Po dwunastu miesiącach dodaję dwunasty rozdział. Chyba czuję się dumna. xD <3
Miłej lektury! <3
-
Sull, pospiesz się, za 15 mamy autobus! - Desperacko wrzucając do walizki
kolejne rzeczy, które tylko nawinęły mi się pod rękę, krzyknąłem do Jinri,
która zamiast się pakować, siedziała już od kilkudziesięciu minut w łazience i
poprawiała włosy. Co prawda zwykle mi to nie przeszkadzało, ale tym razem byłem
zirytowany. Może dlatego, że w końcu sam chciałem zobaczyć stan mojej fryzury,
a poza tym transport do Osan nie będzie na nas czekał, a moim jedynym marzeniem
w tamtym momencie było tylko zajęcie miejsca w autobusie, przyjazd na wieś i
uściskanie ciotki. O babci nie wspominając.
- Hunnie, wyluzuj, zdążymy! –
odkrzyknęła dziewczyna, a ja poczułem, że coś się we mnie gotuje. - A zresztą
wiesz, że nie mogę wyjść do ludzi, wyglądając jak siedem nieszczęść. Co by
powiedzieli, gdyby zobaczyli, że nieskazitelny Oh Sehun pokazuje się publicznie
z taką łachudrą? – spytała, nadal nie wychodząc z łazienki, co powoli doprowadzało
mnie do białej gorączki. Jednak ze złością na samego siebie przyznałem, że jej
argumenty w pełni do mnie docierają.
Sehun, jesteś prostakiem.
W chwili, kiedy już miałem
wyważyć drzwi łazienki i niekontrolowanie wywalić z niej Sulli, do mieszkania
wszedł Luhan, taszcząc za sobą walizkę rozmiarów małego słonia.
- Nie za dużo tego? – spytałem,
patrząc sceptycznie na bagaż chłopaka. – Nie jedziemy tam na miesiąc, tylko
maksymalnie cztery dni – dodałem, na co czerwonowłosy pokręcił głową, po czym
uśmiechnął się figlarnie. Wyglądał jak małe dziecko, z rozczochranymi włosami,
w za dużym niebieskim podkoszulku i z zarumienionymi policzkami. Siłą woli
powstrzymywałem się, żeby nie uszczypnąć go w te czerwone policzki, a potem
pocałować w usta. Luhan jednak wyczuł moje ukryte pragnienia, gdyż sam
przybliżył się do mnie i oplatając rękoma moją talię, stanął na palcach, po
czym złączył swoje wargi z moimi. Przeszedł mnie lekki dreszcz, ale zanim
zdążyłem całkowicie zatracić się w całowaniu z Xiao, ten oderwał się ode mnie,
a od strony łazienki usłyszałem głośne:
- Awww, jak uroczo!
Rozpromieniona
i szczęśliwa jak nigdy Sulli stała w drzwiach, z perfekcyjnie ułożonymi
włosami, ubrana w nową sukienkę w kwiatki i wpatrywała się w nas z zachwytem.
Rzuciłem jej tylko złowrogie spojrzenie, ta jednak nadal uśmiechała się szeroko,
niezrażona moją reakcją. Westchnąłem zrezygnowany i skierowałem się w stronę
upragnionego lusterka, jednak w tym samym momencie Luhan pociągnął mnie do
tyłu.
- O co chodzi? – spytałem,
zirytowany do granic ostateczności. Czerwonowłosy nie odpowiedział, tylko
wskazał palcem na wiszący na ścianie zegar z kukułką pokazujący godzinę 10.45.
- Ja pierdolę, mamy 5 minut! –
wrzasnąłem, nie zwracając nawet uwagi na karcące spojrzenie dziewczyny, które posyłała
mi za każdym razem, kiedy w z moich ust wydobyło się jakieś przekleństwo. W
biegu chwyciłem własną i Jinri walizkę i wypchnąwszy z domu dwa nierozgarnięte
indywidua, zamknąłem drzwi na klucz, po czym z prędkością światła zbiegłem na
dół. Przystanek autobusowy, na którym mieliśmy wsiąść, oddalony był o jakieś
500 metrów od miejsca, w którym się znajdowaliśmy. Biorąc pod uwagę wszystkie
czynniki, sytuacja wyglądała bardzo nieciekawie. W tamtym momencie żałowałem,
że nie mam daru załamywania czasoprzestrzeni.
- Sehun, pośpiesz się! –
krzyknęła Jinri, będąca jakieś 20 metrów przede mną. Przyspieszyłem, gnany
myślą, że jak tylko dorwę tę brązowowłosą trajkotkę, to powyrywam jej ręce i
nogi, a potem przyszyję z powrotem nie tam, gdzie trzeba. Luhan, biegnący zaraz
obok Sulli, co jakiś czas odwracał się do mnie, sprawdzając, czy przypadkiem
się nie zgubiłem. Za każdym razem posyłał mi przepraszające spojrzenie, które
mimowolnie zbywałem.
Gdy dotarliśmy na przystanek,
autobus właśnie nadjechał.
- Patrz, Hunnie, zdążyliśmy! –
krzyknęła dziewczyna, zdobyłem się jednak jedynie na pełne wściekłości
spojrzenie. Wrzuciliśmy bagaże do schowka, kupiliśmy bilety i nareszcie po
niespodziewanych trudnościach zajęliśmy miejsce w autobusie.
Nareszcie Osan.
Idąc za rękę z Luhanem wąską,
żwirowaną drogą, wdychając świeże, wiejskie powietrze, po raz pierwszy od
długiego czasu poczułem się wolny od jakichkolwiek problemów. Ostatnim razem,
gdy przyjechałem do Osan, w mojej głowie tłukło się multum niechcianych myśli,
które sprawiały jedynie, że stawałem się coraz bardziej przygnębiony i
zagubiony. Tym razem wracałem tutaj beztroski, swobodny i cieszący się życiem,
mając przy sobie osoby, które kochałem najbardziej. Mimo że kilka rzeczy nadal
pozostało niewyjaśnionych, postanowiłem odrzucić od siebie wszystko, co w
jakikolwiek sposób mogłoby zakłócić spokój Osan.
Sulli, zapewne nie zdając sobie
sprawy z gniewu, jaki wcześniej jej okazywałem, teraz kroczyła obok mnie, co
jakiś czas podskakując leciutko. Podejrzewałem, że z przyjazdu na wieś cieszyła
się równie mocno jak ja, o ile nie bardziej. Tutaj był w końcu jej dom. Do Osan
nie przywiodło jej tylko pragnienie spokoju, ale też tęsknota – za rodzicami,
ogrodem. Za moją babcią i ciotką pewnie też, w końcu od czasu mojej ostatniej
wizyty zdążyły się blisko zaprzyjaźnić.
Luhan, ściskający mocno moją
lewą dłoń, był tutaj po raz pierwszy od bardzo dawna, ale widziałem, że urok i
błogość tego miejsca bardzo mu się podobają. Jak szalony rozglądał się dookoła,
wchłaniając dźwięki, zapachy, kolory. Zaśmiałem się w duchu. Gdy byłem tu
ostatnim razem, zachowywałem się dokładnie tak samo.
Wdychając świeże powietrze i
czując lekkie podmuchy letniego wiatru, zastanawiałem się nad reakcją babci i
ciotki, kiedy oznajmię im, że ja i Luhan jesteśmy razem. Co prawda mogłem to
ukrywać i udawać, że Xiao nadal jest tylko moim najlepszym przyjacielem, ale
czułem, że powinienem akurat z nimi być szczery. W końcu w najtrudniejszych
chwilach, to one właściwie mi pomogły, a moją powinnością było jakoś się im odwdzięczyć.
Reakcji babci się nie obawiałem.
Kiedy ostatnim razem byłem w Osan zdawało, się, jakby o mojej miłości do Luhana
zdawała sobie sprawę lepiej niż ja sam. Podejrzewałem, że na wiadomość o moim
związku z Xiao będzie się cieszyła równie mocno jak ja. W końcu mnóstwo razy
powtarzała, że dla niej najważniejsze jest moje szczęście i akurat w jej
przypadku wierzyłem w to całym sobą. Bardziej bałem się reakcji ciotki.
Wydawało mi się, że ona za wszelką cenę chciałaby mnie zeswatać z Sulli. Kiedy
ostatni raz gadała z moją mamą przez telefon, słyszałem jak bardzo ekscytowała
się tym, że „Sehun i Jinri przepięknie razem wyglądają”. W tamtym momencie
dziwiło mnie, że mama nie podzielała entuzjazmu ciotki Kang. Na jej radość
odpowiadała półsłówkami, mruczała, a jej radosny ton był udawany. Potem
zrozumiałem, że ona bardzo dobrze wiedziała o mojej relacji z Luhanem i tym, że
jej syn jest gejem. Nie miałem pojęcia, jak na to wpadła, ale tutaj chyba
wchodziła w grę matczyna intuicja.
Zbliżając się do wejścia do tak
dobrze znanego mi domu, poczułem lekkie ukłucie w sercu. Moim ciałem targała
równocześnie radość, ale także strach i… zdenerwowanie. Moi towarzysze musieli
to zauważyć, gdyż Luhan ścisnął mocniej moją rękę, a Sulli poklepała mnie
przyjaźnie po ramieniu. Nie zdążyłem nawet odwdzięczyć się im uśmiechem, kiedy
drzwi domu otworzyły się gwałtownie, a zaraz po tym z korytarza wyfrunęła
ciotka i rzuciła się na mnie, prawie mnie dusząc.
- Hunnie, kochanie! – krzyknęła,
nie wypuszczając mnie z żelaznego uścisku. – Odkąd dowiedziałam się, że
przyjeżdżasz, nie mogłam się za nic zabrać, tak za tobą tęskniłam! – dodała, po
czym odsunęła się ode mnie. – Schudłeś, łobuzie – ciotka poklepała mnie po
policzkach, robiąc przy okazji złowrogą minę. – Przyjechaliście w odpowiednim
momencie, wczoraj upiekłam mnóstwo placków. Muszę utuczyć mojego kochanego
bratanka – uśmiechnęła się szeroko, na co miałem ochotę przewrócić oczami. Już
chciałem jakoś się odciąć, kiedy ciotka zmieniła obiekt zainteresowania i
zajęła się Luhanem.
- Luhan, skarbie, tak dawno cię
nie widziałam – wyjęczała ciotka i tym razem w niedźwiedzim uścisku zamknęła
stojącego obok mnie chłopaka. Widząc cierpiętniczą minę czerwonowłosego,
zaśmiałem się w duchu. – Nie wiem, czym oni was karmią w tym Seulu, ale ty też
jesteś przeraźliwie chudy – ciotka pokręciła głową z dezaprobatą. – Ty także,
Sulli - zwróciła się do dziewczyny. – No nic, przez następne dni będę miała
dużo pracy, w końcu trzeba was dobrze dokarmić. No, wchodźcie do środka, babcia
nie może się doczekać, aż w końcu was zobaczy.
Po
tych słowach ciotka weszła do domu, zaraz po niej Sulli i Luhan, natomiast ja
zamykałem pochód. Jeszcze raz rozejrzałem się dookoła, a w mojej głowie
mimowolnie pojawiła się myśl, że nareszcie jestem w domu.
Wchodząc po schodach na górę,
poczułem dziwny niepokój. Ciotka ewidentnie prowadziła nas do pokoju babci, co
mnie wydało się co najmniej podejrzane. Babcia stosunkowo rzadko przesiadywała
w swoim pokoju, częściej przebywała w kuchni, natomiast i tak najczęściej można
ją było zobaczyć w ogródku. Natomiast tym razem droga, którą wyznaczała ciotka
Kang biegła prosto do babcinego pokoju. Sulli również musiała wyczuć, że coś
nie gra, gdyż odwróciła się do mnie i posłała mi dość zaniepokojone spojrzenie.
Jedynie Luhan beztrosko kroczył za ciotką, nieświadom napięcia, jakie
wytworzyło się między mną a dziewczyną.
Narae Kang nagle zatrzymała się
i otworzywszy drewniane, malowane drzwi, skinęła głową, byśmy weszli, sama
jednak została na zewnątrz.
Widok, który się przede mną
pojawił, wzbudził we mnie dwa sprzeczne uczucia – radość i smutek zarazem.
Radość, bo nareszcie na wyciągnięcie ręki miałem osobę, która tak wiele dobrego
uczyniła w moim życiu i to dzięki której byłem w stanie choć trochę podnieść
się z dołka, który bliscy pode mną wykopali. Smutek, ponieważ właśnie ta osoba
leżała teraz w łóżku, przykryta po szyję kołdrą, choć na zewnątrz było co
najmniej 25 stopni, a na której twarzy, bladej i wymizerowanej błąkał się lekki
uśmiech. Babcia od zawsze była bardzo krucha i chuda, ale tym razem miałem
wrażenie, jakby jeszcze bardziej się zmniejszyła.
- Hunnie, witaj, skarbie –
wyszeptała, wyciągając w moją stronę chudą jak patyk rękę. Automatycznie
podbiegłem do niej i dając się pogłaskać po policzkach, spojrzałem na nią
smutno.
- Babciu, co się stało? –
spytałem, na co staruszka jedynie uśmiechnęła się z pobłażaniem.
- Już nie jestem taka młoda, jak
kiedyś, kochanie. Czas biegnie nieubłaganie, a dla osoby, która przeżyła już
tyle lat, liczy się każdy dzień. Naoglądałam się wystarczająco dużo świata,
teraz kolej na innych – odparła ze spokojem, nadal się uśmiechając.
- Dlaczego babcia mówi to takim
tonem, jakby… - zaczęła Sulli, która znalazła się momentalnie obok mnie, babcia
jednak uciszyła ją lekkim gestem ręki.
- Cieszę się, że przyjechaliście
– powiedziała, a jej twarz rozjaśniła się tak intensywnym blaskiem radości, że
mimowolnie ja też poczułem się szczęśliwy.
- Luhan, słońce, podejdź tutaj –
na słowa babci Xiao przybliżył się do nas. Widziałem, że czuje się trochę
niezręcznie, jednak sprawiał pozory pewnego siebie. – Ale ty wyrosłeś – babcia
zaśmiała się cicho. – Właściwie wszyscy od naszego ostatniego spotkania
jesteście jacyś inni. Na pewno chudsi – pokręciła głową z dezaprobatą. Ciekaw
byłem, czy babcia i ciocia wcześniej się umówiły, żeby mówić do nas to samo. –
No nic, widocznie klimat Seulu wam nie sprzyja. Ale nie martwcie się, Narae
przygotowała tyle smakołyków, że wasze policzki w końcu nabiorą rumieńców.
- Hunnie, zejdźcie na dół, obiad
gotowy! – Z dołu dobiegł nas donośny głos ciotki, a zaraz potem z pokoju
wypadła Sulli i z hukiem zbiegła do kuchni. Mimo że Jinri mieszkała kilkanaście
metrów dalej, uparła się, że podczas mojego i Luhana pobytu w Osan, ona cały
czas chce być jak najbliżej nas, dlatego bez skrupułów wcisnęła się do wolnego
pokoju. Ciotce to nie przeszkadzało, babci tym bardziej, więc nie istniały żadne
przeszkody, aby przez kilka dni Sulli odgrywała rolę jednego z członków
rodziny. Chociaż prawda była taka, że Jinri już nim była.
Nie czekając na Luhana, ruszyłem
w ślady Sulli i również skierowałem się w stronę kuchni. W powietrzy unosił się
zapach świeżo przyrządzonego ramenu i kompotu truskawkowego. Na samą myśl o
daniu, które czeka na mnie na stole uśmiechnąłem się. Mama była dobrą kucharką,
jednak ze specjałami cioci nie mógł się równać nikt. Może miało to związek z
używanymi do wyrobu potrawy przyprawami? Ciocia robiła je sama, natomiast mama
wyręczała się gotowymi. A może po prostu była to zasługa serca, które ciotka
Narae wkładała do wszystkiego, co robiła?
Gdy wszedłem do kuchni, Sulli w niej nie było,
natomiast ciocia krzątała się po niej, zapamiętale układając na
stole talerze i sztućce.
- Siadaj, Hunnie - powiedziała łagodnie, uśmiechając się do mnie ciepło. Zająłem moje zwyczajne i ulubione miejsce od okna. Za nim rozpościerał się przyjemny widok kwiecistej łąki, która w słońcu zdawała się błyszczeć jak różnokolorowy diament. A może po prostu mi się tak zdawało, bo uwielbiałem na nią patrzeć?
Zerknąłem na zastawę stołu, którą ciocia przed momentem ozdobiła stół i ze zdziwieniem doszedłem do wniosku, że wybrała tę, której użycie było surowo zakazane. Kiedy przyjeżdżałem tutaj jako mały chłopiec, ciotka nie pozwalała nawet rzucić okiem na serwis, za to teraz sama go zabrała. Wiedziałem jednak, dlaczego tak bardzo go lubi. Białe naczynia ozdobione były akwarelowymi rysunkami przedstawiającymi wijące się łodyżki, z których wyrastały małe, błękitne kwiatuszki w różnej fazie rozkwitu. Niektóre były już pięknymi, rozłożystymi kielichami, za to inne dopiero wysuwały główki z otaczającej je osłonki. Zastawa była przepiękna, ciotka jednak w swojej kolekcji posiadała wiele równie ładnych naczyń. Ta była dla niej wyjątkowo cenna, gdyż została własnoręcznie ozdobiona przez babcię.
Gdy Narae zauważyła, że z niedowierzaniem wpatruję się w udekorowany talerzami stół, zaśmiała się cicho.
- Ostatni raz użyłam tej zastawy, kiedy twój wujek dostał awans w pracy - powiedziała, przybierając na twarz wesoły uśmiech, jednak w jej oczach widniał cień smutku. - Wtedy przyrządziłam wspaniały rodzinny obiad i uznałam, że dla tak wyjątkowej okazji potrzebny jest wyjątkowy wystrój - urwała, po czym zabrała z kredensu dzbanek z kompotem i zaczęła napełniać nim każdą cenną szklankę. - Doszłam do wniosku - ciotka ponownie podjęła temat - że dzisiaj znów mamy wyjątkowe święto, które zasługuje na odpowiednią oprawę. Znowu mamy rodzinę w komplecie.
Nigdy nie zapomnę wypełnionego szczerym szczęściem wzroku ciotki, którym mnie obdarzyła po wypowiedzeniu tak prawdziwych słów.
Gnany impulsem wstałem i mocno przytuliłem się do ciotki. Korzystając z chwili, kiedy nikt nie patrzy i zrywając na moment z wizerunkiem pogardliwego Sehuna, wtuliłem się w ciotkę, a ona mocno mnie objęła. W tamtym momencie jej niedźwiedzi uścisk w ogóle mi nie przeszkadzał. Tak naprawdę po raz pierwszy od dłuższego czasu poczułem się bezpiecznie. Kochałem moją mamę, racja, jednak miłość, której doświadczałem w Osan była nieporównywalna. Tutaj czułem się naprawdę kochany i.. potrzebny. Bez cienia wątpliwości, że w jakikolwiek sposób byłbym zbędny.
- Cieszę się, mogąc zobaczyć cię tak promiennego i szczęśliwego - wyszeptała ciotka, jeszcze mocniej mnie przytulając. - Jesteś całkiem inny niż ostatnim razem. Teraz widzę tego prawdziwego Sehuna, a nie jego marną i przygnębioną imitację - dodała, po czym pocałowała mnie w czubek głowy. Aby przytulić się do ciotki, musiałem nieco się schylić, gdyż kobieta była znacznie niższa, ale dla takiej chwili byłem gotów wytrzymać ból, który powoli rozchodził mi się po nogach. Wtedy jednak był on całkowicie nieistotny.
- Wróciłem do domu, ciociu - odparłem, czując jak pod powiekami zbierają mi się łzy. Ciotka uśmiechnęła się.
- Pamiętaj, że zawsze możesz tutaj wrócić. Bez względu na wszystko – odpowiedziała i pogłaskała mnie po policzku. - Ja i babcia przyjmiemy cię z otwartymi ramionami - dodała. Pokiwałem głową, po czym kobieta ponownie pocałowała mnie w głowę i wskazała miejsce przy stole. W tym samym momencie, kiedy usiadłem, do kuchni wpadła Sulli, a zaraz za nią Luhan, który pchał wózek z siedzącą na nim babcią. Mimowolnie uśmiechnąłem się szeroko, czując jak moja miłość do tego miejsca i ludzi w nim przebywających z każdą sekundą coraz bardziej rośnie. Mimo że urodziłem się i wychowałem w Seulu, to w Osan tak naprawdę doświadczyłem, czym jest prawdziwa opieka, troska i radość. Nie miałem wątpliwości, że tutaj jest mój dom. Miejsce, gdzie zawsze będę mógł powrócić, nieważne cokolwiek się stanie.
Z wymalowanym na twarzy szerokim uśmiechem, obserwowałem jak reszta domowników sadowi się przy stole, by zaraz potem spałaszować danie, które ciotka wyłożyła przed nami na stole.
- Smacznego wszystkim! - zawołałem wesoło, czym zasłużyłem sobie na kilka zdziwionych spojrzeń i jedno wypełnione bezbrzeżną radością. Patrząc na babcię, odwzajemniłem jej uśmiech i zabrałem się do jedzenia.
Nareszcie rodzina w komplecie.
- Nie kładź się jeszcze na tym, Luhan! Zaczekaj aż rozłożę do końca! - fuknęła Sulli, kiedy Xiao z premedytacją rzucił się na rozkładany przez nią na trawie koc. Po obiedzie ciotka kazała nam maszerować do swoich pokoi, Jinri jednak uznała, że na zewnątrz będzie o wiele przyjemniej, dlatego niemal siłą zaciągnęła nas do ogrodu. Prawdę powiedziawszy nie przeszkadzało mi to. Na dworze czułem się bardziej swobodnie, przynajmniej jeśli chodziło o mój kontakt fizyczny z Luhanem. No dobra, to była główna przyczyna.
Od naszego przyjazdu do Osan, który miał miejsce kilka godzin temu, ani razu nie dałem babci ani cioci aluzji, że z Xiao łączy mnie coś więcej niż tylko długoletnia przyjaźń. Podejrzewałem, że babcia już wie o naszym związku, ona potrafiła czytać z mojej twarzy jak z otwartej książki. Natomiast Narae nie posiadała daru babci, również ja nie dałem jej żadnej sugestii, dlatego wątpliwym było, aby domyślała się czegokolwiek. Chyba że babcia wyjawiła jej swoje przypuszczenia, co było bardzo prawdopodobne, zważając na to, że jako matka i córka nie miały przed sobą sekretów. W każdym razie miałem świadomość, że prędzej czy później sam będę musiał o wszystkim im powiedzieć. Z niewiadomych powodów na myśl o tym czułem poważne zdenerwowanie.
- Musiałaś nas zaprowadzić na pełne słońce? Tak ciężko iść kawałek dalej pod drzewo, aby był cień? - spytał Luhan z naburmuszoną miną, co jakiś czas mrużąc oczy.
- Coś ty się taki marudny zrobił? - mruknęła Sulli, uśmiech jednak nadal gościł na jej twarzy. - A poza tym nie mogłam nas rozłożyć w cieniu, bo skoro mamy piękne słońce, to trzeba korzystać. Jesteście tak bladzi przez to wieczne siedzenie w domu, że powinniście nabrać trochę rumieńców - dodała, na co Luhan przewrócił teatralnie oczami.
- Mówisz jak ciotka Narae - zaśmiałem się. Dziewczyna posłała mi niewinne spojrzenie.
- W niektórych sprawach akurat przyznaję jej całkowitą rację - odpowiedziała, po czym z koszyka, który przywlekła ze sobą z domu wyciągnęła dorodne czerwone jabłko, położyła się na plecach na kocu i zamknęła oczy. Oznaczało to ewidentnie tymczasowe zakończenie przez nią rozmowy, więc położyłem się obok niej. Słońce świeciło tak intensywnie, że byłem zmuszony mocno zacisnąć powieki, co nie bardzo mi pasowało, gdyż wolałem widzieć, co się dookoła mnie dzieje. Postanowiłem jednak wytrzymać.
Luhan, który wcześniej miotał się po kocu, nie mogąc znaleźć sobie miejsca, w końcu oparł głowę na moim ramieniu i objął mnie. Pocałowałem go lekko w czubek czerwonej głowy, czym zasłużyłem sobie na lekkie muśnięcie przez niego mojej szyi. Przyciągnąłem go bliżej siebie, przez co Luhan prawie już na mnie leżał. Uznałem jednak, że ta pozycja jest dosyć wygodna, dlatego w końcu odprężyłem się.
- Siadaj, Hunnie - powiedziała łagodnie, uśmiechając się do mnie ciepło. Zająłem moje zwyczajne i ulubione miejsce od okna. Za nim rozpościerał się przyjemny widok kwiecistej łąki, która w słońcu zdawała się błyszczeć jak różnokolorowy diament. A może po prostu mi się tak zdawało, bo uwielbiałem na nią patrzeć?
Zerknąłem na zastawę stołu, którą ciocia przed momentem ozdobiła stół i ze zdziwieniem doszedłem do wniosku, że wybrała tę, której użycie było surowo zakazane. Kiedy przyjeżdżałem tutaj jako mały chłopiec, ciotka nie pozwalała nawet rzucić okiem na serwis, za to teraz sama go zabrała. Wiedziałem jednak, dlaczego tak bardzo go lubi. Białe naczynia ozdobione były akwarelowymi rysunkami przedstawiającymi wijące się łodyżki, z których wyrastały małe, błękitne kwiatuszki w różnej fazie rozkwitu. Niektóre były już pięknymi, rozłożystymi kielichami, za to inne dopiero wysuwały główki z otaczającej je osłonki. Zastawa była przepiękna, ciotka jednak w swojej kolekcji posiadała wiele równie ładnych naczyń. Ta była dla niej wyjątkowo cenna, gdyż została własnoręcznie ozdobiona przez babcię.
Gdy Narae zauważyła, że z niedowierzaniem wpatruję się w udekorowany talerzami stół, zaśmiała się cicho.
- Ostatni raz użyłam tej zastawy, kiedy twój wujek dostał awans w pracy - powiedziała, przybierając na twarz wesoły uśmiech, jednak w jej oczach widniał cień smutku. - Wtedy przyrządziłam wspaniały rodzinny obiad i uznałam, że dla tak wyjątkowej okazji potrzebny jest wyjątkowy wystrój - urwała, po czym zabrała z kredensu dzbanek z kompotem i zaczęła napełniać nim każdą cenną szklankę. - Doszłam do wniosku - ciotka ponownie podjęła temat - że dzisiaj znów mamy wyjątkowe święto, które zasługuje na odpowiednią oprawę. Znowu mamy rodzinę w komplecie.
Nigdy nie zapomnę wypełnionego szczerym szczęściem wzroku ciotki, którym mnie obdarzyła po wypowiedzeniu tak prawdziwych słów.
Gnany impulsem wstałem i mocno przytuliłem się do ciotki. Korzystając z chwili, kiedy nikt nie patrzy i zrywając na moment z wizerunkiem pogardliwego Sehuna, wtuliłem się w ciotkę, a ona mocno mnie objęła. W tamtym momencie jej niedźwiedzi uścisk w ogóle mi nie przeszkadzał. Tak naprawdę po raz pierwszy od dłuższego czasu poczułem się bezpiecznie. Kochałem moją mamę, racja, jednak miłość, której doświadczałem w Osan była nieporównywalna. Tutaj czułem się naprawdę kochany i.. potrzebny. Bez cienia wątpliwości, że w jakikolwiek sposób byłbym zbędny.
- Cieszę się, mogąc zobaczyć cię tak promiennego i szczęśliwego - wyszeptała ciotka, jeszcze mocniej mnie przytulając. - Jesteś całkiem inny niż ostatnim razem. Teraz widzę tego prawdziwego Sehuna, a nie jego marną i przygnębioną imitację - dodała, po czym pocałowała mnie w czubek głowy. Aby przytulić się do ciotki, musiałem nieco się schylić, gdyż kobieta była znacznie niższa, ale dla takiej chwili byłem gotów wytrzymać ból, który powoli rozchodził mi się po nogach. Wtedy jednak był on całkowicie nieistotny.
- Wróciłem do domu, ciociu - odparłem, czując jak pod powiekami zbierają mi się łzy. Ciotka uśmiechnęła się.
- Pamiętaj, że zawsze możesz tutaj wrócić. Bez względu na wszystko – odpowiedziała i pogłaskała mnie po policzku. - Ja i babcia przyjmiemy cię z otwartymi ramionami - dodała. Pokiwałem głową, po czym kobieta ponownie pocałowała mnie w głowę i wskazała miejsce przy stole. W tym samym momencie, kiedy usiadłem, do kuchni wpadła Sulli, a zaraz za nią Luhan, który pchał wózek z siedzącą na nim babcią. Mimowolnie uśmiechnąłem się szeroko, czując jak moja miłość do tego miejsca i ludzi w nim przebywających z każdą sekundą coraz bardziej rośnie. Mimo że urodziłem się i wychowałem w Seulu, to w Osan tak naprawdę doświadczyłem, czym jest prawdziwa opieka, troska i radość. Nie miałem wątpliwości, że tutaj jest mój dom. Miejsce, gdzie zawsze będę mógł powrócić, nieważne cokolwiek się stanie.
Z wymalowanym na twarzy szerokim uśmiechem, obserwowałem jak reszta domowników sadowi się przy stole, by zaraz potem spałaszować danie, które ciotka wyłożyła przed nami na stole.
- Smacznego wszystkim! - zawołałem wesoło, czym zasłużyłem sobie na kilka zdziwionych spojrzeń i jedno wypełnione bezbrzeżną radością. Patrząc na babcię, odwzajemniłem jej uśmiech i zabrałem się do jedzenia.
Nareszcie rodzina w komplecie.
- Nie kładź się jeszcze na tym, Luhan! Zaczekaj aż rozłożę do końca! - fuknęła Sulli, kiedy Xiao z premedytacją rzucił się na rozkładany przez nią na trawie koc. Po obiedzie ciotka kazała nam maszerować do swoich pokoi, Jinri jednak uznała, że na zewnątrz będzie o wiele przyjemniej, dlatego niemal siłą zaciągnęła nas do ogrodu. Prawdę powiedziawszy nie przeszkadzało mi to. Na dworze czułem się bardziej swobodnie, przynajmniej jeśli chodziło o mój kontakt fizyczny z Luhanem. No dobra, to była główna przyczyna.
Od naszego przyjazdu do Osan, który miał miejsce kilka godzin temu, ani razu nie dałem babci ani cioci aluzji, że z Xiao łączy mnie coś więcej niż tylko długoletnia przyjaźń. Podejrzewałem, że babcia już wie o naszym związku, ona potrafiła czytać z mojej twarzy jak z otwartej książki. Natomiast Narae nie posiadała daru babci, również ja nie dałem jej żadnej sugestii, dlatego wątpliwym było, aby domyślała się czegokolwiek. Chyba że babcia wyjawiła jej swoje przypuszczenia, co było bardzo prawdopodobne, zważając na to, że jako matka i córka nie miały przed sobą sekretów. W każdym razie miałem świadomość, że prędzej czy później sam będę musiał o wszystkim im powiedzieć. Z niewiadomych powodów na myśl o tym czułem poważne zdenerwowanie.
- Musiałaś nas zaprowadzić na pełne słońce? Tak ciężko iść kawałek dalej pod drzewo, aby był cień? - spytał Luhan z naburmuszoną miną, co jakiś czas mrużąc oczy.
- Coś ty się taki marudny zrobił? - mruknęła Sulli, uśmiech jednak nadal gościł na jej twarzy. - A poza tym nie mogłam nas rozłożyć w cieniu, bo skoro mamy piękne słońce, to trzeba korzystać. Jesteście tak bladzi przez to wieczne siedzenie w domu, że powinniście nabrać trochę rumieńców - dodała, na co Luhan przewrócił teatralnie oczami.
- Mówisz jak ciotka Narae - zaśmiałem się. Dziewczyna posłała mi niewinne spojrzenie.
- W niektórych sprawach akurat przyznaję jej całkowitą rację - odpowiedziała, po czym z koszyka, który przywlekła ze sobą z domu wyciągnęła dorodne czerwone jabłko, położyła się na plecach na kocu i zamknęła oczy. Oznaczało to ewidentnie tymczasowe zakończenie przez nią rozmowy, więc położyłem się obok niej. Słońce świeciło tak intensywnie, że byłem zmuszony mocno zacisnąć powieki, co nie bardzo mi pasowało, gdyż wolałem widzieć, co się dookoła mnie dzieje. Postanowiłem jednak wytrzymać.
Luhan, który wcześniej miotał się po kocu, nie mogąc znaleźć sobie miejsca, w końcu oparł głowę na moim ramieniu i objął mnie. Pocałowałem go lekko w czubek czerwonej głowy, czym zasłużyłem sobie na lekkie muśnięcie przez niego mojej szyi. Przyciągnąłem go bliżej siebie, przez co Luhan prawie już na mnie leżał. Uznałem jednak, że ta pozycja jest dosyć wygodna, dlatego w końcu odprężyłem się.
Przez pewien czas między naszą
trójką panowała grobowa cisza. Jedynym, co słyszałem, były miarowe oddechy osób
leżących obok mnie. Mimo że nikt nie kwapił się aby rozpocząć rozmowę, nie
uważałem, aby cisza ta była w jakikolwiek sposób niezręczna. Z niektórymi
ludźmi jest tak, że można z nimi przebywać i w ogóle z nimi nie rozmawiać, a i
tak oboje czują się dobrze, gdyż to milczenie jest takie.. naturalne. Nie muszą
nic do siebie mówić, ponieważ wiedzą, że w żaden sposób sobie tym nie zaszkodzą
i to nie świadczy o tym, że wyczerpały im się tematy do rozmowy. Po prostu z
niektórymi osobami można ciągle gadać, jak również długo milczeć. I w żaden
sposób nie jest to odbierane jako dziwne.
Leżałem na plecach, czując na
twarzy gorące promienie słońca, przerywane niekiedy lekkimi podmuchami wiatru.
Wsłuchiwałem się w szum liści i śpiew ptaków, po raz pierwszy od długiego czasu
czując się w pełni spokojny i beztroski. Gdybym mógł w jakiś sposób na to wpłynąć,
chciałbym, aby każdy dzień tak wyglądał. Aby słońce ogrzewało świat swoją
promienną głową, a bezchmurne niebo dawało spokój i ukojenie. Rzeczywistość
wokół swoją zielenią dawałaby nadzieję, a ptasie trele układałyby ludzi do snu.
Mógłbym całymi dniami leżeć na kocu, rozkoszować się ciepłem, zapachem kwiatów
i cieszyć się z towarzystwa dwojga najważniejszych mi ludzi. Słyszeć, jak Sulli
raz po raz obgryza kolejne jabłko i czuć na dłoni delikatne głaskanie mnie
przez Luhana. Może to dziwne, ale właśnie taki dzień mógłbym przeżywać w kółko.
Bez żadnych atrakcji, rewelacji, adrenaliny. Wystarczyłoby mi tylko to.
- Chłopaki… - Z życia w
mentalnej utopii, które przed momentem sobie wyobraziłem, wyrwał mnie cichy
głos Sulli. Otworzywszy oczy, zwróciłem głowę w jej stronę. Jinri zdążyła już
przewrócić się na brzuch i teraz podparta na łokciach skubała palcami trawę. W
tej samej chwili zza moich pleców wychylił się Luhan, który postanowił
wykorzystać mój tułów jako podpórkę. Jęknąłem cicho, jednak nie zwracając uwagi
na przygniatający mnie ciężar, spojrzałem na dziewczynę wyczekująco.
- Jak sądzicie.. – zaczęła,
nadal na nas nie patrząc, tylko niemal nerwowo drąc w palcach kolejne kępki
trawy. – Czy nie jestem na tyle brzydka, żeby spodobać się któremuś chłopakowi
z waszego zespołu? – spytała i po tych słowach zwróciła na mnie smutne
spojrzenie swoich ciemnych oczu. Zamarłem.
- Ale, że w sensie ten.. –
wydukał Luhan, który, sądząc po jego braku zdolności prawidłowego wypowiedzenia
się, był w równie dużym szoku, co ja.
- W żadnym sensie, po prostu
pytam – odparła dziewczyna, nadal się we mnie wpatrując. Podziwiałem jej
wytrwałość, ja nie dałbym rady tyle gapić się w oczy jednej osobie. Zważając na
to, że ja ogólnie miałem z tym problemy.
- No pewnie, że nie! –
zawołałem, z trudem dobierając słowa. – Jesteś bardzo ładną dziewczyną, sądzę,
że wszyscy z naszego zespołu to doceniają – odparłem, na co Sulli uśmiechnęła
się promiennie.
- Tak uważasz? – spytała,
wbijając we mnie spojrzenie tak bardzo wypełnione nadzieją, że byłbym
skończonym idiotą, gdybym teraz zaprzeczył. Jednak nawet nie miałem zamiaru
tego robić, gdyż to, co powiedziałem było szczerą prawdą.
- Ale ten, no, że jak… - Luhan
nadal mruczał pod nosem niezwiązane z tematem i ze sobą nawzajem słowa, co było
tak irytujące, że uspokoił się dopiero, gdy mocno uszczypnąłem go w ramię.
Odskoczył zaskoczony, pocierając zranione miejsce, jednak dalej patrzył na
Sulli z wyraźnym zdziwieniem.
- To znaczy, że któryś z tych
frajerów ci się podoba? – wypalił, na co Jinri zaśmiała się, ale spuściła lekko
głowę, zapewne po to, abyśmy nie zauważyli, że na jej policzkach wykwitły
ciemnoróżowe rumieńce.
- Podoba to za dużo
powiedziane.. – mruknęła, odgarniając z twarzy brązowe kosmyki. – Po prostu
polubiłam ich i w ogóle.. Miło się spędza z nimi czas, są bardzo sympatyczni,
Xiumin jest taki uroczy i wiecie.. – dodała, na co niekontrolowanie na mojej
twarzy pojawił się złośliwy uśmiech.
- Oho, Sulli zakochała się w
Minseoku! – zagwizdałem, na co dziewczyna posłała mi złowrogie spojrzenie, a
Luhan wbił mi łokieć w bok.
- Weź przestań, nie dogaduj jej
tak – odparł Xiao. – Nawet jeśli, to przecież to chyba nic złego, nie?
- A coś ty taki obrońca
uciśnionych się zrobił, co? – prychnąłem, wywołując tym śmiech Jinri.
- Myślicie, że mam u niego
jakieś szanse? – spytała, na co obaj z Luhanem pokiwaliśmy ochoczo głowami.
Sulli uśmiechnęła się do nas promiennie. Przez moment wydawało się, jakby swoim
blaskiem przyćmiła nawet świecące wysoko w górze słońce.
- Kocham was, chłopaki, wiecie?
– powiedziała dziewczyna, po czym przytuliła nas mocno. Zanim oderwaliśmy się
od siebie, Sulli zdążyła jeszcze pocałować nas obu w policzki, a potem jakby
nigdy nic, rzuciła nam po jabłku ze słowami:
- Od dzisiaj zaczynam was intensywnie
tuczyć, bo macie tak chude policzki, że dziwię się, iż sobie ich jeszcze nie
przedziurawiliście tymi swoimi namiętnymi pocałunkami.
Dwa pierwsze
dni w Osan minęły nam spokojnie i beztrosko. Większość czasu wylegiwaliśmy się
na kocu w ogrodzie (Luhan i Sulli doszli do kompromisu i co pół godziny przenosiliśmy
się z pełnego słońca do cienia), a w przerwach wracaliśmy do domu i jedliśmy
przyrządzone prze ciotkę przysmaki. Narae nie żartowała – upiekła tyle ciast,
ciastek i babeczek, że nawet pod dwóch dniach naszego bytowania na wsi nadal
było ich mnóstwo. Szczerze powiedziawszy zacząłem się obawiać, że z biegiem
czasu sam stanę się jednym z ciastek.
Sulli nadal urzędowała u ciotki
w domu i z tego, co wywnioskowałem z jej zachowania, nie za bardzo jej się
spieszyło do powrotu do rodziców. Nie przeszkadzało mi to w żaden sposób.
Najlepiej spędzało mi się czas z Luhanem i nią, a jeśli chciałem pobyć trochę
sam na sam z czerwonowłosym, Jinri w jakiś sposób wyczuwała to i zawsze
znajdowała jakiś pretekst do zostawienia nas. Ciotka z babcią nadal nie
poruszały tematu mojego związku z Xiao, z czego w duchu się cieszyłem, bo nie
byłem gotów na rozmowę o tym. Poza tym miałem wrażenie, jakby sam Luhan czuł
się niezręcznie i podejrzewałem, że był zapewne jeszcze bardziej zdenerwowany
niż ja. Moim zdaniem było to bezcelowe, w końcu ciotka i babcia od zawsze
kochały Luhana jak syna i nie odwróciły się od niego w żadnej sytuacji. Szkoda,
że nie potrafiłem odnieść tego do siebie i dalej cholernie zżerał mnie stres.
Jednak przy takim stanie rzeczy pozostało mi tylko czekać. I nawet nie musiałem
czekać na rozwiązanie tak bardzo długo.
Pewnego dnia, a był to trzeci
dzień od naszego przyjazdu, Sulli postanowiła w końcu pokazać się rodzicom. Nie
byłem nawet pewien, czy wiedzieli o tym, iż ich córka wreszcie wróciła do
swojego rodzinnego miasteczka, a jeśli nie, to mieli dowiedzieć się o tym
dopiero dzisiaj, gdyż Jinri wcześniej nawet nie zbliżała się do własnego domu.
W ten sposób ja i Luhan byliśmy pozostawieni sami sobie na cały dzień albo
nieco krócej, gdyż znając Sull, dziewczyna długo sama nie wytrzyma, jeszcze ze
świadomością, iż jesteśmy tuż obok.
Zabrałem z kuchni ogromną tacę z
plackami, którą ciotka wcisnęła mi, zanim chyłkiem chciałem wyślizgnąć się z
domu. Luhan niósł koc i wodę mineralną i razem skierowaliśmy się w stronę
wielkiego drzewa. Nie mówiłem tego czerwonowłosemu, ale nie wybrałem tego
miejsca przez przypadek. Wiązałem z tym starym drzewem mnóstwo miłych
wspomnień. Zabierając pod nie Xiao, chciałem stworzyć ich więcej.
Rozłożyliśmy się na trawie,
wyciągając wszystko, co dała nam ciotka. Miałem cichą nadzieję, że zapach
słodyczy przyciągnie jakieś koty czy inne zwierzęta, z którymi bardzo chętnie
podzieliłbym się tym całym jedzeniem. We dwóch raczej byśmy tego wszystkiego
nie pochłonęli.
Nie zdążyliśmy z Luhanem wejść
głębiej pod drzewo, aby przypadkiem nikt nas nie podglądał, gdy z okna pokoju
babci usłyszeliśmy głośne pukanie. Babcia delikatnie kiwała na nas ręką, co
ewidentnie oznaczało, że obaj natychmiast mamy się u niej stawić. Zostawiliśmy
całe żarcie na kocu i ruszyliśmy w stronę domu, a potem po schodach do pokoju
babci.
Staruszka jak zwykle leżała w
łóżku, opatulona kołdrą, chociaż na zewnątrz było ponad 30 stopni. Na jej
twarzy widniał ledwo dostrzegalny uśmiech, oczy jednak były tak wesołe, że
gdyby nie otoczka ze zmarszczek, ktoś mógłby pomyśleć, że oczy te należą do
nastoletniej dziewczyny.
- Siadajcie, chłopcy –
wyszeptała babcia, na co obaj przysunęliśmy sobie krzesła i usiedliśmy obok
łóżka. – Nie będę zajmowała wam dużo czasu, bo wiem, że chcecie skorzystać,
skoro Jinri na razie sobie poszła – tutaj babcia znacząco do nas mrugnęła – ale
chciałabym coś wam powiedzieć – Babcia odetchnęła głęboko. Wyglądało na to, że
mówienie wyczerpywało ją, jednak jak to ona, nie dała nic po sobie poznać.
- Od samego początku, kiedy
pierwszy raz przyjechaliście tu razem, czyli jakieś 10 lat temu, wiedziałam, że
łączy was naprawdę twarda nić przyjaźni. Może wy tego nie dostrzegaliście, ale
ja widziałam między wami tę iskierkę, która z biegiem czasu robiła się coraz
większa, a co za tym idzie – pogłębiała wasze relacje. Kiedy Hunnie kilka
tygodni temu do mnie przyjechał, zdziwiłam się, iż w waszych stosunkach coś się
popsuło. Wydawało mi się, że takiej przyjaźni nic nie jest w stanie zepsuć. I
jak widać, nie pomyliłam się – Babcia uśmiechnęła się. – Wiem, chłopcy, co was
łączy – odparła równocześnie poważnym i wesołym tonem, a ja poczułem szaleńcze
bicie własnego serca. – Przede mną nic się nie ukryje i ty, Hunnie, powinieneś
wiedzieć to najlepiej – staruszka zaśmiała się cicho. – Powiem wam, że w ogóle
mnie to nie dziwi. Kiedyś przemknęła mi przez głowę myśl, że może taka
prawdziwa i mocna przyjaźń kiedyś przerodzi się w coś więcej i jak widać, znowu
miałam rację. Nie martw się, Luhan – babcia zwróciła się do czerwonowłosego,
który cały czas siedział ze zbolałą miną, z trudem opanowując drżenie rąk. –
Nie mam zamiaru was ganić, czy szydzić z was. Nawet nie wiecie, jak bardzo się
cieszę, że mój mały Hunnie w końcu znalazł osobę, która szczerze go kocha –
wyciągnęła rękę i lekko pogłaskała Luhana po dłoni. – Chciałabym, żebyście
wiedzieli, iż ja z całego serca wam kibicuję. A widząc was razem, szczęśliwych,
ja sama jestem najszczęśliwszą osobą na świecie.
Babcia wyciągnęła do nas ręce,
na co od razu przytuliłem się do niej mocno, a zaraz potem poczułem obok siebie
ciało Luhana, także obejmowane przez kruche ramiona babci. Mimo że spodziewałem
się po niej takiej reakcji, teraz z trudem powstrzymywałem się, aby się nie
rozpłakać.
- A ciocia wie? – zapytałem cicho,
kiedy babcia puściła nas i znowu usiedliśmy na krzesłach.
Pokiwała
głową.
- Wie, ale nie dlatego, że to
zauważyła, bo skrzętnie się z tym ukrywacie, ale dlatego, że sama jej to
powiedziałam. Na początku nie wydawała się zachwycona, ale mogę wam
zagwarantować, że się cieszy. Może na razie nie zdaje sobie z tego sprawy, ale
z biegiem czasu uświadomi sobie, iż wasze szczęście uszczęśliwia również ją.
Narae taka jest – odpowiedziała. W jednej chwili poczułem, jak całe zdenerwowanie
i napięcie ostatnich dni uchodzi ze mnie jak z przekłutego balonika.
- Ona zapewne sama nie poruszy
tego tematu – kontynuowała babcia – ale nie przejmujcie się tym. Oczywiście nie
da pokazać po sobie, że wie cokolwiek, do tego trzeba by naprawdę drastycznych
środków. Nie martwcie się także, że będzie was teraz traktowała jakoś inaczej.
Myślę, że akurat nie zaszkodzi to w jej zachowaniu wobec was – dodała, po czym
machnęła na nas ręką, dając sygnał, że możemy wychodzić.
- A, Luhan, mógłbyś jeszcze
zostać na momencik? Nie zajmę ci więcej niż 2 minuty.
Na słowa
babci Xiao pokiwał lekko głową, natomiast ja wyszedłem na korytarz. Jednak w
tamtej chwili ciekawość wzięła górę nad wszystkim, dlatego przycisnąłem mocno
ucho do drzwi, próbując wychwycić cokolwiek z rozmowy Xiao z babcią. Mówili
niesamowicie cicho (babcia zapewne wiedziała, iż sobie nie pójdę, tylko
wścibsko zacznę podsłuchiwać), zdołałem usłyszeć jednak ostatnie słowa, kiedy
Luhan prawie już wychodził.
- Opiekuj się nim, Luhan. Tylko
ty jesteś w stanie zrobić to jak najlepiej.
- Chłoooopaki, pobudka! –
krzyknęła Sulli, wpadając jak burza do pokoju, który zajmowałem i ściągnąwszy z
nas kołdrę, zaczęła rzucać w nas ubraniami. Uchyliłem lekko powieki, zauważając
za oknem słońce w całej okazałości. Wtulony w moje ramię Luhan spał w
najlepsze. Mimo że miał własny pokój tylko dla siebie, chciałem, aby tej nocy
spał u mnie. Desperacko potrzebowałem przytulić się kogoś. Jednak ostatecznie
to on tulił się do mnie.
- Suuuull, czego chcesz? Jest
dopiero po dziesiątej – mruknąłem, ponownie zamykając oczy, jednak znowu
musiałem je otworzyć, gdyż Jinri zaczęła tłuc butem o szafę.
- Postanowiłam, że dzisiaj
trochę zmienimy nasze przyzwyczajenia i zamiast dalej wylegiwać się na trawie i
obżerać ciastami, pójdziemy sobie na wycieczkę! – zawołała. Musiałem zrobić
naprawdę nieprzyjemną minę, gdyż w tym samym momencie, kiedy wykrzywiłem twarz,
dostałem w nią podkoszulkiem.
- O co chodzi, stało się coś? –
zaspanym głosem spytał Luhan, przecierając jak małe dziecko oczy dłońmi, co tak
rozczuliło Sulli, że spodenki, którymi miała w zamiarze mnie zaatakować,
zawisły nieruchomo w powietrzu. Jednak na moje nieszczęście, Luhan nie czekał
na odpowiedź i znowu wtulił się we mnie, przez co zasłużyłem sobie na kolejne
uderzenie.
- Dobra, możesz przestać, już
wstaję! – wrzasnąłem, na co niezrażona Sulli uśmiechnęła się promiennie. Xiao,
któremu zabrałem poduszkę w postaci mojej ręki, również niezadowolony zwlókł
się z łóżka i powoli zaczął wciągać na siebie ubrania. Nie miałem zamiaru
przebierać się przy Jinri, dlatego posłałem jej złowrogie spojrzenie, na co ta
tylko prychnęła i wyszła z pokoju. Oczywiście nie mogła zostawić nas w spokoju,
dlatego zanim zeszła po schodach na dół, zawołała jeszcze zza drzwi:
- Za pięć minut widzę was na
dole! Dokładnie o 10.25 wychodzimy!
- Daleko jeszcze? – spytałem zdyszany,
ciągnięty przez Luhana, który po godzinie marszu zdawał się być nadal w pełni
sił. Ja straciłem prawie całą energię, natomiast czerwonowłosy wyglądał jak po
10-minutowym spacerku. Sulli podobnie.
- Sehun, nie marudź, bo gadanie tylko
zabiera ci siły – odparła dziewczyna, prąc do przodu. Na szczęście szliśmy po
prostej drodze, bo gdyby to była górka, chyba już dawno leżałbym gdzieś w
krzakach.
- Gdzie tak właściwie idziemy? –
zapytał Xiao wesoło, doganiając Sulli, a co za tym idzie bezlitośnie każąc mi
przyspieszyć.
- Chciałam was zaprowadzić w
pewne miejsce, które bardzo lubię. Gdy mam chwilę czasu często tam chodzę, mogę
się założyć, że wam też się spodoba – odpowiedziała, uśmiechając się
promiennie.
- Chwilę czasu, to znaczy ile?
Pół dnia? Samo dojście tutaj zajmuje godzinę – odparłem zjadliwym tonem. Sulli
obrzuciła mnie gniewnym spojrzeniem.
- Jak już tam będziemy, będziesz
mi całował stopy, że cię tam zaprowadziłam – burknęła, czym definitywnie zakończyła
naszą krótką rozmowę.
Szliśmy jeszcze jakieś 15 minut,
kiedy w końcu przed nami pojawiła się jasnozielona łąka, przez której środek
przepływała cieniutka rzeczka. Oba jej brzegi połączone były przez drewniany
mostek, na którym Jinri rozłożyła koc. Po obu stronach mostku rosły dwa potężne
drzewa, dzięki czemu mieliśmy stały cień.
Może to dziwne, ale tak nagle całkowicie
zapomniałem o zmęczeniu. Otoczenie wokół nas było typowo wiejskie – łąka,
trawa, kwiatki, drzewa, jednak miało w sobie tyle uroku, że wgapiałem się w nie
jak zaczarowany. Wchłaniałem wszelkie dźwięki, zapachy, barwy i gdyby tylko
było to możliwe, po kilkunastu minutach sam zapewne stałbym się częścią tego
miejsca.
- Ha! Mówiłam, że mu się spodoba
– usłyszałem za sobą zadowolony głos Jinri, byłem jednak zbyt zajęty obserwowaniem
krystalicznie czystej wody w rzece, żeby jakkolwiek zareagować. Rzeczka była
bardzo płytka, jednak przez błękitną taflę wody widziałem na dnie wiele ostrych
kamieni, dlatego dla własnego bezpieczeństwa lepiej było się do niej nie
zbliżać.
Wszedłem na mostek, ustawiony na
wysokość jakiego metra nad wodą i przyłączyłem się do Sulli i Luhana, którzy
pałaszowali przygotowany przez ciocię deser.
- Jak ty znalazłaś to miejsce? –
spytałem Jinri, biorą do ręki łyżeczkę, na co dziewczyna uniosła dumnie głowę.
- Jak byłam młodsza, często
chodziłam z tatą do lasu. Kiedyś zapuściliśmy się tak daleko, że doszliśmy aż
tutaj. Od tego czasu jest to mój mały raj – odparła, rozglądając się dookoła.
- Tu jest pięknie – wyszeptał
Luhan, na co dziewczyna pokiwała głową.
- Nie znam chyba piękniejszego
miejsca – powiedziała i zamknęła oczy. Gdy je otworzyła, patrzyła na nas z taką
miłością, że mimowolnie uśmiechnąłem się. – Jest jeszcze ładniejsze, bo
jesteście tu ze mną – dodała i ponownie, tak jak kilka dni temu, przytuliła nas
mocno.
Gdy najedliśmy się do syta i
poleżeliśmy trochę bezczynnie, okazało się, że minęły dwie godziny. Nie
mieliśmy jednak zamiaru wracać, jednak Sulli stwierdziła, że nie dla niej takie
leniuchowanie, dlatego oddaliła się trochę od nas, aby nazbierać kwiatków.
Wiedziałem, że to była tylko wymówka. Tak naprawdę Jinri chciała, abym w tym
wyjątkowym miejscu choć przez chwilę pobył sam z Luhanem.
Podszedłem do jednej z krawędzi
mostu i wychyliłem się lekko, aby popatrzeć na wodę. Odbijające się od niej
promienie słońca tworzyły na tafli tęczowe wzory. Po chwili poczułem, jak
czerwonowłosy obejmuje mnie od tyłu, wtulając się w moje plecy.
- Kocham cię, Sehun, wiesz? –
wyszeptał, mocniej zaciskając ręce na mojej talii.
- Wiem, Luhan – odpowiedziałem,
po czym pociągnąłem go lekko za dłoń, tak, aby znalazł się naprzeciwko mnie. – Ja
ciebie też kocham. Bardzo mocno – dodałem, zmuszając się, aby patrzeć
chłopakowi w oczy. Xiao uśmiechnął się, a następnie, oplótłszy sobie moje ręce
wokół swojej talii, a własne ręce położywszy na moich policzkach, złączył swoje
wargi z moimi. Najpierw lekko, potem zaczął całować mnie coraz gwałtowniej, co
poskutkowało jedynie tym, że gnany impulsem, włożyłem mu ręce pod podkoszulek.
Luhan pociągnął mnie do siebie i w konsekwencji on leżał na kocu, a ja na nim.
Xiao, nie przestając mnie całować, chwycił za rąbek mojego podkoszulka i powoli
zaczął podnosić go do góry. Natomiast ja mocowałem się z paskiem jego spodni.
Nie zdążyłem do końca go rozpiąć, kiedy Luhan nagle podniósł się i zostawiwszy
mój podkoszulek w spokoju, pocałował mnie jeszcze w szyję i wstał, podchodząc
do barierki mostu. Nieco rozczarowany stanąłem obok niego.
- Ale czysta woda – westchnął Luhan,
wychylając się nieco. Wychylił się jednak za bardzo, gdyż zanim zdążyłem zareagować,
chłopak przekoziołkował się przez barierkę i wpadł do wody. Usłyszałem jedynie
jego jęk, gdyż zaraz potem zacząłem się wariacko śmiać.
- Co tu się stało? – Z przerażoną
miną przybiegła do nas Sulli, a widząc Luhana siedzącego w wodzie z wykrzywioną
z bólu twarzą jej oczy rozszerzyły się niebezpiecznie.
- Sehun, opanuj się! Mógł sobie
zrobić krzywdę! – krzyknęła dziewczyna, pomagając Xiao się podnieść z wody.
Miałem nadzieję, że nic sobie nie zrobił, jednak gdy zauważyłem jak utyka na
jedną nogę, mina momentalnie mi zrzedła.
Razem z Jinri usadziliśmy
chłopaka na kocu, po czym dziewczyna zaczęła oglądać uważnie jego nogę. Z jej
skupionej twarzy nie byłem w stanie nic wyczytać, jednak po grymasie Luhana nie
oczekiwałem rewelacji.
- Nie chcę cię martwić, Lu, ale
chyba masz skręconą kostkę – odparła, na co chłopak zrobił tak smutną minę, że
od razu go przytuliłem.
- To nie jest ogólnie nic bardzo
poważnego, ale sądzę, że chyba nie będziesz w stanie wrócić do domu ciotki –
powiedziała, patrząc z rozpaczą na nogę Luhana. – Nie mówiąc już o normalnym
poruszaniu się i.. tańczeniu – dodała. Xiao zgarbił się przygnębiony, ściskając
mocno moją dłoń. Diagnoza Sulli była o tyle dołująca, że za kilka dni mieliśmy
mieć przesłuchanie w wytwórni. Może nie byłoby to tak dziwne, gdyby nie to, że
tym razem Jongin postanowił przygotować występ zawierający śpiewanie i
tańczenie jednocześnie.
Grobowa cisza, która między nami
zapadła była tak ponura, że Sulli wstała, posprzątała na kocu, schowała do
plecaka wszystkie rzeczy i powiedziała:
- Zaczekajcie moment, zadzwonię
do taty, może po nas przyjedzie.
Wieczorem, po kilku godzinach od
,,wypadku” Luhan leżał w łóżku w przydzielonym mu pokoju, w obandażowanej
nodze, a ja siedziałem przy nim, starając się bezskutecznie go rozweselić. Gdy
już myślałem, że prawie mi się udało, Xiao odwrócił się ode mnie, zwrócił głowę
w stronę ściany i pełnym smutku głosem powiedział coś, co bardzo mi się nie
spodobało. To był pierwszy raz, kiedy tak naprawdę zacząłem wątpić.
- Najbardziej boję się reakcji
Kaia. A jeśli przez to wywali mnie z zespołu i, co gorsza, zostawi mnie?
PS. To hunhanowe zdjęcie wyżej jest takie meeega urocze. ;-; Chyba najładniejsze zdjęcie HunHana, jakie mam, naprawdę. <3
PS.2 Wybaczcie mi te nierówne akapity. Nie jestem w stanie nad nimi zapanować. ;c
Luhan, ty dupku, co to miało być na końcu? Powinieneś się bać, że to Sehun cię zostawi za takie teksty :|
OdpowiedzUsuńNo i Manuś, jestem z ciebie taka dumna, że w końcu nastąpiła w tobie mobilizacja na następny rozdział. Lubię to uczucie, kiedy czytając czuję oburzenie w całym ciele, od głowy aż po kostki, a tu przeżywam to cały czas. Oby tak dalej.
Pffff. Luhan. Nie lubię Cię. Dlaczego ty się Kaim przejmujesz?! Jesteś z Sehunem ty durniu. Ugh. :<
OdpowiedzUsuńLubię te opowiadanie. ♥
Od teraz twoje opowiadania czytam tylko leżąc na łóżku. Ostatnie zdanie zwaliło mnie z krzesła. Hahahahahaha, jak ja się na nim uśmiałam, kiedy wyobraziłam sobie co czuł w tedy Sehun :3 Rozdzialik boski <3
OdpowiedzUsuńHan dupku zapomniales ze tam jest sehun?! Twój chłopak tak jakby. Przy tym się rozryczalam
OdpowiedzUsuńJejku! Jak mogłaś to zrobić? Wszystko było takie piękne i idealne, już czułam ten urok lata, o którym przez tą pogodę zapomniałam i do tego przypominałam sobie, jak kiedyś (w tamte wakacje) czytał ten fragment z Sehunem w Osan! Tęskniłam za tym - jest tam tyle rodzinnego ciepła, że nie można nie tęsknić. :D
OdpowiedzUsuńDawno nie wpadałam do ciebie i nie wiedziałam że muszę tyle nadrobić - mam tylko nadzieje, że przez ten miesiąc wakacji bardziej sie rozkręcisz i zobaczę jeszcze więcej rozdziałów - wtedy zaległości chyba przestaną mnie martwić, bo ich nie będzie xD
Widziałam, że w tym rozdziale zainwestowałaś w opisy. W sumie się nie dziwie, bo były potrzebne - każdy kawałek tego sielankowego życia z nimi był jeszcze bardziej uroczy. Mam nadzieje, że nie będzie jutro padać, to pójdę na kocyk xD
Tak idealnie się wszystko toczy - i ten wypadek! Sama zaczęłam się śmiać, bo ta sytuacja po prostu tego wymagała. Gdybym tam stała, to nie mogłabym chyba przestać. Aaa sorki... "biedny Lu"... ale po tych ostatnich słowach to mu się całkiem należało. Ciągle nie wiem czemu tak gra na dwa fronty i to mnie martwi - mam nadzieje (dziwie się, że to pisze) że Kai go kopnie w dupe. Niech wie gdzie jego miejsce w tym hunhanie (gdzieś w drugim członie jak mniemam).
Mam nadzieje, że następny rozdział mi więcej rozjaśni - a i kocham cię normalnie za to dawkowanie akcji, właśnie przez to ten ff nigdy mi się nie znudzi, nawet jeśli to obyczaj. <33
Weny :*
Przeczytałam wszystkie rozdziały na raz i jestem zachwycona *.*
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba twoje ff ❤
A o tym rozdziale... jak Lulu mógł tak powiedzieć do Hunniego?! Biedny...
Ale nic, czekam na ciąg dalszy, który mam nadzieję niedługo nastąpi ^^
Weny dużo dla ciebie, powodzonka ��
~Sungi
Piszesz opowiadanie którego tematyką jest K-pop ? Zapraszamy do naszego nowego spisy -----> http://szafa-blogow-k-popu.blogspot.com/ Zgłoś się do nas !
OdpowiedzUsuńPs. Poszukujemy ludzi do załogi c: