brałaś inspiracje? ^^ A dodatkowo sam tytuł "Love Forever", dokładnie opisująca całego tego shota....
Ten fragment, gdy Chanyeol wyjmuje z ust Baekhyuna jabłko i niesamowicie się denerwuje.. prawda, to było odrażające, ale doskonale pasujące do całej tematyki (z którą tak dobrze sobie poradziłaś ;;;;) i dokładnie wiem, jak trudne do napisania to musiało być.
Jeśli chciałabym opisać cały stosunek, to chyba nie dałabym rady. Nie jestem w stanie nawet znaleźć dobrych określeń, żeby to oddać. Tak, jak już Ci pisałam na Kakao - to zakończenie jest prawdziwe. Bardzo prawdziwe, zupełnie jak te inne, ale to ma w sobie to coś. Ile razy słyszałam historię, że ktoś nie chcąc pogodzić się z czyjąś śmiercią po prostu sobie żyje z tą osobą, jakby ta ciągle oddychała i funkcjonowała normalnie. Dawno temu opisywali właśnie historię jakiejś pani (a może pana?) na podobnych zasadach - swoją ukochaną (ukochanego? nie pamiętam, czy to była kobieta czy mężczyzna) zabierał na zakupy, gotował dla niej i rozmawiał z nią pomimo tego, że ta osoba nie żyła. Nie mówię, że to normalne, bo takie nie jest. Mimo wszystko rozumiem takie osoby i kolej rzeczy, bo straty często odbijają się na naszej psychice, a niektórzy mają ją bardzo słabą.
Cieszę się, że w końcu się opamiętał i nawet pomimo tego, iż skończył w psychiatryku.. jestem pewna, że zapamiętał tę sytuację. Pf, ja ją zapamiętam. Ostatni fragment jest świetny, te opisy i wszystko.. *^*
Słowem? - Geniusz. Naprawdę, geniusz z tego zakończenia.
I ostatnie zakończenie - czwarte. Czytałam przed trzecim, ale o tym już wspominałam wyżej. xD Byłaś z niego zadowolona, więc od razu i ja byłam nastawiona pozytywnie!
Szczerze powiedziawszy nie spodziewałam się, że Jongin wyciągnie wielkoluda na imprezę. Serio, wszystko tylko nie to. Mimo wszystko element zaskoczenia jak najbardziej miły i cieszę się, że tym całym shotem tak mnie szokujesz, to bardzo dobrze rokuje! <3
Gdy Channie zobaczył tego chłopaka, złudnie wyglądającego jak Baekhyun byłam przekonana, że ma omamy. Przysięgam, myślałam, że znów zwariował i wmawia sobie coś, czego nie ma. Nie miałam bladego pojęcia, że to prawdziwy Baekhyun! Jezusie i Maryjo, jaka ja byłam zdziwiona! o.o I ta ukryta scena seksu, tak ładnie zamaskowana i wyszła na taką delikatną.. idealna. <3
Byłam w jeszcze większym szoku, gdy naprawdę znalazł ten dowód i to wszystko okazało się prawdą. W duszy przepraszałam Chanyeola, że nazwałam go wariatem z halucynacjami i jednocześnie byłam wkurzona na siebie, że nie brałam pod uwagę tej najjaśniejszej rzeczy - iż to będzie prawdziwy Baekhyun! ;-; Jak to mówią - zawsze przegapiamy te najłatwiejsze rozwiązania, jak to było i tym razem..
Cała sprawa z gangiem i zabójstwem i tym wszystkim.. kolejny element szoku. Że jak to ten malutki Baekkie kogoś zamordował? A potem upozorował własną śmierć.. Boże, to wszystko się nie mieści w malutkim mózgu Hikarisi. TTTT
I to zakończenie... pistolet, jabłko.. Jezu. Znów to jabłko, które tak bardzo wszędzie pasuje i ostatnie zdanie "
To, co działo się później, rozwiązywało wszystkie problemy." które też jest takie genialne, że się skręcam.. TT Tak bardzo pasuje, że nie wiem, jak można to tak genialnie napisać. Nie chodzi mi nawet o samo zdanie. Mam na myśli całego shota i wszystkie zakończenia. Każda opcja tak różna od drugiej, a kocham wszystkie strasznie mocno. <33
Podsumowując - jak zwykle miałaś obawy, a ja jak zwykle jestem w niebie i z dupy mi leci tęcza. ;s Więcej wiary w siebie, Mano, błagam. Zasługujesz na to!
Ściskam mocno,
Hikari. <33333333
Ps. ManKari & MilManKari jest real, nie zapominaj. Nigdy.
Nie, nie dam rady napisać tak długiego komentarza, jak zwykle. Nie uda mi się napisać nawet połowy tego, co zwykle. Wiesz, ja jako osoba, która angstów pisać nie potrafi (choć zbieram się już na niego i być może mój pierwszy prawdziwy angst ujrzy światło dzienne), przeżywam je sto razy mocniej. Płaczę. A wiedz, że jeżeli JA płaczę, przy czymkolwiek oznacza tylko jedno:
OdpowiedzUsuńDOBRA ROBOTA, MANA
Kłaniam się do stópek i czytam dalej. Mimo tego, że nie chciałam tego czytać, bo BaekYeol i angst w jednym zdaniu, a ja wiję się jak piskorz z nadmiaru bólu.
;_________;
A mimo to nadal cię kocham <3
AVA
Wybacz, że nie wpisałam wszystkich komentarzy pod TYM postem, jak napisałaś poniżej ; - poprostu nie zauważyłam, będąc przejętą twoim opowiadaniem.
UsuńZrobię więc małe podsumowanie całości.
BaekYeol, to jeden z moich ulubionych paringów i przez cały październik mam niedosyt ich miłości. Nie mogłam znaleźć żadnego ficka, który by zapełnił pustkę, którą czułam w stosunku do tej uroczej pary. Szukałam fluffów, bardziej czegoś śmiesznego z pięknym zakończeniem, które ubrałoby w słowa piękną miłość.
Po przeczytaniu Apple wiem, że to wcale nie zapełniało tej dziwnej pustki, tylko wprost zasłaniało zwykłą potrzebę chwilowego smutku. Byłam przygnębiona, a zabawnymi opowiadaniami starałam się poprawić sobie humor. To był błąd. Przeczytałam te zakończenia. Przeczytałam twoje Apple i wiem, że już nie czuję tej pustki. Jestem pełna ;3 i czuję się z tym niesamowicie dobrze. Wszystko pisałaś tak, jakbyś to przeżywała, lub co najmniej widziała na własne oczy. Pięknie Mano! Poruszyłaś moim sercem, które zaczęło się właśnie zszywać i możesz być z siebie baaardzo dumna.
Zaczęłam czytać tego ficka z nadzieją, że mi się nie spodoba. W końcu to ANGST - czyli coś, z czym kompletnie sobie nie radzę!
Przeczytałam jedno słowo - przeczytałam całość, bo nie mogłam się oderwać. Po tym poznasz prawdziwie dobrze napisane opowiadanie i za to Ci dziękuję.
Wiele pracy w to włożyłaś :*
Cóż mogę powiedzieć więcej?
Weny na kolejne cudeńka, Tobie mogę wybaczyć, jeżeli to będzie kolejny angst.
HWAITING!
PS.: Nadal jest mi smutno, choć się uspokoiłam. - DZIĘKUJĘ, KURWA DZIĘKUJĘ CHOLERA NO. TO BYŁO GENIALNE! *włączają mi się feelsy*
Nie powinnam czytać angstów w nocy, zdecydowanie. Na początku jakoś szło, bo miałam mojego psa, więc mogłam się do niego przytulic i tak jakoś raźniej mi było, ale po jakimś czasie mi uciekł i już było tylko gorzej. I ogólnie stwierdziłam, że angsty powinnam czytać jak mam zjebany humor, czy coś. Ale jedno mnie cholernie cieszy - to, że nie wzięłam słuchawek i nie czytałam przy muzyce, bo ryczałabym jeszcze bardziej.
OdpowiedzUsuńNie wiem czemu, ale na początku wyobrażałam sobie Bacona jako tego żywego, a Chanyeola jako umarłego właściwie przez to, że nie napisałaś imion. A później zauważyłam tę cześć o eyelinerze i już wiedziałam, że wyobrażam sobie źle. Więc musiałam zacząć czytać od nowa. Ale spoko, to było całkiem fajnie i tak często czytam po kilka razy opowiadania. :3 I wiesz, na początku byłam spokojna, jakoś to czytałam i powstrzymywałam się od łez, może dlatego, że jeszcze nie byłam w stanie się wczuć. U mnie feelsy przychodzą zawsze troszeczkę później. I tak. Przyszył, nawet ze zdwojoną siłą. Ale to chyba niedobrze, bo później cała zaryczana byłam, nie mogłam oddychać, a obraz mi się rozmazywał przed oczami. I to wszystko zaczęło się w scenie, kiedy niemalże siłą wyprowadzali Chana z cmentarza. Tak, to mną cholernie poruszyło. Widać było, jak bardzo Chanyeol nie chce opuszczać swojego chłopaka, nie ważne czy ten nie żyje czy żyje. Był z nim po prostu tak cholernie mocno związany, że ta rozłąka wiele go kosztowała, że nie mógł poradzić sobie z jego odejściem i rozumiałam go. Bo myśl "Baek nie żyje, leży kilka metrów pod ziemią, właśnie jest jego pogrzeb, przecież on się do jasnej cholery zabił i zostawił Yeolla..." Smutne. Nawet bardzo. Chciałabym przytulic Chanyeola i powiedzieć "Ej, stary, wiem, że on dużo dla ciebie znaczył i kochałeś go, ale nie możesz całkowicie zapomnieć, że świat istnieje poza twoim pokojem, a jeśli będziesz zamknięty w czterech ścianach - nic to nie da", ale najwyraźniej Jongin zrobił to za mnie i jestem mu wdzięczna, że jakoś zmobilizował Chanyeola do różnych działań. No i teraz nasuwają się cztery zakończenia, które oczywiście wszystkie przeczytałam :3
Twoje groźby NIC nie dały x D
I prośby również.
Jeśli chodzi o to pierwsze - wydawało mi się najbardziej realne. Człowiek po tak głębokim dołku nie ma siły na nic, a myśl, że już nigdy nie zobaczy się z osobą, którą tak bardzo kocha - przeraża. Najwyraźniej Chanyeol należał do tej grupy ludzi, która nie potrafi poradzić sobie z problemami. Był zbyt słaby, więc poddał się i postanowił jakkolwiek działać, żeby zmniejszyć swój ból. Właściwie mu się nie dziwie, sama, gdybym była na jego miejscu, zastanawiałabym się nad podobnym rozwiązaniem. Samobójstwo. Najprostsza rzecz w świecie, kiedy człowiek ma wszystkiego dość, a właśnie zostanie na Ziemi wydaje się niesamowicie trudne. I wiesz co mi się strasznie spodobało? Jabłuszka. Wziął je ze sobą nawet na ten klif. Przypominały mu o Baekhyunie? Skłaniały do pewnych czynów? Może, bo właściwie to był taki ich symbol, który Chanyeolowi kojarzył się z Baekhyunem.
I kiedy przeczytałam to zakończenie, stwierdziłam, że jest cholernie dobre i realistyczne. Może dlatego jest moim drugim ulubionym *^*
Drugie... Masz rację, szczęśliwym na pewno bym tego nie nazwała. Raczej powiedziałabym, że było najbardziej smutne z tych wszystkich czterech. Niby Chanyeol pogodził się jakoś z tym, że Baekhyun nie żyje, a za podporę miał Luhana, ale ja nie dostrzegłam nic w tym pozytywnego. Może tylko to, że Yeoll do końca nie zwariował, że jakoś się z tego podniósł. Mimo to Byun nadal nie żył. Myślę jednak, że w tym zakończeniu Chanyeol wcale nie do końca pogodził się z tym wszystkim. To znaczy - wiedział, że tak musi być, że nic na to nie poradzi, że jego mały kochany Baek odszedł, ale nadal go to bolało i rozrywało serce. A ja przy tym zakończeniu uroniłam najwięcej łez.
Ha! Trzeciego zakończenia byłam najbardziej ciekawa i dobre miałam przeczucia, że będzie coś z odkopywaniem zwłok (być może mam również zryty mózg jak ty, Mano, ale to dobrze ^ ^ zryte mózgi są fajne :3). I tym nie nie zaskoczyłaś, ale tym, że Chanyeol niemal zgwałcił zwłoki swojego chłopaka... Dziewczyno, wygrałaś internety *^* Nigdy nie domyśliłabym się, że coś takiego napiszesz, więc miałam niespodziankę! xD Całkiem straszną, ale fajną :3 Jestem chyba jakaś psychiczna, skoro to mi się podobało, ale tak, zakończenie zajebiste :3 Mimo dziwnej aury psychiczności (jakkolwiek chujowo to nie brzmi, mimo wszystko, moja polonistka byłaby dumna XD) dostrzegłam jakiś tragizm w tym zakończeniu. Yollie całkowicie się poddał, zwariował, już nie ogarniał co jest prawdą, a co jego wymyślonym, całkiem nieprawdziwym światem (w sekrecie powiem ci, że kiedyś miałam zamiar napisać coś podobnego po CM, ale bez żadnych zwłok i gwałcenia trupów. Szkoda, to jakoś urozmaiciłoby fabułę xD). I najsmutniejsze w tym było to, że nie potrafił się pogodzić z odejściem Baekhyuna, że na siłę chciał mieć go przy sobie, nawet, jeżeli ten od miesiąca już nie żył. Straszne, człowiek tak zakochany, jest w stanie zrobić wiele rzeczy i Park tego przykładem. Gdyby nie policja i nie chciał podciąć sobie żył, mógłby odtworzyć sobie wspólne życie z Baekhyunem. Tak myślę. Gotowałby mu, dbał o niego, a co najważniejsze - miałby go przy sobie, nie ważne, że bez duszy, całkowicie bezwładnego... Liczyło się, że są razem, ale cielesność przecież nie jest najważniejsza. Chanyeol nie potrafił tego zrozumieć, a mi się zrobiło go cholernie żal.
UsuńCzwarte zakończenie jest moim ulubionym. Może dlatego, że Baekhyun faktycznie przeżył, a całą swoją śmierć upozorował! Nie zdziwiłam się, kiedy Chanyeol myślał, że rozmawia z całkowicie obcą osobą, tylko podobną do Baekhyuna, mającą jego głos, wygląd, osobowość, wszystko... Przecież Chanyeol był pewny, że Byun nie żyje, że już dawno odszedł, popełniając samobójstwo... A jednak nie! Żył i nawet spędził wspólnie noc z swoim byłym chłopakiem. A ja byłam naprawdę szczęśliwa, że nie odszedł całkowicie. Nawet jeżeli musiałby uciec z kraju, mógłby wziąć ze sobą Chanyeola. To byłoby jakimś rozwiązaniem, całkiem dobrym - sądzę. Ale wydaje mi się, że Bacon nie chciałby ryzykować życia Parka. Zbyt duża cena za spędzenie kilku chwil razem. A jeżeli Chanyeol w jakiś sposób pogodził się ze śmiercią Baekhyuna, mógłby poradzić sobie również z jego odejściem, wyjechaniem do innego kraju, ucieczką... Ale sama końcówka mówiła sama za siebie. Myślę, że już nie mieli szansy nigdzie razem uciec, ani w pojedynkę. Umarli razem? Może, tego nie wiem, jedynie co to muszę się domyślać. I mimo że na pozór 4 zakończenie jest w pewien sposób szczęśliwe, to kończy się równie tragicznie co 3 wcześniejsze. Ale jest moim ulubionym i chyba najbardziej wpadnie mi w pamięć.
I cóż... Ryczałam tak bardzo przez ten one shot, ale czego mogłam się spodziewać po angscie? Tylko litrów wylanych łez. Mana, jesteś najlepsza! To opowiadanie jest zdecydowanie świetne i nadal nie rozumiem, dlaczego tak bałaś się go opublikować. Cholernie mi się podoba <3
I wiesz co? Nie zawiodłam się, co więcej, to opowiadanie przerosło moje oczekiwania <3
Ha, jednak przed szkołą zdążyłam <3
W pierwszej kolejności chciałabym cię bardzo przeprosić. Już parę dni temu zauważyłam, że dodałaś, ale nie miałam kompletnie czasu na to, żeby przeczytać i skomentować. Ale dzisiaj się reflektuję i zabieram za komentarz^^
OdpowiedzUsuńA więc...
Dotychczas nie wiedziałam, że jesteś w stanie poradzić sobie z takim shotem/partówką, czy jak tam nazwać to, co dodałaś. Owszem, pisałaś świetnie i twój blog jest jednym z moich ukochanych, jednak byłam ciekawa, jak byś sobie poradziła z angstem albo czymś podobnym. I wiesz co? Poradziłaś sobie niesamowicie. Przeczytałam wszystko chyba w niecałą godzinę O.o Pierwszą część czytało mi się strasznie ciężko... Ale nie ze względu na to, jak to napisałaś, tylko ze względu na fabułę. Smutna, przygnębiająca i ciężka. Początkowo myślałam, se to Chanyeol nie żyje O.o Ale potem jak napisałaś, że zmarły bardziej dbał o wygląd niż o co innego, to już wiedziałam, że chodzi o Baeka. Cóż, coś ostatnio mi soe trafiają same angsty z tym paringiem:( A to mój ukochany na równi z HunHanem. Ale co ja mówię... Sama będę pisać opowiadanie BaekYeol, które będzie angstem...O.o Ja się chyba sama zapłaczę przy pisaniu>.< No, ale do rzeczy, bo odbiegłam od tematu.
Pierwsze zakończenie było chyba najbardzirj przewidywalne, jak sama napisałaś. Wiesz, chyba nie jestem sobie w stanie uświadomić, co czuje człowiek po stracie tej najukochańszej osoby... Uczestniczyłam w pogrzebie samobójcy, który nie poradził sobie po śmierci współmałżonka i muszę przyznać, że nawet ja, która nie byłam rodziną, czułam się okropnie. Ta świadomość jest straszna. Dlatego z jednej strony nie dziwię się, że Chanyeol się zabił, ale z drugiej samobójca zawyczaj ma ogromnie problemy psychiczne i to straszne, że jego rodzice nie pomogli mu we właściwy sposób i doprowadzili po części do śmierci własnego syna. No bo przecież można jakoś zareagować... Psycholog, psychiatra, cokolwiek. Nawet na siłę na początku...
Drugie zakończenie przyjęłam z ulgą, bo Channie jednak postanowił, że co się stało, to się nie odstanie i trzeba żyć dalej.
Trzecia wersja była chyba najbardziej makabryczna. I nie martw się, wcale cię nie wzięłam za psychiczną:P Wręcz przeciwnie. Jestem pod wrażeniem, że potrafiłaś opisać to wszystko. Szkoda mi Channiego. Tak cholernie mi go było szkoda. Nie zdawał sobie sprawy, że dopuścił się przestępstwa i profanacji, tak bardzo był zrozpaczony. Potem czuł obrzydzenie i wstręt do samego siebie. Coś strasznego. Nie wyobrażam sobie, żeby kogokolwiek mogła spotkać taka tragedia. No bo przecież nie dość, że stracił ukochanego, to jeszcze potem posunął się w tej rozpaczy do czegoś strasznego. Dobrze, że go znaleźli. Dobrze, bo by umarł w męczarniach. Nawet nie wiesz, jakie uczucia wywołała we mnie wizja takiego zrospaczonego, doprowadzonego do ostateczności Chanyeola. Mimowolnie wyobrażałam sobie wszystkie te sytuacje. A porem trafił do psychiatryka...
OdpowiedzUsuńA czwatym zakończeniem całkowicie wbiłaś mnie w łóżko, na którym siedzę i aktualnie nadal mam mindfuck, który mi się utrzymuje już dłuższą chwilę. Nie spodziewałam się... Właściwie to myślałam, że Channie po prostu wyidealizował tego chłopaka z imprezy i dlatego wydawał mu się być Baekhyunem. A naprawdę to był on... Matko, nawet nie wiesz, jak bardzo w tamtej chwili nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Połowa mnie chyba tak szczęśliwa, że jednak Baekkiem żyje, a druga miała ochotę iść i rozkwasić mu jego idealną twarz-.- I tu znowu - z jednej strony chciał chronić bliskich, ale z drugiej nawet nie pomyślał o tym, że Channie jest na skraju wytrzymania, i że jego bliscy muszą ogromnie cierpieć. Dlatego nie wiem, co mam o nim sądzić. A potem wchodzi gość z mafii i (jak sądzę) zabija Baekkiego O.o Normalnie... Boże, nie wiem, co zrobić. Czuję się taka wyprana z emocji O.o Tak miało być?xD Bo jeśli tak, to odniosłaś sukces^^
I teraz tak - chylę czoła za pomysł. Chylę czoła za wykonanie. Chylę czoła za oddanie emocji i przeżyć wewnętrznych. I chylę czoła za brak błędów. Jesteś jedną z moich ulubionych autorek (mówię to całkiem szczerze i z ręką na sercu) i naprawdę strasznie się cieszę, że napisałaś coś takiego, i że ja mogłam to przeczytać. Coś niesamowitego<3 Od dzisiaj będę już zupełnie inaczej cię postrzegać^^
Weny, pomysłów, czasu i chęci na pisanie angstów, fluffów, czy co tam sobie zaplanujesz. No i oczywiście do "Scornful Hunnie":)
Hwaiting~!
Pozdrawiam, Yuri<3
PS.: zastanawiam się, czy jabłko miało w tym opowiadaniu jakąś głębszą symbolikę. Bo ogólnie to ten owoc jest symbolem wyrzutów sumienia. To miało jakiś związek tutaj?
PS2.: mój najdłuższy w życiu komentarz, bo aż musiałam podzielić na dwa XD
dobra Mana, obiecałam, że napiszę komentarz *boże, naleśnik by został spalony i nie wiadomo co jeszcze, gdyby nic tutaj nie napisał* po pierwsze nie wierzę Mana, że miałaś taki naj naj pomysł. nie dość, że taki trochę schizowy *don't worry, naleśnik kocha takie* to jeszcze cztery zakończenia, no z tym to się spotykam pierwszy raz szczerze mówiąc. Chanyeol mi się w tym tak bardzo podoba, że ja cie, wiesz, taki rebel i w ogóle. miła odskocznia od innych ficzków ci powiem. a czytałam twojego w nocy, chyba o 12 albo 1, coś takiego. uśmiechałam się, śmiałam, no jakbym była jakimś psychopatą dosłownie XD
OdpowiedzUsuńwspółczuję Chanyeolowi, było mi smutno jak tak czytałam ten jego monolog jaki wygłaszał Baekowi przed jego grobem. potem jak się tak staczał w swoim pokoju, jadł jabłka, by dać dowód miłości. no i pojawił się Jongin, wybawca, w sumie też bym się tak wkurwiła. ale jak Park powiedział, że Baek żyje, tylko do niego nie przychodzi i podoba mu się, że tak się stacza to mnie rozjebało. naj naj psycho ficzek! ♥
zakończenie pierwsze - tak szczerze to wiedziałam, że takowe wyjście będzie, Chanyeol już niezdolny do dłuższego i tak marnego funkcjonowania, kończy ze sobą. na pewno Baek się ucieszył XD
zakończenie drugie - to jest najbardziej optymistyczne zakończenie, Yeol się mniej więcej pogodził ze stratą ukochanego i wraca do życia codziennego. nie idzie się zabić *uff XD* też bym tak chciała, że ja wracam po długim czasie nieobecności w szkole, a wszyscy mnie tak witają, Yeol zazdro. XD podoba mi się oczywiście XD
zakończenie trzecie - NO ZA TO TO JA CIĘ MANEK KOCHAM! boże najlepsze zakończenie, takie naj naj. bardzo, bardzo ale to bardzo kocham coś takiego czytać. plis, nekrofilia to coś dla mnie. XDDDDDD tak bardzo przypomniał mi się słoń - love forever XD podziwiam cię, że udało ci się to napisać, naprawdę. mi by się nie udało XD *a tak między nami to myślałam, że na końcu Chanyeol zje Baekhyuna, ale na szczęście się to nie stało XDDD*
czwarte zakończenie - tego. się. całkowicie. nie. spodziewałam. naprawdę. Manek, zaszalałaś. ja w ogóle nie wiedziałam, że Baekhyun będzie aż taki obrotowy - mafia, ucieczki i te sprawy, upozorowanko śmierci. a tu bum, Chanyeol jednak miał rację i to prawdziwy Baek. ale na końcu, no kurwa, musiał ten gościu z pistoletem wejść i ich zabić. może by kurde uciekli daleki i żyli długo i szczęśliwie. ;___;
no dotarłam do końca. ogólnie ficzek był naj naj, bardzo mi się podobał, naprawdę miałaś ciekawy pomysł *naleśnik bije pokłony* ♥♥
weny, chęci i czasu Manek! hwaiting kochana! ♥
Totalnie zakochałam się w tym ff i chyba śmiało mogę je nazwać swoim ulubionym, naprawde dobrze napisane. Chyba jestem chora, bo najbardziej do gustu przypadło mi zakończenie numer 3, ewentualnie numer 2. Nie spodobało mi się numer 4, bo jest trochę zbyt...typowe? Nie wiem, w każdym razie życzę dużo weny!
OdpowiedzUsuńA no i gratuluję umiejętności takiego wyrażania emocji, pięknie, serio
Usuń