Dzisiaj powracam z wyjątkowej okazji i z wyjątkowym shotem. A to dlatego, że dzisiaj, 12 czerwca są urodziny naszej ukochanej i najlepsiejszej Uszati! <3 Powszechnie wiadomo, że Uszati uwielbia HunHany, dlatego właśnie z HunHanem się tutaj zjawiam. :D Zachęcam do przeczytania, bo uważam, że wyszedł naprawdę dobrze. Pewnie dlatego, że pisałam go z myślą o Tobie, Uszati i musiałam się trochę pospieszyć. xD
Zapraszam też do przeczytania jedenastego rozdziału Scornful Hunnie. :D <klik>
W każdym razie okazji nie przepuszczę i mam dla Ciebie kilka słów.
Wszystkiego najlepszego, Uszati! <3 Życzę Ci oczywiście mega dużo zdrowia, bo bez tego dużo w życiu nie zrobisz, taka prawda. Ty jednak jesteś pełną życia dziewczyną, więc sądzę, że brak zdrowia Ci nie grozi. ;p Życzę Ci jeszcze dużo szczęścia. Mam nadzieję, że masz dużo marzeń i wszystkie się spełnią, bo zasłużyłaś. :3 Życzę Ci też mnóstwo siły, abyś wytrwała z problemami w szkole, w domu, chociaż mam nadzieję, że będzie ich jak najmniej. Poza tym życzę Ci także, żebyś nadal pisała tak zajebiście-genialne-niesamowite-wspaniałe-perfekcyjne-świetne-znakomite ficki. Jesteś jedną z moich mentorek i coś czuję, że nią pozostaniesz. ;D Bądź nadal taką ładną, wesołą i uśmiechniętą dziewczyną, uwierz w siebie i nie poddawaj się. <3
9381298578573865746438478346573642736432723 lat!!
Mam nadzieję, że szybko znowu się spotkamy. <3
A teraz mój prezent dla Ciebie ode mnie. :D Mam nadzieję, że Ci się spodoba. *^*
Seesaw
Pairing: HunHan
Bohaterowie: Xiao Luhan, Oh Sehun oraz pomniejszona do rozmiarów czteroletniej dziewczynki Park Sooyoung (Lizzy z Orange Caramel)
Rodzaj: angst z elementami fluffa, obyczaj, romans, AU
Stała tutaj właściwie odkąd
pamiętam. Czerwona, spróchniała, niemal niezauważalna pod ogromnym baldachimem
liści i gałązek. Przetrwała każdą klęskę. Powódź, pożar, lodowaty mróz. Zdawało
się jakby czuwała nad nią jakaś nieznana i wszechobecna siła, nie pozwalająca
na jakiekolwiek celowe jej uszkodzenie. Jedyne szkody powodowała ona sama -
robiła się coraz starsza, a przez to słabsza, mniej stabilna, zardzewiała.
Jednak pomimo wieku i bezlitosnych czynników zewnętrznych nadal tam była.
Otoczona potężnymi i coraz bardziej rozrastającymi się drzewami, tworzącymi
kontrast do jej ciągłego podupadania. Nie przeszkadzało jej nawet miejsce, w
jakim się znajdowała - odludne, zapuszczone, przerażająco ciche. Właściwie
miałem wrażenie, jakby była z tego dumna.
Byłem chyba jedyną osobą,
która ją odwiedzała. Czasem przychodziłem tu z moją młodszą siostrzyczką, a ona
wytrzymywała ciężar nas obojga. Można powiedzieć, że to była tylko i wyłącznie
moja huśtawka. Potem stała się jeszcze Jego własnością. W sumie nawet byli do
siebie podobni - oboje zdeterminowani, lubiący ciszę, obojętni na rzeczywistość
wokół. Jedyna różnica między nimi była taka, że ona przetrwała wszystko. On
nie.
- Przestań w końcu zachowywać
się jak rozwydrzony dzieciak i zacznij robić coś pożytecznego, a nie tylko
siedzieć i grzać kanapę! Sądzisz, że my nie mamy nic innego do roboty jak tylko
zajmować się obowiązkami, które ty powinieneś wykonać?!
- Czy ja jestem dla was jakimś
służącym? O ile mi wiadomo to jestem waszym synem, a nie chłopaczkiem na
posyłki.
- Nie tym tonem, Luhan. I tak
już dostatecznie sobie zaszkodziłeś, nie pogarszaj jeszcze bardziej swojej
sytuacji.
- I nie pyskuj, bo to się może
dla ciebie źle skończyć.
- Aha, super, powiedziałem
coś, co was uraziło i już pyskuję, fajne macie podejście.
- NIE. TYM. TONEM. Tak sobie
możesz mówić do kolegów, a nie do nas.
- Wiecie co? Mam was dość. Was
i tych waszych zasranych nakazów!
Wybiegając z domu wprost na dość
deszczowy i chłodny dzień, w mojej głowie istniała tylko jedna myśl,
równoznaczna z podstawowym zamiarem - biec do lasu i zaszyć się w miejscu,
gdzie nikt nie będzie zawracał mi głowy ciągłymi obelgami, pretensjami,
wyrzutami i Bóg wie, czym jeszcze. Ostatnimi czasy nawet we własnym domu nie
mogłem czuć się jak normalny i wolny człowiek, bo dwie krwiożercze hieny w
postaci matki i ojca ciągle żerowały na moją osobę, byle tylko w jakikolwiek
sposób mnie obrazić. Ciekaw byłem, czy takie hejtowanie mnie sprawia im jakąś
radość albo satysfakcję. W końcu już tyle się od nich nasłuchałem, że powinni
chodzić rozradowani jak nigdy w życiu. A że tak nie było, w najbliższym czasie
z pewnością czeka mnie wytrzymywanie kolejnych, zwykle bezpodstawnych wyzwisk.
Pomimo przejmującego zimna i
wielkich, ciemnych chmur, które bezlitośnie zaczynały kłębić się nad
mieszkańcami Gimhae, brnąłem uparcie w błoto i wilgoć gimhaeńskiego lasu. Za
wszelką cenę chciałem dostać się do miejsca, które jako jedyne skutecznie
uspokoi moje zszargane nerwy i również jako jedyny element tego pojebanego
świata nie będzie miało do mnie żadnych żali. Ostatnimi czasy łapałem się na
tym, że coraz mniej potrzebuję towarzystwa jakiegokolwiek człowieka, a nawet
sam się od wszystkich oddalałem. Moim wyłącznym sprzymierzeńcem był las. I
znajdująca się tam moja oaza spokoju.
Zbliżając się do mojego celu,
powoli czułem, jak po moim ciele przepływa fala spokoju, jednocześnie z lekką
nutą radości. Mając tę świadomość, że zaraz stanę naprzeciwko ukochanej
huśtawki, oddychając świeżym, leśnym powietrzem i ciesząc się wymarzoną
samotnością, byłem coraz bardziej rozradowany. Mimo że przebywałem tam bardzo
często, za każdym razem czułem się, jakbym wracał do niej po latach. Nigdy nie
wyobrażałem sobie, że można być tak przywiązanym do jakiegoś miejsca.
Przedarłszy się przez
plątaninę krzaków, liści, gałązek i pni, w końcu dotarłem do niewielkiej
przestrzeni, otoczonej mnóstwem drzew, których korony tworzyły nad nią imitację
dachu. Zwróciłem się w stronę zardzewiałej już, czerwono-zielonej huśtawki.
Jednak ku mojemu zaskoczeniu była zajęta.
Siedząca na huśtawce i
bujająca się na niej delikatnie osoba sprawiła, że poczułem się dziwnie
zmieszany i momentalnie zatrzymałem się. Rozwiane blond włosy chłopaka na lekkim
wietrze, który raz po raz przechodził między drzewami, robiły się coraz
bardziej rozwichrzone, jednak dodawało to ich właścicielowi jeszcze więcej
uroku. Granatowa kurtka, którą miał na sobie chyba nie dawała zbyt wiele
ciepła, bo chłopak raz po raz lekko się wzdrygał, a przy gwałtowniejszym
wietrze, kulił się jeszcze bardziej na prawie rozpadającej się huśtawce. Twarz
jednak zdawała się niewzruszona. Oczy utkwione w jednym punkcie nie poruszały
się, a usta zaciśnięte w wąską linię nadawały jego obliczu dość pogardliwy
wyraz. Cały chłopak sprawiał wrażenie dość obojętnego na rzeczywistość wokół, a
jego postawa wyrażała pewność, zdecydowanie i upór.
Pierwsza moja myśl: trudno będzie go zrzucić z huśtawki.
Wpatrywałem się w osobę na
huśtawce z podziwem i niechęcią zarazem. Podziwem, bo miał w sobie coś, co
sprawiało, że chciałem obserwować go cały czas, a jego bladość na tle szarego
lasu robiła naprawdę piorunujące wrażenie. Niechęcią, bo jako pierwszy zajął
huśtawkę, do której wlokłem się taki kawał drogi przez deszcze, błota, kałuże i
tym podobne okropności. Poza tym przez moją głowę przewijało się pytanie: skąd
do cholery ten delikwent wie o istnieniu w środku lasu MOJEJ huśtawki?
Przez wewnętrzną walkę z samym
sobą i na przemian wyzywaniem i chwaleniem w myślach blondyna, nie zdałem sobie
sprawy, że robię dziwne miny, a obiekt mojego zdenerwowania i zachwytu z
błąkającym się na ustach rozbawieniem od jakiegoś czasu bacznie mnie obserwuje.
- Masz zamiar podejść, czy
dalej będziesz bawił się w komika? – spytał, uśmiechając się szyderczo, a
dźwięk jego głosu prawie wbił mnie w ziemię. W sumie nie brakowało wiele, gdyż
z moim przeogromnym szczęściem, stanąłem sobie oczywiście w miejscu najbardziej
mokrego i oślizgłego błota.
- Jestem Sehun – chłopak
przedstawił się, wyciągając do mnie chudą dłoń, którą z lekką obawą bardzo
delikatnie ścisnąłem. Miałem wystarczająco dużo wydatków, płacenie
odszkodowania za zmiażdżoną sehunową rękę mogłem sobie darować.
- Luhan – odpowiedziałem, na
co chłopak pokiwał ze zrozumieniem głową, po czym myśląc, że tego nie zauważę,
przebiegł oczami całą moją sylwetkę od stóp do głów. Czułem się nieco
skonsternowany, bo niestety nie robiłem tak imponującego wrażenia jak on.
Zważając na to, że miałem całe upaprane buty.
- Skąd tak właściwie się tu
wziąłeś? Sądziłem, że tylko ja wiem o tym miejscu – odezwał się po chwili
Sehun, odbijając się lekko od ziemi.
Kpisz sobie, człowieku?
- Interesujące, bo myślałem,
że tylko ja o tym wiem – odpowiedziałem, na co chłopak zaśmiał się cicho.
- Ciekawe, że nigdy cię tutaj
nie spotkałem – odparł nieco ironicznym tonem, na co wzruszyłem ramionami.
- Widocznie nie było ci to
dane – odburknąłem z nieukrywaną niechęcią, chociaż wcale tego nie chciałem.
Sehun spojrzał na mnie z
rozbawieniem.
- Ale skoro przyszliśmy tutaj
o tej samej porze, to chyba jednak dostałem swoją szansę, co? – zapytał, tym
razem uśmiechając się bez cienia pogardy.
- Chyba tak – powiedziałem, po
czym Sehun uśmiechnął się jeszcze szerzej i wstał, robiąc mi miejsce na huśtawce.
- Wskakuj, ja się już
nasiedziałem. Jestem tu chyba od jakichś dwóch godzin.
Przestając udawać dumnego i
zapatrzonego w siebie chłystka, którym nie byłem (ale dla zaimponowania koledze
warto było trochę się pobawić), kiwnąłem w podzięce głową i bez wahania zająłem
w końcu upragnione siedzenie.
- Gdzie mieszkasz? Nigdy cię
tu nie widziałem – Sehun zaczął rozmowę, sadowiąc się na jednej z belek obok
huśtawki.
- Jakieś pół kilometra dalej,
w takim dużym, brązowym domu – odpowiedziałem, mając nadzieję, że moje
niewyczerpujące informacje wystarczą chłopakowi do zlokalizowania mojego
miejsca zamieszkania.
- Obok takiej małej,
drewnianej chatki? – spytał. Pokiwałem energicznie głową. – No to wiem, spoko.
Ja mieszkam trochę bliżej, schodzi się w dół, obok tej takiej dziwnej jaskini i
zaraz za tym zejściem jest taki średniej wielkości biały domek, w którym
zamieszkuję.
Nie wiedziałem do końca co
odpowiedzieć, dlatego znowu pokiwałem głową. Przez pewien czas milczeliśmy, a całe
te kilka minut poświęciłem na wymyślaniu jakiegoś tematu do rozmowy, jednak
kiedy moje wysiłki na nic się nie zdawały, uznałem, że odpuszczę. Momentalnie
do mojej głowy napłynęło wspomnienie o niedawnej kłótni z rodzicami, co
sprawiło, że ogarnęła mnie fala gniewu. Ku mojemu zdziwieniu (po wieloletnich
praktykach jestem naprawdę dobry w ukrywaniu złości), Sehun zauważył to.
- Stało się coś? - zapytał,
czytając z mojej twarzy jak z otwartej karty. Poczułem wtedy lekki podziw.
Człowiek poznał mnie zaledwie kilka minut temu, a już potrafił zauważyć, że coś
nie gra. - Jesteś jakiś rozdrażniony.
- To nic ważnego - odparłem
lekceważąco, chociaż w duchu miałem nadzieję, że blondyn zacznie brnąć w temat
i zapyta mnie dokładnie, o co chodzi. Złapałem się na tym, że czułem nieodpartą
potrzebę, aby się komuś wygadać.
- Jesteś pewien? Gdyby to nie
było nic ważnego, nie siedziałbyś tutaj taki naburmuszony - odparł Sehun, uśmiechając
się do mnie zachęcająco, chociaż w jego oczach migały widoczne od początku
iskierki pogardy. - Możesz mi powiedzieć, przecież nikomu nie powtórzę. Może
nawet pomogę.
- Wątpię, a bo akurat z tym
powinienem sobie sam poradzić - mruknąłem, Sehun jednak patrzył na mnie tak
wymownym wzrokiem, że słowa same zaczęły płynąć jak potok z moich ust.
Przez pierwszych kilka minut
moja opowieść była niesamowicie okrojona i niedokładna. Podświadomie ukrywałem
najważniejsze rzeczy, czując do Sehuna nikłą nieufność. Byłem typem człowieka,
który potrzebuje dużo czasu, aby komukolwiek zaufać i ciężko było mi przebić
myślową barierę, która nakazywała natychmiastowe zatrzymanie mojego słowotoku.
Jednak wpatrzone we mnie badawczo oczy Sehuna zdawały się przewiercać mnie na
wylot. Miałem wrażenie, jakby chłopak wiedział o wszystkim, zanim w ogóle
zdążyłem o czymkolwiek wspomnieć. Dlatego z biegiem czasu otwierałem się coraz
bardziej, wyjawiałem więcej szczegółów i to po części z chęci wyprzedzenia
rentgenowskiego wzroku blondyna.
Jednak ku mojemu zaskoczeniu,
cały mój wywód został odebrany przez chłopaka dość obojętnie.
- To wszystko? - zapytał z
ledwie dosłyszalną nutą rozczarowania w głosie, jakby był zawiedziony, że moje
problemy opierały się jedynie na konfliktach rodzinnych, a nie czymś
poważniejszym.
Gardło zaczęło piec mnie
niemiłosiernie, dlatego tylko pokiwałem głową.
- Cóż, myślałem, że to będzie
coś bardziej - wiedziałem, po prostu czułem to, że ma niesamowitą chęć, aby
wypowiedzieć tutaj słowo ''ciekawszego'' - bardziej godnego twojej złości niż
takie błahostki - odparł dość cynicznym tonem, na powrót stając się Sehunem,
którego zobaczyłem po raz pierwszy. A może on nie wrócił, tylko cały czas był?
- Może według ciebie to jest
błahostka, ale dla mnie to naprawdę męczące - odpowiedziałem, na co Sehun tylko
wzruszył ramionami, co sprawiło, że poczułem się z lekka zirytowany. Chłopak
chyba poczuł moje niezbyt pozytywne do niego nastawienie, gdyż wstał, otrzepał
się i z niewinnym uśmiechem powiedział:
- No, czas już na mnie.
Trzymaj się, Luhan. Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy.
Wzrok jaki posłał mi na pożegnanie
będzie zapewne prześladował mnie do końca życia. W tamtym momencie jednak
miałem przemożną ochotę, aby podejść do Sehuna i wetrzeć jego twarz w
najbardziej gęste błoto. Nie spełniłem jednak mojego zamiaru, poprzestałem
jedynie na zwyzywaniu w głowie wszelkimi obelgami chłopaka, który na zbyt krótki
czas wywrócił moje życie do góry nogami.
Pomimo mojej niechęci, którą
czułem do Sehuna po tym, jak olał mój rozpaczliwy monolog, przez kolejne kilka
dni nie mogłem wyrzucić z głowy widoku jego pogardliwego uśmiechu, ciemnych oczu
i chudej sylwetki. Mimo że nie chciałem się do tego przyznać, spodobał mi się
cholernie i to rozmyślaniu o jego głupiej osobie poświęcałem najwięcej czasu.
Momentami łapałem się na tym, że wyobrażałem sobie siebie i jego w jakimś
odludnym miejscu, beztroskich i zakochanych w sobie do szaleństwa. Na moje
nieszczęście byłem dość sentymentalnym człowiekiem i każda kolejna myśl
dotycząca Sehuna pogrążała mnie jeszcze bardziej. A fakt, że w kilka dni po
naszym pierwszym spotkaniu zobaczyliśmy się znowu, w tym samym miejscu, w ogóle
nie pomagał.
Przez kolejne dwa tygodnie
widywałem się z Sehunem regularnie, zawsze przy zardzewiałej huśtawce, o tej
samej popołudniowej godzinie. Z każdym następnym spotkaniem zbliżałem się do
blondyna coraz bardziej i nawet zdawało się, jakby on z biegiem czasu odnosił
się do mnie z coraz mniejszą pogardą, co, jak sam twierdził, było naprawdę
dużym sukcesem. Nawet pogoda powoli zaczęła się poprawiać, a skłębione chmury
na jakiś czas pozwalały słońcu ukazać na niebie swoje nieśmiałe promyki.
Wewnątrz siebie czułem, że blondyn miał na to jakiś wpływ. Wydawało się, jakby
z każdym jego szerokim i przyjaźniejszym uśmiechem, świat stawał się
jaśniejszy.
W ciągu tych czternastu dni i
spędzonych razem 42 godzin zdążyłem dowiedzieć się o Sehunie więcej rzeczy niż
wiedziałem o sobie przez całe 22 lata mojego życia. Wyjawił mi, że jego
ulubiony owoc to pomarańcza, nienawidzi tulipanów, a kolor fioletowy przypomina
mu zeszłoroczne wakacje. Powiedział, że boi się natłoku ludzi, nie cierpi matematyki,
a jego największym hobby, któremu mógłby poświęcić całe życie jest taniec. Raz
nawet pokazał mi jeden układ, którego uczył się przez trzy miesiące. Do tej
pory nie jestem w stanie zapomnieć płynności, z jaką poruszał się Sehun,
wykonując wszystkie skomplikowane ruchy.
Przez cały ten czas nigdy nie
wyszliśmy poza obręb małej przestrzeni, na której znajdowała się huśtawka. Było
to swego rodzaju ,,nasze'' miejsce. Już nie tylko moje, ale też Jego. Ta
niepozorna i rozlatująca się huśtawka była w pewnym sensie symbolem naszej
znajomości i utrzymywała ciągłość naszych spotkań.
Po jakimś czasie stała się
również czynnikiem, który nie pozwalał rozpaść się związkowi, jaki razem z
Sehunem rozpoczęliśmy.
- Luhan, chodziłeś już z kimś
kiedyś? - spytał niby od niechcenia Sehun, kiedy w dość upalny dzień leżeliśmy
obok siebie na trawie przed huśtawką.
- Miałem kiedyś dziewczynę,
ale to było wieki temu i nie wspominam tego za dobrze - odpowiedziałem, celowo
pomijając fakt, że związek ten był częścią zakładu, a ja sam jestem innej
orientacji, niż wskazywała na to podana przeze mnie przed momentem informacja.
- A ty? - zapytałem, chociaż wcale nie chciałem usłyszeć odpowiedzi. Obawiałem
się, że uczucie zazdrości, które kiełkowało w moim organizmie, po odpowiedzi Sehuna
mogłoby urosnąć do ogromnych rozmiarów.
- Z kimś tam chodziłem -
odparł albo raczej wyrzucił z siebie, mówiąc to tak obojętnie, że momentalnie
zrobiło mi się żal osoby, o której mówił, chociaż kilka sekund wcześniej
zapewne bym ją rozszarpał.
Przez jakiś czas leżeliśmy na
trawie w milczeniu, wpatrując się w skrawek nieba, widoczny między bujnymi
koronami drzew. Jak dla mnie mogliśmy tak leżeć cały czas, zapominając o
problemowej rzeczywistości wokół nas i korzystając z własnego towarzystwa,
które, przynajmniej dla mnie, od jakiegoś czasu było całkowicie niezbędne.
Byłem nawet w stanie znieść fakt, że moje zakochanie mogło być
nieodwzajemnione. Podczas tych kilkunastu dni nauczyłem się od Sehuna tłumić
swoje emocje głęboko w środku.
Sehunowi jednak przeszkadzało
bezczynne wylegiwanie się i odganianie od mrówek, gdyż po chwili podniósł się i
zmienił miejsce położenia swojego ciała na huśtawkę. Wzbił się do góry,
odchylając nieco głowę do tyłu i odsłaniając bladą szyję, która aż się prosiła,
aby jakiś natrętny komar się do niej dobrał.
Zaśmiawszy się cicho w duchu z
oryginalnego porównania, jakie przyszło mi do głowy, również wstałem, mnie
jednak przeznaczone było miejsce na belce obok szkieletu huśtawki. Sehun przez
moment nie zwracał na mnie uwagi, dopiero po kilku minutach zatrzymał się i z
szyderczym uśmieszkiem na twarzy kiwnął palcem, abym do niego podszedł. Nie
cierpiałem nikomu usługiwać, w końcu to o takie coś między mną a moimi
rodzicami toczy się zacięta walka, jednak pod naciskiem złowrogiego, ale
jednocześnie przyjaznego wzroku Sehuna, podniosłem się i zbliżyłem do chłopaka.
Ten, bez cienia zmieszania czy czegokolwiek w tym stylu, za to z przygryzioną
lekko dolną wargą chwycił mnie powoli za ręce i pociągnął do przodu, wskutek
czego między nami zapanowała odległość minimalna. Ścisnąwszy mocniej moje
palce, i nie zwracając uwagi na szaleńcze bicie mojego serca, które z całą
pewnością słyszał, blondyn uśmiechnął się.
- A nie chciałbyś może
spróbować chodzić ze mną?
Skrzyp, jaki wydała huśtawka,
kiedy bez namysłu rzuciłem się na szyję Sehuna, zawsze będzie przypominał mi o
dniu, kiedy stałem się najszczęśliwszym człowiekiem we wszechświecie.
Od tego czasu nasze spotkania
przy huśtawce były lepsze - w każdym znaczeniu tego słowa. Swobodniejsze,
przyjaźniejsze, milsze, romantyczniejsze, dłuższe.. Doprowadzały mnie do stanu nieuzasadnionej
euforii, której nie umiały nawet zrujnować kolejne wyrzuty rodziców. Miałem je
gdzieś, bo w ich znoszeniu pomagał mi Sehun. Odkąd zostaliśmy parą, jeszcze
skuteczniej potrafił wyczuć mój zły nastrój, czy nawet lekką irytację, która
często przychodziła razem ze mną na nasze spotkania. Sehun miał jednak ten dar,
że nawet delikatnym dotykiem był w stanie przywrócić mi spokój. Podobnie jak
huśtawka. On jednak robił to lepiej.
Wstyd przyznać, ale pierwszy
raz pocałowaliśmy się dopiero po półtorej tygodnia.
- Luhan, gorąco mi - wyjęczał
Sehun, bujając się na huśtawce, równocześnie wachlując się dużym liściem.
Szczerze wątpiłem, aby w jakiś sposób mu to pomagało.
- I co mam niby na to
poradzić? Przecież nie wyłączę słońca - odparłem, opierając się o pień jednego
z otaczających naszą mała przestrzeń drzew. Pot lał się ze mnie strumieniami, a
widok roznegliżowanego Sehuna , który już dawno zdążył pozbyć się podkoszulka w
żaden sposób nie umniejszał mojego cierpienia.
- Luhan, chodź do mnie -
wymruczał blondyn i jak dziecko proszące o zabawkę wyciągnął do mnie ręce.
- Wiesz, że to w żaden sposób
nie sprawi, że będzie zimniej? - spytałem, jednak Sehun pokiwał tylko głową i pociągnął
mnie tak, że w ciągu nanosekundy znalazłem się na jego kolanach. Chłopak wtulił
się we mnie, a dotyk jego nagiego torsu wywołał we mnie niezidentyfikowane
dreszcze.
Kiedy podniósł głowę i wbił we mnie wzrok
swoich czarnych oczu, momentalnie poczułem do niego bezgraniczną miłość.
- Kocham cię, wiesz, Sehun? -
spytałem, starając się opanować nerwowe bicie mojego serca, gdy czekałem na odpowiedź.
Blondyn jednak nie raczył mi
jej udzielić, za to uśmiechnął się tajemniczo, aby zaraz potem opleść rękami
mój tułów i przybliżywszy się tak, że bardziej już się nie dało, pocałować mnie
delikatnie w usta. Zachęcony jego pocałunkiem położyłem dłonie na jego
policzkach, co sprawiło, że zaczął całować mnie szybciej i gwałtowniej. Jednak
gdy huśtawka w pewnym momencie wydała zamrażający krew w żyłach pisk, oderwał
się ode mnie. Tajemniczy uśmieszek jednak nie zniknął z jego twarzy. Pojawiło
się za to coś jeszcze - niezmierzony żal.
Czerwona huśtawka, którą Sehun
bezlitośnie nazywał zgrzybiałą staruchą, była też świadkiem naszej pierwszej
kłótni. Może nawet by do niej nie doszło, gdyby nie moja sentymentalna i
zniewieściała natura. Będąc wychowanym przez matkę i babcię, w dzieciństwie
widząc ojca może raz na kilka miesięcy, ciężko było mi stać się twardym i bezwzględnym
facetem.
Pewnego słonecznego i
bezwietrznego dnia, czyli takiego samego jak kilkanaście wcześniejszych,
siedząc na kolanach Sehuna, obejmującego mnie mocno i wtulonego w moje plecy,
na moje nieszczęście zebrało mi się na sentymenty.
- Popatrz, Sehun - zacząłem,
przyglądając się uważnie huśtawce, która z każdym dniem podupadała coraz
bardziej. Odpowiedziało mi jedynie ciche mruknięcie. - Tyle tutaj razem
przeżyliśmy. Pierwszy raz spotkaliśmy się na tej huśtawce, pierwszy raz tu
rozmawialiśmy, pocałowaliśmy się..
- To może jeszcze pierwszy raz
cię tutaj wyrucham - dopowiedział zgryźliwie Sehun. Mimo że miało to charakter
tylko i wyłącznie żartobliwy, a ja nie byłem staroświeckim sztywniakiem, w
tamtym momencie właśnie tak się zachowałem.
- Wiesz co, Sehun, ty
potrafisz zepsuć każdą milszą chwilę - odparłem z niechęcią, co sprawiło, że
zapewne urażony, chłopak odsunął się od moich pleców.
- Luhan, wyluzuj i nie rób
problemu z czegoś co nim nie jest. Tylko żartowałem, nie bądź znowu taki
delikatny - odpowiedział z lekką irytacją w głosie. Teraz mi głupio, że robiłem
się wtedy na taką wrażliwą dziewicę.
- Super, teraz ja ze
wszystkiego robię problem - burknąłem, podnosząc się z kolan Sehuna.
- Nie powiedziałem tego, ale
skoro tak twierdzisz - mruknął. Zdawało się, jakby w ogóle nie przeszkadzało
mu, że robiłem się coraz bardziej wkurzony. On natomiast, antytetycznie do
mojego nastroju, był wyjątkowo spokojny, a twarz wyrażała zwyczajną obojętność.
- W końcu to nie ja płaczę nad swoim losem przez głupią sprzeczkę z rodzicami -
dodał, całkowicie niepotrzebnie, gdyż zaszkodził tym sobie i przy okazji mi.
Sobie, bo właśnie zrobił z siebie pierdolonego gbura i mi, ponieważ
automatycznie poczułem, jak złość rozlewa się po całym moim ciele.
- Pewnie, że nie ty -
wycedziłem przez zęby, Sehun jednak pozostał niewzruszony. - Oczywiście, że ja,
przecież ty nie kłócisz się z rodzicami, skoro jesteś ich małym syneczkiem,
który dostaje wszystko, czego chce - odparłem, z trudem znosząc fakt, że
właśnie poruszyłem słaby punkt sehunowej dumy. Mimo że Oh miał w życiu o wiele
lepiej niż ja, w końcu pochodził z jednej z najbogatszych rodzin w Gimhae, on
sam nie cieszył się z takiego stanu rzeczy. Momentami zdawał się nawet tego
wstydzić .
- Odwal się od tego, dobra?
Nie twoja sprawa - warknął, podnosząc się gwałtownie z huśtawki. Miałem
wrażenie, że jeszcze chwila, a po powrocie do domu będę musiał tłumaczyć się
matce ze śliwy pod okiem.
- Teraz nie moja sprawa, ale
jak potrzebowałeś pocieszenia, to byłem pierwszym, do którego leciałeś -
odpowiedziałem, czując jak w kącikach moich oczu zbierają się słone łzy.
Teraz ryczysz, Luhan, ale jeśli
chodziło o rozpoczęcie kłótni, to jakoś nie miałeś zahamowań.
- Nie przejmuj się, już nie
będziesz musiał marnować śliny i uwagi na moją głupią osobę – Sehun wyminął
mnie i z wyrazem ogromnego rozczarowania, gniewu i smutku zarazem ruszył w
stronę swojego domu.
- Nawet nie wiesz, jak się z
tego cieszę! – odkrzyknąłem jeszcze, chociaż to również było całkiem zbędne i z
perspektywy 22-letniego chłopaka – dziecinne.
Huśtawka, nie zauważywszy
nieobecności Sehuna nadal lekko się bujała. Rzuciłem jeszcze tylko na nią
apatyczne spojrzenie i mimo że miałem przemożną ochotę, aby przy niej zostać i
siedzieć na niej cały dzień i noc, zwróciłem się ku mojemu mieszkaniu. Wracałem
do niego z o wiele większym wstrętem niż zwykle. Ogólnie wracając do niego,
zachowywałem stoicki spokój, napawając się jeszcze niegasnącym szczęściem z
powodu spotkania z Sehunem. Natomiast ten jeden raz wszedłem do domu wściekły
jak nigdy. Zasłużyłem sobie tym na kolejną naganę od ojca i irytującym
wrzaskiem matki. Wtedy myślałem, że nikt nie ma gorzej ode mnie i w tamtym
momencie jedyne czego chciałem, to wyjechać gdzieś daleko, sam. Nie zdawałem
sobie sprawy, że dla Sehuna nasze wkurwienie się nawzajem mogło mieć o wiele
poważniejsze konsekwencje.
Następnego dnia na zardzewiałą
czerwoną huśtawkę zabrałem Lizzy. 4-letnia dziewczynka o krótkich, blond
włosach była młodszą (i milszą) wersją mamy, dlatego, przyznaję się bez bicia,
nie lubiłem spędzać z nią za wiele czasu, gdyż za bardzo przypominała mi ciągłe
kłótnie z panią Xiao. Tym razem jednak potrzebowałem towarzystwa kogokolwiek, a
chodząca za mną od rana krok w krok i wołająca raz po raz swoim piskliwym
głosikiem „Xiaolu, Xiaolu” istota wydawała się w takiej sytuacji najlepsza.
Chwyciwszy siostrzyczkę za
małą rączkę, zaprowadziłem ją na huśtawkę, gdzie, ku mojemu zaskoczeniu czekał
Sehun. Przywitał nas dość nieodgadnionym wzrokiem, z jednej strony jak zwykle z
cieniem szyderstwa, z drugiej jednak z nutą swoistego żalu i skruchy. Lizzy
pomachała do niego, ten tylko uśmiechnął się prawie niezauważalnie w jej
stronę, ale zaraz potem znów spojrzenie zwrócił na mnie. Prawdę powiedziawszy w
ogóle się go nie spodziewałem. Pewnego dnia powiedział mi, że ostatnio jakoś
nie lubi tu przebywać, ale przychodzi do tego miejsca tylko ze względu na mnie
i po to, aby o ustalonej godzinie się ze mną zobaczyć. Być może z premedytacją
na spacer z Lizzy wybrałem godzinę naszego spotkania, jednak nie oczekiwałem,
aby po naszej wczorajszej sprzeczce Sehun nadal przestrzegał naszej niepisanej
zasady. Jak widać, myliłem się.
Sooyoung puściła moją rękę i
podbiegła na swoich małych i chudych nóżkach do blondyna, który zabrał ją na
ręce i posadził na kolanach. Spoglądałem na to z uczuciem lekkiej zazdrości,
która bezlitośnie rozsadzała moje głupie serce od środka. Sehun oczywiście to
widział, w końcu znał mnie lepiej niż ja samego siebie. I pomimo kilku lat
różnicy między nami, zdawał się być dojrzalszy ode mnie, gdyż kiwnął na mnie
ręką, a gdy z ociąganiem zbliżyłem się do niego, ten uśmiechnął się i ściągając
Lizzy na ziemię, rzekł:
- Czekaj, mała, zaraz cię
wezmę, musimy zrobić jeszcze Xiaolu miejsce, żeby nie musiał stać.
Po tych słowach pociągnął mnie
na kolana i pocałowawszy mnie w policzek, wskazał, abym na swoje kolana zabrał
dziewczynkę. Ku wielkiej uciesze Sooyoung, wykonałem polecenie Sehuna, jedną
ręką przytrzymując siostrę, aby nie spadła, a drugą chwytając mocno dłoń
chłopaka.
Razem z Sehunem nie
potrzebowaliśmy słów, aby się pogodzić. Tak jak nie potrzebowaliśmy ich, aby
znać nawzajem swój nastrój.
Huśtawka, mimo swojego wieku
wytrzymała ciężar nas trojga.
- Widzisz, Luhan, jesteśmy jak
ta huśtawka. Potrafimy przetrwać kłótnię, tak jak ona była w stanie wytrzymać
każdą klęskę – wyszeptał Sehun, gładząc mnie lekko po ręce.
Nic na to nie odpowiedziałem,
więc blondyn kontynuował.
- Chociaż i tak ja jestem
bardziej podobny do tego złomu.
- Czemu tak mówisz?
- On też ma wyjebane na
wszystko, jak ja i umie przeżyć każde załamanie.
- A wiesz, czym tak naprawdę
jest ta huśtawka?
- Czym?
- Synonimem mojej miłości do
ciebie.
Sehun zaśmiał się, ale potem
pocałował mnie, dociskając mocno swoje usta do moich.
Zanim Lizzy krzyknęła, żebym
ją puścił, bo chce pozbierać kwiatki, zdążyłem zauważyć jeszcze pełen żalu
wyraz twarzy Sehuna.
Wtedy nie zdawałem sobie
sprawy, że to będzie nasze ostatnie spotkanie.
Kolejne popołudnie,
jedenastego dnia miesiąca było wyjątkowo pochmurne, deszczowe i chłodne. Mogło
stanowić swego rodzaju odzwierciedlenie podłego nastroju, jaki towarzyszył mi
od samego rana albo być zapowiedzią wydarzeń, które miały się w najbliższej
przyszłości rozegrać.
Przychodząc w miejsce
stacjonowania huśtawki piętnaście minut po czasie, wiedziałem już, że coś jest
nie w porządku. Drzewa były wyjątkowo brzydkie i przyklapnięte, trawa mokra i
zwiędła, a cały teren ogarnęła przygnębiająca szarość. Nawet sama huśtawka
wydawała się jeszcze bardziej zrujnowana niż zwykle, chwiejąc się przy każdym
najlżejszym podmuchu wiatru.
Pomimo kilkunastu minut po
ustalonej godzinie, Sehuna nie było. Podświadomie czułem, że już go nie będzie.
Wiedziałem to już wczoraj, kiedy zauważyłem zmianę w zachowaniu chłopaka podczas
naszego spotkania, a potem usłyszałem nieprzyjemny sygnał karetki pogotowia.
Kłamałeś, Sehun. Wcale nie
byłeś podobny do naszej huśtawki. Miałeś przeżyć wszystko, a uległeś jednemu
głupiemu wypadkowi.
Za
to ja mówiłem najszczerszą prawdę. A ty śmiałeś się, kiedy stwierdziłem, że
pomiędzy moją miłością a słowem „huśtawka” można postawić znak równości. Chyba
tak jak ty przeczuwałem, co się wydarzy i chciałem dać ci gwarancję
niezniszczalności moich uczuć.
Sehuna już nie było.
Ale huśtawka pozostała.
PS. Wybacz błędy, o ile jakieś się pojawiły. ;_;
Tak przy okazji jeszcze chciałabym życzyć wszystkiego najlepszego BTS, bo obchodzą dzisiaj swoją pierwszą rocznicę, a po EXO są najbliżsi memu małemu sercu. ;p <3
Boże święty! Jakie to słodkie i smutne. kocham cię po prostu Manuś <3 Chciałabym, żeby było dłuższe, ale nie wymagam. Zawsze jest dobrze, że w ogóle coś dodałaś :3
OdpowiedzUsuńI oczywiście wszystkiego najlepszego dla Uszati!! :D
Manaaa, nic nie widzę, bo ryczę. *^* Tak dawno nie czytałam angstów, zwyczajnie je omijałam, bo wiedziałam, że efektem będzie nieprzespana, przeryczana noc xD Nie wiem co napisać, ogólnie jestem w cholernym szoku, głównie dlatego, że nie spodziewałam się, że to ff będzie tak cudowne, że brakuje mi słów... ja jestem cholernie wrażliwa i to opowiadanie mnie zabiło, zwłaszcza, że to hunhan. Jeju, feelsy nadal nie pozwalają mi na normalne myślenie, mam ochotę ryczeć dalej. Pięknie to wszystko opisałaś, tak realnie, prawdziwie, w kochany sposób. Bardzo kibicowałam Hunhanowi, miałam nadzieję, że będą już razem do końca, że będą niezniszczalni jak ta huśtawka, która była również symbolem ich miłości (swoją drogą pomysłowe i ciekawe **)... ale to angst, tutaj nie ma co liczyć na happy end, mimo wszystko końcówka mnie zabiła. Najlepsza, najpiękniejsza. Kilka krótkich słów, ale sprawiły, że zapłakałam jeszcze bardziej. Cudowne. Będę często wracała do tego opowiadania, chyba nigdy mi się nie znudzi **
OdpowiedzUsuńI dziękuję za tak kochane życzenia, jeju. Najlepsze urodziny jakie w ogóle kiedykolwiek miałam. KJFKJSKJKSFJS. dziękuję jeszcze raz <3
Uszatku, bliźniaczko, gratuluję prezentu, też bym taki chciała. To było piękne ;;;
UsuńBrawo, Mano!
Omo.. A już myślałam,że będzie to coś pięknego.
OdpowiedzUsuńNie potrzebnie zakończyłaś to tak jak to zrobiłaś.
Całe szczęście,że nie rozpisałaś się z tym.
Ale i tak jest to boskie i dopiero teraz, gdy piszę komentarz biała tafla zalewa moje oczy.