sobota, 21 czerwca 2014

Faulty Love

Hello! :D Zauważyłam, że ostatnio coraz mniej osób odwiedza mojego bloga, patrząc choćby na ilość komentarzy pod ,,Seesaw", nie mówiąc już o 11 rozdziale... ^^' Nigdy nie zmuszałam do komentowania i nadal nie mam takiego zamiaru, ale nie wyobrażacie sobie jaka to radość, gdy widzę, że ktoś zostawił po sobie jakiś ślad. I zawsze za każdą opinię jestem bardzo wdzięczna. <3 Jednak chyba to jest kara za to, że przez trzy miesiące mnie tu nie było. ;-; I powinnam przyjąć to na klatę bez narzekań. W każdym razie postanowiłam trochę Was porozpieszczać i wstawiam dzisiaj one-shota, kolejnego. xD Napisałam go już jakiś czas temu, ale jak to ja musiałam oczywiście przez kilka miesięcy chomikować go niewidzianego przez nikogo. ;p Mam nadzieję, że Wam się spodoba, chociaż jest dość... specyficzny. ^^ Co do dwunastego rozdziału, to jest in progress, więc bez nerwów, wyczekujcie go cierpliwie. *mówi ta, co dodała rozdział po trzech miesiącach*

Miłego czytania! <3

Tytuł: Faulty Love
Pairing: SeKai, KaiSoo
Gatunek: angst, AU, obyczaj, crossover, psychologiczny
Bohaterowie: Kim Jongin, Oh Sehun, Do Kyungsoo, Baek Boram (Gummi), Park Chanyeol, Byun Baekyun, Lee Sungyeol, Kim Kibum, Hwang Miyoung (Tiffany), Park Sooyoung (Lizzy)
Krótki opis: Kim Jongin dostaje pracę jako lekarz w szpitalu dla osób niepełnosprawnych umysłowo. Pod jego opiekę trafia Oh Sehun, jeden z pacjentów. W poradzeniu sobie z trudną sytuacją pomaga Jonginowi inny pracownik ośrodka - Do Kyungsoo. Kai początkowo daje sobie radę z ciężką pracą, jednak z biegiem czasu zaczyna przeszkadzać mu najpierw choroba jego podopiecznego, a potem jego największa słabość. 







- Panie Kim Jongin, proszę wejść.
- Dzień dobry.
- Witam pana, proszę usiąść. Nie jestem zwykł owijać w bawełnę, zazwyczaj przedstawiam sytuację jasno i przejrzyście i w pana przypadku również posłużę się bezpośredniością. Niedawno skończył pan studia medyczne, zgadza się?
- Tak, dokładnie…
- Niestety nie mogę zlecić panu bardzo poważnej pracy, w końcu jest pan, że się tak wyrażę, świeżo ulepionym lekarzem i nie wiem, na co pana stać. Jednak zależy mi, aby otrzymał pan jakieś zajęcie, gdyż mam w związku z panem bardzo duże nadzieje, co prawda bezpodstawne, ale liczę, że mnie pan nie zawiedzie.
- Co pan dla mnie przygotował?
- Coś, co nie powinno przerosnąć pana możliwości, choć w pracy będzie musiał się pan wykazać nie lada cierpliwością, umiejętnościami, jak również siłą woli.
- Na czym ma polegać moja przyszła praca?
- Jako że słyszałem, iż jest pan naprawdę utalentowanym młodym lekarzem, często angażującym się w pewne akcje charytatywne i pomocnicze, a także człowiekiem zorganizowanym i opiekuńczym, wpisałem pana jako swoistego rodzaju wolontariusza w jednym z mało znanych szpitali Seulu. Spodziewam się, że nawet tak wykształcony lekarz jak pan nie ma pojęcia o istnieniu takiego ośrodka, co mnie w żaden sposób nie dziwi, gdyż większość ludzi omija go szerokim łukiem, żeby nie powiedzieć – chce zapomnieć, iż taki budynek w ogóle został wybudowany.
- Co to za szpital?
- Ośrodek dla osób psychicznie chorych, panie Kim Jongin.



Większość znanych mi ludzi wyobraża sobie lekarzy jako srogie i surowe indywidua, które nawet w czasie, kiedy nie pracują, mają na sobie białe kitle, a w ręku noszą czarną walizeczkę, zwykle wypełnioną masą papierów, dokumentów i długopisów, nie licząc tych wszelakich narzędzi, które każdy szanujący się lekarz mieć powinien. Jakie było ich zdziwienie, kiedy okazało się, że Kim Jongin, pseudonim Kai, ten wiecznie radosny i niesamowicie rozrywkowy człowiek z burzą rozwianych czarnych włosów na głowie dołączył do grona tych wymagających respektu ludzi. Nie pasowałem na lekarza. W ogóle. Byłem za mało poważny, aby móc w jakikolwiek sposób być ,,doktorem”. Nawet na pielęgniarza się nie nadawałem. W tej sytuacji nasuwa się pytanie – po co w ogóle poszedłem na studia medyczne? Żeby harować jak wół, skończyć je, dostać tytuł, a potem chwalić się, że udało mi się zajść tak daleko? Mnóstwo moich znajomych zdziwiło się, kiedy powiedziałem, że to był mój wybór. Wprawdzie moi rodzice też są lekarzami, tata nawet dość znanym, jednak ostateczną decyzję podjąłem ja sam. Nad jej rozstrzygnięciem myślałem długo. Bardzo długo. I nie żałuję. Warto było przez te ostatnie kilka lat się napracować, a teraz oglądać bezcenne miny ludzi, kiedy okazuje się, że 22-letni Kim Jongin jest lekarzem. Automatycznie chce się żyć.
Zarzucając torbę na ramię, wyszedłem z autobusu, kierując się w stronę mało uczęszczanej ulicy, która prowadziła do mojego celu – szpitala dla osób niepełnosprawnych umysłowo. Po drodze nie zauważyłem ani jednego człowieka, jedynie raz drogę przebiegł mi bury kot. Otaczające mnie budynki były zapuszczone, zrujnowane i, jak sądziłem, nie było w nich ani jednej żywej duszy. Jednak ulica, którą szedłem nie wydawała się niebezpieczna czy zapyziała, prawdę powiedziawszy wyglądała jak każda inna, którą kiedykolwiek wędrowałem. Nawet wyłożona była asfaltem, więc nie znajdowała się w niej ani jedna dziura. Również te okolice nie wydawały się być siedzibą dla meneli czy pijaków, gdyż takowych nigdzie nie widziałem, a poza tym – otoczenie sprawiało wrażenie zadbanego, pomijając oczywiście opuszczone budynki. Czyżby pan Lee miał rację i osoby psychicznie chore były tak bardzo odsunięte od społeczeństwa, że nawet nikt nie chce zbliżać się do prowadzącej do ich ,,domu” dzielnicy?
Wyszedłszy z kamienicy, znalazłem się przed ogromnym, zielonym placem, tak bardzo różniącym się od miejsca, przez które przed momentem przechodziłem. Plac ten, jak udało mi się zauważyć, był pewnego rodzaju ogrodem, poprzecinanym gdzieniegdzie wąskimi alejkami wypełnionymi ławkami, drzewami i kolorowymi krzewami. Na samym środku olbrzymiego terenu znajdował się budynek, który w żadnym aspekcie nie przypominał szpitala, bardziej… dom. Był bardzo ładny, koloru jasnej zieleni, w pewien sposób zlewał się z otaczającym go ogrodem. Prawie w każdym oknie wisiały różnokolorowe zasłony, w niektórych nawet co jakiś czas pojawiały się patrzące z zaciekawieniem na zewnątrz głowy. Jedynym, co różniło stojącą przede mną budowlę od domu był jej olbrzymi rozmiar. Rozciągała się zapewne na kilkadziesiąt metrów, a jej najwyższy punkt niemalże sięgał chmur.
Przez chwilę zastanawiałem się, czy aby na pewno dobrze trafiłem. W końcu niecodziennie stoi się przed szpitalem, który wygląda niemal jak pałac albo pięciogwiazdkowy hotel, a poza tym otoczony jest ogrodem, którego nie powstydziłaby się Semiramida. Oprócz tego, podobno ludzie się tu nie zapuszczają, a to miejsce aż się prosi o odwiedzanie i zachwycanie się nim. Jednak po dłuższym zastanowieniu doszedłem do wniosku, który przekonał mnie, że stojący kilkanaście metrów ode mnie budynek jest moim celem. Osoba, która go wybudowała od początku wiedziała, jakie będzie jego przeznaczenie. Projektując go na taki kształt, chciała po prostu przebywającym w nim ludziom stworzyć iluzję, jako że mieszkają w domu. W pięknym domu z dużym ogrodem. Czyli w miejscu, o którym marzy każdy normalny człowiek.
Zabrawszy głęboki wdech, ruszyłem przed siebie, przechodząc najpierw przez dużą, zdobioną, żelazną bramę. Dochodząc do wejścia do ośrodka, rozglądałem się dookoła, wdychając zapach skoszonej trawy i kwitnących kwiatów. Wokół nie było ani jednego człowieka, zapewne dlatego, że właśnie zaczęła się pora obiadowa.
Nagle poczułem, jak serce zaczyna mi szybciej bić. Miałem wrażenie, że zaraz wyskoczy mi z piersi, ale za nic nie mogłem opanować wzrastającego zdenerwowania. A co jak sobie nie poradzę? Jak to mnie przerośnie i nie dam sobie rady? Pan Lee na mnie liczy. Nie chcę go zawieść. Jednak czuję, że to, co dla mnie przygotował jest cięższe niż to, czego nie chciał mi powierzyć.
Powstrzymując szaleńcze drżenie rąk, przycisnąłem dzwonek do drzwi, wskutek czego wewnątrz szpitala rozległ się dość głośny dźwięk jakiejś powszechnie znanej melodii, a tuż po tym drzwi otworzyły się szeroko, ukazując elegancką młodą kobietę z dosyć sympatycznym wyrazem twarzy.
- Pan Kim Jongin, zgadza się? – spytała dźwięcznym głosem, gestem ręki zapraszając mnie do środka.
- Tak, zgadza się – odparłem, po czym przekroczyłem próg i mimowolnie zatrzymałem się. Wewnątrz roznosił się przyjemny cynamonowy zapach, zapewne wydobywający się z zawieszonych na ścianach lamp. Wnętrze budynku nie przypominało szpitala, przynajmniej nie do końca. Co prawda złożone było z mnóstwa korytarzy, drzwi i pomieszczeń, jednak ze ścian nie biła przerażająca biel, a podłoga nie zachęcała do tego, aby jak najszybciej z niej zejść. Tak jak z zewnątrz, w środku budowla sprawiała wrażenie domu. Automatycznie poczułem lekki ścisk w żołądku.
- Zaraz zapoznam pana z resztą personelu, na razie zapraszam pana do mojego gabinetu – z zamyślenia wyrwał mnie głos kobiety, która z lekko rozbawionym wyrazem twarzy czekała, aż wejdę do wskazanego przez nią pomieszczenia. Zamknąłem drzwi, po czym usiadłem na jednym ze skórzanych foteli, które stały przed dość dużym biurkiem, jak sądziłem, dyrektorki szpitala. Gdy tylko udało mi się wygodnie usadowić, kobieta uśmiechnęła się ciepło i rozpoczęła swój monolog.
- Panie Kim Jongin albo raczej Jonginie, gdyż zapewne wolisz, aby zwracać się do ciebie po imieniu, biorąc pod uwagę pański wiek, zgadza się? – spytała, na co pokiwałem głową. – Tak więc, Jongin, witam cię w ośrodku dla osób obdarzonych wyjątkową psychiką. Nazywam się Baek Boram, jednak możesz mówić do mnie po imieniu, gdyż sama też nie jestem taka stara – dodała z uśmiechem. – Pan Lee powiedział mi, że jesteś odpowiedzialnym młodym człowiekiem i według jego oczekiwań sprostasz zadaniu, jakie ci powierzono, jednak chciałabym cię uprzedzić, że praca nad osobami, które znajdują się w naszym ośrodku nie jest łatwa. Sama, zanim stałam się szefową tego miejsca, musiałam długo przyzwyczajać się do życia tutaj, nie mówiąc już o decyzjach, które musiałam podjąć i lękach, które musiałam przezwyciężyć. Być może tobie nie będzie tak ciężko, w końcu jesteś mężczyzną, a poza tym zaczynasz w troszkę późniejszym wieku niż ja, jednak wiem, że praca tutaj, nie ukrywajmy, będzie cię wiele kosztowała. Chociaż liczę na to, że z biegiem czasu zaczniesz przychodzić tutaj nie tyle z przymusu, co z przyjemności. Może się to wydawać dziwne, ale w tym momencie zajęcia z moimi wychowankami sprawiają mi nieopisaną radość. To chyba przychodzi z czasem – powiedziała i zaśmiała się cicho. Boram chyba spostrzegła, że nie mam pojęcia, co odpowiedzieć, dlatego kontynuowała swój wywód.
- Widzę, że jesteś zdenerwowany i powiem ci, że w ogóle mnie to nie dziwi. Każdy z naszych pracowników przeżywał ten stan, chociaż ty wyjątkowo powstrzymujesz się przed wybuchem – dodała, uśmiechając się szeroko. – Nie będę teraz opisywała ci wszystkiego, każdej istotnej rzeczy dowiesz się w trakcie zajęć, jednak oczywiście muszę cię poinformować, z kim będziesz pracował – odparła, po czym zaczęła grzebać w stercie papierów, które leżały po lewej stronie olbrzymiego biurka. Po kilku minutach wyciągnęła z niej plik kartek, które zwróciła w moją stronę. – Ten chłopiec jest od dzisiaj twoim podopiecznym. Nazywa się Oh Sehun i cierpi na Zespół Aspergera – jedną z odmian autyzmu. Twoja uwaga powinna w całości zostać skupiona na jego osobie, w tym momencie inni są dla ciebie nieważni, Sehun ma zostać twoim oczkiem w głowie. Od tego momentu opiekujesz się nim i próbujesz jak najbardziej pomóc mu w funkcjonowaniu z innymi. Sądzę, że znasz wszelakie objawy autyzmu, jeśli nie – wszystko masz zapisane na tych kilku kartkach. Za chwilę kończy się przerwa obiadowa, więc zaraz zaprowadzę cię do niego – Boram skończyła swój monolog i zajęła się porządkowaniem rozrzuconych dokumentów, natomiast ja, z szaleńczo bijącym sercem przeglądałem wręczone mi przez kobietę papiery. 
Wiedziałem bardzo dobrze, na czym polegał autyzm, jak również – Zespół Aspergera. Najprościej chorobę tę można opisać w ten sposób – osoba cierpiąca na nią żyje we własnym świecie, nie wykazuje chęci do komunikacji i ma problemy z życiem w społeczeństwie. Co prowadzi do tego, że jest najzwyczajniej w świecie wyalienowana.
Z drżącymi rękoma przerzucałem kolejne kartki podarowanego mi dokumentu, czując jak mój wzrok staje się coraz bardziej zamglony, a głowa pęka od nadmiaru informacji. Z perspektywy ogółu autyzm nie był bardzo poważną chorobą, na pewno nie prowadził do najgorszego. Jednak wiedziałem, że praca z Sehunem nie będzie czymś łatwym. Co więcej, byłem świadom, że będzie czymś bardzo ciężkim. Aczkolwiek nie chciałem się poddawać już na starcie.
- Chciałabym jeszcze powiedzieć ci o czymś, czego zazwyczaj się nie wspomina, a właściwie powinno – powiedziała Boram, kiedy tylko podniosłem wzrok znad papierów. – Osoby z Zespołem Aspergera są w pewien sposób zamknięte uczuciowe, co znaczy, że jakiekolwiek formy czułości partnerskiej wobec nich mogą skończyć się ich całkowitym zawieszeniem psychicznym i utratą tego, co dało się osiągnąć podczas ich leczenia – dodała. Pokiwałem lekko głową. – Dobrze, cieszę się, że rozumiesz. Gotowy na rozpoczęcie pracy? – spytała i uśmiechnęła się.
- Tak… Chyba tak… - odpowiedziałem z lekkim wahaniem, na co Boram wstała i ruszyła do wyjścia z pokoju, a ja tuż za nią. Z nogami jak z waty wlokłem się za nią aż do pokoju numer 88, który, jak się potem dowiedziałem, należał do mojego nowego podopiecznego.
Boram, bez pukania, weszła do środka, a ja z ociąganiem zrobiłem to samo. W twarz uderzył mnie najpierw promień letniego słońca, wpadającego do pomieszczenia przez otwarte na oścież okno. Gdy tylko mój wzrok przyzwyczaił się do światła, zauważyłem inne cechy sehunowego pokoju – fioletowe ściany, brązowe panele, czarny dywan na podłodze, duża, dębowa szafa, małe biurko, przed którym stało szare, obrotowe krzesło i jednoosobowe łóżko, na którym, czytając grubą książkę, siedział Sehun. Wyglądał bardzo poważnie, z lekko przygryzioną dolną wargą i ciemnymi oczami, które szybko śledziły wydrukowany na brudnożółtych kartkach tekst. Jasne słońce zza otwartego okna zdawało się mu nie przeszkadzać, jedynie czasami odgarniał z oczu blond włosy, rozwiewane przez delikatne podmuchy wiatru. Sprawiał wrażenie idealnego w każdym calu. Nikt by nie pomyślał, że taki chłopak mógłby cierpieć na Zespół Aspergera. Nawet ja.
 Boram podeszła do Sehuna i usiadła obok niego, po czym gestem ręki wskazała, abym podszedł bliżej. Nie zmieściłbym się już na łóżku, dlatego przysunąłem sobie obrotowe krzesło i chowając drżące dłonie do kieszeni spodni, czekałem na to, co zrobi Boram. Dziewczyna natomiast jak na razie nie robiła nic, jedynie obserwowała uważnie zachowanie chłopaka, który zdawał się nawet nie zauważyć naszej obecności, nadal zaczytany w książce. Ktoś mógłby pomyśleć, że Sehun najnormalniej w świecie nas ignoruje, jednak wiedziałem, że tak nie jest. Jego umysł w tym momencie znajdował się w całkiem innym miejscu i na pewno nie był to świat, który byłby dostępny dla mnie i Boram.
- Sehun. Sehun, spójrz na mnie – powiedziała delikatnie dziewczyna, lekko szturchając chłopaka w ramię. Nie zareagował.
                - Momentami jest naprawdę ciężko przywołać go do normalnego stanu – kobieta zwróciła się do mnie, jednak z jej twarzy nie odczytałem ani krzty zniecierpliwienia czy zniechęcenia.
                - Hunnie, kochanie, masz gościa – powiedziała, na co Sehun powoli podniósł wzrok, co wywołało u Boram nieopisaną radość.
                - Cześć, Sehun, mam na imię Jongin, ale możesz mówić mi Kai – przedstawiłem się i wyciągnąłem do niego rękę, ten jednak tylko na nią spojrzał i ponownie powrócił do czytania książki. Zabrałem dłoń, na co dziewczyna spojrzała na mnie smutno, jednak spodziewałem się takiej reakcji ze strony Sehuna, dlatego w żaden sposób nie poczułem się urażony. Wiedziałem, że osoby z autyzmem czują niechęć do nawiązywania z ludźmi jakiegokolwiek kontaktu. Szczególnie z tymi nowopoznanymi.
                Po kilku minutach dosyć niezręcznej ciszy Boram wstała i podchodząc do wyjścia na korytarz, powiedziała:
                - Dobrze, Kai. Spróbuj z nim porozmawiać albo nawiązać z nim jakiś kontakt, tylko wiesz.. powoli. Ja wracam do swojej pracy. Wierzę, że sobie poradzisz – dodała i uśmiechnąwszy się ciepło, wyszła z pokoju. Natomiast ja, zająwszy jej miejsce obok Sehuna, rozglądałem się dookoła, próbując odgadnąć tok rozumowania chłopaka, kiedy wybierał ułożenie każdej rzeczy w tym pomieszczeniu. Przeczytałem w formularzu, że blondyn sam sobie dekorował pokój, a u osób z autyzmem żadne działanie nie jest bezcelowe.
                - Mam na imię Sehun – z zamyślenia wyrwał mnie głos siedzącego obok mnie chłopaka. Spojrzałem na niego, nadal zapatrzonego w książkę i przez pewien czas wydawało mi się, że po prostu mam jakieś urojenia i omamy słuchowe, ale gdy blondyn podniósł wzrok i skierował go na mnie, wiedziałem, że się nie przesłyszałem.
                - Cześć, Sehun – odparłem, lekko przytłoczony intensywnością spojrzenia chłopaka, jednak nie odwróciłem się. Miałem świadomość, że każda, najmniejsza reakcja z jego strony jest ważna.
                - Masz ładne oczy, wiesz, Kai? – spytał, a zanim zdążyłem cokolwiek odpowiedzieć, Sehun powrócił do czytanej powieści. Jak wryty wpatrywałem się w jego delikatny profil, a gdy się ocknąłem, on już dawno odpłynął w swój własny, wewnętrzny świat, z którego go tak brutalnie wyrwałem.

               

                - Jongin, poznaj naszą załogę. Załogo, poznajcie naszego nowego pracownika, Kaia – Boram wypchnęła mnie lekko przed siebie, dzięki czemu 25-osobowy personel ośrodka mógł zlustrować mnie od stóp do głów. Większość z nich uśmiechała się szeroko, widocznie zadowolona z rozpoczęcia przeze mnie pracy tutaj, jedynie na kilku twarzach dało się zauważyć obojętność, żeby nie powiedzieć – niechęć. Stojąc na środku w centrum uwagi, próbowałem sprawiać wrażenie wyluzowanego i swobodnego, chociaż wewnątrz cały się trząsłem. Nie miałem pojęcia, co się ze mną dzieje, w końcu nigdy tak nie reagowałem, zazwyczaj nawiązywanie nowych przyjaźni przychodziło mi z łatwością. Wmawiałem sobie, że moje aktualne zdenerwowanie wywołane było miejscem, w którym się znajdowałem.
                - Od dzisiaj Jongin codziennie będzie zaszczycał nas swoją obecnością. Dopiero co skończył studia medyczne, dlatego liczę na to, że będziecie w razie potrzeby chętni do udzielenia mu pomocy. Mam nadzieję, że przyjmiecie go z radością i sprawicie, że szybko wdroży się w rytm funkcjonowania naszego domu – Boram skończyła swoje przemówienie, po czym poklepała mnie lekko po ramieniu i opuściła mnie. Początkowo nie wiedziałem, co robić, stać dalej na środku jak kołek, czy może iść usiąść z innymi i zacząć rozmowę, a może oddalić się w bezpieczne miejsce i nikomu się nie narzucać? Czułem się całkowicie bezradny i bezbronny.
                - Ty jesteś tym nowym opiekunem Sehuna, prawda? – Odwróciłem się i zobaczyłem przed sobą niskiego, czarnowłosego chłopaka, który z lekkim uśmiechem przyglądał mi się i zapewne oczekiwał na moją odpowiedź.
                - Tak, to ja – odparłem, na co szatyn uniósł kąciki ust nieco wyżej i wskazał głową, abym poszedł za nim. Usiedliśmy na dwóch wolnych krzesłach przy małym, niebieskim stoliku, na którym po chwili pojawiły się dwie parujące herbaty w kubkach w kwiatki. Mimowolnie na moje usta wstąpił uśmiech.
                - Jestem Kyungsoo – przedstawił się chłopak, po czym pociągnął łyk gorącego napoju ze swojego kubka. – Też skończyłem studia medyczne, jak ty – powiedział, dumnie unosząc głowę do góry. – Jednak ja z tym szpitalem jestem związany już od kilku lat, ale zacząłem jako nastoletni wolontariusz – dodał. Pokiwałem ze zrozumieniem głową.
                - Ty też jesteś tu w roli opiekuna? – spytałem, nagle czując nieodpartą potrzebę zasięgnięcia informacji.
                - Tak. Każdy z nas ma swojego podopiecznego, a niektórzy opiekują się nawet kilkoma osobami. To konieczne, ponieważ w naszym ośrodku jest ponad 70 mieszkańców, a pracowników tylko 25 – odpowiedział. – Jednak ja sprawuję opiekę tylko nad jedną osobą, dziewczyną o imieniu Hyorin. Cierpi na zaburzenie osobowości – dodał. Na jego twarzy pojawił się cień smutku, jednak po sekundzie zniknął, a Kyungsoo znów uśmiechał się promiennie. – Właściwe teraz nie wyobrażam sobie, abym miał opiekować się jeszcze kimś. Momentami zajmowanie się Hyorin mnie przerasta, nie wiem, jak dałbym sobie radę z kolejną osobą. Podziwiam tutaj Junmyeona, tego niskiego chłopaka z brązowymi włosami, z którym rozmawia Boram. On troszczy się o 8 osób, a ostatnio nawet stara się o dziewiątą, wyobrażasz sobie? Sama Boram opiekuje się aż jedenastoma osobami… Nie wiem, jak ona sobie radzi, skoro jeszcze jest dyrektorem ośrodka, naprawdę… - powiedział, a ja spojrzałem na długowłosą dziewczynę, która była pierwszą osobą, jaką poznałem, wchodząc do tego budynku. Zdawała się taka beztroska i po części dziecinna, a miała w swojej opiece aż jedenaście chorych osób…  
                - W sumie to dziwię się, że Boram wyznaczyła cię do opieki akurat nad Sehunem – powiedział Kyungsoo, nie patrząc na mnie. Nie musiałem prosić o wyjaśnienie, gdyż chłopak sam kontynuował swoją myśl. – Oh jest, że tak powiem… dość trudną partią.. – westchnął, drapiąc się po policzku. – Ogólnie osoby z autyzmem są ciężkie w obyciu. Wiem, bo swego czasu sam zajmowałem się dziewczyną cierpiącą na tę chorobę i… po kilku miesiącach poprosiłem o zmianę. Nie dawałem sobie z nią rady. Może po prostu jestem za mało cierpliwy? – wzruszył obojętnie ramionami, jednak z jego wyrazu twarzy wyczytałem, że nie jest zbytnio zadowolony z siebie i swojej decyzji. – Sehun może być inny, tego nie wykluczam, nigdy nie miałem z nim bliskiej styczności. W każdym razie… mam nadzieję, że okażesz więcej siły niż ja i nie zrezygnujesz tak szybko. Myślę, że dużą rolę odgrywa siła woli… Tak… Zdecydowanie ona – odparł i opierając brodę na dłoni, zamyślił się, gdyż jego wzrok nagle stał się nieobecny. Uznawszy rozmowę za zakończoną, chciałem odejść, Kyungsoo jednak niespodziewanie złapał mnie za rękę i z uśmiechem powiedział:
                - Jakbyś potrzebował pomocy, to zwróć się do mnie. Czuję, że będzie nam się dobrze razem pracowało.
                Kiwnąłem na to ze zrozumieniem głową, po czym, pozostawiony samemu sobie, ruszyłem w stronę wyjścia z budynku.

               
                - Sehun, powiesz mi coś o sobie? – spytałem, patrząc na chłopaka, który wpatrywał się intensywnie w widok za oknem. Miał na co patrzeć. Okno jego pokoju zwrócone było w stronę przeciwną niż wejście do ośrodka, a co za tym idzie, przedstawiało całkiem inny pejzaż niż ten miastowy, zatłoczony i zanieczyszczony. Za budynkiem, w którym mieścił się szpital, znajdowało się rozległe, różnokolorowe pole, które w połączeniu z bezchmurnym, krystalicznie błękitnym niebem tworzyło najpiękniejszy krajobraz jaki kiedykolwiek widziałem. A naoglądałem się ich niesamowicie dużo. Wiedziałem jednak, że Sehun nie przygląda się polu dlatego, że uważa je za wyjątkowo interesujące , piękne i godne uwagi. Blondyn znajdował się w tym momencie we własnym świecie, który dla mnie był niedostępny. Z mojej perspektywy obaj siedzieliśmy w szpitalnym, fioletowym pokoju, ja na krześle, Sehun na łóżku, gapiąc się na panoramę złożoną z uprawnego pola, oświetlonego promieniami jesiennego słońca, nad którym rozciąga się nieskazitelnie czyste niebo. Natomiast z perspektywy Sehuna, mogliśmy znajdować się wszędzie. W pałacu, centrum handlowym, w Chinach, w XIX-wiecznej Anglii. Chociaż nie. Nie mogliśmy. On mógł. Ja nie byłem częścią jego świata.
                Gdy przybyłem dzisiaj do ośrodka, Boram wytłumaczyła mi, że moja praca z Sehunem ma polegać głównie na próbie nawiązania z nim jakiegokolwiek kontaktu i przekonania go do ludzi. Oh mieszkał w ośrodku stosunkowo krótko, dokładnie od trzech miesięcy. W porównaniu z Hyorin, której terapia tutaj trwała już 2 lata, był to naprawdę niedługi okres czasu. Dlatego Sehun nie przeszedł jeszcze żadnego typu leczenia, gdyż nie dostał opiekuna, który mógłby w jakikolwiek sposób mu w tym pomóc.
                Przeglądając papiery na temat mojego podopiecznego, które dostałem od Boram, dowiedziałem się, że rodzice Sehuna jego chorobę wykryli, gdy miał 19 lat. Co prawda zauważali wcześniej pewne nienaturalne objawy, nie chcieli jednak dopuszczać do siebie myśli, że mogłyby być one oznaką jakiejś choroby. Dopiero, kiedy ich syn całkowicie zaczął odsuwać się od nich, znajomych, świata, zwrócili się do lekarza, który natychmiast postawił diagnozę – autyzm, Zespół Aspergera. Choroba o podłożu psychicznym. Dlatego wysłali swoje dziecko do szpitala. Sehun spędził w nim 2 lata, po czym lekarze stwierdzili, że nie mogą już trzymać go w miejscu, które mu nie pomoże, dlatego przenieśli go tutaj – do ośrodka dla osób niepełnosprawnych umysłowo.
                W przeciągu trzech miesięcy, rodzice Sehuna ani razu do niego nie przyjechali. Nie wiadomo nawet, co się z nimi dzieje. Istnieje przypuszczenie, że wyjechali. Gdzieś daleko, gdzie nikt nie będzie kojarzył ich z Oh Sehunem, chłopakiem z autyzmem. W takiej sytuacji blondyn nie miał praktycznie nikogo.
                - Może powiesz mi, czym się interesujesz, co? Co lubisz robić, jakie książki lubisz czytać? – ponownie podjąłem próbę kontaktu z chłopakiem, która tym razem okazała się skuteczna, gdyż Sehun podniósł na mnie wzrok swoich ciemnych oczu i odsunąwszy się od okna, ale nie spuszczając wzroku z mojej twarzy, odpowiedział:
                - Lubię matematykę. Od zawsze fascynowały mnie ciągi liczb, ich układ, to jak do siebie pasują. Generalnie interesują mnie nauki ścisłe, chociaż w obecnych warunkach nie mam możliwości, aby rozwijać swoje pasje.
                Pokiwałem ze zrozumieniem głową i wykorzystując okazję, że spojrzenie Sehuna nadal zwrócone było w moją stronę, postanowiłem nieco pociągnąć temat.
                - Która dziedzina matematyki najbardziej cię interesuje? – spytałem. Miałem świadomość, że osoby z autyzmem mają bardzo negatywne podejście do rozmów z innymi, jednak jeśli już rozmawiają, to najchętniej na swój temat.
                - Matematyka stosowana – odparł, unosząc kąciki ust lekko w górę. Siłą woli powstrzymywałem się, aby nie okazać jawnie radości, który wraz z delikatnym uśmiechem Sehuna zrodziła się w moim wnętrzu. – Dużo osób zastanawiało się, jakim cudem mogę interesować się czymś tak trudnym i skomplikowanym, jednak dla mnie wszystko jest wyjątkowo proste i łatwe. Myślę, że to zależy od upodobań. Mnie od początku fascynowała matematyka, może dlatego dla mnie każdy jej element wydaje się trywialny – dodał i na moment zamyślił się, jednak szybko udało mu się wrócić do rzeczywistości i kontynuować rozmowę.
                - A czym ty się interesujesz? – zapytał.
                Zdziwiłem się. Bardzo.
                - Głównie medycyną i naukami przyrodniczymi, ale z takich pobocznych zainteresowań najbardziej lubię taniec – odpowiedziałem zgodnie z prawdą, na co Sehun delikatnie zmarszczył brwi, lecz uśmiechnął się.
                - Też kiedyś zajmowałem się tańcem – powiedział. – Czasami, kiedy nikt mnie nie widzi, nadal lubię sobie trochę potańczyć, ale nie wychodzi mi to tak dobrze, jak dawniej.
                - Możemy kiedyś razem spróbować, jeśli chcesz – odpowiedziałem szybko, jednak automatycznie pożałowałem swoich słów.
                - Nie, dziękuję. Myślę, że wystarczą mi te umiejętności, które posiadam – odparł, po czym wstał, zabrał z półki pierwszą z brzegu książkę i nie zważając na moją obecność, zatracił się w powieściowym świecie. Nie widząc sensu w dalszym dotrzymywaniu Sehunowi towarzystwa, cicho wymknąłem się z pokoju. Zanim zamknąłem drzwi, zerknąłem jeszcze na chłopaka w nadziei, że zwróci uwagę na moje wyjście, ten jednak nawet się nie poruszył. Wzruszywszy ramionami, zwróciłem się w stronę gabinetu Boram. Pomimo krótkiej rozmowy z blondynem, czułem dumę. Wiedziałem, że nawet najmniejsza reakcja z jego strony jest ważna, dlatego doceniałem wszystko, co zrobił, nawet jeśli było to tylko rzucenie przelotnego spojrzenia. Miałem nadzieję, że z biegiem czasu uda mi się nawiązać z nim większy i bliższy kontakt. Muszę tylko sprawić, aby Sehun znalazł we mnie osobę, której może zaufać.
                Zawsze we wszystko angażowałem się całym sercem. Nieważne, czy była to nauka na sprawdzian, zaliczenie odpowiedzi czy odkurzenie pokoju. Chciałem wykonać każdą czynność jak najlepiej. W opiece nad Sehunem nie widziałem wyjątku. Pragnąłem tym również zyskać uznanie pana Lee. Zdawałem sobie sprawę, że wiele ode mnie oczekuje, dlatego chciałem jak najbardziej się postarać. Miałem nadzieję, że jestem na dobrej drodze.

                - O, Kai, co tu robisz? – Wszedłem do gabinetu Boram i zamiast zobaczyć przed biurkiem dyrektorkę ośrodka, natknąłem się tutaj na grzebiącego w papierach, a teraz uśmiechającego się do mnie promiennie Kyungsoo.
                - Mógłbym cię zapytać o to samo – odparłem, na co chłopak zaśmiał się, jednak nie przerwał swojego zajęcia. Bez skrępowania usiadłem na skórzanym fotelu, który, odkąd się tu zjawiłem, był ,,jonginowym fotelem” i zacząłem wpatrywać się w zwinne dłonie Kyungsoo, przewracającego raz po raz kolejne stronice dokumentów w poszukiwaniu tego upragnionego. Gdyby chodziło o inną osobę, zapewne nawet bym tutaj nie wszedł, tylko ulotnił się gdzieś indziej, ale przy szatynie czułem się całkowicie swobodnie. Zaraz po Boram był osobą, z którą miałem styczność najczęściej i nie ukrywam, cieszyłem się z tego. Do był przyjaznym człowiekiem, miłym i optymistycznie nastawionym do wszystkiego i byłem zadowolony z faktu, że to akurat z nim udało mi się zaprzyjaźnić. Co prawda, z innymi pracownikami ośrodka również rozmawiałem, jednak Kyungsoo stanowił, można powiedzieć, mojego szpitalnego przyjaciela.
                - Jak tam z Sehunem? – spytał, nadal grzebiąc w papierach, z biegiem czasu z coraz wyraźniejszą niecierpliwością wypisaną na twarzy.
                - Wyjątkowo dobrze – odparłem, z rozbawieniem oglądając potyczki chłopaka z niesfornymi dokumentami, które nagle spadły na podłogę, całkowicie zakrywając jej powierzchnię.
                - Głupie papiery – wycedził szatyn, schylając się, aby pozbierać rozrzucone kartki. Postanowiłem mu pomóc i również uklęknąłem, zbierając dokumenty w stosik. Gdy wyciągnąłem rękę, aby zabrać z podłogi jeden świstek, Kyungsoo postanowił, iż także zabierze ten sam arkusz, co poskutkowało tym, że dłoń chłopaka lekko musnęła moją. Momentalnie i niespodziewanie przeszedł mnie delikatny dreszcz.
                - Dzięki za pomoc – podziękował chłopak, kiedy z ziemi zniknęły już wszystkie dokumenty, a ten poszukiwany przez Do spoczywał spokojnie w jego ręce. – Co będziesz teraz robił? – spytał, uśmiechając się szeroko.
                - Właściwie to nie wiem. Pewnie chwilę tu posiedzę, a potem znowu pójdę do Sehuna – odpowiedziałem, na co Kyungsoo kiwnął głową, po czym zbliżył się do wyjścia z pomieszczenia.
                - W takim razie miłej pracy życzę – powiedział.
                - Nawzajem – odparłem, po czym chłopak wyszedł z gabinetu. Po raz kolejny pozostawiono mnie samemu sobie, co wywołało u mnie zwyczajny gest zrezygnowania w postaci padnięcia na fotel, jednak nie miałem innego wyjścia. Na tym właściwie polegała moja praca. Musiałem w pełni zaakceptować każdy jej aspekt. Jednak bezczynność była najgorszym z nich.  

               
                Nie minęło nawet pół godziny, kiedy do gabinetu wpadła zdyszana Boram i rzuciła się na stojącą przy oknie kanapę kolorystycznie pasującą do zajmowanego przeze mnie fotela.
                - Jestem wykończona – westchnęła, zamykając oczy. Przez jakiś czas leżała bez ruchu, jedynie jej klatka piersiowa raz po raz podnosiła się.
                - Co takiego robiłaś? – spytałem, obserwując, jak dziewczyna wstaje i z miną jawnej niechęci siada za biurkiem, w celu rozpoczęcia zwyczajnej papierkowej roboty.
                - Minseok miał jakąś akcję z Hansolem i trzeba było szybko interweniować. A że jestem najbardziej odpowiedzialną w tym budynku osobą, musiałam jak najszybciej zająć się tą sprawą – odpowiedziała i pociągnęła łyk zapewne już lodowatej kawy ze znajdującego się na blacie stołu fioletowego kubka.
                - Na co cierpi Hansol? – zapytałem, na co Boram posmutniała. Podziwiałem ją. Boram każdy nieciekawy przypadek u mieszkających w ośrodku osób przeżywała inaczej, ale zawsze w tym samym stopniu. Nieważne, czy dany człowiek był akurat jej podopiecznym, ona i tak zdawała sobie sprawę z dramatu, jaki rozgrywa się w jego głowie.
                - Ablutofobia – odparła, przewracając bezwiednie kartki leżącej przed nią grubej książki telefonicznej. – Lęk przed zanurzeniem się w wodzie i myciem ciała. Hansol od jakiegoś czasu jest w nieuzasadnionym konflikcie z innym mieszkańcem naszego szpitala – Byungjoo. Byungjoo zdaje sobie sprawę z choroby swojego oponenta, aczkolwiek nie robi nic, aby mu pomóc, nawet lepiej – robi wiele rzeczy, aby jeszcze bardziej uprzykrzyć mu życie. Minseok mówił, że przed momentem, kiedy wyszli na zewnątrz, obaj o coś się pokłócili i Byungjoo w przypływie gniewu wtrącił Hansola do stawu… Chłopak całkiem stracił nad sobą kontrolę, a w wyniku kontaktu z wodą wpadł w obłęd. Naprawdę niesamowicie trudno było doprowadzić go do normalnego stanu, musiałam zaangażować do tego mnóstwo osób, ale w końcu udało się Hansola uspokoić. Bardzo nie lubię tego robić, jednak Byungjoo został ukarany i przez kolejne dwa tygodnie ma zakaz wychodzenia na zewnątrz. Jakbyś go czasem przez przypadek zobaczył w miejscu, które nie jest wewnątrz szpitala, powiadom mnie o tym.
                Pokiwałem głową ze zrozumieniem.
                - A jak tam z Sehunem? Coś się zmieniło? – spytała Boram, nie podnosząc oczu znad wielkiego tomiska.
                - Rozmawialiśmy dzisiaj chwilę, jednak chłopakowi szybko się znudziło i wrócił do czytania książki – odpowiedziałem zwięźle, jednak dziewczynie wystarczyła moja niewyczerpująca odpowiedź, gdyż uśmiechnęła się promiennie.
                - Nareszcie jakieś postępy! To naprawdę dużo, jak na twój drugi dzień tutaj. Sehun chyba cię polubił – powiedziała, odgarniając z twarzy długie, brązowe włosy.
                Boram wydawała się zajęta, dlatego uznałem, że nie będę jej przeszkadzał, więc wymamrotałem ciche „W takim razie wracam do Sehuna” i niepostrzeżenie wyszedłem na korytarz.

                Trzeci dzień mojej pracy okazał się tak zwanym „dniem czarnym”, czyli czasem, kiedy każdy potrzebujący podopieczny przyjmował leki. Co prawda Zespołu Aspergera nie da się zniwelować żadnego rodzaju medykamentami, aczkolwiek Sehun miał przypisane leki, które co jakiś czas powinien zażywać, a które w jakiś sposób miały pomóc mu w przystosowaniu się do społeczeństwa i chociaż minimalnie zmniejszyć najczęstsze objawy choroby, którą posiadał.
                Miałem obawy co do faszerowania chłopaka różnymi specyfikami. Wiedziałem, że wszystkie są sprawdzone i na pewno, jeśli zadziałają to zrobią to w pozytywny sposób, jednak bałem się samego faktu zaproponowania blondynowi zażycia leku.
                - Cześć, Sehun – przywitałem go zaraz po wejściu do jego pokoju, z premedytacją chowając torebeczkę z farmaceutykami za plecami. Chłopak, jak zwykle, nawet nie zwrócił na mnie uwagi, pochłonięty przez różnorakie wzory matematyczne leżące przed nim na biurku.
                Jak poinformowała mnie Boram, miałem cały dzień na „wciśnięcie” w Sehuna obowiązkowych leków. Nie mogłem niczego robić szybko. Byłem świadom, że pośpiech tylko pogorszy sprawę, zostawiając mnie z niewykonanym zadaniem. A na to nie mogłem sobie pozwolić.
                Usiadłem na łóżku niedaleko Sehuna, czekając, aż chłopak sam zda sobie sprawę z mojej obecności i w jakikolwiek sposób zareaguje. Wiedziałem, że jest duże ryzyko, iż zainteresowanie z jego strony może nawet nie nastąpić. W końcu osoby autystyczne nie odczuwają potrzeby interakcji ze światem zewnętrznym.
                Gdy minęło kilkadziesiąt minut, a chłopak nadal zatopiony był we własnych myślach, postanowiłem zainterweniować.
                - Co robisz, Sehun? – spytałem, nachylając się nad chłopakiem. Na kartkach, które leżały rozrzucone na blacie widniały ciągi niezrozumiałych dla mnie liczb i wyrażeń matematycznych.
                - Próbuję rozwiązać zadanie, ale niestety nie jestem w stanie – odparł blondyn, nie przerywając zapisywania papieru milionem cyfr i znaków arytmetycznych.
                - Może zrobisz sobie przerwę? W końcu nie możesz przemęczać mózgu – zaproponowałem, starając się, aby mój głos, pomimo narastającej i nieuzasadnionej irytacji, brzmiał w miarę przyjaźnie.
                Sehun pokiwał prawie niezauważalnie głową i odstawiwszy długopis, odwrócił się w moją stronę.        - Co tam trzymasz? – zapytał, wskazując na moje ręce nadal znajdujące się za plecami. Uśmiechnąłem się ciepło i wyciągając torebkę przed siebie, odparłem:
                - Lekarstwa dla ciebie, Sehun. Boram zalecała, abyś je przyjął – odpowiedziałem, na co chłopak bez słowa spuścił ze mnie wzrok i odwrócił się do mnie plecami.
                - Nie będę zażywał żadnych chemikaliów – powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu, jednak nie mogłem pozwolić sobie na jakiekolwiek odstępstwo.
                - Sehun, powinieneś to zrobić. One ci w niczym nie zaszkodzą, co więcej, nawet ci pomogą -  odpowiedziałem, nieznacznie przybliżając się do chłopaka.
                - Nie mają w czym mi pomagać, bo nic mi nie jest. Nie czuję się chory, słaby czy przygnębiony, nie jestem przeziębiony, moje samopoczucie jest dobre, nie mam potrzeby przyjmowania jakichkolwiek dziwnych i paskudnych leków – odrzekł, po czym powrócił do swojego wcześniejszego zajęcia. Z przykrością stwierdziłem, że moja irytacja robiła się coraz większa.
                - Sehun, proszę cię, zrób to dla mnie i dla siebie i weź te lekarstwa – poprosiłem, jednak nie jak miałem w zamiarze – błagalnym tonem, ale nieco cedząc każde słowo. Ku mojemu niezadowoleniu blondyn nie zareagował.
                Postanowiłem się nie cackać i tracąc cierpliwość, chwyciłem za oparcie obrotowego fotela, na którym siedział Sehun i obróciłem go przodem do mnie.
                - Zażyj te leki albo pogadamy inaczej – odparłem z wściekłością, całkowicie zatracając zdrowy rozsądek. Chłopak patrzył na mnie obojętnie.
                - Nie – odpowiedział, w żaden sposób niezrażony moim zachowaniem.
                - Powiedziałem: zażyj je – powtórzyłem, na co blondyn uniósł lekko kąciki ust do góry, jakby układał je w szyderczy uśmiech.
                - A ja powiedziałem: nie. Nie będę słuchał takiego gburowatego nowicjusza jak ty – powiedział z ledwo słyszalną wyższością.
                Nie minęło nawet pół sekundy, kiedy moja prawa dłoń całkiem niekontrolowanie znalazła się na policzku Sehuna, malując na niej ogromną, czerwoną plamę. Co ty wyrabiasz, Kim?
                Oh, co jest charakterystyczne dla osób z jego chorobą, nie zmienił mimiki twarzy, choć wiedziałem, że mój niespodziewany gest zaskoczył go.
                Samego mnie również zaskoczył.
                Chwytając się za lewy policzek, Sehun odwrócił się ode mnie w stronę okna. Rzuciłem torebkę z lekami na łóżko i kipiąc ze złości, wyszedłem z pokoju. Na korytarzu nie było żywej duszy, co bardzo mi odpowiadało. Nie chciałem, aby ktoś był świadkiem mojej porażki.
                W tamtym momencie zacząłem w siebie wątpić.


                - I jak ci tam idzie z tym twoim Sehunkiem, skarbie? – zapytał z uśmiechem Chanyeol, zarzucając mi przyjacielsko rękę na ramię, gdy w końcu całą grupką usiedliśmy na czerwonej kanapie, a Baekhyun położył na stole kilka szklanek i dwie butelki z alkoholem. Po tym, jak przyszedłem do mieszkania wściekły i cięty na wszystkich, dwaj moi współlokatorzy w postaci Sungyeola i Hojoona stwierdzili, że przyda mi się odstresowanie i oderwanie od szarej rzeczywistości, dlatego Lee postanowił zabrać mnie na imprezę. Hojoon niestety nie mógł pójść, gdyż przygotowywał się do jakiegoś ważnego egzaminu. Dziwnym zbiegiem okoliczności na wybraną przeze mnie i Sungyeola imprezie znalazła się reszta moich najlepszych przyjaciół.
                - Nie za mało? – spytał Yeol, zwracając się do Byuna, który po tych słowach spojrzał na niego nienawistnie.
                - Wybacz, ale nie mam czterdziestu rąk tak jak ty i dwie butelki zdecydowanie wystarczą – odpowiedział, na co Park nieco się speszył i nie odpowiedział, tylko ponownie skupił swoją uwagę na mnie.
                - To jak? Dajesz radę? – spytał, uśmiechając się szeroko.
                - Ledwo – odparłem, chwytając w dłoń napełnioną przed momentem przez Baekhyuna szklankę.
                - Tak źle? – zapytał Kibum, który jako jedyny z naszej siódemki nie pił. Wszystko dlatego, że musiał potem wszystkich nas odwieźć do domów.
                - A, proszę cię – odpowiedziałem, automatycznie zirytowany. – Ten chłopak jest tak wkurwiający, że czasami nie wytrzymuję nerwowo. Nie mam cierpliwości do takich ludzi – dodałem, w końcu przestając udawać tolerującego i akceptującego wszystko, mogąc wyrzucić z siebie wszystko, co do tej pory zagnieżdżało się we mnie, ale czego nie mogłem okazać. Jesteś niemożliwie dwulicowy, Kai.
                - To co takiego robi? – spytał Baekhyun, usadawiając się obok Chanyeola i momentalnie łapiąc go za rękę.
                - To, co zwykle robią osoby z autyzmem – czyli praktycznie nic. Siedzi tylko i gapi się w okno albo rozwiązuje te swoje głupie zadania matematyczne. Nie reaguje na moje polecenia, propozycje i jeszcze mi się bezczelnie sprzeciwia! Czasami mam wrażenie, że całkowicie mnie olewa – odpowiedziałem, wykrzywiając twarz w grymasie niezadowolenia.
                - To rzeczywiście masz tam ciężko – westchnął Kibum, pociągnąwszy łyk ze szklanki z colą.
                - Wiem – potwierdziłem, opierając się o oparcie kanapy i starając się wyluzować. Nie lubiłem użalać się nad sobą, ale po tylu nerwach, których nabawiłem się przy pracy z Sehunem, nie umiałem utrzymać ich w sobie. Chyba nie byłem tak dobrym lekarzem za jakiego się miałem.
                - Chyba trochę przesadzasz, Jongin, wiesz? – odezwała się Tiffany, która od początku naszej rozmowy milczała.
                - Czemu tak myślisz? – zapytałem, patrząc na nią. Dziewczyna wbiła we mnie spojrzenie swoich ciemnych oczu.
                - Sam przed momentem powiedziałeś, że Sehun zachowuje się jak osoba z autyzmem. Czyli w tym wypadku powinieneś zaakceptować jego zachowanie, wiesz przecież, że nie robi tego specjalnie. Poza tym jesteś lekarzem, Kai. Ty tym bardziej jesteś w stanie odpuścić mu pewne działania – powiedziała. Wszystkie oczy w tym momencie były zwrócone w jej stronę.
                - Ej, jesteś przyjaciółką moją czy Sehuna? – zapytałem, czując ogromną pretensję do Tiffany, że odważyła się mi sprzeciwić.
                - Oczywiście, że twoją. Ale przyjaźń nie ma tutaj nic do rzeczy. Po prostu chcę ci uświadomić fakt, że opieka nad tym chłopakiem to twoja praca. Nie mówię, że nie możesz sobie czasem ponarzekać, ale wyrzuty do niego, że jest chory są już najnormalniej w świecie żałosne – odpowiedziała, nie spuszczając ze mnie wzroku.
                - Tiff, wyluzuj trochę, Jongin ma przecież prawo trochę się powkurzać – Chanyeol uśmiechnął się lekko, próbując nieco załagodzić sprawę, jednak ja byłem już porządnie podirytowany.
                - Sugerujesz, że nie nadaję się do pracy w tym szpitalu? – zapytałem, na co dziewczyna uśmiechnęła się pobłażliwie.
                - Kai, nic takiego nie powiedziałam. Po prostu sądzę, że jako zdolny lekarz powinieneś wykazać się większą odpowiedzialnością i inteligencją niż to pokazujesz – odparła. Sungyeol, siedzący obok Kibuma gwizdnął cicho.
                - Nie wiesz, jak tam jest, więc nie oceniaj mnie – wycedziłem, ale Tiffany nie wydawała się zrażona moim tonem.
                - Masz rację, nie wiem. Jednak zdaję sobie sprawę, że SEHUN CIERPI NA ZESPÓŁ ASPERGERA i należy się mu chociaż minimalny szacunek z twojej strony – rzekła, zachowując spokój, co w moim przypadku było niemożliwe.      
                - Ej, dobra, nie kłóćcie się już – Sungyeol wysunął się do przodu, zasłaniając szatynce widok mojej rozzłoszczonej twarzy. – Każdy ma inny pogląd i nie ma o co się spierać – dodał i wykrzywił usta w ciepłym uśmiechu. Westchnąłem.
                Przez jakiś czas między nami panowała niezręczna cisza, przerywana jedynie dudnieniem muzyki zza drzwi.
                - Ugh, dolać komuś? – spytał niewinnie Baekhyun, podnosząc do góry butelkę, co nieco ożywiło otaczające mnie towarzystwo, oprócz mojej osoby i Tiffany, która siedziała ze wzrokiem wbitym w posadzkę.
                Nagle do pomieszczenia wpadła Lizzy.
                - Co wy robicie, sztywniaki? – zapytała. Była nieźle rozemocjonowana, pot lał się z niej strumieniami, a długie blond włosy przyklejały do twarzy. – Zamiast tańczyć ze mną, to oni sobie tu popijawy urządzają, dobre sobie – prychnęła, upijając trochę coli ze szklanki Kibuma.
                - Nalać ci? – spytał Byun, Lizzy jednak energicznie pokręciła przecząco głową.
                - Oj, nie, dzisiaj nie piję. Nie mam zamiaru wyglądać jutro jak trup na kacu – odpowiedziała i uśmiechnęła się szeroko. Jej radość nie trwała długo, gdy zauważyła moją smętną minę i nędzny wyraz twarzy Tiffany.
                - A wam co się stało?
                - Nic takiego. Po prostu nie mamy dzisiaj nastroju do zabawy – odparła Tiffany. Lizzy nie sprawiała wrażenia przekonanej, ale nie nalegała.
                - To chyba ty, Tiffany. Ja mam zamiar korzystać z życia – odparłem, po czym wstałem, postanawiając nie przejmować się wcześniejszym dogadywaniem i wykorzystać okazję, kiedy mogę po prostu się zabawić, bez myślenia o tym, jak jutro przemówię do Sehuna, zważając na to, jak go dzisiaj potraktowałem.
                - Jeden mądry – ucieszyła się Lizzy i pociągnęła mnie za rękę w stronę głównej sali dyskoteki.
                Może i jestem Kim Jonginem, lekarzem zajmującym się osobą z autyzmem, ale nikt nie będzie zarzucał mi braku odpowiedzialności.
                Tiffany jednak osiągnęła swój cel, bo kiedy Kibum odwiózł mnie do domu, całą noc przeleżałem,  biadoląc nad moją beznadziejną głupotą.

               
                Do pracy wróciłem dopiero po trzech dniach. Boram mówiła, że jeśli nie będę czuł się na siłach na codziennie przychodzenie, mogę pozwolić sobie na kilka dni przerwy, byle nie za długo. W końcu Sehun nie może czekać. Przez ten czas codziennie przychodził do mnie Kyungsoo i pytał, jak się mam. Okazywał wobec mnie dużą troskę, a ja nawet nie wiedziałem, czym sobie na nią zasłużyłem.
                Wracając do ośrodka, czułem ogromne zdenerwowanie. Było mi wstyd mojego ostatniego wybryku, chociaż o wiele bardziej bałem się reakcji blondyna na moje przyjście. Co będzie, jeśli tym razem całkowicie zamknie się w sobie i nie zwróci na mnie nawet sekundy uwagi? Boram mnie znienawidzi. Kyungsoo mnie znienawidzi. Ja sam się znienawidzę.
                Na korytarzu jak zwykle nie było ani jednej żywej duszy. Postanowiłem tym razem wyjątkowo nie iść do gabinetu Boram, ale od razu odwiedzić Sehuna.
                Zapukałem i jak to zwykle bywało, nie usłyszałem odpowiedzi.
                - Hej, Sehun – Zaraz po wejściu do pokoju przywitałem się, patrząc nieśmiało na chłopaka, który stał na środku pokoju i wpatrywał się we mnie obojętnie.
                - Cześć, Kai. Dawno cię tu nie było – odpowiedział, nie zmieniając swojej pozycji.
                - Wybacz. Potrzebowałem przerwy – odparłem prosto z mostu, na co blondyn pokiwał ze zrozumieniem głową. Wydawało się, jakby wydarzenia sprzed kilku dni puścił w niepamięć. Usiadł na łóżku, zwracając niemal nieobecny wzrok w stronę okna i gdy wydawało się, że już zatopił się we własnym świecie, powiedział cicho:
                - Cieszę się, że wróciłeś. Jest o wiele raźniej, kiedy siedzisz tu ze mną.

               
                Minęło kilka tygodni, podczas których udało mi się bardziej otworzyć Sehuna na świat i ludzi wokół niego. Nadal często tracił kontakt z rzeczywistością i odcinał się ode mnie, ale miał świadomość, że nie tylko jego świat istnieje, ale też mój. Co prawda byłem jedyną osobą, z którą starał się rozmawiać, chociaż nawet to bardzo mnie cieszyło. Po rozmowie z Tiffany wtedy na imprezie, uświadomiłem sobie, że rzeczywiście powinienem być bardziej wyrozumiały w stosunku do mojego podopiecznego. W końcu byłem za niego w pełni odpowiedzialny.
                Również bardziej zaprzyjaźniłem się z Kyungsoo. Często z nim przebywałem, nawet poza pracą. Razem wychodziliśmy na spacery, imprezy, poznał nawet moich przyjaciół. Traktowałem go jak dobrego towarzysza, stopniowo stawał się moim powiernikiem i kolejnym przyjacielem. Miałem jednak wrażenie, że on chciałby z mojej strony czegoś więcej niż tylko przyjacielskiej sympatii. Starałem się tego nie zauważać, ale czasami dawał mi zbyt jawne oznaki tego, że jest mną zainteresowany. Nie powiem, schlebiało mi to. Kyungsoo na pewno byłby dobrym partnerem, co do tego nie miałem wątpliwości. Jednak moje serce było już skierowane w stronę innej osoby.

                Pewnego dnia, siedząc w gabinecie Boram i popijając w ciszy i spokoju herbatę z cytryną, usłyszałem za drzwiami grzmot, a zaraz po nim dudnienie podłogi, kiedy mnóstwo osób zaczęło zbiegać na parter. Nie pozostając obojętnym wobec zdarzenia, które przed momentem miało miejsce, również wyszedłem na korytarz i przecisnąwszy się przez zebrany przy schodach na piętro tłum, otworzyłem szeroko oczy ze zdumienia.
                Widok, który rozpościerał się przede mną, a który obserwowało wiele zgromadzonych osób przedstawiał się następująco: rozczochrany i zdezorientowany Kyungsoo klęczał na ziemi nachylając się nad bezwładnie leżącym na podłodze ciałem. Owe ciało należało do podopiecznej szatyna – Hyorin, która  nieprzytomna, ale z wymalowanym na twarzy ogromnym bólem, z wygiętą nienaturalnie do zewnątrz nogą, spoczywała z głową na najniższym schodku.
                - Co tu się stało? – spytałem, odzyskawszy zdrowy rozsądek, starając się nie poddać panice, która zaczęła niebezpiecznie przelewać się na coraz kolejne osoby.  
                - Hyorin.. spadła ze schodów… - wydukał Kyungsoo, patrząc na mnie zrozpaczonym i biernym wzrokiem, całkowicie nie wiedząc, co robić.
                Doskoczyłem do dziewczyny momentalnie.
                - Żyje, prawda? – wyszeptałem, na co chłopak pokiwał prawie niezauważalnie głową.
                - Złamała nogę.. Jest nieprzytomna… Nie wiem, co mam robić… A co, jeśli ma jeszcze jakieś obrażenia? Jak ma coś z głową? Nie, Jongin, proszę, powiedz, że nie.. Nie może.. – Kyungsoo wyrzucał z siebie coraz to nowe słowa, z każdą chwilą stając się jeszcze bardziej spanikowany, przestraszony i bezbronny. Sam najchętniej zacząłbym panikować, ale jako lekarz powinienem zachować spokój. Chociaż raz mógłbym pokazać, że jestem godzien funkcji, którą pełnię.
               
                - Nie wiem, jak mam ci dziękować – powiedział Kyungsoo, kiedy po kilku godzinach siedzieliśmy w pokoju Hyorin, a sama dziewczyna leżała na łóżku, miarowo oddychając, z zabandażowaną lewą nogą.
                - Nie dziękuj w ogóle, to drobiazg – odparłem, uśmiechając się ciepło do szatyna. Czułem się wyjątkowo dziwnie z nim sam na sam, a ciemna noc za oknem i romantycznie świecący księżyc wcale mi nie pomagał.
                - Co ja bym bez ciebie zrobił? – spytał chłopak, po czym poprawił Hyorin poduszkę i zajął krzesło obok mnie, przybliżając się nieznacznie.
                - Jestem pewny, że sam byś sobie doskonale poradził – odpowiedziałem, na co Kyungsoo zaśmiał się cicho, ale nic nie odpowiedział.
                Przez kilka minut siedzieliśmy w milczeniu, ciszę przerywały jedynie co jakiś czas pochrapywania Hyorin.
                Starałem się nie patrzeć za często w kierunku Do, chociaż miałem dziwne wrażenie, że on bacznie mnie obserwuje. Czułem, jak powoli pocą mi się ręce, stawałem się coraz bardziej zdenerwowany, sam nie wiedziałem czemu. Jedyne, na co w tamtym chwili miałem ochotę to wybiegnięcie z tego pełnego napięcia pokoju i powrót do domu. Sungyeol i Hojoon pewnie się zastanawiają, dlaczego tak długo mnie nie ma. W takim wypadku postanowiłem nie męczyć się dłużej i przejąć sprawy w swoje ręce.
                - No, zasiedziałem się już – mruknąłem, dopiero po chwili uświadamiając sobie, jak żałośnie musiało to zabrzmieć.
                - A, jasne – szepnął z rezygnacją Kyungsoo. Pokiwałem głową, po czym wstałem, na co szatyn zrobił to samo.
                Podszedłem jak najszybciej do drzwi w zamiarze szybkiego opuszczenia pomieszczenia, uznałem jednak, że jako cywilizowany obywatel powinienem jeszcze się pożegnać. Odwróciłem się do chłopaka i uśmiechając się promiennie, wyciągnąłem przed siebie rękę.
                - W takim razie do jutra, Kyungsoo. Cieszę się, że mogłem ci pomóc i naprawdę nie masz za co dziękować – powiedziałem, czekając jeszcze chwilę, aby chłopak uścisnął mi dłoń, ten jednak wykonał coś, czego w ogóle się nie spodziewałem.
                Kyungsoo odtrącił moją wyciągniętą w jego stronę rękę, w zamian za to popchnął mnie lekko do tyłu, a moje plecy napotkały opór w postaci drzwi. Chłopak przysunął się do mnie niebezpiecznie blisko, jego ręce powędrowały na moją talię, a ciało szatyna docisnęło się mocno do mojego. Kyungsoo, zachęcony brakiem oporu z mojej strony, przybliżył się do mnie jeszcze bardziej, tak, że nasze twarze dzieliły już milimetry. Kiedy chłopak uznał, że nasza bliskość już jest wystarczająca, złączył swoje wargi z moimi. Wszystko działo się w zastraszająco szybkim tempie i właściwie nie miałem nawet czasu w jakikolwiek sposób zareagować. Odruchowo podniosłem nieco ręce, aby odepchnąć od siebie chłopaka, ten jednak oderwał się ode mnie i momentalnie czerwieniejąc na twarzy, zaczął drapać się po karku, a otworzywszy mi drzwi, odparł:
                - No to ten… do jutra, Jongin.
                Dalej ciut oszołomiony czynnością Kyungsoo, pokiwałem lekko głową i wyszeptawszy ciche „na razie”, wyszedłem z pokoju, kierując się w stronę wyjścia ze szpitala.
                Co to w ogóle miało być? Zdawałem sobie sprawę, że szatyn nie jest do mnie nastawiony tak do końca obojętnie, ale nie miałem pojęcia, że byłby w stanie posunąć się tak daleko. Miałem jednak nadzieję, że jutro nikt już nie będzie o tym małym incydencie pamiętał. Do nie był osobą, którą kochałem i szczerze wątpiłem, że mogłoby się to zmienić. Zważając na to, że człowiek, który zajął większą część mojego serca był tak blisko niego.

               
                Następny dzień był jednym z najpiękniejszych, których świat doznał od dłuższego czasu. Słońce odważnie przedzierało się między białymi, puszystymi chmurami, oświetlając drzewa, drogi i domy, równocześnie sprawiając, że każdy z elementów rzeczywistości momentalnie stawał się przyjemniejszy. Ludzie, zachęceni ładną pogodą, wylewali się gromadami z budynków, często ubrani w krótkie spodenki i podkoszulki. Kolorowe otoczenie wokół wręcz kusiło, aby się w nim zatopić i spędzić w nim jak najwięcej czasu bez myślenia o troskach, zmartwieniach i innych nieodłącznych częściach szarego dnia. Również w ośrodku od samego rana panowała miła i radosna atmosfera. Pracownicy wraz ze swoimi wychowankami wychodzili z pokoi i szeroko uśmiechnięci spacerowali po korytarzach, co jakiś czas wyglądając za okno, aby nacieszyć się widokiem słonecznego dnia. Niektórzy, którym pozwalał na to stan zdrowia, wychodzili na zewnątrz, okupując alejkę wokół szpitala.   
                Odkąd wszedłem do pokoju Sehuna, chłopak siedział ciągle przy oknie i niemal tęsknym wzrokiem wpatrywał się w osoby, które szczęśliwie przebywały poza zamkniętą przestrzenią czterech ścian budynku. Mimo że siedzenie przy oknie i wyglądanie na zewnątrz było powszechnym zajęciem blondyna, tym razem wydawało mi się, że ma to jakieś głębsze podstawy. Przez te kilka tygodni, które spędziłem w ośrodku, udało mi się w jakiś sposób odgadnąć tok rozumowania Sehuna, jego zachowania, reakcje, osobowość. Autyzm w dużym stopniu ograniczał mi sferę poznania jego osoby, jednak przebywałem z nim na tyle długo, aby zrozumieć niektóre wysyłane przez niego, nawet nieświadomie, sygnały, czy to, o czym w danej chwili myśli i co ja sam powinienem zrobić, żeby mu pomóc.       
                Obserwując przez kilka godzin jego bezmyślne wpatrywanie się w park za szybą, uznałem, że nie ma przeszkód, aby także Sehuna zabrać na zewnątrz.
                - Sehun – zacząłem, a nie doczekawszy się żadnej reakcji z jego strony, kontynuowałem – co sądzisz o tym, abyśmy na kilkanaście minut wyszli na zewnątrz? – spytałem obojętnym tonem, udając, że nie miałem pojęcia o jego cichych nadziejach. Zgodnie z moimi oczekiwaniami, chłopak spojrzał na mnie, a kąciki jego ust lekko zadrżały.
                - Naprawdę zabrałbyś mnie do parku? – zapytał, a kiedy pokiwałem twierdząco głową, Sehun wstał i uśmiechnąwszy się delikatnie, podszedł do drzwi. Ruszyłem za nim i po kilku minutach byliśmy już na jednej ze ścieżek alejki wśród pozostałych osób z ośrodka. Sehun z zaciekawieniem obserwował wszystko, co działo się wokół niego, niemalże pochłaniał wzrokiem drzewa, kwiaty, ławki, fontanny. Miałem wrażenie, jakby po raz pierwszy od dawna, może nawet od samego początku doznał jakieś przynależności do świata, w którym żyłem również ja. Zwykle rzeczywistość, w której znajdował się Sehun była gdzieś indziej, gdzie ja nie miałem dostępu, bo hamowała mnie mentalna brama umysłu i choroby blondyna. Tym razem jednak wiedziałem, że pierwszy raz ja i Sehun żyjemy w tym samym świecie, patrzymy na to samo i w jakiś sposób jesteśmy ze sobą związani.

                - Mogę cię o coś spytać? – Sehun spojrzał na mnie śmiało, na moment odrywając wzrok od stojącej naprzeciwko nas rzeźbionej fontanny, kiedy po godzinie bezcelowego spacerowania po alejkach, w końcu usiedliśmy na oddalonej nieco od szpitala ławce.
                - Pewnie, pytaj – odparłem, uśmiechając się zachęcająco. Mój ciepły uśmiech zwykle nie działał na chłopaka, jednak zawsze starałem się przybrać go na twarz.
                - Nigdy jako lekarz nie miałeś chwili zawahania? Nie czułeś obrzydzenia czy lęku na myśl, że sprawujesz opiekę nad chorą psychicznie osobą w i pewnym sensie jesteś za nią w pełni odpowiedzialny? – spytał Sehun, nadal bacznie mnie obserwując. Próbowałem udawać, że pytanie w żaden sposób mnie nie zdziwiło, chociaż tak naprawdę wstrząsnęło mną do głębi.
                - Każdy człowiek ma chwile słabości – odpowiedziałem, wybierając nieco okrężną drogę. – Nawet lekarze, którzy decydując się na taki zawód, muszą brać pod uwagę wszystkie za i przeciw – dodałem, na co Sehun pokiwał lekko głową.
                - Nie odstrasza cię to, że od jakiegoś czasu żyjesz właściwie tylko w obecności psychicznych osób? – zapytał, jeszcze bardziej wbijając mnie mentalnie w ławkę.
                - Nie – powiedziałem po chwili zastanowienia. – Poza tym nie jesteście psychiczni. Każda w osób mieszkających tutaj ma jakiś defekt, ale nie znaczy to od razu, że jest psychiczna. Po prostu ma w umyśle coś innego niż pozostali przeciętni ludzie i tyle.
                - Dzięki, że tak myślisz – odparł Sehun, spuszczając wzrok. W tym momencie wydawał się być całkowicie zdrowy. Gdybym nie wiedział, jaki jest, nie pomyślałbym, że cierpi na Zespół Aspergera.
                Na chwilę zapadła pomiędzy nami niezręczna cisza, którą ponownie przerwał chłopak, tym razem jednak nie zadając mi szokującego pytania.
                - Większość ludzi uważa, że każda osoba, która cierpi na chorobę umysłową jest psychiczna. To znaczy wiesz… nienormalna… Szkoda, że nie uświadamiają sobie, że nie wszyscy, którzy są posiadaczami takiej choroby mają na umyśle jakieś skazy, przez które mogliby zostać zaliczeni do tej kategorii ,,nienormalnych”. Nie zdają sobie sprawy, że chodzi tak naprawdę o to, że podłoże choroby umysłowej jest spowodowane jakąś małą wadą w psychice, a nie oznacza od razu, że dany człowiek jest obłąkany… - przerwał na chwilę, pewnie czekając na jakąś reakcję z mojej strony, ale gdy nie odpowiadałem, mówił dalej. – Od dnia, kiedy rodzice przywieźli mnie tutaj, ani razu mnie nie odwiedzili. Nigdy nie sprawiałem problemów, byłem normalnym i grzecznym dzieckiem. Uzdolnionym nawet. Jednak mojej matce i ojcu nawet to nie wystarczało do uświadomienia sobie, że pomimo autyzmu jestem taki jak inne dzieci w moim wieku. Choroba umysłowa całkowicie mnie przekreślała, bo psuła reputację rodziców. Od czasu, kiedy tutaj zamieszkałem, nie widziałem ich ani razu. Widocznie nie chcą mieć ze mną nic wspólnego – westchnął. – Jednak mnie to nie obchodzi. Sam wiem, jaki jestem, nie potrzebuję od nikogo czułości, współczucia ani nic z tych rzeczy. Potrafię poradzić sobie sam. Bez względu na wszystko będę starał się wygrać z samym sobą i własnymi ograniczeniami. Nie poddam się tak łatwo.
                 Sehun oparł się o ławkę i zamknął oczy. Słońce powoli chowało się za linię horyzontu, koloryzując niebo różnymi barwami. Świat stopniowo stawał się ciemniejszy, zerwał się lekki wiatr, który rozwiewał włosy blondyna w różne strony.                
                Po raz pierwszy od samego początku Sehun wyjawił mi cząstkę swoich uczuć. Jego monolog wstrząsnął mną i sprawił, że momentalnie poczułem nienawiść do jego rodziców i wszystkich ludzi, o których mówił, mimo że nie wymienił nikogo konkretnego. Podobnie jak wcześniej rozmowa z Tiffany, wypowiedź Sehuna dała mi do myślenia. Zdałem sobie wtedy sprawę, że tragizm osób chorych nie wynika jedynie z samego bycia chorym. Także ze świadomości, iż przez tę chorobę są odrzucani.
                Skupienie malujące się na twarzy Sehuna sprawiło, że poczułem się dumny. Nie z siebie, że wreszcie udało mi się poznać odłamek tego, co dzieje się w jego sercu. Byłem dumny z tego, że pozwolił mi go poznać. Że nareszcie postanowił otworzyć się przede mną i przezwyciężył własną chorobę.
                - Sehun, wracajmy do środka, robi się zimno – powiedziałem, na co chłopak pokiwał głową z rezygnacją, wstał i nie czekając na mnie, ruszył do wejścia do budynku. Zanim jednak weszliśmy do środka, zrobiłem najgłupszą rzecz w całym moim 22-letnim życiu.
                Zbliżywszy się do Sehuna, chwyciłem go szybko za rękę, aby nie nacisnął klamki drzwi i nie przekroczył progu, co może jednak zapobiegłoby kolejnym wydarzeniom. Odwróciłem chłopaka twarzą do mnie i nie zwracając uwagi na jego zdziwione spojrzenie, oparłem go o ścianę, tak, jak wcześniej oparł mnie Kyungsoo. Ignorując piskliwy głosik racjonalizmu w mojej głowie wołający ,,nie rób tego, nie rób tego”, przysunąłem się bliżej Sehuna i pocałowałem go lekko w usta, czując, jak przez moje ciało przepływa delikatny dreszcz.          
                Jednak nie cieszyłem się nim długo, gdyż Sehun odepchnął mnie mocno i przybierając na twarz całkowicie nieodgadnioną dla mnie minę, szybko wbiegł do budynku, a następnie do swojego pokoju, który zamknął na klucz.  
               
                Wagę czynu, który bezmyślnie popełniłem, odczułem dopiero kolejnego dnia, kiedy Boram powitała mnie wyjątkowo oschle.
                Gabinet, który zawsze witał mnie ciepłem i wygodą, tym razem wydawał się chłodny, nieprzyjemny i ciemny. Sama Boram również dopasowała się do otoczenia, była smutna, przygnębiona, a w jej oczach widniały iskierki złości i rozczarowania.                
                To dziwne, jak taka mała rzecz może zniweczyć wszystko, co do tej pory zostało wykonane.
                - Siadaj, Jongin – dziewczyna westchnęła, wskazując ręką na fotel, który od dzisiaj nie będzie już tym ,,jonginowym”, sama natomiast zajęła miejsce za biurkiem. Gdy tak siedziała wyprostowana i wpatrująca się we mnie badawczym wzrokiem, miałem wrażenie, że pełni rolę sędziego, który lada moment wyda na mnie ostateczny wyrok.

Szkoda, że w tamtym momencie nie zdawałem sobie sprawy, jak ten głupi wybryk mógł mi zaszkodzić.
                Szkoda, że w tamtym momencie nie pamiętałem, jak coś takiego może zadziałać na osobę z autyzmem. Jak wszelkie formy czułości partnerskiej mogą zniweczyć każde leczenie.
               

                - Jonginie, nie będę owijała w bawełnę, powiem ci wszystko od razu. Będzie dla mnie łatwiej, a dla ciebie może nie tak boleśnie.
                Momentalnie moje serce zaczęło bić mocniej, a do głowy napłynęła jedna myśl. Sehun.
                - Dobra, mów – odparłem nieco drżącym głosem, na co Boram spojrzała na mnie wzrokiem łączącym smutek, złość i rozczarowanie jednocześnie.
                - Sehun wczoraj wieczorem zachowywał się wyjątkowo dziwnie. Nie chciał nikogo wpuścić, momentami coś krzyczał, kazał wynosić się osobom, które do niego przychodziły. Gdy raz pozwolił wejść Seokjinowi, zaszła w nim całkowita zmiana. Jak czasami udało się do niego jakoś przemówić, tym razem nie reagował na nic. Zamknął się w sobie i to w pełnym tego słowa znaczeniu – powiedziała. Na moje plecy wstąpił zimny pot. – Nie wiem, Jongin, co mu zrobiłeś – powiedziała tonem, jakby doskonale wiedziała, co zrobiłem - ale mam dla ciebie przykrą wiadomość.
                Chyba pierwszy raz od jakiegoś czasu moja głowa była pusta od jakichkolwiek myśli.
                - Sehun nie życzy sobie, abyś nadal był jego opiekunem – oznajmiła Boram tonem nieznoszącym sprzeciwu.
                Mimowolnie pokiwałem głową, chociaż w środku wszystko we mnie buzowało.
                Mogłem się tego spodziewać.
                - Nie chciałam tego robić, jednak po konsultacji z pozostałymi pracownikami doszłam do wniosku, że nie mogę pozwolić, żebyś nadal pracował w naszym ośrodku. Jest zbyt duże ryzyko, że sytuacja się powtórzy – dodała. – Przepraszam, Jongin, ale zwalniam cię z pracy tutaj. Dzwoniłam już do pana Lee, powiedział, że masz się do niego za tydzień zgłosić.
Wyzuty z jakichkolwiek emocji, wstałem i bez słowa ruszyłem do wyjścia. Zanim przekroczyłem granicę wytyczającą obręb szpitala, dziewczyna wcisnęła mi jeszcze w dłoń małą, żółtą karteczkę, taką, jakich mnóstwo było na biurku Sehuna. Mimowolnie włożyłem ją do kieszeni.
                Z okna jednego z pokoi pomachał jeszcze do mnie Kyungsoo. Nie miałem ochoty na jakikolwiek ruch, dlatego zignorowałem gest chłopaka.
                Starając się sprawiać wrażenie dystyngowanego i dumnego lekarza, z podniesioną głową po raz ostatni przeszedłem przez żelazną bramę, stopniowo wymazując z pamięci wydarzenia ostatnich kilku tygodni.
                Widzisz, Jongin, jak bardzo jedna głupia rzecz może zrujnować wszystko?

                Włożyłem ręce do kieszeni i zdziwiłem się, kiedy moje palce natrafiły na coś gładkiego i cienkiego. Okazało się, że jest to mała, żółta karteczka, którą otrzymałem od Boram, a która – jak podejrzewałem – zawierała jakąś wiadomość od Sehuna. Albo była po to, aby do końca przypominać mi, jak wielką porażkę popełniłem.
                Drżącymi rękami rozwinąłem zgiętą kartkę, zapisaną drobnym pismem Sehuna. Wiadomość nie była długa, właściwie była bardzo krótka, ale wbiła mi się w pamięć na niesamowicie długi czas.

                Dzięki za wszystko, Kai. Cieszę się, że akceptowałeś we mnie wszystko i potrafiłeś przezwyciężyć każdą trudność ze mną związaną. Jednak zawsze najgorzej wygrać z trudnościami, które dotykają bezpośrednio ciebie. Jak czujesz się ze świadomością, że Twoją największą trudnością jest miłość?

7 komentarzy:

  1. Nawet nie wiesz, jak kocham cię za to opowiadanie. Przede wszystkim doceniam to, że musiałaś zagłębić się w symptomy choroby oraz w psychikę osób chorych - pełen szacunek, bo jednak pisanie na temat, o którym nie ma się pojęcia bez ówczesnego przygotowania jest rzeczą pozbawioną sensu. Wyszło ci świetnie i nie ukrywam, że przez tę końcówkę coś ścisnęło moje serce.
    Nie zrażaj się ilością wejść czy ilością komentarzy - większość osób czyta wszystko z menu bloggera. Ja sama czasami zbytnio przeżywam opowiadanie, by napisać konstruktywny komentarz od razu po przeczytaniu - często decyduję się na to dnie, tygodnie po.
    Co do Scornful Hunnie, czekam z niecierpliwością, bo jest to jedno z piątki opowiadań, przez które sprawdzam bloggera milion razy dziennie w oczekiwaniu na rozdział. Fabuła jest naprawdę fantastyczna – z pozoru zwykła i codzienna, a jednak tak dynamiczna i niezwykła, że oczekiwanie jest naprawdę ciężkie.
    Kończę swój wywód i mam nadzieję, że w jednej tysięcznej procenta zagrzałam cię do dalszego pisania.
    Hwaiting!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zwykle nie odpisuję na komentarze, ale tym wywołałaś tak wielkiego banana na mojej twarzy, że postanowiłam raz się spiąć i odpisać. xD Dziękuję za tak miłą opinię. ;-; Uśmiecham się teraz jak jakiś murzyn do gwoździa. xD Cieszę się, że Faulty Love Ci się podoba, bo miałam dużo obaw przed wstawieniem tego opowiadania, ze względu właśnie na tematykę. Q.Q Dlatego tym bardziej cieszy mnie, że Ci się spodobało. :D I za kochaną opinię odnośnie SH też dziękuję. Moje serduszko urosło do ogromnych rozmiarów i dzięki Tobie widzę, że nie piszę tego na marne. <3 Możesz czuć się dumna, bo chyba poczułam duży przypływ weny. xD
      Dziękuję jeszcze raz. <3

      Usuń
  2. Hej, hej~!
    Przychodzę do Ciebie z komentarzem, do którego znów nie mogłam się zabrać. Całe szczęście, że zeszło mi z tym mniej, niż z jedenastym rozdziałem SH… Cóż, to pewnie przez to, że miałam chwilkę wolnego czasu i mogłam coś dla Ciebie naskrobać.
    Byłam zachwycona, jak spytałaś, czy możesz mi wysłać Faulty Love (wtedy jeszcze bezimienny SeKai, swoją drogą). Zawsze jestem super podekscytowana, jak mogę coś przeczytać z wyprzedzeniem i wiem, że jeszcze nikt nie miał tego w swoich łapkach *uśmiecha się szeroko*. Coś, o czym wspomnę już na początku – „Nie potrafię pisać shotów. Apple to jedyny skończony”. Hej, poznajesz te słowa? Poznajesz? Normalnie Cię uduszę, że tak mnie zwiodłaś, a tutaj takie cudeńka! ;_; Jesteś najgorsza, Mano. Już nigdy Ci nie uwierzę, jak powiesz, że coś jest beznadziejne albo nie umiesz tego napisać. Zawsze wychodzi taka perełka, a ja później aż nie wiem, co napisać w komentarzu, żeby Cię zadowolił i był w miarę w porządku, po drodze jeszcze trzęsę gaciami, że załamiesz się moją interpunkcją… Niech Cię Scornful Hunnie walnie wałkiem przez łeb, tak raz, ale porządnie. ><
    Dobra, jak już się na Tobie wyżyłam, to idę dalej. Niesamowicie spodobał mi się od samego początku pomysł na tego shota, jest genialny. Chyba od zawsze kręciła mnie taka tematyka, sama nie wiem. Ogólnie lubię, jak dzieje się coś, co tak naprawdę mogłoby przydarzyć się każdemu z nas. Plus dla Ciebie, że miałam okazję trochę popłakać, wykrzyczeć się na biednego Kyungsoo, którego tutaj nie lubię i trochę zastanowić się, „co by było, gdyby…”. Tak, zdecydowanie plus.
    Zawsze wyobrażałam sobie takie ośrodki dokładnie tak, jak opisałaś to z punktu widzenia Jongina przy pierwszym starciu z budowlą. Wkradłaś się do mojej głowy i żywcem przeciągnęłaś moje wyobrażenia do swojego Ficka, czy co? *^* Kolejny plusik, tak z głębi serca, za podobny gust.
    Na samym początku sądziłam, że Jongin będzie w sam raz pasował do tego ośrodka, szczególnie do samego Sehuna, który był dość trudnym podopiecznym. Zespół Aspergera jest sam w sobie ciekawym tematem i naprawdę cieszę się, że właśnie na taką, a nie inną przypadłość cierpiał nasz malutki Hun. Sama zagłębiłam się troszkę w ten temat i aż lepiej mogłam sobie wszystko wyobrazić, lubię to, naprawdę. Zawsze mi się podobało, że potrafisz do zwykłego opowiadania wpleść takie codziennie sytuacje, a zarazem opisać to całkowicie inaczej i stworzyć coś, co zapadnie czytelnikowi w pamięć na dłuższy czas. Podziwiam Cię za to, bo zaciekawić osobę do czytania to jedno, ale sprawić, żeby zapamiętał coś z lektury, to drugie.
    W momencie, kiedy przeczytałam, co powiedziała Boram o czułościach partnerskich, od razu wiedziałam, że to właśnie tutaj będzie coś nie tak. Mimo wszystko miałam nadzieję, że Sehun będzie jakimś.. wyjątkiem? Wiem, głupia jestem, ale cóż poradzę?
    Czułam jakąś dziwną satysfakcję za każdym razem, kiedy Hun odzywał się z własnej, nieprzymuszonej woli do Jongina. Wcale nie musiał, prawda? Mógł być w swoim świecie, ale jednak zainteresował się nowym osobnikiem, który do niego przyszedł. Szczerzyłam się jak głupia, bo jednak coś zaskoczyło między nimi, tak? Nawet bez głębszej wiedzy można to stwierdzić, że Kai zdobył zaufanie chłopaka. Szkoda, że jest debilem i później je stracił, taralalala.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. „Masz ładne oczy, wiesz, Kai?” Przepraszam, ale chyba lekko umarłam. Przez chwilę myślałam „Ten chłopak serio ma zespół Aspergera? Nie podmienili Jonginowi podopiecznych?” i naprawdę uśmiechałam się jak wariatka (co swoją drogą dziwne, bo jakoś bardzo nie shippuję SeKaia! ;o).
      Hej, później przedstawiłaś resztę załogi i aż się zdziwiłam, że wplatasz mi tu jakieś KaiSoo. W innej sytuacji bym bardzo famgirlowała i wywracała stoły, ale.. jakoś nie mogłam. Od razu znielubiłam Kyungsoo, choć zawsze bym go tuliła, kwiliła, jaki to jest uroczy i ściskała za te pysie, cdhjsgdf, cud, nie chłopak. Dziwię się samej sobie, że tutaj najbardziej miałam ochotę po prostu wrzasnąć i trzasnąć mu drzwiami przed nosem, żeby nie zbliżał się do Jongina… Czy to już źle?
      Opieka nad osobami psychicznie chorymi jest na pewno niesamowicie wykańczająca, to wiem na pewno. Czasem pewnie aż sam masz wątpliwości, czy myślisz poprawnie i wszystko Ci się miesza, masz kompletnie dosyć i jedyne, co chcesz zrobić, to iść spać i zapomnieć o tym wszystkim. Zawsze tak jest, prawda? Dlatego podziwiam Boram, która ma tyle podopiecznych i jeszcze nie zwariowała, mimo wszystko.
      Cieszę się jak głupia za każdym razem, kiedy tylko widzę, jak Kai stara się przyciągnąć uwagę Sehuna i zachęcić go do rozmowy. Naprawdę bardzo dobrze radzi(ł) sobie w tym ośrodku/zakładzie i mogłabym powiedzieć, że był do tego stworzony. Niestety chyba wszystko ma swój koniec, każdy ma taki moment, kiedy chce krzyknąć „Stop! To za dużo dla mnie” i iść się narąbać do najbliższego baru albo utopić smutki lub niepewności w czekoladzie czy innych przyjemnościach. Muszę powiedzieć, że choć spodziewałam się tego, to cholernie na Jonginie się zawiodłam, kiedy zaczął tak bardzo narzekać na Sehuna wtedy, w tym głupim barze. Rozumiem, że mógł mieć dość tego wszystkiego, ale.. cóż, chyba jestem jak Tiffany, powiedziałabym dokładnie to samo. Nie mogę pojąć, jak Kai miał czelność zachować się w ten sposób, po prostu.. nie.
      Wtedy, czytając kolejny fragment, pomyślałam „Dobrze, że zmądrzał i wrócił”, ale teraz, kiedy znam zakończenie, to myślę, że ta decyzja nie do końca była taka poprawna. Wszyscy popełniamy błędy, prawda? Może Jongin sam sobie starał się udowodnić, że potrafi wyzbyć się jakichkolwiek uczuć co do swojego podopiecznego? Przykro mi, że przegrał tę walkę.
      Ekhem. Pocałunek Jongina i Soo… Kyungsoo, tam są drzwi *wskazuje palcem*. Nie mogę, nie mogę, nie mogę. Jak zawsze cieszę mordę do KaiSoo, tak tutaj po prostu mnie odpycha to połączenie. Przepraszam, Kyungsoo. Nadal Cię kocham, tylko nie w takim wydaniu. ;((‘
      Nie przeczuwałam nic, kiedy Jongin zaproponował, że weźmie Sehuna do parku. Takie tam wyjście, nareszcie się ogarnął ten burak rąbany i wszystko będzie w porządku. Jasne, mogłabym tak sądzić, jeśli nie doczepiłabyś temu shotowi etykietki „angst”, Ty okropna, zła Pinky Mano *mimo wszystko tuli do serca i buja się wraz z muzyczką w tle, której notabene nie ma*.
      Ta przemowa Sehuna niesamowicie mnie wzruszyła, konkretnie miałam łzy w oczach. Z Twoim Fickiem skojarzyły mi się słowa „Człowiek z problemami nie zawsze jest problemem”. Zespół Aspergera może być postrzegany jako stricte problem, pewnie nikt by nie chciał go mieć, ale to nie znaczy, że osoba obdarzona tą chorobą jest jakaś uszkodzona. Inna. Jest wyjątkowa na swój własny sposób i wydaje mi się, że każdy musi to zrozumieć. Nie powinniśmy przestawać kochać takich ludzi, bo oni także mają uczucia. Co im powiesz? „Przepraszam, nie kocham Cię, bo nie jesteś idealny i masz wadę”? Wszyscy mamy wady, po prostu trzeba je zaakceptować. Szkoda, że większość rodziców pod wpływem paniki „O nie, moje dziecko nie jest zdrowe!” oddaje pociechy do domów dziecka czy nawet je porzucają. Hej, wy też chcielibyście być kochani. Wszyscy na to zasługują, cholera.
      Przepraszam, rozgadałam się. Po prostu aż mam łzy w oczach, kiedy to piszę. Zawsze takie tematy dotykają mnie najbardziej, huh.

      Usuń
    2. Jongin, dlaczego go pocałowałeś, debilu? Dlaczego? *kręci głową z dezaprobatą*. Czułam, że to nie skończy się dobrze. Na pewno nie na zwykłym upomnieniu, dlatego nie zdziwiłam się, kiedy dostał wezwanie od Boram. Już chyba wtedy mentalnie zaczęłam przygotowywać się na powiedzenie „Do widzenia, Kai”. Byłam dzielna przez cały fragment ich rozmowy, nawet uśmiechnęłam się smutno, kiedy kobieta wspomniała, że Sehun nie chce, aby Kai był nadal jego opiekunem. I tyle. Już miałam sobie pogratulować, kiedy doczytałam ostatnie zdania i karteczkę od Sehuna. Poryczałam się. Dzięki, Pinky, dzięki. Wiesz, jak dobić człowieka.
      Sehun. Czuję się tak okropnie źle, jak o nim myślę i chce mi się płakać. Znów został sam. Może wszystko, co udało mu się pokonać w walce z chorobą znów do niego wróciło? I to przez miłość.
      Dobra, kończę może ten komentarz, bo tylko się rozgadałam, łzy mi ciekną i chyba już sama nie wiem, czy się nie powtarzam.
      Gratuluję udanej roboty, soulmate. Wiedziałam, że jeszcze wyciśniesz ze mnie kiedyś łzy jakimś zajebistym shotem, który przez długi okres czasu pozostanie mi w pamięci. Naprawdę gratuluję. Powinnaś być dumna, że tutaj jestem, wraz z tym marnym komentarzem, bo nie czytam angstów. W ogóle. Chyba teraz już wiem dlaczego. ;___;
      Wiesz co? Ściskam Cię mocno na odległość, tak bardzo mocno. I choć wiem, że taki Sehun tak naprawdę nie istnieje, to jednak jest wiele osób, które mogą być w identycznej sytuacji. Mam nadzieję, że kiedyś znajdą swoje zasłużone szczęście i uda im się pokazać ludziom, iż też zasługują na szczęście.
      Kocham,
      Hikari (a raczej jej szczątki).

      Usuń
  3. Tak mi było głupio, że mi zostawiłaś takie piękne komentarze, a ja głupia też mam u Ciebie ogromne zaległości, że postanowiłąm się wziąć w garść i oto jestem. Otworzyłam sobie notatnik w komputerze i pisze na bierząco jejuś jak komentator sportowy normalnie ^.^)
    Nawet nie wiesz jak moje serce podskoczyło na widok napisiku "Sekai" (okej przy Kaisoo już troszeczkę spadło w dół, ale no... zrobiłąm sobie nadzieję na moje OTP)
    Sam temat jest GENIALNY.
    Czytam czytam "Ośrodek dla osób psychicznie chorzych" - szczęka mi opadła - no to się będzie działo ;)
    Jongin w roli doktora na początku kompletnie mi nie pasował. No,bo kitel, i te sprawy?! A do tego Kai? Niee... ale po paru minutach czytania idealnie wcielił się w tą rolę (Ty go wcieliłaś xd) i nawet nie było tak dziwnie :)
    Modliłam się żebyś napisała a co chodziło w tym zespole Aspergera, bo hmm jestem w tych sprawach kompletną ciemnotą (mimo, że oglądam Housa!) ale dzięki o Mano napisałaś o co w tym chodzi :)
    "Formy czułości partnerskiej mogą skończyć się całkowitym zawieszeniem psychicznym" - tak już na starcie mieć przechlapane? O rajciu T.T
    "Masz ładne oczy,Kai" *Yuki skacze po ścianach z radości* Nie spodziewałam się tego! To musi coś być jak nic! Wyobraziąłm sobie Sehuna tak realistycznie - takie bóstwo siedzące i czytające książkę, jeju na miejscu Kai to chyba bym tam zeszła na zawał :)
    Sehun trudną partią? No przecież powiedział Jonginowi, że ma ładne oczy, oj nic nie wiesz Do Kyungsoo xd
    Biedny Sehun, kompletnie nie rozumiem jego rodziców. Zamiast mu jakoś pomóc odwiedzać go i troszczyć się o niego to oddali go do szpitala, porzucili i pojechali na jakieś Himalaje pewnie. Brak słów. Może kontakt z nimi akurat by mu pomógł? Jak można tak nie kochać swojego dziecka? Jakby oddanie do szpitala wszystko załątwiało -.-
    Sehun powiedział, że lubi matematykę. No i już wszystko jasne. To dla tego jest w ośrodku dla psychicznie chorych XD Okej nie będę złośliwa ^.^
    Kai uderzył Sehuna? Niemożliwe T.T Aż tak go wyprowadził z równowagi... może powinien jakoś poczekać, wytłumaczyć. Podrzucić mu do jedzenia! To by było najlepsze rozwiązanie.
    Woooow ja nie wiedziałam że z naszego spokojnego D.O taki maczo :D No po prostu mnie zaskoczył! Taki spokojny, niewinny i przyciskający JONGINA do ściany! Uhuhu ;D
    Dobra, po tym jak Sehun z Jonginem wyszli do parku nie byłąm już w stanie pisać na bieżąco, bo byłam pod zbyt ogromnym stresem i napięciem.
    Płaczę teraz, ryczę jak głupia. Myslałam, że to będzie ten jeden wyjątek na milion, że Sehun się nie zamknie w sobie, że będą razem. Ach ten Jongin! Nie mógł trochę poczekać? Od razu go tak przyciskać do ściany? (no tak, wziął przykład z naszego diabełka Kyungsoo)
    Jestem pod wrażeniem.
    Nadrobię wszystko to akurat wiem na pewno, tylko nie wiem jaki czas mi to zajmie, Teraz biegnę do miasta (na szczęście skończyłam czytać na czas xd)
    Weny życzę :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Mana ;___;
    To jeden z najlepszych one shotów jakie czytałam, a może i najlepszy. No dobra, przyznaję, nie czytałam ich jakoś bardzo dużo, ale mimo wszystko... ;p
    Pierwszy raz czytałam ficzka o takiej tematyce, jeszcze się nie spotkałam, żeby ktoś zrobił lekarzy z EXO, także duży plus za oryginalność :D Wiem, że zawsze to powtarzam, ale genialnie piszesz i zawsze zaczynam czytać twoje ficki z uśmiechem na ustach, wiedząc, że się nie zawiodę. Tym razem też tak było, chociaż zaskoczyłaś mnie tym one shotem. Całkowicie się nie spodziewałam czegoś takiego i że tak mi się to spodoba. :D
    Oczywiście, jak zwykle u ciebie postacie zostały genialnie przedstawione. Chwilami aż miałam przed oczami Sehuna wyglądającego przez okno albo siedzącego na łóżku i czytającego książkę, mogłam poczuć rozterki Kaia, kiedy nie radził sobie z Sehunem. Moment, w którym Kai uderzył Sehuna był dla mnie dużym zaskoczeniem. Nie spodziewałam się, że ten ciągle uśmiechnięty lekarz nie wytrzyma i uderzy swojego pacjenta. Tak samo nie spodziewałam się, że Kyungsoo go pocałuje, chociaż momentów KaiSoo nie było tutaj zbyt dużo. Osobiście nie mam nic przeciwko temu, bo bardziej kibicowałam SeKaiowi c:
    Zaczynając czytać ficka byłam przygotowana na to, że to angst i szczęśliwego zakończenia raczej tu nie będzie cały czas miałam nadzieję na jakieś rozwinięcie wątku SeKai. Mimo, że nie mogli być razem z powodu choroby cały czas miałam nadzieję, że Sehunowi jakoś uda się przezwyciężyć chorobę i jednak będą razem. Trzymałaś mnie w niepewności do samego końca, Mano. Brzydko c: Tak się zaczytałam, że nawet nie zwróciłam uwagi, że jestem już na samym dole strony i zaraz będzie koniec ;D
    Naprawdę podziwiam cię za to, że udało ci się tak dobrze opisać symptomy choroby i stworzyć przy tym genialnego ficka. Podejrzewam, że ciężko pisze się o czymś, o czym nie wie się zbyt wiele. Ja do tej pory nawet nie wiedziałam o czymś takim jak zespół Aspergera, dzięki tobie wzbogaciłam swoją wiedzę xD
    Przepraszam, że przeczytałam to i komentuję to dopiero teraz, ale nawet nie zauważyłam, że dodałaś nowego shota, a patrząc na daty komentarzy minęło już kilka dni od dodania ;___;
    Nie mogę się doczekać aż wstawisz kolejny rozdział Scornful Hunnie :D Gratuluję świetnego one shota i życzę dużo weny w przyszłości! <3
    Karen

    OdpowiedzUsuń