piątek, 25 lipca 2014

Rozdział dwunasty ,,Keep calm and come back home"

Cześć! <3 Mam nadzieję, że wakacje mijają Wam w miłej atmosferze i spędzacie je jakoś produktywniej, a nie jak ja, czyli opierniczając się. xD Powiem Wam, że trochę mi wstyd, bo miałam dodać ten rozdział tydzień temu w czwartek, gdyż wtedy miała miejsce pierwsza rocznica mojego bloga. Piszę już ten bzdet o nazwie Scornful Hunnie przez rok, uwierzycie? *^* Dziękuję Wam za te wszystkie wyświetlenia, nawet sobie nie wyobrażałam, że po roku będzie ich aż tyle. ;;; Jeszcze bardziej jestem wdzięczna za komentarze, przez które na serduszku robiło mi się tak cieplutko. ;-; Wszystkie są wspaniałe i naprawdę Wam za nie dziękuję. <3 Mam nadzieję, że skoro rok ze mną wytrzymaliście, to zostaniecie ze mną już do końca, co? ^^ <3
Po dwunastu miesiącach dodaję dwunasty rozdział. Chyba czuję się dumna. xD <3 

Miłej lektury! <3







- Sull, pospiesz się, za 15 mamy autobus! - Desperacko wrzucając do walizki kolejne rzeczy, które tylko nawinęły mi się pod rękę, krzyknąłem do Jinri, która zamiast się pakować, siedziała już od kilkudziesięciu minut w łazience i poprawiała włosy. Co prawda zwykle mi to nie przeszkadzało, ale tym razem byłem zirytowany. Może dlatego, że w końcu sam chciałem zobaczyć stan mojej fryzury, a poza tym transport do Osan nie będzie na nas czekał, a moim jedynym marzeniem w tamtym momencie było tylko zajęcie miejsca w autobusie, przyjazd na wieś i uściskanie ciotki. O babci nie wspominając.
                - Hunnie, wyluzuj, zdążymy! – odkrzyknęła dziewczyna, a ja poczułem, że coś się we mnie gotuje. - A zresztą wiesz, że nie mogę wyjść do ludzi, wyglądając jak siedem nieszczęść. Co by powiedzieli, gdyby zobaczyli, że nieskazitelny Oh Sehun pokazuje się publicznie z taką łachudrą? – spytała, nadal nie wychodząc z łazienki, co powoli doprowadzało mnie do białej gorączki. Jednak ze złością na samego siebie przyznałem, że jej argumenty w pełni do mnie docierają.
                Sehun, jesteś prostakiem.
                W chwili, kiedy już miałem wyważyć drzwi łazienki i niekontrolowanie wywalić z niej Sulli, do mieszkania wszedł Luhan, taszcząc za sobą walizkę rozmiarów małego słonia.
                - Nie za dużo tego? – spytałem, patrząc sceptycznie na bagaż chłopaka. – Nie jedziemy tam na miesiąc, tylko maksymalnie cztery dni – dodałem, na co czerwonowłosy pokręcił głową, po czym uśmiechnął się figlarnie. Wyglądał jak małe dziecko, z rozczochranymi włosami, w za dużym niebieskim podkoszulku i z zarumienionymi policzkami. Siłą woli powstrzymywałem się, żeby nie uszczypnąć go w te czerwone policzki, a potem pocałować w usta. Luhan jednak wyczuł moje ukryte pragnienia, gdyż sam przybliżył się do mnie i oplatając rękoma moją talię, stanął na palcach, po czym złączył swoje wargi z moimi. Przeszedł mnie lekki dreszcz, ale zanim zdążyłem całkowicie zatracić się w całowaniu z Xiao, ten oderwał się ode mnie, a od strony łazienki usłyszałem głośne:
                - Awww, jak uroczo!
Rozpromieniona i szczęśliwa jak nigdy Sulli stała w drzwiach, z perfekcyjnie ułożonymi włosami, ubrana w nową sukienkę w kwiatki i wpatrywała się w nas z zachwytem. Rzuciłem jej tylko złowrogie spojrzenie, ta jednak nadal uśmiechała się szeroko, niezrażona moją reakcją. Westchnąłem zrezygnowany i skierowałem się w stronę upragnionego lusterka, jednak w tym samym momencie Luhan pociągnął mnie do tyłu.
                - O co chodzi? – spytałem, zirytowany do granic ostateczności. Czerwonowłosy nie odpowiedział, tylko wskazał palcem na wiszący na ścianie zegar z kukułką pokazujący godzinę 10.45.
                - Ja pierdolę, mamy 5 minut! – wrzasnąłem, nie zwracając nawet uwagi na karcące spojrzenie dziewczyny, które posyłała mi za każdym razem, kiedy w z moich ust wydobyło się jakieś przekleństwo. W biegu chwyciłem własną i Jinri walizkę i wypchnąwszy z domu dwa nierozgarnięte indywidua, zamknąłem drzwi na klucz, po czym z prędkością światła zbiegłem na dół. Przystanek autobusowy, na którym mieliśmy wsiąść, oddalony był o jakieś 500 metrów od miejsca, w którym się znajdowaliśmy. Biorąc pod uwagę wszystkie czynniki, sytuacja wyglądała bardzo nieciekawie. W tamtym momencie żałowałem, że nie mam daru załamywania czasoprzestrzeni.
                - Sehun, pośpiesz się! – krzyknęła Jinri, będąca jakieś 20 metrów przede mną. Przyspieszyłem, gnany myślą, że jak tylko dorwę tę brązowowłosą trajkotkę, to powyrywam jej ręce i nogi, a potem przyszyję z powrotem nie tam, gdzie trzeba. Luhan, biegnący zaraz obok Sulli, co jakiś czas odwracał się do mnie, sprawdzając, czy przypadkiem się nie zgubiłem. Za każdym razem posyłał mi przepraszające spojrzenie, które mimowolnie zbywałem.
                Gdy dotarliśmy na przystanek, autobus właśnie nadjechał.
                - Patrz, Hunnie, zdążyliśmy! – krzyknęła dziewczyna, zdobyłem się jednak jedynie na pełne wściekłości spojrzenie. Wrzuciliśmy bagaże do schowka, kupiliśmy bilety i nareszcie po niespodziewanych trudnościach zajęliśmy miejsce w autobusie.
                Nareszcie Osan.

                Idąc za rękę z Luhanem wąską, żwirowaną drogą, wdychając świeże, wiejskie powietrze, po raz pierwszy od długiego czasu poczułem się wolny od jakichkolwiek problemów. Ostatnim razem, gdy przyjechałem do Osan, w mojej głowie tłukło się multum niechcianych myśli, które sprawiały jedynie, że stawałem się coraz bardziej przygnębiony i zagubiony. Tym razem wracałem tutaj beztroski, swobodny i cieszący się życiem, mając przy sobie osoby, które kochałem najbardziej. Mimo że kilka rzeczy nadal pozostało niewyjaśnionych, postanowiłem odrzucić od siebie wszystko, co w jakikolwiek sposób mogłoby zakłócić spokój Osan.
                Sulli, zapewne nie zdając sobie sprawy z gniewu, jaki wcześniej jej okazywałem, teraz kroczyła obok mnie, co jakiś czas podskakując leciutko. Podejrzewałem, że z przyjazdu na wieś cieszyła się równie mocno jak ja, o ile nie bardziej. Tutaj był w końcu jej dom. Do Osan nie przywiodło jej tylko pragnienie spokoju, ale też tęsknota – za rodzicami, ogrodem. Za moją babcią i ciotką pewnie też, w końcu od czasu mojej ostatniej wizyty zdążyły się blisko zaprzyjaźnić.
                Luhan, ściskający mocno moją lewą dłoń, był tutaj po raz pierwszy od bardzo dawna, ale widziałem, że urok i błogość tego miejsca bardzo mu się podobają. Jak szalony rozglądał się dookoła, wchłaniając dźwięki, zapachy, kolory. Zaśmiałem się w duchu. Gdy byłem tu ostatnim razem, zachowywałem się dokładnie tak samo.
                Wdychając świeże powietrze i czując lekkie podmuchy letniego wiatru, zastanawiałem się nad reakcją babci i ciotki, kiedy oznajmię im, że ja i Luhan jesteśmy razem. Co prawda mogłem to ukrywać i udawać, że Xiao nadal jest tylko moim najlepszym przyjacielem, ale czułem, że powinienem akurat z nimi być szczery. W końcu w najtrudniejszych chwilach, to one właściwie mi pomogły, a moją powinnością było jakoś się im odwdzięczyć.
                Reakcji babci się nie obawiałem. Kiedy ostatnim razem byłem w Osan zdawało, się, jakby o mojej miłości do Luhana zdawała sobie sprawę lepiej niż ja sam. Podejrzewałem, że na wiadomość o moim związku z Xiao będzie się cieszyła równie mocno jak ja. W końcu mnóstwo razy powtarzała, że dla niej najważniejsze jest moje szczęście i akurat w jej przypadku wierzyłem w to całym sobą. Bardziej bałem się reakcji ciotki. Wydawało mi się, że ona za wszelką cenę chciałaby mnie zeswatać z Sulli. Kiedy ostatni raz gadała z moją mamą przez telefon, słyszałem jak bardzo ekscytowała się tym, że „Sehun i Jinri przepięknie razem wyglądają”. W tamtym momencie dziwiło mnie, że mama nie podzielała entuzjazmu ciotki Kang. Na jej radość odpowiadała półsłówkami, mruczała, a jej radosny ton był udawany. Potem zrozumiałem, że ona bardzo dobrze wiedziała o mojej relacji z Luhanem i tym, że jej syn jest gejem. Nie miałem pojęcia, jak na to wpadła, ale tutaj chyba wchodziła w grę matczyna intuicja.
                Zbliżając się do wejścia do tak dobrze znanego mi domu, poczułem lekkie ukłucie w sercu. Moim ciałem targała równocześnie radość, ale także strach i… zdenerwowanie. Moi towarzysze musieli to zauważyć, gdyż Luhan ścisnął mocniej moją rękę, a Sulli poklepała mnie przyjaźnie po ramieniu. Nie zdążyłem nawet odwdzięczyć się im uśmiechem, kiedy drzwi domu otworzyły się gwałtownie, a zaraz po tym z korytarza wyfrunęła ciotka i rzuciła się na mnie, prawie mnie dusząc.
                - Hunnie, kochanie! – krzyknęła, nie wypuszczając mnie z żelaznego uścisku. – Odkąd dowiedziałam się, że przyjeżdżasz, nie mogłam się za nic zabrać, tak za tobą tęskniłam! – dodała, po czym odsunęła się ode mnie. – Schudłeś, łobuzie – ciotka poklepała mnie po policzkach, robiąc przy okazji złowrogą minę. – Przyjechaliście w odpowiednim momencie, wczoraj upiekłam mnóstwo placków. Muszę utuczyć mojego kochanego bratanka – uśmiechnęła się szeroko, na co miałem ochotę przewrócić oczami. Już chciałem jakoś się odciąć, kiedy ciotka zmieniła obiekt zainteresowania i zajęła się Luhanem.
                - Luhan, skarbie, tak dawno cię nie widziałam – wyjęczała ciotka i tym razem w niedźwiedzim uścisku zamknęła stojącego obok mnie chłopaka. Widząc cierpiętniczą minę czerwonowłosego, zaśmiałem się w duchu. – Nie wiem, czym oni was karmią w tym Seulu, ale ty też jesteś przeraźliwie chudy – ciotka pokręciła głową z dezaprobatą. – Ty także, Sulli - zwróciła się do dziewczyny. – No nic, przez następne dni będę miała dużo pracy, w końcu trzeba was dobrze dokarmić. No, wchodźcie do środka, babcia nie może się doczekać, aż w końcu was zobaczy.
Po tych słowach ciotka weszła do domu, zaraz po niej Sulli i Luhan, natomiast ja zamykałem pochód. Jeszcze raz rozejrzałem się dookoła, a w mojej głowie mimowolnie pojawiła się myśl, że nareszcie jestem w domu.

                Wchodząc po schodach na górę, poczułem dziwny niepokój. Ciotka ewidentnie prowadziła nas do pokoju babci, co mnie wydało się co najmniej podejrzane. Babcia stosunkowo rzadko przesiadywała w swoim pokoju, częściej przebywała w kuchni, natomiast i tak najczęściej można ją było zobaczyć w ogródku. Natomiast tym razem droga, którą wyznaczała ciotka Kang biegła prosto do babcinego pokoju. Sulli również musiała wyczuć, że coś nie gra, gdyż odwróciła się do mnie i posłała mi dość zaniepokojone spojrzenie. Jedynie Luhan beztrosko kroczył za ciotką, nieświadom napięcia, jakie wytworzyło się między mną a dziewczyną.
                Narae Kang nagle zatrzymała się i otworzywszy drewniane, malowane drzwi, skinęła głową, byśmy weszli, sama jednak została na zewnątrz.
                Widok, który się przede mną pojawił, wzbudził we mnie dwa sprzeczne uczucia – radość i smutek zarazem. Radość, bo nareszcie na wyciągnięcie ręki miałem osobę, która tak wiele dobrego uczyniła w moim życiu i to dzięki której byłem w stanie choć trochę podnieść się z dołka, który bliscy pode mną wykopali. Smutek, ponieważ właśnie ta osoba leżała teraz w łóżku, przykryta po szyję kołdrą, choć na zewnątrz było co najmniej 25 stopni, a na której twarzy, bladej i wymizerowanej błąkał się lekki uśmiech. Babcia od zawsze była bardzo krucha i chuda, ale tym razem miałem wrażenie, jakby jeszcze bardziej się zmniejszyła.
                - Hunnie, witaj, skarbie – wyszeptała, wyciągając w moją stronę chudą jak patyk rękę. Automatycznie podbiegłem do niej i dając się pogłaskać po policzkach, spojrzałem na nią smutno.
                - Babciu, co się stało? – spytałem, na co staruszka jedynie uśmiechnęła się z pobłażaniem.
                - Już nie jestem taka młoda, jak kiedyś, kochanie. Czas biegnie nieubłaganie, a dla osoby, która przeżyła już tyle lat, liczy się każdy dzień. Naoglądałam się wystarczająco dużo świata, teraz kolej na innych – odparła ze spokojem, nadal się uśmiechając.
                - Dlaczego babcia mówi to takim tonem, jakby… - zaczęła Sulli, która znalazła się momentalnie obok mnie, babcia jednak uciszyła ją lekkim gestem ręki.
                - Cieszę się, że przyjechaliście – powiedziała, a jej twarz rozjaśniła się tak intensywnym blaskiem radości, że mimowolnie ja też poczułem się szczęśliwy.
                - Luhan, słońce, podejdź tutaj – na słowa babci Xiao przybliżył się do nas. Widziałem, że czuje się trochę niezręcznie, jednak sprawiał pozory pewnego siebie. – Ale ty wyrosłeś – babcia zaśmiała się cicho. – Właściwie wszyscy od naszego ostatniego spotkania jesteście jacyś inni. Na pewno chudsi – pokręciła głową z dezaprobatą. Ciekaw byłem, czy babcia i ciocia wcześniej się umówiły, żeby mówić do nas to samo. – No nic, widocznie klimat Seulu wam nie sprzyja. Ale nie martwcie się, Narae przygotowała tyle smakołyków, że wasze policzki w końcu nabiorą rumieńców.

                - Hunnie, zejdźcie na dół, obiad gotowy! – Z dołu dobiegł nas donośny głos ciotki, a zaraz potem z pokoju wypadła Sulli i z hukiem zbiegła do kuchni. Mimo że Jinri mieszkała kilkanaście metrów dalej, uparła się, że podczas mojego i Luhana pobytu w Osan, ona cały czas chce być jak najbliżej nas, dlatego bez skrupułów wcisnęła się do wolnego pokoju. Ciotce to nie przeszkadzało, babci tym bardziej, więc nie istniały żadne przeszkody, aby przez kilka dni Sulli odgrywała rolę jednego z członków rodziny. Chociaż prawda była taka, że Jinri już nim była.
                Nie czekając na Luhana, ruszyłem w ślady Sulli i również skierowałem się w stronę kuchni. W powietrzy unosił się zapach świeżo przyrządzonego ramenu i kompotu truskawkowego. Na samą myśl o daniu, które czeka na mnie na stole uśmiechnąłem się. Mama była dobrą kucharką, jednak ze specjałami cioci nie mógł się równać nikt. Może miało to związek z używanymi do wyrobu potrawy przyprawami? Ciocia robiła je sama, natomiast mama wyręczała się gotowymi. A może po prostu była to zasługa serca, które ciotka Narae wkładała do wszystkiego, co robiła?
Gdy wszedłem do kuchni, Sulli w niej nie było, natomiast ciocia krzątała się po niej, zapamiętale układając na stole talerze i sztućce. 
      - Siadaj, Hunnie - powiedzia
ła łagodnie, uśmiechając się do mnie ciepło. Zająłem moje zwyczajne i ulubione miejsce od okna. Za nim rozpościerał się przyjemny widok kwiecistej łąki, która w słońcu zdawała się błyszczeć jak różnokolorowy diament. A może po prostu mi się tak zdawało, bo uwielbiałem na nią patrzeć? 
      Zerkn
ąłem na zastawę stołu, którą ciocia przed momentem ozdobiła stół i ze zdziwieniem doszedłem do wniosku, że wybrała tę, której użycie było surowo zakazane. Kiedy przyjeżdżałem tutaj jako mały chłopiec, ciotka nie pozwalała nawet rzucić okiem na serwis, za to teraz sama go zabrała. Wiedziałem jednak, dlaczego tak bardzo go lubi. Białe naczynia ozdobione były akwarelowymi rysunkami przedstawiającymi wijące się łodyżki, z których wyrastały małe, błękitne kwiatuszki w różnej fazie rozkwitu. Niektóre były już pięknymi, rozłożystymi kielichami, za to inne dopiero wysuwały główki z otaczającej je osłonki. Zastawa była przepiękna, ciotka jednak w swojej kolekcji posiadała wiele równie ładnych naczyń. Ta była dla niej wyjątkowo cenna, gdyż została własnoręcznie ozdobiona przez babcię. 
      Gdy Narae zauwa
żyła, że z niedowierzaniem wpatruję się w udekorowany talerzami stół, zaśmiała się cicho. 
      - Ostatni raz u
żyłam tej zastawy, kiedy twój wujek dostał awans w pracy - powiedziała, przybierając na twarz wesoły uśmiech, jednak w jej oczach widniał cień smutku. - Wtedy przyrządziłam wspaniały rodzinny obiad i uznałam, że dla tak wyjątkowej okazji potrzebny jest wyjątkowy wystrój - urwała, po czym zabrała z kredensu dzbanek z kompotem i zaczęła napełniać nim każdą cenną szklankę. - Doszłam do wniosku - ciotka ponownie podjęła temat - że dzisiaj znów mamy wyjątkowe święto, które zasługuje na odpowiednią oprawę. Znowu mamy rodzinę w komplecie. 
      Nigdy nie zapomn
ę wypełnionego szczerym szczęściem wzroku ciotki, którym mnie obdarzyła po wypowiedzeniu tak prawdziwych słów. 
      Gnany impulsem wsta
łem i mocno przytuliłem się do ciotki. Korzystając z chwili, kiedy nikt nie patrzy i zrywając na moment z wizerunkiem pogardliwego Sehuna, wtuliłem się w ciotkę, a ona mocno mnie objęła. W tamtym momencie jej niedźwiedzi uścisk w ogóle mi nie przeszkadzał. Tak naprawdę po raz pierwszy od dłuższego czasu poczułem się bezpiecznie. Kochałem moją mamę, racja, jednak miłość, której doświadczałem w Osan była nieporównywalna. Tutaj czułem się naprawdę kochany i.. potrzebny. Bez cienia wątpliwości, że w jakikolwiek sposób byłbym zbędny. 
      - Ciesz
ę się, mogąc zobaczyć cię tak promiennego i szczęśliwego - wyszeptała ciotka, jeszcze mocniej mnie przytulając. - Jesteś całkiem inny niż ostatnim razem. Teraz widzę tego prawdziwego Sehuna, a nie jego marną i przygnębioną imitację - dodała, po czym pocałowała mnie w czubek głowy. Aby przytulić się do ciotki, musiałem nieco się schylić, gdyż kobieta była znacznie niższa, ale dla takiej chwili byłem gotów wytrzymać ból, który powoli rozchodził mi się po nogach. Wtedy jednak był on całkowicie nieistotny. 
      - Wróci
łem do domu, ciociu - odparłem, czując jak pod powiekami zbierają mi się łzy. Ciotka uśmiechnęła się. 
      - Pami
ętaj, że zawsze możesz tutaj wrócić. Bez względu na wszystko – odpowiedziała i pogłaskała mnie po policzku. - Ja i babcia przyjmiemy cię z otwartymi ramionami - dodała. Pokiwałem głową, po czym kobieta ponownie pocałowała mnie w głowę i wskazała miejsce przy stole. W tym samym momencie, kiedy usiadłem, do kuchni wpadła Sulli, a zaraz za nią Luhan, który pchał wózek z siedzącą na nim babcią. Mimowolnie uśmiechnąłem się szeroko, czując jak moja miłość do tego miejsca i ludzi w nim przebywających z każdą sekundą coraz bardziej rośnie. Mimo że urodziłem się i wychowałem w Seulu, to w Osan tak naprawdę doświadczyłem, czym jest prawdziwa opieka, troska i radość. Nie miałem wątpliwości, że tutaj jest mój dom. Miejsce, gdzie zawsze będę mógł powrócić, nieważne cokolwiek się stanie. 
      Z wymalowanym na twarzy szerokim u
śmiechem, obserwowałem jak reszta domowników sadowi się przy stole, by zaraz potem spałaszować danie, które ciotka wyłożyła przed nami na stole. 
      - Smacznego wszystkim! - zawo
łałem wesoło, czym zasłużyłem sobie na kilka zdziwionych spojrzeń i jedno wypełnione bezbrzeżną radością. Patrząc na babcię, odwzajemniłem jej uśmiech i zabrałem się do jedzenia. 
      Nareszcie rodzina w komplecie. 

      - Nie k
ładź się jeszcze na tym, Luhan! Zaczekaj aż rozłożę do końca! - fuknęła Sulli, kiedy Xiao z premedytacją rzucił się na rozkładany przez nią na trawie koc. Po obiedzie ciotka kazała nam maszerować do swoich pokoi, Jinri jednak uznała, że na zewnątrz będzie o wiele przyjemniej, dlatego niemal siłą zaciągnęła nas do ogrodu. Prawdę powiedziawszy nie przeszkadzało mi to. Na dworze czułem się bardziej swobodnie, przynajmniej jeśli chodziło o mój kontakt fizyczny z Luhanem. No dobra, to była główna przyczyna. 
      Od naszego przyjazdu do Osan, który miał miejsce kilka godzin temu, ani razu nie dałem babci ani cioci aluzji, że z Xiao łączy mnie coś więcej niż tylko długoletnia przyjaźń. Podejrzewałem, że babcia już wie o naszym związku, ona potrafiła czytać z mojej twarzy jak z otwartej książki. Natomiast Narae nie posiadała daru babci, również ja nie dałem jej żadnej sugestii, dlatego wątpliwym było, aby domyślała się czegokolwiek. Chyba że babcia wyjawiła jej swoje przypuszczenia, co było bardzo prawdopodobne, zważając na to, że jako matka i córka nie miały przed sobą sekretów. W każdym razie miałem świadomość, że prędzej czy później sam będę musiał o wszystkim im powiedzieć. Z niewiadomych powodów na myśl o tym czułem poważne zdenerwowanie. 
      - Musiałaś nas zaprowadzić na pełne słońce? Tak ciężko iść kawałek dalej pod drzewo, aby był cień? - spytał Luhan z naburmuszoną miną, co jakiś czas mrużąc oczy. 
      - Coś ty się taki marudny zrobił? - mruknęła Sulli, uśmiech jednak nadal gościł na jej twarzy. - A poza tym nie mogłam nas rozłożyć w cieniu, bo skoro mamy piękne słońce, to trzeba korzystać. Jesteście tak bladzi przez to wieczne siedzenie w domu, że powinniście nabrać trochę rumieńców - dodała, na co Luhan przewrócił teatralnie oczami. 
      - Mówisz jak ciotka Narae - zaśmiałem się. Dziewczyna posłała mi niewinne spojrzenie. 
      - W niektórych sprawach akurat przyznaję jej całkowitą rację - odpowiedziała, po czym z koszyka, który przywlekła ze sobą z domu wyciągnęła dorodne czerwone jabłko, położyła się na plecach na kocu i zamknęła oczy. Oznaczało to ewidentnie tymczasowe zakończenie przez nią rozmowy, więc położyłem się obok niej. Słońce świeciło tak intensywnie, że byłem zmuszony mocno zacisnąć powieki, co nie bardzo mi pasowało, gdyż wolałem widzieć, co się dookoła mnie dzieje. Postanowiłem jednak wytrzymać. 
      Luhan, który wcześniej miotał się po kocu, nie mogąc znaleźć sobie miejsca, w końcu oparł głowę na moim ramieniu i objął mnie. Pocałowałem go lekko w czubek czerwonej głowy, czym zasłużyłem sobie na lekkie muśnięcie przez niego mojej szyi. Przyciągnąłem go bliżej siebie, przez co Luhan prawie już na mnie leżał. Uznałem jednak, że ta pozycja jest dosyć wygodna, dlatego w końcu odprężyłem się. 
                Przez pewien czas między naszą trójką panowała grobowa cisza. Jedynym, co słyszałem, były miarowe oddechy osób leżących obok mnie. Mimo że nikt nie kwapił się aby rozpocząć rozmowę, nie uważałem, aby cisza ta była w jakikolwiek sposób niezręczna. Z niektórymi ludźmi jest tak, że można z nimi przebywać i w ogóle z nimi nie rozmawiać, a i tak oboje czują się dobrze, gdyż to milczenie jest takie.. naturalne. Nie muszą nic do siebie mówić, ponieważ wiedzą, że w żaden sposób sobie tym nie zaszkodzą i to nie świadczy o tym, że wyczerpały im się tematy do rozmowy. Po prostu z niektórymi osobami można ciągle gadać, jak również długo milczeć. I w żaden sposób nie jest to odbierane jako dziwne.
                Leżałem na plecach, czując na twarzy gorące promienie słońca, przerywane niekiedy lekkimi podmuchami wiatru. Wsłuchiwałem się w szum liści i śpiew ptaków, po raz pierwszy od długiego czasu czując się w pełni spokojny i beztroski. Gdybym mógł w jakiś sposób na to wpłynąć, chciałbym, aby każdy dzień tak wyglądał. Aby słońce ogrzewało świat swoją promienną głową, a bezchmurne niebo dawało spokój i ukojenie. Rzeczywistość wokół swoją zielenią dawałaby nadzieję, a ptasie trele układałyby ludzi do snu. Mógłbym całymi dniami leżeć na kocu, rozkoszować się ciepłem, zapachem kwiatów i cieszyć się z towarzystwa dwojga najważniejszych mi ludzi. Słyszeć, jak Sulli raz po raz obgryza kolejne jabłko i czuć na dłoni delikatne głaskanie mnie przez Luhana. Może to dziwne, ale właśnie taki dzień mógłbym przeżywać w kółko. Bez żadnych atrakcji, rewelacji, adrenaliny. Wystarczyłoby mi tylko to.
                - Chłopaki… - Z życia w mentalnej utopii, które przed momentem sobie wyobraziłem, wyrwał mnie cichy głos Sulli. Otworzywszy oczy, zwróciłem głowę w jej stronę. Jinri zdążyła już przewrócić się na brzuch i teraz podparta na łokciach skubała palcami trawę. W tej samej chwili zza moich pleców wychylił się Luhan, który postanowił wykorzystać mój tułów jako podpórkę. Jęknąłem cicho, jednak nie zwracając uwagi na przygniatający mnie ciężar, spojrzałem na dziewczynę wyczekująco.
                - Jak sądzicie.. – zaczęła, nadal na nas nie patrząc, tylko niemal nerwowo drąc w palcach kolejne kępki trawy. – Czy nie jestem na tyle brzydka, żeby spodobać się któremuś chłopakowi z waszego zespołu? – spytała i po tych słowach zwróciła na mnie smutne spojrzenie swoich ciemnych oczu. Zamarłem.
                - Ale, że w sensie ten.. – wydukał Luhan, który, sądząc po jego braku zdolności prawidłowego wypowiedzenia się, był w równie dużym szoku, co ja.
                - W żadnym sensie, po prostu pytam – odparła dziewczyna, nadal się we mnie wpatrując. Podziwiałem jej wytrwałość, ja nie dałbym rady tyle gapić się w oczy jednej osobie. Zważając na to, że ja ogólnie miałem z tym problemy.
                - No pewnie, że nie! – zawołałem, z trudem dobierając słowa. – Jesteś bardzo ładną dziewczyną, sądzę, że wszyscy z naszego zespołu to doceniają – odparłem, na co Sulli uśmiechnęła się promiennie.
                - Tak uważasz? – spytała, wbijając we mnie spojrzenie tak bardzo wypełnione nadzieją, że byłbym skończonym idiotą, gdybym teraz zaprzeczył. Jednak nawet nie miałem zamiaru tego robić, gdyż to, co powiedziałem było szczerą prawdą.
                - Ale ten, no, że jak… - Luhan nadal mruczał pod nosem niezwiązane z tematem i ze sobą nawzajem słowa, co było tak irytujące, że uspokoił się dopiero, gdy mocno uszczypnąłem go w ramię. Odskoczył zaskoczony, pocierając zranione miejsce, jednak dalej patrzył na Sulli z wyraźnym zdziwieniem.
                - To znaczy, że któryś z tych frajerów ci się podoba? – wypalił, na co Jinri zaśmiała się, ale spuściła lekko głowę, zapewne po to, abyśmy nie zauważyli, że na jej policzkach wykwitły ciemnoróżowe rumieńce.
                - Podoba to za dużo powiedziane.. – mruknęła, odgarniając z twarzy brązowe kosmyki. – Po prostu polubiłam ich i w ogóle.. Miło się spędza z nimi czas, są bardzo sympatyczni, Xiumin jest taki uroczy i wiecie.. – dodała, na co niekontrolowanie na mojej twarzy pojawił się złośliwy uśmiech.
                - Oho, Sulli zakochała się w Minseoku! – zagwizdałem, na co dziewczyna posłała mi złowrogie spojrzenie, a Luhan wbił mi łokieć w bok.
                - Weź przestań, nie dogaduj jej tak – odparł Xiao. – Nawet jeśli, to przecież to chyba nic złego, nie?
                - A coś ty taki obrońca uciśnionych się zrobił, co? – prychnąłem, wywołując tym śmiech Jinri.
                - Myślicie, że mam u niego jakieś szanse? – spytała, na co obaj z Luhanem pokiwaliśmy ochoczo głowami. Sulli uśmiechnęła się do nas promiennie. Przez moment wydawało się, jakby swoim blaskiem przyćmiła nawet świecące wysoko w górze słońce.
                - Kocham was, chłopaki, wiecie? – powiedziała dziewczyna, po czym przytuliła nas mocno. Zanim oderwaliśmy się od siebie, Sulli zdążyła jeszcze pocałować nas obu w policzki, a potem jakby nigdy nic, rzuciła nam po jabłku ze słowami:
                - Od dzisiaj zaczynam was intensywnie tuczyć, bo macie tak chude policzki, że dziwię się, iż sobie ich jeszcze nie przedziurawiliście tymi swoimi namiętnymi pocałunkami.

Dwa pierwsze dni w Osan minęły nam spokojnie i beztrosko. Większość czasu wylegiwaliśmy się na kocu w ogrodzie (Luhan i Sulli doszli do kompromisu i co pół godziny przenosiliśmy się z pełnego słońca do cienia), a w przerwach wracaliśmy do domu i jedliśmy przyrządzone prze ciotkę przysmaki. Narae nie żartowała – upiekła tyle ciast, ciastek i babeczek, że nawet pod dwóch dniach naszego bytowania na wsi nadal było ich mnóstwo. Szczerze powiedziawszy zacząłem się obawiać, że z biegiem czasu sam stanę się jednym z ciastek.                
                Sulli nadal urzędowała u ciotki w domu i z tego, co wywnioskowałem z jej zachowania, nie za bardzo jej się spieszyło do powrotu do rodziców. Nie przeszkadzało mi to w żaden sposób. Najlepiej spędzało mi się czas z Luhanem i nią, a jeśli chciałem pobyć trochę sam na sam z czerwonowłosym, Jinri w jakiś sposób wyczuwała to i zawsze znajdowała jakiś pretekst do zostawienia nas. Ciotka z babcią nadal nie poruszały tematu mojego związku z Xiao, z czego w duchu się cieszyłem, bo nie byłem gotów na rozmowę o tym. Poza tym miałem wrażenie, jakby sam Luhan czuł się niezręcznie i podejrzewałem, że był zapewne jeszcze bardziej zdenerwowany niż ja. Moim zdaniem było to bezcelowe, w końcu ciotka i babcia od zawsze kochały Luhana jak syna i nie odwróciły się od niego w żadnej sytuacji. Szkoda, że nie potrafiłem odnieść tego do siebie i dalej cholernie zżerał mnie stres. Jednak przy takim stanie rzeczy pozostało mi tylko czekać. I nawet nie musiałem czekać na rozwiązanie tak bardzo długo.

                Pewnego dnia, a był to trzeci dzień od naszego przyjazdu, Sulli postanowiła w końcu pokazać się rodzicom. Nie byłem nawet pewien, czy wiedzieli o tym, iż ich córka wreszcie wróciła do swojego rodzinnego miasteczka, a jeśli nie, to mieli dowiedzieć się o tym dopiero dzisiaj, gdyż Jinri wcześniej nawet nie zbliżała się do własnego domu. W ten sposób ja i Luhan byliśmy pozostawieni sami sobie na cały dzień albo nieco krócej, gdyż znając Sull, dziewczyna długo sama nie wytrzyma, jeszcze ze świadomością, iż jesteśmy tuż obok.
                Zabrałem z kuchni ogromną tacę z plackami, którą ciotka wcisnęła mi, zanim chyłkiem chciałem wyślizgnąć się z domu. Luhan niósł koc i wodę mineralną i razem skierowaliśmy się w stronę wielkiego drzewa. Nie mówiłem tego czerwonowłosemu, ale nie wybrałem tego miejsca przez przypadek. Wiązałem z tym starym drzewem mnóstwo miłych wspomnień. Zabierając pod nie Xiao, chciałem stworzyć ich więcej.
                Rozłożyliśmy się na trawie, wyciągając wszystko, co dała nam ciotka. Miałem cichą nadzieję, że zapach słodyczy przyciągnie jakieś koty czy inne zwierzęta, z którymi bardzo chętnie podzieliłbym się tym całym jedzeniem. We dwóch raczej byśmy tego wszystkiego nie pochłonęli.
                Nie zdążyliśmy z Luhanem wejść głębiej pod drzewo, aby przypadkiem nikt nas nie podglądał, gdy z okna pokoju babci usłyszeliśmy głośne pukanie. Babcia delikatnie kiwała na nas ręką, co ewidentnie oznaczało, że obaj natychmiast mamy się u niej stawić. Zostawiliśmy całe żarcie na kocu i ruszyliśmy w stronę domu, a potem po schodach do pokoju babci.
                Staruszka jak zwykle leżała w łóżku, opatulona kołdrą, chociaż na zewnątrz było ponad 30 stopni. Na jej twarzy widniał ledwo dostrzegalny uśmiech, oczy jednak były tak wesołe, że gdyby nie otoczka ze zmarszczek, ktoś mógłby pomyśleć, że oczy te należą do nastoletniej dziewczyny.             
                - Siadajcie, chłopcy – wyszeptała babcia, na co obaj przysunęliśmy sobie krzesła i usiedliśmy obok łóżka. – Nie będę zajmowała wam dużo czasu, bo wiem, że chcecie skorzystać, skoro Jinri na razie sobie poszła – tutaj babcia znacząco do nas mrugnęła – ale chciałabym coś wam powiedzieć – Babcia odetchnęła głęboko. Wyglądało na to, że mówienie wyczerpywało ją, jednak jak to ona, nie dała nic po sobie poznać.
                - Od samego początku, kiedy pierwszy raz przyjechaliście tu razem, czyli jakieś 10 lat temu, wiedziałam, że łączy was naprawdę twarda nić przyjaźni. Może wy tego nie dostrzegaliście, ale ja widziałam między wami tę iskierkę, która z biegiem czasu robiła się coraz większa, a co za tym idzie – pogłębiała wasze relacje. Kiedy Hunnie kilka tygodni temu do mnie przyjechał, zdziwiłam się, iż w waszych stosunkach coś się popsuło. Wydawało mi się, że takiej przyjaźni nic nie jest w stanie zepsuć. I jak widać, nie pomyliłam się – Babcia uśmiechnęła się. – Wiem, chłopcy, co was łączy – odparła równocześnie poważnym i wesołym tonem, a ja poczułem szaleńcze bicie własnego serca. – Przede mną nic się nie ukryje i ty, Hunnie, powinieneś wiedzieć to najlepiej – staruszka zaśmiała się cicho. – Powiem wam, że w ogóle mnie to nie dziwi. Kiedyś przemknęła mi przez głowę myśl, że może taka prawdziwa i mocna przyjaźń kiedyś przerodzi się w coś więcej i jak widać, znowu miałam rację. Nie martw się, Luhan – babcia zwróciła się do czerwonowłosego, który cały czas siedział ze zbolałą miną, z trudem opanowując drżenie rąk. – Nie mam zamiaru was ganić, czy szydzić z was. Nawet nie wiecie, jak bardzo się cieszę, że mój mały Hunnie w końcu znalazł osobę, która szczerze go kocha – wyciągnęła rękę i lekko pogłaskała Luhana po dłoni. – Chciałabym, żebyście wiedzieli, iż ja z całego serca wam kibicuję. A widząc was razem, szczęśliwych, ja sama jestem najszczęśliwszą osobą na świecie.
                Babcia wyciągnęła do nas ręce, na co od razu przytuliłem się do niej mocno, a zaraz potem poczułem obok siebie ciało Luhana, także obejmowane przez kruche ramiona babci. Mimo że spodziewałem się po niej takiej reakcji, teraz z trudem powstrzymywałem się, aby się nie rozpłakać.
                - A ciocia wie? – zapytałem cicho, kiedy babcia puściła nas i znowu usiedliśmy na krzesłach.
Pokiwała głową.
                - Wie, ale nie dlatego, że to zauważyła, bo skrzętnie się z tym ukrywacie, ale dlatego, że sama jej to powiedziałam. Na początku nie wydawała się zachwycona, ale mogę wam zagwarantować, że się cieszy. Może na razie nie zdaje sobie z tego sprawy, ale z biegiem czasu uświadomi sobie, iż wasze szczęście uszczęśliwia również ją. Narae taka jest – odpowiedziała. W jednej chwili poczułem, jak całe zdenerwowanie i napięcie ostatnich dni uchodzi ze mnie jak z przekłutego balonika.
                - Ona zapewne sama nie poruszy tego tematu – kontynuowała babcia – ale nie przejmujcie się tym. Oczywiście nie da pokazać po sobie, że wie cokolwiek, do tego trzeba by naprawdę drastycznych środków. Nie martwcie się także, że będzie was teraz traktowała jakoś inaczej. Myślę, że akurat nie zaszkodzi to w jej zachowaniu wobec was – dodała, po czym machnęła na nas ręką, dając sygnał, że możemy wychodzić.
                - A, Luhan, mógłbyś jeszcze zostać na momencik? Nie zajmę ci więcej niż 2 minuty.
Na słowa babci Xiao pokiwał lekko głową, natomiast ja wyszedłem na korytarz. Jednak w tamtej chwili ciekawość wzięła górę nad wszystkim, dlatego przycisnąłem mocno ucho do drzwi, próbując wychwycić cokolwiek z rozmowy Xiao z babcią. Mówili niesamowicie cicho (babcia zapewne wiedziała, iż sobie nie pójdę, tylko wścibsko zacznę podsłuchiwać), zdołałem usłyszeć jednak ostatnie słowa, kiedy Luhan prawie już wychodził.
                - Opiekuj się nim, Luhan. Tylko ty jesteś w stanie zrobić to jak najlepiej.


                - Chłoooopaki, pobudka! – krzyknęła Sulli, wpadając jak burza do pokoju, który zajmowałem i ściągnąwszy z nas kołdrę, zaczęła rzucać w nas ubraniami. Uchyliłem lekko powieki, zauważając za oknem słońce w całej okazałości. Wtulony w moje ramię Luhan spał w najlepsze. Mimo że miał własny pokój tylko dla siebie, chciałem, aby tej nocy spał u mnie. Desperacko potrzebowałem przytulić się kogoś. Jednak ostatecznie to on tulił się do mnie.
                - Suuuull, czego chcesz? Jest dopiero po dziesiątej – mruknąłem, ponownie zamykając oczy, jednak znowu musiałem je otworzyć, gdyż Jinri zaczęła tłuc butem o szafę.
                - Postanowiłam, że dzisiaj trochę zmienimy nasze przyzwyczajenia i zamiast dalej wylegiwać się na trawie i obżerać ciastami, pójdziemy sobie na wycieczkę! – zawołała. Musiałem zrobić naprawdę nieprzyjemną minę, gdyż w tym samym momencie, kiedy wykrzywiłem twarz, dostałem w nią podkoszulkiem.
                - O co chodzi, stało się coś? – zaspanym głosem spytał Luhan, przecierając jak małe dziecko oczy dłońmi, co tak rozczuliło Sulli, że spodenki, którymi miała w zamiarze mnie zaatakować, zawisły nieruchomo w powietrzu. Jednak na moje nieszczęście, Luhan nie czekał na odpowiedź i znowu wtulił się we mnie, przez co zasłużyłem sobie na kolejne uderzenie.
                - Dobra, możesz przestać, już wstaję! – wrzasnąłem, na co niezrażona Sulli uśmiechnęła się promiennie. Xiao, któremu zabrałem poduszkę w postaci mojej ręki, również niezadowolony zwlókł się z łóżka i powoli zaczął wciągać na siebie ubrania. Nie miałem zamiaru przebierać się przy Jinri, dlatego posłałem jej złowrogie spojrzenie, na co ta tylko prychnęła i wyszła z pokoju. Oczywiście nie mogła zostawić nas w spokoju, dlatego zanim zeszła po schodach na dół, zawołała jeszcze zza drzwi:
                - Za pięć minut widzę was na dole! Dokładnie o 10.25 wychodzimy!

                - Daleko jeszcze? – spytałem zdyszany, ciągnięty przez Luhana, który po godzinie marszu zdawał się być nadal w pełni sił. Ja straciłem prawie całą energię, natomiast czerwonowłosy wyglądał jak po 10-minutowym spacerku. Sulli podobnie.
                - Sehun, nie marudź, bo gadanie tylko zabiera ci siły – odparła dziewczyna, prąc do przodu. Na szczęście szliśmy po prostej drodze, bo gdyby to była górka, chyba już dawno leżałbym gdzieś w krzakach.
                - Gdzie tak właściwie idziemy? – zapytał Xiao wesoło, doganiając Sulli, a co za tym idzie bezlitośnie każąc mi przyspieszyć.
                - Chciałam was zaprowadzić w pewne miejsce, które bardzo lubię. Gdy mam chwilę czasu często tam chodzę, mogę się założyć, że wam też się spodoba – odpowiedziała, uśmiechając się promiennie.
                - Chwilę czasu, to znaczy ile? Pół dnia? Samo dojście tutaj zajmuje godzinę – odparłem zjadliwym tonem. Sulli obrzuciła mnie gniewnym spojrzeniem.
                - Jak już tam będziemy, będziesz mi całował stopy, że cię tam zaprowadziłam – burknęła, czym definitywnie zakończyła naszą krótką rozmowę.
                Szliśmy jeszcze jakieś 15 minut, kiedy w końcu przed nami pojawiła się jasnozielona łąka, przez której środek przepływała cieniutka rzeczka. Oba jej brzegi połączone były przez drewniany mostek, na którym Jinri rozłożyła koc. Po obu stronach mostku rosły dwa potężne drzewa, dzięki czemu mieliśmy stały cień.
                Może to dziwne, ale tak nagle całkowicie zapomniałem o zmęczeniu. Otoczenie wokół nas było typowo wiejskie – łąka, trawa, kwiatki, drzewa, jednak miało w sobie tyle uroku, że wgapiałem się w nie jak zaczarowany. Wchłaniałem wszelkie dźwięki, zapachy, barwy i gdyby tylko było to możliwe, po kilkunastu minutach sam zapewne stałbym się częścią tego miejsca.
                - Ha! Mówiłam, że mu się spodoba – usłyszałem za sobą zadowolony głos Jinri, byłem jednak zbyt zajęty obserwowaniem krystalicznie czystej wody w rzece, żeby jakkolwiek zareagować. Rzeczka była bardzo płytka, jednak przez błękitną taflę wody widziałem na dnie wiele ostrych kamieni, dlatego dla własnego bezpieczeństwa lepiej było się do niej nie zbliżać.
                Wszedłem na mostek, ustawiony na wysokość jakiego metra nad wodą i przyłączyłem się do Sulli i Luhana, którzy pałaszowali przygotowany przez ciocię deser.
                - Jak ty znalazłaś to miejsce? – spytałem Jinri, biorą do ręki łyżeczkę, na co dziewczyna uniosła dumnie głowę.
                - Jak byłam młodsza, często chodziłam z tatą do lasu. Kiedyś zapuściliśmy się tak daleko, że doszliśmy aż tutaj. Od tego czasu jest to mój mały raj – odparła, rozglądając się dookoła.
                - Tu jest pięknie – wyszeptał Luhan, na co dziewczyna pokiwała głową.
                - Nie znam chyba piękniejszego miejsca – powiedziała i zamknęła oczy. Gdy je otworzyła, patrzyła na nas z taką miłością, że mimowolnie uśmiechnąłem się. – Jest jeszcze ładniejsze, bo jesteście tu ze mną – dodała i ponownie, tak jak kilka dni temu, przytuliła nas mocno.

                Gdy najedliśmy się do syta i poleżeliśmy trochę bezczynnie, okazało się, że minęły dwie godziny. Nie mieliśmy jednak zamiaru wracać, jednak Sulli stwierdziła, że nie dla niej takie leniuchowanie, dlatego oddaliła się trochę od nas, aby nazbierać kwiatków. Wiedziałem, że to była tylko wymówka. Tak naprawdę Jinri chciała, abym w tym wyjątkowym miejscu choć przez chwilę pobył sam z Luhanem.
                Podszedłem do jednej z krawędzi mostu i wychyliłem się lekko, aby popatrzeć na wodę. Odbijające się od niej promienie słońca tworzyły na tafli tęczowe wzory. Po chwili poczułem, jak czerwonowłosy obejmuje mnie od tyłu, wtulając się w moje plecy.
                - Kocham cię, Sehun, wiesz? – wyszeptał, mocniej zaciskając ręce na mojej talii.
                - Wiem, Luhan – odpowiedziałem, po czym pociągnąłem go lekko za dłoń, tak, aby znalazł się naprzeciwko mnie. – Ja ciebie też kocham. Bardzo mocno – dodałem, zmuszając się, aby patrzeć chłopakowi w oczy. Xiao uśmiechnął się, a następnie, oplótłszy sobie moje ręce wokół swojej talii, a własne ręce położywszy na moich policzkach, złączył swoje wargi z moimi. Najpierw lekko, potem zaczął całować mnie coraz gwałtowniej, co poskutkowało jedynie tym, że gnany impulsem, włożyłem mu ręce pod podkoszulek. Luhan pociągnął mnie do siebie i w konsekwencji on leżał na kocu, a ja na nim. Xiao, nie przestając mnie całować, chwycił za rąbek mojego podkoszulka i powoli zaczął podnosić go do góry. Natomiast ja mocowałem się z paskiem jego spodni. Nie zdążyłem do końca go rozpiąć, kiedy Luhan nagle podniósł się i zostawiwszy mój podkoszulek w spokoju, pocałował mnie jeszcze w szyję i wstał, podchodząc do barierki mostu. Nieco rozczarowany stanąłem obok niego.
                - Ale czysta woda – westchnął Luhan, wychylając się nieco. Wychylił się jednak za bardzo, gdyż zanim zdążyłem zareagować, chłopak przekoziołkował się przez barierkę i wpadł do wody. Usłyszałem jedynie jego jęk, gdyż zaraz potem zacząłem się wariacko śmiać.
                - Co tu się stało? – Z przerażoną miną przybiegła do nas Sulli, a widząc Luhana siedzącego w wodzie z wykrzywioną z bólu twarzą jej oczy rozszerzyły się niebezpiecznie.
                - Sehun, opanuj się! Mógł sobie zrobić krzywdę! – krzyknęła dziewczyna, pomagając Xiao się podnieść z wody. Miałem nadzieję, że nic sobie nie zrobił, jednak gdy zauważyłem jak utyka na jedną nogę, mina momentalnie mi zrzedła.
                Razem z Jinri usadziliśmy chłopaka na kocu, po czym dziewczyna zaczęła oglądać uważnie jego nogę. Z jej skupionej twarzy nie byłem w stanie nic wyczytać, jednak po grymasie Luhana nie oczekiwałem rewelacji.
                - Nie chcę cię martwić, Lu, ale chyba masz skręconą kostkę – odparła, na co chłopak zrobił tak smutną minę, że od razu go przytuliłem.
                - To nie jest ogólnie nic bardzo poważnego, ale sądzę, że chyba nie będziesz w stanie wrócić do domu ciotki – powiedziała, patrząc z rozpaczą na nogę Luhana. – Nie mówiąc już o normalnym poruszaniu się i.. tańczeniu – dodała. Xiao zgarbił się przygnębiony, ściskając mocno moją dłoń. Diagnoza Sulli była o tyle dołująca, że za kilka dni mieliśmy mieć przesłuchanie w wytwórni. Może nie byłoby to tak dziwne, gdyby nie to, że tym razem Jongin postanowił przygotować występ zawierający śpiewanie i tańczenie jednocześnie.
                Grobowa cisza, która między nami zapadła była tak ponura, że Sulli wstała, posprzątała na kocu, schowała do plecaka wszystkie rzeczy i powiedziała:
                - Zaczekajcie moment, zadzwonię do taty, może po nas przyjedzie.

                Wieczorem, po kilku godzinach od ,,wypadku” Luhan leżał w łóżku w przydzielonym mu pokoju, w obandażowanej nodze, a ja siedziałem przy nim, starając się bezskutecznie go rozweselić. Gdy już myślałem, że prawie mi się udało, Xiao odwrócił się ode mnie, zwrócił głowę w stronę ściany i pełnym smutku głosem powiedział coś, co bardzo mi się nie spodobało. To był pierwszy raz, kiedy tak naprawdę zacząłem wątpić.
                - Najbardziej boję się reakcji Kaia. A jeśli przez to wywali mnie z zespołu i, co gorsza, zostawi mnie? 


      PS. To hunhanowe zdjęcie wyżej jest takie meeega urocze. ;-; Chyba najładniejsze zdjęcie HunHana, jakie mam, naprawdę. <3
      PS.2 Wybaczcie mi te nierówne akapity. Nie jestem w stanie nad nimi zapanować. ;c

7 komentarzy:

  1. Luhan, ty dupku, co to miało być na końcu? Powinieneś się bać, że to Sehun cię zostawi za takie teksty :|

    No i Manuś, jestem z ciebie taka dumna, że w końcu nastąpiła w tobie mobilizacja na następny rozdział. Lubię to uczucie, kiedy czytając czuję oburzenie w całym ciele, od głowy aż po kostki, a tu przeżywam to cały czas. Oby tak dalej.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pffff. Luhan. Nie lubię Cię. Dlaczego ty się Kaim przejmujesz?! Jesteś z Sehunem ty durniu. Ugh. :<

    Lubię te opowiadanie. ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Od teraz twoje opowiadania czytam tylko leżąc na łóżku. Ostatnie zdanie zwaliło mnie z krzesła. Hahahahahaha, jak ja się na nim uśmiałam, kiedy wyobraziłam sobie co czuł w tedy Sehun :3 Rozdzialik boski <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Han dupku zapomniales ze tam jest sehun?! Twój chłopak tak jakby. Przy tym się rozryczalam

    OdpowiedzUsuń
  5. Jejku! Jak mogłaś to zrobić? Wszystko było takie piękne i idealne, już czułam ten urok lata, o którym przez tą pogodę zapomniałam i do tego przypominałam sobie, jak kiedyś (w tamte wakacje) czytał ten fragment z Sehunem w Osan! Tęskniłam za tym - jest tam tyle rodzinnego ciepła, że nie można nie tęsknić. :D
    Dawno nie wpadałam do ciebie i nie wiedziałam że muszę tyle nadrobić - mam tylko nadzieje, że przez ten miesiąc wakacji bardziej sie rozkręcisz i zobaczę jeszcze więcej rozdziałów - wtedy zaległości chyba przestaną mnie martwić, bo ich nie będzie xD
    Widziałam, że w tym rozdziale zainwestowałaś w opisy. W sumie się nie dziwie, bo były potrzebne - każdy kawałek tego sielankowego życia z nimi był jeszcze bardziej uroczy. Mam nadzieje, że nie będzie jutro padać, to pójdę na kocyk xD
    Tak idealnie się wszystko toczy - i ten wypadek! Sama zaczęłam się śmiać, bo ta sytuacja po prostu tego wymagała. Gdybym tam stała, to nie mogłabym chyba przestać. Aaa sorki... "biedny Lu"... ale po tych ostatnich słowach to mu się całkiem należało. Ciągle nie wiem czemu tak gra na dwa fronty i to mnie martwi - mam nadzieje (dziwie się, że to pisze) że Kai go kopnie w dupe. Niech wie gdzie jego miejsce w tym hunhanie (gdzieś w drugim członie jak mniemam).
    Mam nadzieje, że następny rozdział mi więcej rozjaśni - a i kocham cię normalnie za to dawkowanie akcji, właśnie przez to ten ff nigdy mi się nie znudzi, nawet jeśli to obyczaj. <33
    Weny :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Przeczytałam wszystkie rozdziały na raz i jestem zachwycona *.*
    Bardzo mi się podoba twoje ff ❤

    A o tym rozdziale... jak Lulu mógł tak powiedzieć do Hunniego?! Biedny...
    Ale nic, czekam na ciąg dalszy, który mam nadzieję niedługo nastąpi ^^

    Weny dużo dla ciebie, powodzonka ��
    ~Sungi

    OdpowiedzUsuń
  7. Piszesz opowiadanie którego tematyką jest K-pop ? Zapraszamy do naszego nowego spisy -----> http://szafa-blogow-k-popu.blogspot.com/ Zgłoś się do nas !
    Ps. Poszukujemy ludzi do załogi c:

    OdpowiedzUsuń