środa, 16 października 2013

,,Apple" - zakończenie trzecie

Od autorki: jeśli zawędrowałaś tu przez przypadek to wróć tutaj: <klik> , gdyż to jest kontynuacja znajdującego się tam opowiadania.

NIE CZYTAJCIE TEGO. 



- Yeollie, wstawaj, już po siódmej – usłyszałem nad sobą cichutki głos mamy, a następnie poczułem lekkie potrząśnięcia w okolicy ramienia. Rozwarłem lekko powieki i moim oczom ukazała się zatroskana, ale radosna twarz kobiety. Mama uśmiechnęła się do mnie szeroko, po czym szepcząc mi jeszcze, że jest ze mnie dumna i już wychodzi, pocałowała mnie w policzek i opuściła pokój.
                Zwlokłem się z łóżka, czując jak ból rozsadza moją głowę, jednak jak co dzień zignorowałem go i zażywszy trzy tabletki na ból głowy, ubrałem się i ruszyłem do kuchni. Przy stole siedziała już moja siostra i raz po raz rzucała mi ciepłe uśmiechy znad kubka herbaty i książki, którą czytała. Tata natomiast krzątał się po pomieszczeniu, równocześnie zakładając marynarkę i jedząc niedokończoną kanapkę. Rozejrzałem się po kuchni, starając się zapamiętać z niej jak najwięcej szczegółów. Nie interesowały mnie meble, kolory ścian ani wypastowana podłoga. Chciałem zapisać w swoim umyśle lodówkę z barwnymi magnesami, obrazy przedstawiające ukwiecone pola, pęknięcie na suficie, które ojciec bezskutecznie próbował zamalować zielonym lakierem do paznokci, a także porcelanową zastawę mamy, której szukała przez niemalże rok, a której nie wolno było nikomu tknąć, a nawet na nią spojrzeć. Zerknąłem na siostrę. Co jakiś czas brała spory łyk z ogromnego, fioletowego kubka, przerywając czytanie, aby nie zbezcześcić ani jednej kartki w książce jakąś okropną plamą. Jej duże oczy przez okulary zrobiły się jeszcze większe, przez co wyglądała trochę jak kosmitka, jednak nie zniszczyło to jej zniewalającej urody. Moja siostra była jedną z ładniejszych dziewczyn, jakie kiedykolwiek widziałem i nie dziwiłem się, że do naszego domu tak często przychodziło mnóstwo chłopaków.
                Zwróciłem wzrok w stronę taty, który tym razem siłował się z krawatem i bez skutku próbował zawiązać go jedną ręką, gdyż w drugiej trzymał filiżankę z kawą. Patrząc obiektywnie, tata był dość przystojnym mężczyzną, może nieco roztrzepanym, ale pasowali do siebie z mamą. Ona też była piękną kobietą, jednak w przeciwieństwie do męża, miała do końca zaplanowany każdy aspekt swojego życia. Dopełniali się i to było najcudowniejsze.
                Założywszy plecak, wyszedłem z domu, machając na pożegnanie siostrze. Tata pojechał do pracy dziesięć minut temu, natomiast Yura miała dzisiaj wolne. Znalazłszy się na chodniku, rozejrzałem się dookoła sprawdzając, czy nikt mnie nie ogląda, po czym skierowałem się w stronę przeciwną niż szkoła.
                Z premedytacją poprosiłem mamę, aby obudziła mnie dzisiaj wcześniej. Chciałem sprawiać pozory, jakobym udawał się dzisiejszego dnia do szkoły, jednakże miałem całkiem inne plany. Rodzice i Yura uwierzyli w moje małe oszustwo i żyli z nadzieją, że jednak się podniosłem i postanowiłem kontynuować normalną egzystencję. Mylili się. Nie miałem się z czego podnosić, bo nie byłem w dołku. Wolałem jednak, aby sądzili, że siedzę sobie spokojnie w szkole niźli szwendam się po cmentarzach i innych podejrzanych miejscach. Przynajmniej gdy na jakiś czas zniknę, będą wiedzieli, że powodem mojego zaginięcia jest szkoła, a nie coś, co właśnie zamierzałem zrobić.
                W podskokach skierowałem się w stronę cmentarza, czując jak kilkadziesiąt sztuk świeżych jabłek obija mi się o plecy. Z radością przekroczyłem bramkę, ciesząc się jak dziecko, że  po tak długim czasie w końcu zobaczę się z Baekhyunem. Zbliżywszy się do jego niedbale usypanego grobu, oburzyłem się widząc, że przez miesiąc mojej mentalnej nieobecności nikt nie raczył zająć się Baconem i jego dotychczasowym domem. Tabliczka z imieniem i nazwiskiem była przekrzywiona, góra z ziemi była nierówna, wiązani kwiatów zwiędły, a w zniczach pozostały jedynie czarne i spalone wkłady.
                Nie martw się, Baekkie. Już nie będziesz musiał mieszkać w tym ohydnym mieszkaniu.
                Ściągnąwszy plecak, rzuciłem go na ziemię, nie zważając na znajdującą się w nim zawartość. Zabrałem wysuszone kwiaty i zużyte znicze w zamiarze wyrzucenia ich do śmietnika. Następnie oderwałem tabliczkę z nazwiskiem, wbijając ją w trawę obok grobu. Chociaż w sumie mogłem ją wyrzucić, podejrzewałem, że nie będzie nam już potrzebna. A na pewno nie Baekkie’mu.
                Skierowałem się za katedrę, po czym wróciłem do Baekhyuna z dużą łopatą w dłoni. Podekscytowany, nie zważając na gwałtowny wiatr, który przed momentem się zerwał, jakby starając się powstrzymać mnie przed tym, co za chwilę miałem zrobić, wbiłem szpachlę w ziemię.

Baekkie, cieszysz się? Jestem coraz bliżej ciebie. Wytrzymaj jeszcze chwilę.

Kopanie szło mi bardzo ślamazarnie, a z każdym podniesieniem łopaty czułem narastający strach. Muszę robić to szybciej. A jak Baekkie już nie wytrzymuje? Dlaczego ta łopata jest taka ciężka? Czemu nie chce ze mną współpracować, skoro muszę go szybko odkopać!

Baekhyun? Słyszę, jak woła moje imię, jego głos jest cichy, przytłumiony, wiem, że cierpi i męczy się pod ziemią. A jak jest przerażony? Przecież Baekkie boi się ciemności, muszę go stamtąd wydostać! A jeśli jest głodny? Tyle czasu nie miał jedzenia w ustach, pewnie tam kona z głodu… Tyle nie zmieniał ubrania, na pewno jest wkurzony.. Nie lubił chodzić dwa razy w tygodniu w tych samych ciuchach, a co dopiero cały miesiąc... Będzie na mnie zły, że tyle musiał czekać... Głupia łopata! Głupie ręce! Dlaczego nie mogą pracować szybciej?!

                Ruchy Chanyeola, z każdym wypowiedzianym przez niego słowem robiły się coraz bardziej chaotyczne i niedokładne.

                Po kilkunastu niekończących się minutach, moja ręka na łopacie w końcu napotkała pewien opór,  a w moich uszach rozległ się dźwięk uderzenia metalu o drewno. Zerknąłem w ciemny, wykopany przeze mnie dół i zobaczyłem czarną trumnę, właściwie niewyróżniającą się z otaczającej ją ciemności. Moje oczy jednak widziały tylko ją, wyraźnie i tak dokładnie, jak miało to miejsce podczas pogrzebu. Miałem wrażenie, jakby od tego czasu minęło kilka lat, a nie kilka tygodni.
                Zdając sobie sprawę z tego, że sam nie dałbym rady wciągnąć przedmiotu na górę, zeskoczyłem do dziury. Serce biło mi jak oszalałe.

Baekkie! Stoję obok ciebie! Ale strasznie się denerwuję przed spotkaniem z tobą, bo nie wiem, jak zareagujesz. Będziesz się cieszył na mój widok, czy nie? Trzęsą mi się ręce. Boję się, wiesz?

Chanyeol pochylił się, nie zważając na jego stopy zagłębiające się w mokrą ziemię na kawałku wolnego miejsca obok trumny. Uśmiechnął się szeroko. Mimo że w głowie panował skrajny spokój, w sercu odbywała się jedna z najcięższych i najbardziej brutalnych walk, jakie kiedykolwiek miały miejsce we wnętrzu chłopaka.

                Położyłem ręce na trumnie.

Czuję cię, Baekkie. Umiem cię poczuć nawet przez grube drewno. To znaczy, że mimo tylu zmartwień i problemów, dalej cię kocham. Bo wyczuwam twoją obecność nawet na odległość.

                Co dziwne, trumna otworzyła się nadzwyczaj łatwo i szybko, ukazując chłopakowi tak bardzo wyczekiwany przez niego widok.

Pieniądze rodziny Byun zrobiły swoje. Baekhyun, dzięki tak duże ilości balsamów, leków, używek i tym podobnych rzeczy pozostał tak piękny jak za życia.

                Baekkie…
                Właśnie takiego go zapamiętałem. Nieskazitelnego, idealnego i pięknego. Jego perfekcyjnie ułożone włosy falowały w zetknięciu z gwałtownym podmuchem wiatru, a splecone ręce, odzwierciedlenie jego delikatnego charakteru, spoczywały nieruchomo na klatce piersiowej. Miał zamknięte oczy, a różowe i idealne usta wykrzywione były w jego charakterystycznym, szyderczym grymasie. Blada skóra kontrastowała z czarnym garniturem i ciemnością wokół.
                Przejechałem palcem po jego bladym i wypudrowanym policzku. Skóra była zimna jak lód, przez co przeszedł mnie dreszcz, jednak równocześnie ogarnęła mnie bezbrzeżna radość. Dotykam cię, Baekkie. Nareszcie. Po tak długim wyczekiwaniu w końcu mogłem cię dotknąć.
                Chciałem pocałować go, złączyć swoje usta z jego lodowatymi wargami, jednak powstrzymałem się. Jeszcze nie teraz. Musimy najpierw stąd wyjść, potem przywitam cię tak, jak powinienem to zrobić.

                Chanyeol podniósł bezwładnego Baekhyuna, który jak usztywniona lalka oddał się w ręce chłopaka. Nie protestował, kiedy wyższy z całych sił wyrzucił go do góry, aby wydostał się wreszcie z ciemnego i zimnego domu, w jakim od ponad miesiąca przebywał. Jego biedne, sztywne ciało upadło z plaskiem na ziemię, a zaraz potem doskoczył do niego Chanyeol z wypisaną na twarzy prawdziwą troską. Przejechał ręką po ciele chłopaka, aby sprawdzić, czy podczas upadku niczego sobie nie złamał, po czym podniósłszy go, położył Baekhyuna na wcześniej przygotowanych taczkach i ruszył w głąb cmentarza, zostawiając za sobą rozgardiasz po wcześniejszej czynności.
                Drugie wyjście z cmentarza prowadziło do ogromnego i ciemnego lasu. Nie istniała żadna wytyczona ścieżka, która w jakikolwiek sposób kierowałaby idącą po niej osobą, jednakże Chanyeol zdawał się wiedzieć, gdzie idzie. Jego ruchy były zdecydowane i pewne, kroki stawiał ostrożnie i delikatnie. Co jakiś czas uśmiechał się szeroko, przypominając sobie, że to, o czym tak bardzo marzył przez ostatnie dni, w końcu się spełniło. Chanyeol był obłąkany. Śmierć najważniejszej dla niego osoby sprawiła, że z radosnego i zarażającego wszystkich naokoło uśmiechem chłopaka stał się szaleńcem, którego myśli krążyły wokół jednej istoty – Byuna Baekhyuna, który jednak już nie żył. Chanyeol jednak traktował tego trupa jak prawdziwą i żywą osobę. Nie dopuszczał do siebie myśli, że Baekkie, jego Baekkie może się już do niego nie odezwać. Może się już nie poruszyć. Dlatego święcie wierzył w to, że Byun, mimo jego sztywnego ciała, zamkniętych oczu i lodowatej skóry, nadal żył. I nadal go kocha.
                Chłopak zatrzymał się przy dużym drzewie, pod którym nie wiadomo skąd i nie wiadomo jak znajdowała się zniszczona i spróchniała, ale ciągle nadająca się do siedzenia ławka. Wyciągnąwszy martwego Baekhyuna z taczek, posadził go na meblu, po czym zająwszy miejsce obok niego, chwycił go za zimną i sztywną rękę.

                Baekkie, nareszcie. Znowu ja i ty – razem. Nikt nam nie przeszkadza, nikt nas nie rozprasza. Szkoda tylko, że się tak chwiejesz, muszę cię podtrzymywać, bo jak nie to upadłbyś na tę mokrą ziemię. Ale to nic, w żaden sposób mi to nie przeszkadza, przynajmniej mogę częściej cię dotykać.

                Chanyeol wpatrując się z ciepłym uśmiechem w Baekhyuna czuł ogarniającą jego ciało niebotyczną radość. Przytulił się do bezwładnego ciała, zabierając rękę Byuna i kładąc ją sobie na ramieniu, tak jak zazwyczaj to robili, gdy przychodzili do parku i siadali na podobnej ławce.

                Jak to wspaniale, Baekkie, znowu się do ciebie przytulić. Czekałem na to, wiesz? Ty chyba też, skoro obejmujesz mnie tak mocno. Wiedziałem, że nie mam się czego bać, przecież kochałeś mnie, jak w ogóle mogłem w to wątpić?

                Po upływie kilkunastu minut, Chanyeol podniósł się i zarzucając sobie ciało ukochanego na plecy, zostawił taczki i ruszył dalej w głąb lasu. Zatrzymał się dopiero przy rozpadającej się, małej chatce, która należała kiedyś do pewnej starszej pani, która niestety zmarła bardzo dawno. Chłopak kopnął w drzwi, które pod wpływem siły otwarły się szeroko, ukazując zaniedbane i zrujnowane wnętrze domu. Chanyeolowi jednak to nie przeszkadzało. Z premedytacją podążał w kierunku tego budynku, gdyż miał świadomość, że tylko on i Baek wiedzieli o tym miejscu. W końcu często tutaj chodzili, aby wyrwać się na chwilę od tej szarej i wnerwiającej rzeczywistości i pocieszyć się tylko i wyłącznie własnym towarzystwem. Dlatego mimo tak złego stanu, chatka ta nadawała się w pewien sposób do mieszkania. Dlatego Chanyeol, z bezwładnym chłopakiem na plecach, wszedł do domu, zatrzasnął drzwi i położywszy ukochanego na rozpadającym się łóżku, porozkładał na stole kilkadziesiąt sztuk jabłek, a usiadłszy obok ciała, zaczął głaskać Baekhyuna delikatnie po włosach.

                Och, Baekkie. Jak zwykle, nawet niewielki wysiłek cię wykańcza. Przyzwyczaiłem się, chociaż miałem cichą nadzieję, że tym razem będzie inaczej, w końcu nie widzieliśmy się ponad miesiąc.

Chanyeol położył się obok martwego ciała, wtulając twarz w lodowate ramię. Splótł palce swojej ręki z tymi należącymi do trupa. Na twarzy chłopaka malował się błogi spokój, ulga i dziecięca radość. Był szczęśliwy, że nareszcie ma ukochanego przy sobie.

Cały czas aż do wieczora, Chanyeol przeleżał obok Baekhyuna, trzymając go mocno za bezwładny nadgarstek i opowiadając mu wszystko, począwszy od pogrzebu. Wypowiedź chłopaka często przerywana była chichotem, szyderstwem, czasem nawet płaczem, gdy jego pozostała przy zdrowych zmysłach strona na kilka sekund ujawniała się, by zaraz potem znów zostać przyćmioną przez swoją złą siostrę bliźniaczkę.

Około godziny 21, choć Chanyeol nie mógł o tym wiedzieć, gdyż wszystko, co w jakikolwiek sposób łączyło go ze światem zewnętrznym, pozostawił w dawnym domu, czarnowłosy wstał, w zamiarze nakarmienia swojego chłopaka tym, co lubił najbardziej – jabłkami.

                Patrz, Bacon! Mam coś dla ciebie, widzisz? Pamiętałem, że kochasz jabłka. Nie rozumiem, jak mogłeś codziennie zjadać po kilka sztuk, przecież są ohydne... Ale ostatnio polubiłem je, wiesz? Mimo że każdy kęs wywołuje u mnie odruch wymiotny, to pożywiałem się nimi dla ciebie. Chciałem sprawdzić, co w nich takiego jest, że tak bardzo je kochasz. Czasami miałem wrażenie, że to jabłka są twoją miłością, a nie ja.

Haha, chyba wariuję. Zaczynam być zazdrosny o jabłka.

      Chanyeol zabrawszy do ręki krwistoczerwony owoc, wytarł go rąbkiem własnego podkoszulka, po czym ustawiając ciało Baekhyuna w pozycji siedzącej, podstawił mu go pod nos.

 Trzymaj, Baekkie. Pewnie jesteś głodny.

                Gdy po kilkudziesięciu sekundach obracania jabłkiem przed nosem blondyna, ten nie reagował, Chanyeol oburzył się i rozwarłszy siłą wargi chłopaka, wcisnął mu w jamę ustną niewielki owoc.

No jedz, Baek. Przecież mówiłeś, że umierasz z głodu.

                Gdy czarnowłosy nie zauważył u blondyna żadnej reakcji, włożył palce do ust trupa, wyciągając nieprzeżuty owoc i wyrzucając go za siebie.

                Ej, Baekhyun, Baekhyun. Zachowujesz się jak kapryśne dziecko, wiesz?

                 Chanyeol jednak nie mógł się długo gniewać na swojego ukochanego. Ta blada, spokojna i łagodna twarz nie wywoływała u niego gniewu. Budziła w nim jeszcze większą miłość i przywiązanie do tego milczącego i chwiejącego się naprzeciwko niego chłopaka. Dlatego po minucie bezczynności Chanyeol nie wytrzymał.
                Ustawił trupa tym razem w pozycji leżącej i położywszy się na nim, zaczął namiętnie i gwałtownie go całować. Tymi pocałunkami chciał przelać na blondyna całą swoją tęsknotę, czułość i bezsilność, jakie kłębiły się w nim przez ostatni miesiąc. Chanyeol nie mógł tego znieść. Był człowiekiem, miał uczucia i potrzeby, jak każdy. Jego pragnienia mógł zaspokoić tylko Baekhyun. Być może dlatego popadł w tak duży obłęd. Dla niego nie liczyło się to, czy jego ukochany odzywa się do niego, reaguje na jego wołania czy wykazuje jakiekolwiek zainteresowanie jego osobą. Dla niego liczyło się to, że ma go przy sobie. Nieważne, czy był żywy czy martwy. Ważne, że był.
                Chanyeol, całując żarliwie chłodne usta Baekhyuna, sięgnął do zawiązanego na jego szyi krawatu. Zwinnie go rozwiązał, po czym rozpoczął ściąganie z bezwładnego ciała marynarki oraz białej koszuli. Gdy trup leżał już na rozpadającym się łóżku całkiem nagi, czarnowłosy zrzucił ubrania z siebie i ponownie położywszy się na martwym ciele, zrobił to, na co od tak dawna czekał. Trzymając rozgrzane ręce na kontrastujących z nimi lodowatych policzkach, Chanyeol zagłębił się w Baekhyunie. Nie zważał na to, że blondyn nie współpracował. Nie obchodziło go, że w żaden sposób nie reagował. Nie interesowała go sztywność i zimność ciała.

                Nareszcie, Baekkie. Znowu razem, rozumiesz? Nawet nie wiesz, ile na to czekałem. Tyle nieprzespanych nocy. Tyle dni spędzonych na wpatrywaniu się w Twoje zdjęcie. Na szczęście teraz moje marzenie się spełniło. Tak bardzo tego wyczekiwałem. Nawet sobie nie wyobrażasz, jaką radość sprawia mi to, że w końcu jesteś tutaj, cały, prawdziwy, materialny. Nie wystarczało mi zadowalanie się fantazjami o tobie. Nigdy mi nie wystarczało.

                Zabawianie się Chanyeola z nieżywym Baekhyunem trwało dłuższy czas. Chłopak chciał, aby było jak dawniej. Dlatego bardzo się starał. Nie zważał na obskurne miejsce, w jakim się znajdowali. Ignorował to, że leżeli na rozpadającym się i skrzypiącym łóżku. Chanyeol w tamtym momencie żył w swoim własnym świecie. A co najważniejsze - w tym świecie Byun był żywy.

Nagle Chanyeol zapragnął przytulić się do nagiej piersi Baekyuna i, tak jak dawniej, posłuchać bicia jego serca. Ten dźwięk go koił, uspokajał, sprawiał, że chłopak chciał słuchać go ciągle i ciągle. Jednak kiedy czarnowłosy przyłożył głowę do miejsca, gdzie serce powinno się znajdować, nie usłyszał nic. Za pierwszym razem pomyślał, że to przez emocje. Że jest tak podniecony i rozentuzjazmowany, że po prostu nie był w stanie usłyszeć cichego bicia małego serduszka. Ale kiedy drugim razem przyłożył ucho do lewej piersi Baekhyuna, przestraszył się. Coś było nie w porządku. Coś tu nie pasowało.
                Wtedy w umyśle Chanyeola coś się odblokowało.

Kurwa mać!

      Chanyeol odskoczył jak oparzony, patrząc z obrzydzeniem na martwe ciało swojego chłopaka i szybko wciągając na siebie wcześniej zrzucone ubranie. Na jego twarzy malowało się przerażenie. Czarnowłosy jednak nie bał się trupa. Nie bał się miejsca, w którym się znajdował. Wtedy bał się samego siebie.
                Był roztrzęsiony. Czuł przejmujący chłód, miał wrażenie, jakby nagle temperatura spadła poniżej 50 stopni Celsjusza. Wpatrywał się szeroko otwartymi oczami w nagie ciało martwego Baekhyuna, przypominając sobie ostatnie minione minuty. Chanyeol zdawał sobie sprawę z tego, co robił. Jego szalona strona nie wiedziała o istnieniu tej drugiej, natomiast oblicze posiadające zdrowy rozsądek  uświadamiało to sobie. I może przez to chłopak całkowicie tracił nad sobą panowanie, zakopując coraz bardziej resztki swojej psychicznej równowagi.

                Czułem się jak pasożyt. Jak jakiś pieprzony karaluch, siedzący pod ziemią, którego jedynym celem jest pożywianie się ludzkim, rozkładającym się ciałem. Chciałem wyjść z mojeg. Nie musieć znosić jego obecności, zatrutej zgwałceniem nieżywego ciała. Co ja zrobiłem? Dlaczego to zrobiłem? Jestem pojebany. Nigdy nie myślałem o czymś takim. Brzydziłem się tym.
                Wykradłem z trumny ciało mojego nieżywego chłopaka i współżyłem z nim.

                Chanyeol zaczął wrzeszczeć, płakać, rzucać się po podłodze i bić swoją i tak obolałą głowę. Wpadł w szał. W pełni zrozumiał, co tak naprawdę zrobił. Był domyślnym chłopakiem, dlatego całkowicie zdawał sobie sprawę z własnych czynów. I to go niszczyło. Powoli i od środka. W tak dużym stopniu, że gdy tylko pod rękę nawinął mu się zardzewiały, ale nadal zdolny do użytku nóż, nie wahając się ani chwili, przeciął sobie żyłę, czekając, aż z jego ciała wypłynie cała czerwona ciecz, sprawiając, że będzie mógł na zawsze połączyć się ze swoim ukochanym w zaświatach. Ale czy po czymś takim dusza Baekhyuna będzie chciała jeszcze widzieć Chanyeola? Przez to, co czarnowłosy zrobił ciału blondyna? Czy zaświaty w ogóle przyjmą w swoje progi nekrofila?

Chanyeol jednak nie mógł się o tym przekonać, gdyż po kilku sekundach do starego domu wbiegł duży pies myśliwski, a zaraz potem do wykańczającego się powoli Chanyeola podbiegł starszy pan w roboczym stroju i zabrawszy go na ręce, wyniósł go z budynku. Chanyeol spod na pół przymkniętych powiek zauważył swoją zapłakaną matkę, obejmowaną przez zasmuconego ojca, a po drugiej stronie widział Jongina i Kyungsoo, ich twarze jednak były całkowicie beznamiętne. Myśliwy położył czarnowłosego na twardym materacu, a zaraz potem podbiegło do niego kilku lekarzy, próbując uratować jego konający już organizm.

                Niestety, udało im się to. Na twarzach otaczających go osób malowała się ulga i znikoma radość. Wszyscy cieszyli się z tego, że chłopak żyje. Jednak sam Chanyeol nie czuł radości. Nie chciał żyć. Chciał do Baekhyuna. Nie do jego martwego ciała, które ponownie spoczęło tam, gdzie powinno. Tęsknił do jego duszy, która, w jego mniemaniu, znajdowała się szczęśliwa w niebie.
                Owszem, miejsce Baeka było w niebie. Jego dusza od samego początku tam była. Jednak dla Chanyeola nie przewidziano tam wejścia. Chanyeol przeznaczony był całkiem innemu rajowi.
                Gdy drzwi do pojazdu się zamknęły, chłopak ostatni raz zerknął na zaczerwienioną od płaczu mamę, która machała mu energicznie ręką. On jednak nie odwzajemnił gestu, pozostawiając swoje ciało nieruchome, a twarz pozbawioną wszelkich emocji. Nikogo to nie dziwiło.
                Trudno być szczęśliwym, kiedy cel podróży samochodu, w którym jedziesz, znajduje się w zakładzie psychiatrycznym.



3 komentarze:

  1. Ojj weź! To jeszcze nie było takie... straszne! (Nie żebym uważała, że nekrofila jest normalna), ale przecież Chanyeol nie panował nad sobą. Władzę nad nim wzięła ta druga, mroczna strona. Świetnie opisałaś jego "monolog". Po prostu było widać, że są w nim dwie osoby, ale obie kochają Baekhyuna.
    Dobra idę czytać kolejne!

    OdpowiedzUsuń
  2. I kolejny raz płaczę.
    Myślę tylko o... miłości.
    Taaak.
    Potrafi stworzyć z człowieka zwykłego potwora bez zmysłów. Cóż, to był już najradykalniejszy sposób OKAZANIA miłości. A mimo to wiadomo, że Chan nie zrobił tego świadomie. Chciał tylko być. Z nim. Na zawsze. Wtrącenie, że nawet śmierć nie pozwoli Chanyeolowi i Baekhyunowi się spotkać to...
    ... To jest to, co mnie zabiło.
    Zabiłaś mnie. Jaki raj dla mnie przydzielisz, co?
    Jeżeli chociaż trochę się zmartwiłaś, to nie masz czym - nadal kocham.
    AVA

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wiem czemu sie tak balas wstawiac ta wersje... Wg mnie jest ona na serio dobra! Co prawda lekko powiewa od niej pychodela ale wierz mi, to jest calkiem nornalny fic (nawet z ta nekrofia... ktora swoja droga nie jest normalna xp). Ostatnio czytalam takiego ff, ze po przeczytaniu mialam wrazenie, ze mi mozg wypralo... to dopiero byla psychodela! Choc fic byl tez mega dobrze napisany~
    Bardzo spodobal mi sie wewnetrzy monolog Yeolla i to w jaki sposob opisalas jego odczucia do danych syt.
    Mam nadzieje, ze nie bd sie bala wstawiac innych opowiadan, ktore "odbiegaja troche od normy" xp Dlatego licze na cos podobnego w przyszlosci^^
    Weny zycze!
    Kiri~

    OdpowiedzUsuń