NIE CZYTAJCIE TEGO.
- Yeollie, wstawaj, już po
siódmej – usłyszałem nad sobą cichutki głos mamy, a następnie poczułem lekkie
potrząśnięcia w okolicy ramienia. Rozwarłem lekko powieki i moim oczom ukazała
się zatroskana, ale radosna twarz kobiety. Mama uśmiechnęła się do mnie
szeroko, po czym szepcząc mi jeszcze, że jest ze mnie dumna i już wychodzi,
pocałowała mnie w policzek i opuściła pokój.
Zwlokłem się z łóżka, czując jak
ból rozsadza moją głowę, jednak jak co dzień zignorowałem go i zażywszy trzy
tabletki na ból głowy, ubrałem się i ruszyłem do kuchni. Przy stole siedziała
już moja siostra i raz po raz rzucała mi ciepłe uśmiechy znad kubka herbaty i
książki, którą czytała. Tata natomiast krzątał się po pomieszczeniu,
równocześnie zakładając marynarkę i jedząc niedokończoną kanapkę. Rozejrzałem
się po kuchni, starając się zapamiętać z niej jak najwięcej szczegółów. Nie
interesowały mnie meble, kolory ścian ani wypastowana podłoga. Chciałem zapisać
w swoim umyśle lodówkę z barwnymi magnesami, obrazy przedstawiające ukwiecone
pola, pęknięcie na suficie, które ojciec bezskutecznie próbował zamalować
zielonym lakierem do paznokci, a także porcelanową zastawę mamy, której szukała
przez niemalże rok, a której nie wolno było nikomu tknąć, a nawet na nią
spojrzeć. Zerknąłem na siostrę. Co jakiś czas brała spory łyk z ogromnego,
fioletowego kubka, przerywając czytanie, aby nie zbezcześcić ani jednej kartki
w książce jakąś okropną plamą. Jej duże oczy przez okulary zrobiły się jeszcze
większe, przez co wyglądała trochę jak kosmitka, jednak nie zniszczyło to jej
zniewalającej urody. Moja siostra była jedną z ładniejszych dziewczyn, jakie
kiedykolwiek widziałem i nie dziwiłem się, że do naszego domu tak często
przychodziło mnóstwo chłopaków.
Zwróciłem wzrok w stronę taty,
który tym razem siłował się z krawatem i bez skutku próbował zawiązać go jedną
ręką, gdyż w drugiej trzymał filiżankę z kawą. Patrząc obiektywnie, tata był
dość przystojnym mężczyzną, może nieco roztrzepanym, ale pasowali do siebie z
mamą. Ona też była piękną kobietą, jednak w przeciwieństwie do męża, miała do
końca zaplanowany każdy aspekt swojego życia. Dopełniali się i to było
najcudowniejsze.
Założywszy plecak, wyszedłem z
domu, machając na pożegnanie siostrze. Tata pojechał do pracy dziesięć minut
temu, natomiast Yura miała dzisiaj wolne. Znalazłszy się na chodniku,
rozejrzałem się dookoła sprawdzając, czy nikt mnie nie ogląda, po czym
skierowałem się w stronę przeciwną niż szkoła.
Z premedytacją poprosiłem mamę,
aby obudziła mnie dzisiaj wcześniej. Chciałem sprawiać pozory, jakobym udawał
się dzisiejszego dnia do szkoły, jednakże miałem całkiem inne plany. Rodzice i
Yura uwierzyli w moje małe oszustwo i żyli z nadzieją, że jednak się podniosłem
i postanowiłem kontynuować normalną egzystencję. Mylili się. Nie miałem się z
czego podnosić, bo nie byłem w dołku. Wolałem jednak, aby sądzili, że siedzę
sobie spokojnie w szkole niźli szwendam się po cmentarzach i innych
podejrzanych miejscach. Przynajmniej gdy na jakiś czas zniknę, będą wiedzieli,
że powodem mojego zaginięcia jest szkoła, a nie coś, co właśnie zamierzałem
zrobić.
W podskokach skierowałem się w
stronę cmentarza, czując jak kilkadziesiąt sztuk świeżych jabłek obija mi się o
plecy. Z radością przekroczyłem bramkę, ciesząc się jak dziecko, że po tak długim czasie w końcu zobaczę się z
Baekhyunem. Zbliżywszy się do jego niedbale usypanego grobu, oburzyłem się
widząc, że przez miesiąc mojej mentalnej nieobecności nikt nie raczył zająć się
Baconem i jego dotychczasowym domem. Tabliczka z imieniem i nazwiskiem była
przekrzywiona, góra z ziemi była nierówna, wiązani kwiatów zwiędły, a w
zniczach pozostały jedynie czarne i spalone wkłady.
Nie martw się, Baekkie. Już nie
będziesz musiał mieszkać w tym ohydnym mieszkaniu.
Ściągnąwszy plecak, rzuciłem go
na ziemię, nie zważając na znajdującą się w nim zawartość. Zabrałem wysuszone
kwiaty i zużyte znicze w zamiarze wyrzucenia ich do śmietnika. Następnie
oderwałem tabliczkę z nazwiskiem, wbijając ją w trawę obok grobu. Chociaż w
sumie mogłem ją wyrzucić, podejrzewałem, że nie będzie nam już potrzebna. A na
pewno nie Baekkie’mu.
Skierowałem się za katedrę, po
czym wróciłem do Baekhyuna z dużą łopatą w dłoni. Podekscytowany, nie zważając
na gwałtowny wiatr, który przed momentem się zerwał, jakby starając się
powstrzymać mnie przed tym, co za chwilę miałem zrobić, wbiłem szpachlę w
ziemię.
Baekkie, cieszysz się? Jestem
coraz bliżej ciebie. Wytrzymaj jeszcze chwilę.
Kopanie szło mi bardzo ślamazarnie,
a z każdym podniesieniem łopaty czułem narastający strach. Muszę robić to
szybciej. A jak Baekkie już nie wytrzymuje? Dlaczego ta łopata jest taka
ciężka? Czemu nie chce ze mną współpracować, skoro muszę go szybko odkopać!
Baekhyun? Słyszę, jak woła
moje imię, jego głos jest cichy, przytłumiony, wiem, że cierpi i męczy się pod
ziemią. A jak jest przerażony? Przecież Baekkie boi się ciemności, muszę go
stamtąd wydostać! A jeśli jest głodny? Tyle czasu nie miał jedzenia w ustach,
pewnie tam kona z głodu… Tyle nie zmieniał ubrania, na pewno jest wkurzony..
Nie lubił chodzić dwa razy w tygodniu w tych samych ciuchach, a co dopiero cały
miesiąc... Będzie na mnie zły, że tyle musiał czekać... Głupia łopata! Głupie
ręce! Dlaczego nie mogą pracować szybciej?!
Ruchy Chanyeola, z każdym
wypowiedzianym przez niego słowem robiły się coraz bardziej chaotyczne i
niedokładne.
Po kilkunastu niekończących się
minutach, moja ręka na łopacie w końcu napotkała pewien opór, a w moich uszach rozległ się dźwięk uderzenia
metalu o drewno. Zerknąłem w ciemny, wykopany przeze mnie dół i zobaczyłem
czarną trumnę, właściwie niewyróżniającą się z otaczającej ją ciemności. Moje
oczy jednak widziały tylko ją, wyraźnie i tak dokładnie, jak miało to miejsce
podczas pogrzebu. Miałem wrażenie, jakby od tego czasu minęło kilka lat, a nie
kilka tygodni.
Zdając sobie sprawę z tego, że
sam nie dałbym rady wciągnąć przedmiotu na górę, zeskoczyłem do dziury. Serce
biło mi jak oszalałe.
Baekkie! Stoję obok ciebie! Ale strasznie się denerwuję
przed spotkaniem z tobą, bo nie wiem, jak zareagujesz. Będziesz się cieszył na
mój widok, czy nie? Trzęsą mi się ręce. Boję się, wiesz?
Chanyeol pochylił się, nie
zważając na jego stopy zagłębiające się w mokrą ziemię na kawałku wolnego
miejsca obok trumny. Uśmiechnął się szeroko. Mimo że w głowie panował skrajny
spokój, w sercu odbywała się jedna z najcięższych i najbardziej brutalnych
walk, jakie kiedykolwiek miały miejsce we wnętrzu chłopaka.
Położyłem ręce na trumnie.
Czuję cię, Baekkie. Umiem cię
poczuć nawet przez grube drewno. To znaczy, że mimo tylu zmartwień i problemów,
dalej cię kocham. Bo wyczuwam twoją obecność nawet na odległość.
Co dziwne, trumna otworzyła się
nadzwyczaj łatwo i szybko, ukazując chłopakowi tak bardzo wyczekiwany przez
niego widok.
Pieniądze rodziny Byun zrobiły
swoje. Baekhyun, dzięki tak duże ilości balsamów, leków, używek i tym podobnych
rzeczy pozostał tak piękny jak za życia.
Baekkie…
Właśnie takiego go zapamiętałem.
Nieskazitelnego, idealnego i pięknego. Jego perfekcyjnie ułożone włosy falowały
w zetknięciu z gwałtownym podmuchem wiatru, a splecone ręce, odzwierciedlenie
jego delikatnego charakteru, spoczywały nieruchomo na klatce piersiowej. Miał
zamknięte oczy, a różowe i idealne usta wykrzywione były w jego
charakterystycznym, szyderczym grymasie. Blada skóra kontrastowała z czarnym
garniturem i ciemnością wokół.
Przejechałem palcem po jego
bladym i wypudrowanym policzku. Skóra była zimna jak lód, przez co przeszedł
mnie dreszcz, jednak równocześnie ogarnęła mnie bezbrzeżna radość. Dotykam cię,
Baekkie. Nareszcie. Po tak długim wyczekiwaniu w końcu mogłem cię dotknąć.
Chciałem pocałować go, złączyć
swoje usta z jego lodowatymi wargami, jednak powstrzymałem się. Jeszcze nie
teraz. Musimy najpierw stąd wyjść, potem przywitam cię tak, jak powinienem to
zrobić.
Chanyeol podniósł bezwładnego
Baekhyuna, który jak usztywniona lalka oddał się w ręce chłopaka. Nie
protestował, kiedy wyższy z całych sił wyrzucił go do góry, aby wydostał się
wreszcie z ciemnego i zimnego domu, w jakim od ponad miesiąca przebywał. Jego
biedne, sztywne ciało upadło z plaskiem na ziemię, a zaraz potem doskoczył do
niego Chanyeol z wypisaną na twarzy prawdziwą troską. Przejechał ręką po ciele
chłopaka, aby sprawdzić, czy podczas upadku niczego sobie nie złamał, po czym
podniósłszy go, położył Baekhyuna na wcześniej przygotowanych taczkach i ruszył
w głąb cmentarza, zostawiając za sobą rozgardiasz po wcześniejszej czynności.
Drugie wyjście z cmentarza
prowadziło do ogromnego i ciemnego lasu. Nie istniała żadna wytyczona ścieżka,
która w jakikolwiek sposób kierowałaby idącą po niej osobą, jednakże Chanyeol
zdawał się wiedzieć, gdzie idzie. Jego ruchy były zdecydowane i pewne, kroki
stawiał ostrożnie i delikatnie. Co jakiś czas uśmiechał się szeroko,
przypominając sobie, że to, o czym tak bardzo marzył przez ostatnie dni, w
końcu się spełniło. Chanyeol był obłąkany. Śmierć najważniejszej dla niego
osoby sprawiła, że z radosnego i zarażającego wszystkich naokoło uśmiechem
chłopaka stał się szaleńcem, którego myśli krążyły wokół jednej istoty – Byuna
Baekhyuna, który jednak już nie żył. Chanyeol jednak traktował tego trupa jak
prawdziwą i żywą osobę. Nie dopuszczał do siebie myśli, że Baekkie, jego
Baekkie może się już do niego nie odezwać. Może się już nie poruszyć. Dlatego
święcie wierzył w to, że Byun, mimo jego sztywnego ciała, zamkniętych oczu i
lodowatej skóry, nadal żył. I nadal go kocha.
Chłopak zatrzymał się przy dużym
drzewie, pod którym nie wiadomo skąd i nie wiadomo jak znajdowała się
zniszczona i spróchniała, ale ciągle nadająca się do siedzenia ławka.
Wyciągnąwszy martwego Baekhyuna z taczek, posadził go na meblu, po czym
zająwszy miejsce obok niego, chwycił go za zimną i sztywną rękę.
Baekkie, nareszcie. Znowu ja i ty
– razem. Nikt nam nie przeszkadza, nikt nas nie rozprasza. Szkoda tylko, że się
tak chwiejesz, muszę cię podtrzymywać, bo jak nie to upadłbyś na tę mokrą
ziemię. Ale to nic, w żaden sposób mi to nie przeszkadza, przynajmniej mogę
częściej cię dotykać.
Chanyeol wpatrując się z ciepłym
uśmiechem w Baekhyuna czuł ogarniającą jego ciało niebotyczną radość. Przytulił
się do bezwładnego ciała, zabierając rękę Byuna i kładąc ją sobie na ramieniu,
tak jak zazwyczaj to robili, gdy przychodzili do parku i siadali na podobnej
ławce.
Jak to wspaniale, Baekkie, znowu
się do ciebie przytulić. Czekałem na to, wiesz? Ty chyba też, skoro obejmujesz
mnie tak mocno. Wiedziałem, że nie mam się czego bać, przecież kochałeś mnie,
jak w ogóle mogłem w to wątpić?
Po upływie kilkunastu minut,
Chanyeol podniósł się i zarzucając sobie ciało ukochanego na plecy, zostawił
taczki i ruszył dalej w głąb lasu. Zatrzymał się dopiero przy rozpadającej się,
małej chatce, która należała kiedyś do pewnej starszej pani, która niestety
zmarła bardzo dawno. Chłopak kopnął w drzwi, które pod wpływem siły otwarły się
szeroko, ukazując zaniedbane i zrujnowane wnętrze domu. Chanyeolowi jednak to
nie przeszkadzało. Z premedytacją podążał w kierunku tego budynku, gdyż miał
świadomość, że tylko on i Baek wiedzieli o tym miejscu. W końcu często tutaj
chodzili, aby wyrwać się na chwilę od tej szarej i wnerwiającej rzeczywistości
i pocieszyć się tylko i wyłącznie własnym towarzystwem. Dlatego mimo tak złego
stanu, chatka ta nadawała się w pewien sposób do mieszkania. Dlatego Chanyeol,
z bezwładnym chłopakiem na plecach, wszedł do domu, zatrzasnął drzwi i
położywszy ukochanego na rozpadającym się łóżku, porozkładał na stole
kilkadziesiąt sztuk jabłek, a usiadłszy obok ciała, zaczął głaskać Baekhyuna
delikatnie po włosach.
Och, Baekkie. Jak zwykle, nawet
niewielki wysiłek cię wykańcza. Przyzwyczaiłem się, chociaż miałem cichą
nadzieję, że tym razem będzie inaczej, w końcu nie widzieliśmy się ponad
miesiąc.
Chanyeol położył się obok
martwego ciała, wtulając twarz w lodowate ramię. Splótł palce swojej ręki z
tymi należącymi do trupa. Na twarzy chłopaka malował się błogi spokój, ulga i
dziecięca radość. Był szczęśliwy, że nareszcie ma ukochanego przy sobie.
Cały czas aż do wieczora,
Chanyeol przeleżał obok Baekhyuna, trzymając go mocno za bezwładny nadgarstek i
opowiadając mu wszystko, począwszy od pogrzebu. Wypowiedź chłopaka często
przerywana była chichotem, szyderstwem, czasem nawet płaczem, gdy jego
pozostała przy zdrowych zmysłach strona na kilka sekund ujawniała się, by zaraz
potem znów zostać przyćmioną przez swoją złą siostrę bliźniaczkę.
Około godziny 21, choć
Chanyeol nie mógł o tym wiedzieć, gdyż wszystko, co w jakikolwiek sposób łączyło
go ze światem zewnętrznym, pozostawił w dawnym domu, czarnowłosy wstał, w
zamiarze nakarmienia swojego chłopaka tym, co lubił najbardziej – jabłkami.
Patrz, Bacon! Mam coś dla ciebie,
widzisz? Pamiętałem, że kochasz jabłka. Nie rozumiem, jak mogłeś codziennie
zjadać po kilka sztuk, przecież są ohydne... Ale ostatnio polubiłem je, wiesz?
Mimo że każdy kęs wywołuje u mnie odruch wymiotny, to pożywiałem się nimi dla
ciebie. Chciałem sprawdzić, co w nich takiego jest, że tak bardzo je kochasz. Czasami
miałem wrażenie, że to jabłka są twoją miłością, a nie ja.
Haha, chyba wariuję. Zaczynam
być zazdrosny o jabłka.
Chanyeol
zabrawszy do ręki krwistoczerwony owoc, wytarł go rąbkiem własnego podkoszulka,
po czym ustawiając ciało Baekhyuna w pozycji siedzącej, podstawił mu go pod
nos.
Trzymaj, Baekkie. Pewnie jesteś głodny.
Gdy po kilkudziesięciu sekundach
obracania jabłkiem przed nosem blondyna, ten nie reagował, Chanyeol oburzył się
i rozwarłszy siłą wargi chłopaka, wcisnął mu w jamę ustną niewielki owoc.
No jedz, Baek. Przecież
mówiłeś, że umierasz z głodu.
Gdy czarnowłosy nie zauważył u
blondyna żadnej reakcji, włożył palce do ust trupa, wyciągając nieprzeżuty owoc
i wyrzucając go za siebie.
Ej, Baekhyun, Baekhyun.
Zachowujesz się jak kapryśne dziecko, wiesz?
Chanyeol jednak nie mógł się długo gniewać na
swojego ukochanego. Ta blada, spokojna i łagodna twarz nie wywoływała u niego
gniewu. Budziła w nim jeszcze większą miłość i przywiązanie do tego milczącego
i chwiejącego się naprzeciwko niego chłopaka. Dlatego po minucie bezczynności
Chanyeol nie wytrzymał.
Ustawił trupa tym razem w pozycji
leżącej i położywszy się na nim, zaczął namiętnie i gwałtownie go całować. Tymi
pocałunkami chciał przelać na blondyna całą swoją tęsknotę, czułość i
bezsilność, jakie kłębiły się w nim przez ostatni miesiąc. Chanyeol nie mógł
tego znieść. Był człowiekiem, miał uczucia i potrzeby, jak każdy. Jego
pragnienia mógł zaspokoić tylko Baekhyun. Być może dlatego popadł w tak duży
obłęd. Dla niego nie liczyło się to, czy jego ukochany odzywa się do niego,
reaguje na jego wołania czy wykazuje jakiekolwiek zainteresowanie jego osobą.
Dla niego liczyło się to, że ma go przy sobie. Nieważne, czy był żywy czy
martwy. Ważne, że był.
Chanyeol, całując żarliwie
chłodne usta Baekhyuna, sięgnął do zawiązanego na jego szyi krawatu. Zwinnie go
rozwiązał, po czym rozpoczął ściąganie z bezwładnego ciała marynarki oraz
białej koszuli. Gdy trup leżał już na rozpadającym się łóżku całkiem nagi,
czarnowłosy zrzucił ubrania z siebie i ponownie położywszy się na martwym
ciele, zrobił to, na co od tak dawna czekał. Trzymając rozgrzane ręce na
kontrastujących z nimi lodowatych policzkach, Chanyeol zagłębił się w
Baekhyunie. Nie zważał na to, że blondyn nie współpracował. Nie obchodziło go,
że w żaden sposób nie reagował. Nie interesowała go sztywność i zimność ciała.
Nareszcie, Baekkie. Znowu razem,
rozumiesz? Nawet nie wiesz, ile na to czekałem. Tyle nieprzespanych nocy. Tyle
dni spędzonych na wpatrywaniu się w Twoje zdjęcie. Na szczęście teraz moje
marzenie się spełniło. Tak bardzo tego wyczekiwałem. Nawet sobie nie
wyobrażasz, jaką radość sprawia mi to, że w końcu jesteś tutaj, cały,
prawdziwy, materialny. Nie wystarczało mi zadowalanie się fantazjami o tobie.
Nigdy mi nie wystarczało.
Zabawianie się Chanyeola z
nieżywym Baekhyunem trwało dłuższy czas. Chłopak chciał, aby było jak dawniej.
Dlatego bardzo się starał. Nie zważał na obskurne miejsce, w jakim się
znajdowali. Ignorował to, że leżeli na rozpadającym się i skrzypiącym łóżku.
Chanyeol w tamtym momencie żył w swoim własnym świecie. A co najważniejsze - w
tym świecie Byun był żywy.
Nagle Chanyeol zapragnął
przytulić się do nagiej piersi Baekyuna i, tak jak dawniej, posłuchać bicia
jego serca. Ten dźwięk go koił, uspokajał, sprawiał, że chłopak chciał słuchać
go ciągle i ciągle. Jednak kiedy czarnowłosy przyłożył głowę do miejsca, gdzie
serce powinno się znajdować, nie usłyszał nic. Za pierwszym razem pomyślał, że
to przez emocje. Że jest tak podniecony i rozentuzjazmowany, że po prostu nie
był w stanie usłyszeć cichego bicia małego serduszka. Ale kiedy drugim razem
przyłożył ucho do lewej piersi Baekhyuna, przestraszył się. Coś było nie w
porządku. Coś tu nie pasowało.
Wtedy w umyśle Chanyeola coś się
odblokowało.
Kurwa mać!
Chanyeol
odskoczył jak oparzony, patrząc z obrzydzeniem na martwe ciało swojego chłopaka
i szybko wciągając na siebie wcześniej zrzucone ubranie. Na jego twarzy
malowało się przerażenie. Czarnowłosy jednak nie bał się trupa. Nie bał się
miejsca, w którym się znajdował. Wtedy bał się samego siebie.
Był roztrzęsiony. Czuł
przejmujący chłód, miał wrażenie, jakby nagle temperatura spadła poniżej 50
stopni Celsjusza. Wpatrywał się szeroko otwartymi oczami w nagie ciało martwego
Baekhyuna, przypominając sobie ostatnie minione minuty. Chanyeol zdawał sobie
sprawę z tego, co robił. Jego szalona strona nie wiedziała o istnieniu tej
drugiej, natomiast oblicze posiadające zdrowy rozsądek uświadamiało to sobie. I może przez to
chłopak całkowicie tracił nad sobą panowanie, zakopując coraz bardziej resztki
swojej psychicznej równowagi.
Czułem się jak pasożyt. Jak jakiś
pieprzony karaluch, siedzący pod ziemią, którego jedynym celem jest pożywianie
się ludzkim, rozkładającym się ciałem. Chciałem wyjść z mojeg. Nie musieć
znosić jego obecności, zatrutej zgwałceniem nieżywego ciała. Co ja zrobiłem?
Dlaczego to zrobiłem? Jestem pojebany. Nigdy nie myślałem o czymś takim.
Brzydziłem się tym.
Wykradłem z trumny ciało mojego
nieżywego chłopaka i współżyłem z nim.
Chanyeol zaczął wrzeszczeć,
płakać, rzucać się po podłodze i bić swoją i tak obolałą głowę. Wpadł w szał. W
pełni zrozumiał, co tak naprawdę zrobił. Był domyślnym chłopakiem, dlatego
całkowicie zdawał sobie sprawę z własnych czynów. I to go niszczyło. Powoli i
od środka. W tak dużym stopniu, że gdy tylko pod rękę nawinął mu się
zardzewiały, ale nadal zdolny do użytku nóż, nie wahając się ani chwili,
przeciął sobie żyłę, czekając, aż z jego ciała wypłynie cała czerwona ciecz,
sprawiając, że będzie mógł na zawsze połączyć się ze swoim ukochanym w
zaświatach. Ale czy po czymś takim dusza Baekhyuna będzie chciała jeszcze
widzieć Chanyeola? Przez to, co czarnowłosy zrobił ciału blondyna? Czy zaświaty
w ogóle przyjmą w swoje progi nekrofila?
Chanyeol jednak nie mógł się o tym przekonać, gdyż po
kilku sekundach do starego domu wbiegł duży pies myśliwski, a zaraz potem do
wykańczającego się powoli Chanyeola podbiegł starszy pan w roboczym stroju i
zabrawszy go na ręce, wyniósł go z budynku. Chanyeol spod na pół przymkniętych
powiek zauważył swoją zapłakaną matkę, obejmowaną przez zasmuconego ojca, a po
drugiej stronie widział Jongina i Kyungsoo, ich twarze jednak były całkowicie
beznamiętne. Myśliwy położył czarnowłosego na twardym materacu, a zaraz potem
podbiegło do niego kilku lekarzy, próbując uratować jego konający już organizm.
Niestety, udało im się to. Na
twarzach otaczających go osób malowała się ulga i znikoma radość. Wszyscy
cieszyli się z tego, że chłopak żyje. Jednak sam Chanyeol nie czuł radości. Nie
chciał żyć. Chciał do Baekhyuna. Nie do jego martwego ciała, które ponownie
spoczęło tam, gdzie powinno. Tęsknił do jego duszy, która, w jego mniemaniu,
znajdowała się szczęśliwa w niebie.
Owszem, miejsce Baeka było w
niebie. Jego dusza od samego początku tam była. Jednak dla Chanyeola nie
przewidziano tam wejścia. Chanyeol przeznaczony był całkiem innemu rajowi.
Gdy drzwi do pojazdu się
zamknęły, chłopak ostatni raz zerknął na zaczerwienioną od płaczu mamę, która
machała mu energicznie ręką. On jednak nie odwzajemnił gestu, pozostawiając
swoje ciało nieruchome, a twarz pozbawioną wszelkich emocji. Nikogo to nie
dziwiło.
Trudno być szczęśliwym, kiedy cel
podróży samochodu, w którym jedziesz, znajduje się w zakładzie psychiatrycznym.
Ojj weź! To jeszcze nie było takie... straszne! (Nie żebym uważała, że nekrofila jest normalna), ale przecież Chanyeol nie panował nad sobą. Władzę nad nim wzięła ta druga, mroczna strona. Świetnie opisałaś jego "monolog". Po prostu było widać, że są w nim dwie osoby, ale obie kochają Baekhyuna.
OdpowiedzUsuńDobra idę czytać kolejne!
I kolejny raz płaczę.
OdpowiedzUsuńMyślę tylko o... miłości.
Taaak.
Potrafi stworzyć z człowieka zwykłego potwora bez zmysłów. Cóż, to był już najradykalniejszy sposób OKAZANIA miłości. A mimo to wiadomo, że Chan nie zrobił tego świadomie. Chciał tylko być. Z nim. Na zawsze. Wtrącenie, że nawet śmierć nie pozwoli Chanyeolowi i Baekhyunowi się spotkać to...
... To jest to, co mnie zabiło.
Zabiłaś mnie. Jaki raj dla mnie przydzielisz, co?
Jeżeli chociaż trochę się zmartwiłaś, to nie masz czym - nadal kocham.
AVA
Nie wiem czemu sie tak balas wstawiac ta wersje... Wg mnie jest ona na serio dobra! Co prawda lekko powiewa od niej pychodela ale wierz mi, to jest calkiem nornalny fic (nawet z ta nekrofia... ktora swoja droga nie jest normalna xp). Ostatnio czytalam takiego ff, ze po przeczytaniu mialam wrazenie, ze mi mozg wypralo... to dopiero byla psychodela! Choc fic byl tez mega dobrze napisany~
OdpowiedzUsuńBardzo spodobal mi sie wewnetrzy monolog Yeolla i to w jaki sposob opisalas jego odczucia do danych syt.
Mam nadzieje, ze nie bd sie bala wstawiac innych opowiadan, ktore "odbiegaja troche od normy" xp Dlatego licze na cos podobnego w przyszlosci^^
Weny zycze!
Kiri~