poniedziałek, 9 października 2017

Rozdział czternaście i pół ,,Don't keep calm"



 Cześć Wszystkim! Powracam do tej nielicznej grupki osób, która jeszcze wpada na mojego zapomnianego bloga, z kolejnym (przedostatnim) rozdziałem. Jest on bardzo krótki, dlatego przeczytacie go w mgnieniu oka. 😄 Taka długość rozdziału nie wynika z tego, że nie miałam weny (bo akurat ten rozdział pisało mi się wyjątkowo dobrze), tylko po prostu zawarłam w nim wszystko co miałam, a nie chciałam wymyślać niczego na siłę. Mam nadzieję, że rozdział choć trochę Wam się spodoba i po jego lekturze mnie nie ukamienujecie. 💙 W ogóle wiecie, strasznie się cieszę, że postanowiłam jednak doprowadzić historię Pogardliwego Hunnie'go do końca, bo już zapomniałam jak bardzo lubię pisanie. :c Dlatego też bardzo dziękuję osobom, które jeszcze dzielą się ze mną swoją opinią w komentarzach, bo dają mi wiarę, że jeszcze posiadam tę minimalną umiejętność pisania. 💜







Jongin's point of view


Kochałem Sehuna odkąd pamiętam.

Nieważne jak daleko sięgam pamięcią, zawsze w mojej świadomości nieodłącznie istnieje miłość do niego. Mam wrażenie, jakbym kochał go od momentu moich narodzin. Jakby było to wpisane w całą moją istotę. 

Przyjaźniliśmy się od małego. Wtedy jeszcze tego nie wiedziałem, w końcu byłem małym gnojkiem, który miłością nazywa tylko kochanie mamy i taty. Jednak zawsze ciągnęło mnie do Sehuna. Ze wszystkich moich kolegów to z nim chciałem spędzać najwięcej czasu, z nim się bawić i z nim być w parze na szkolnych wycieczkach. Miałem szczęście, bo Sehun to odwzajemniał. Byliśmy prawdziwymi przyjaciółmi i była to rzecz, którą uważałem za najważniejszą na świecie. Dla której naprawdę mógłbym poświęcić życie.

Gdy już dorośliśmy, zaczynałem sobie uświadamiać, że moje pragnienie przebywania z Sehunem nie wynika tylko z przywiązania i sympatii. Zorientowałem się, że myślę o nim, jak o kimś wyjątkowym. Kimś, w kim byłem zakochany.
Nie znałem uczuć Sehuna. Właściwie nikt ich nie znał. Wobec wszystkich Sehun tworzył niewidzialną i grubą barierę, przez którą żadnymi dostępnymi sposobami nie było możliwości się przebić. Zawsze był chłodny, opanowany, nie pokazywał swoich emocji. Zawsze ukryty był za maską pogardy i obojętności.
Rąbek tej maski był w stanie uchylić tylko Luhan. Byłem o to zazdrosny. Nie wiedziałem, co ma Luhan, czego nie miałem ja. Mimo że przyjaźniliśmy się we trójkę, to zawsze Luhanowi Sehun potrafił wyznać co go męczy. Mnie ujawniał tylko namiastkę swoich problemów. Wbrew pozorom, wystarczyło mi to. Cieszyłem się, że ufa mi chociaż w tak małym stopniu. Mimo tego nadal nie znałem jego uczuć.
               
A sam z każdą upływającą minutą zakochiwałem się w nim coraz bardziej.


six months ago

Zamknąłem oczy.
Wziąłem głęboki wdech, wyobrażając sobie przejrzyste niebo, w którym w każdej chwili mogłem się zatopić, wypełniając swoje ciało spokojem. W mojej wyobraźni czysty błękit rozlewał się w moim organizmie, docierając do najgłębszych narządów i organów. Byłem tym błękitem. Byłem niebem. Byłem spokojem.

Otworzyłem oczy.
Spokojny błękit prysnął jak bańka mydlana, a ja znów stałem się Jonginem, sterczącym przed drzwiami mieszkania Sehuna i toczącym wewnętrzną walkę z samym sobą. Wiedziałem, że Sehuna nie było w domu, akurat dzisiaj musiał zostać na dodatkowe lekcje. Dziękowałem Bogu za jego nieobecność, w przeciwnym razie nigdy nie zdobyłbym się na ten szaleńczy krok, który zamierzałem podjąć. Pewnie nie zdobyłbym się na niego nawet mimo to, gdyby ojciec Sehuna nagle nie otworzył drzwi i nie zobaczył mnie tkwiącego na wycieraczce i sztywnego jak kij w dupie.
- Jongin, co ty tu robisz? Wejdź, nie stój tak – Seunghae zaprosił mnie do środka, a ja tylko pokiwałem głową i powłócząc nogami, przestąpiłem próg. W nozdrza uderzyła mnie od razu woń wanilii wydobywającej się z kadziła na szafce na klucze przemieszanej z intensywnym zapachem męskich perfum. Chyba przeszkodziłem ojcu Sehuna w opuszczeniu domu.
- Napijesz się czegoś? Kawy, herbaty, mleka? Co prawda przygotowywałem się do wyjścia, jednak mam jeszcze trochę czasu, a chyba nie bez przyczyny się tu zjawiłeś, mam rację? – mężczyzna potwierdził moje przypuszczenia i uśmiechnął się przyjaźnie.
Oh Seunghae od zawsze był dla mnie jedną wielką zagadką. Miałem wrażenie, że w ciele człowieka, którego tak często widywałem, mieszka kilka osobowości, z których każda ujawnia się w innych sytuacjach. Gdy rozmawiałem z nim sam na sam, był wesołym, ciągle uśmiechającym się człowiekiem. Zawsze proponował mi coś do picia i za każdym razem pamiętał, żeby dać mi łyżeczkę do herbaty. Gdy przebywałem w jego towarzystwie razem z Sehunem, stawał się jakby nieobecny. Mogliśmy robić, co chcemy, nawet wystrzeliwać się nawzajem z armaty, a Seunghae nie zwracał na nas najmniejszej uwagi. Był wycofany i niemal nas ignorował. Nie pokazywał wobec nas ani cienia jakiegokolwiek uczucia, na jego twarzy malowała się całkowita obojętność. Natomiast gdy był sam z Sehunem, zmieniał się w istnego tyrana. Tylko kilka razy udało mi się podejrzeć zachowanie Seunghae wobec syna, ale to wystarczyło, abym wiedział, że nie tak powinno wyglądać podejście ojca do dziecka.
Dlatego też czułem pewien strach przed tym, co zamierzałem powiedzieć Seunghae. Bałem się, że przez to Oh jeszcze bardziej znienawidzi Sehuna. Jednak musiałem mu powiedzieć, bo inaczej zżarłoby mnie to od środka.
- Panie Oh… - zacząłem niepewnie, czując jak mój żołądek skręca się niczym spirala. – Czy mogę panu coś powiedzieć?
- Oczywiście, Kai – mężczyzna uśmiechnął się, co dodało mi nieco więcej odwagi.
- Obieca pan, że nie będzie pan zły? I nie znienawidzi mnie? Ani Sehuna?
Na dźwięk imienia syna, mężczyźnie lekko drgnęła powieka, ale uśmiech nie znikł z jego twarzy.
- Jongin, nie żartuj. Wiesz przecież, że możesz powiedzieć mi wszystko i nic nie przekreśli mojej sympatii wobec ciebie – odpowiedział i spojrzał na mnie wymownie, zachęcając mnie do wyznania trapiącej rzeczy. Po raz kolejny tego dnia odetchnąłem głęboko i przywołałem w głowie obraz nieskazitelnego błękitu.
- Panie Oh… - błękit, błękit, błękit – ja… - niebo, niebo, niebo – ja… kocham Sehuna, panie Oh. Jestem zakochany w Sehunie.
W jednej nanosekundzie błękit zmienił się w czerwień, a uśmiech Seunghae w grymas niepohamowanej wściekłości.


Wracałem do domu, tym razem nie myśląc o niczym. Błękit w mojej głowie rozbił się na milion kawałków jak szyba, w którą głupie dziecko rzuciło kamieniem. Wtedy w domu Sehuna, był to ostatni raz kiedy pomyślałem o błękicie. Już nigdy potem nie przywoływałem tej imaginacji. Zbyt kojarzyła mi się z sytuacją, w której poczułem się jak ostatni śmieć.
W moim własnym domu nie było lepiej. Matka z ojcem wydarli się na mnie, mówiąc, że nigdy by się nie spodziewali, iż wdam się w tak beznadziejną bójkę z jakimiś zasranymi kolegami, którzy nawet nie są mnie warci. Nie próbowałem się  bronić. Wiedziałem, że nawet gdybym zarzekał się na wszystkie świętości i tak by mi nie uwierzyli w opowieść, co tak naprawdę zaszło. Telefon od Seunghae był decydujący.

Decydująca była też wylana na moją głowę kawa, na szczęście już ostudzona. Podobnie jak ciosy wymierzone kijem do hokeja w mój brzuch, penisa i pośladki. Dokładnie tak jak rozdarty podkoszulek, który przy ojcu Sehuna i na jego rozkaz miałem włożyć sobie do majtek. I na koniec – decydujący tak samo jak wykopanie mnie z bloku, poobijanego, mokrego, półnagiego i na oczach przechodzących ludzi.

Nikt nigdy w życiu mnie tak nie upokorzył. Nigdy tak bardzo nie czułem się jak gówno. Nigdy tak bardzo nie chciało mi się płakać jak wtedy.

A jednak nadal kochałem Sehuna. Chyba nawet jeszcze bardziej.


now

                Zemsta na Sehunie za to, co Seunghae mi zrobił, była pomysłem Luhana. Ja nie chciałem się mścić. Nie przeszło mi to nawet przez myśl. Ciężko było mi pogodzić się ze świadomością, że nigdy nie będę mógł być z Sehunem albo chociaż wyznać mu, co do niego czuję. Ale nie planowałem żadnej zemsty. A tym bardziej nie na Sehunie.

                Plan Luhana był dopracowany niemal w stu procentach. Czerwonowłosy obmyślił każdy szczegół, nawet włączając w to niczego nieświadomych Xiumina, Baekhyuna i Chanyeola. Całe przedsięwzięcie miało opierać się na przyjaźni Sehuna i Luhana, która ostatnio przybrała na sile i stała się o wiele intensywniejsza niż moja relacja z Sehunem. Choć tak naprawdę były to tylko pozory.
                Taktyka Luhana przedstawiała się następująco – ja i on zaczniemy udawać parę, co wzbudzi w Sehunie zazdrość, biorąc pod uwagę jak bardzo jest on przywiązany do Xiao. Ja miałem z dnia na dzień stać się chamskim chujem, dla którego liczy się tylko dobra zabawa. Wszystkiemu miała przyświecać tylko jedna idea – całkowite zniszczenie Sehuna.
                Nie chciałem tego robić. Kochałem Sehuna do cholery, chciałem go chronić, a nie… rujnować. Luhan jednak rozbudził we mnie skrzętnie spychane przeze mnie w głąb świadomości uczucie – nienawiść. Do Seunghae za to, jak mnie potraktował. Do Sehuna za to, że wobec mnie nigdy nie był taki jak wobec Luhana. Do Luhana za to, że chciał zmienić mnie w człowieka, którym nie byłem. Ale którym w końcu się stałem, zamazując starego mnie jak ołówek na papierze.

                Mimo tego miłość do Sehuna nie gasła.

                Z czasem zatraciłem się w odgrywanym przez nas spektaklu. Choć wiedziałem, że to nie jest moje prawdziwe życie, żyłem nim. W końcu wszyscy przywykli do myśli, że Jongin jest teraz skończonym kutasem, do tego chodzącym z Luhanem. Jedyną osobą, która w żaden sposób nie mogła się do tego przyzwyczaić, był Sehun. Trochę czasu zajęło nam uświadomienie sobie, że Sehun tak naprawdę nie jest homofobem. Najzwyczajniej w świecie jest zazdrosny o Luhana.

                Pomysł z pocałowaniem Luhana przez Sehuna w ramach kary w grze też był pomysłem czerwonowłosego. W ten sposób Oh miał uświadomić sobie to, że kocha Luhana i dążyć do związku z nim. I po raz kolejny Lu się nie pomylił. Po raz kolejny zdarzyło się to, co przewidywał. Nie przewidział tylko jednej rzeczy – że Sehun tak bardzo dobierze sobie do głowy fakt, że jest gejem i prześpi się też ze mną. Był to najlepszy wieczór mojego życia. Luhan nigdy się o tym nie dowiedział.

                Gdy Sehun i Luhan w końcu zaczęli ze sobą chodzić, szukałem wielu okazji, żeby dać Luhanowi jawny powód do „zerwania” ze mną. Nie chciałem już tego ciągnąć. Mimo że przesiąknąłem już osobowością skurwiela, miałem dość tej chorej gry. Często pokazywałem się publicznie z różnymi dziewczynami, nierzadko dość wątpliwej reputacji, w miejscach gdzie Luhan i Sehun mogli mnie zobaczyć i żeby Oh widział ten powód, dla którego Luhan powinien się ze mną rozstać.
Bez skutku.
                Chciałem to przerwać głównie z jednej przyczyny – widząc, że plan Luhana idzie dokładnie tak dobrze jak tego oczekiwał i Sehun coraz bardziej podupada.

                Kontrakt, który mieliśmy podpisać z wytwórnią i szansa, którą otrzymaliśmy, tylko rozbudziły wyobraźnię Luhana. Zobaczył w tym tylko kolejne narzędzia, dzięki którym będzie można Sehunowi jeszcze bardziej uprzykrzyć życie.

                Wiele razy pytałem Luhana dlaczego tak bardzo zależy mu na zemście. Nawet ja nie byłem tak zdeterminowany, a to przecież mnie dotyczyła cała ta sytuacja. To ja zostałem potraktowany jak dziwka.
                Nigdy nie doczekałem się odpowiedzi.

                I tak naprawdę w pewnym momencie zorientowałem się, że wszystko było jednym wielkim błędnym kołem – ja kochałem Sehuna, Sehun Luhana, a Luhan mnie.


~*~

                - Co teraz będzie? – głuchą ciszę po wyjściu Sehuna przerwał niepewny głos Baekhyuna.
                - Jak to: co? Podpiszemy kontrakt bez Sehuna – odpowiedział Minseok, jednak bez przekonania.
                - Jak zareaguje pan Kim? Przecież w We Are One jest sześciu członków. Co będzie jak przyjdziemy w piątkę? – Baekhyun nie dawał za wygraną. Powoli zaczynałem mieć go dość.
                - Kogo to obchodzi? – zapytałem szorstko, na co Baek spojrzał na mnie z przerażeniem. – Bez Sehuna jesteśmy tak dobrzy jak z nim. A może nawet lepsi. Jedna osoba w te czy we w te nie robi różnicy.
Wskoczyłem na scenę w zamiarze przygotowania jej do próby. A może bardziej dlatego, że chciałem wydać się chłopakom bardziej… potężny? Dodać sobie odwagi i pewności siebie? Tak naprawdę jedyną rzeczą, którą miałem ochotę zrobić było rzucenie całej tej maskarady w cholerę i pobiegnięcie za Sehunem.
Ale nie zrobiłem tego.
                Kątem oka zerknąłem na chłopaków, przybierając na usta mój zwyczajny ironiczny uśmieszek. Widziałem w nich niepewność i zmieszanie. Czułem, że tak do końca nie uwierzyli we wszystkie oskarżenia, którymi obrzuciłem Sehuna. Najbardziej jednak nie potrafiłem zrozumieć Luhana. Od pojawienia się Sehuna w piwnicy, aż do teraz, Xiao ciągle płakał. Zastanawiałem się czy był aż tak dobrym aktorem, czy cała ta sytuacja jednak w jakiś sposób go poruszyła. W końcu mimo tego, ze do szpiku kości przepełniony był fałszem i hipokryzją, to chyba odczuwał chociaż pierwiastek ludzkich emocji. Chyba.
                - Dobra, chłopaki, koniec tego mazgajenia się – klasnąłem w dłonie, próbując zwrócić na siebie uwagę zgromadzonych. – Marsz na scenę i ćwiczymy. Chyba nie chcemy, żeby jakiś jeden mały kryzys zniszczył nasze szanse na karierę, nie?
                Każdy z nich po kolei zwlókł się ze swojego miejsca i praktycznie bez energii wszedł na scenę. Luhan był ostatni. I pomimo że każdego z nich zżerała niepewność, tańczyli i śpiewali jakby nigdy nic. Mimo że wewnątrz mnie wszystko krzyczało, dawałem z siebie sto procent i wydzierałem się na pozostałych, gdy coś im nie wychodziło. Raz, na moment, podchwyciłem spojrzenie Luhana. Prześladowało mnie ono do końca dnia i miałem je w głowie, gdy kładłem się spać. To spojrzenie mówiło:

                Cel zemsty osiągnięty, Kai.