sobota, 19 kwietnia 2014

,,Tomorrow" (one shot)

Witajcie, kochani. :D Wiem, że powinnam dodać rozdział, na który (mam nadzieję) czekacie, ale uznałam, że jako przerywnik opublikuję shota, którego napisałam we współpracy z Hiyori. ^^ To jest one shot z BTS, nie z EXO, ale liczę, że mnie nie zjecie. Oczywiście nie musicie tego czytać, ale jednak zachęcam, bo myślę, że wyszedł naprawdę dobrze (przynajmniej część Hiyori xD). Nie jest bardzo długi, więc jeśli chcecie, to przeczytajcie. W internetach jest stosunkowo mało polskich ficków z BTS, a myślę, że jakieś by się przydały więc zapraszam do lektury. :3 

Tak przy okazji chciałabym podziękować Hiyori za to, że ze mną wytrzymuje i wytrwała w napisaniu swojej części. xD Uwierz w siebie, gnojku. <3 
A tymczasem możecie jeszcze wpaść na jej bloga, jest z aż jednym shotem, ale naprawdę wartym polecenia.  ;D <blog>

Autorki: Mana, Hiyori
Tytuł: Tomorrow
Zespół: BTS
Pairing: VMin (Kim Taehyung + Park Jimin)
Bohaterowie: Kim Taehyung, Park Jimin, Im Yoona, Min Yoongi, Kim Hansol, (wspomniani) Jeon Jungkook, Park Chanyeol, Woo Jiho, Son Naeun, Lee Hyeri, Lee Minhyuk
Gatunek: angst, AU
Krótki opis: ,,Dzisiaj chciałbym wrócić do wczoraj, by zmienić jutro"


(okładka by Julka)



 Taehyung

Z ciężkim spojrzeniem wbitym w plecy słodko drzemiącego Jimina westchnąłem podirytowany, podnosząc z drewnianej podłogi w salonie parę czerwonych bokserek ubrudzonych serem i plamą z piwa. Obrzydzony rzuciłem nimi prosto w głowę śpiącego chłopaka, który jedynie poruszył się nieznacznie. Odkładając klucze od mieszkania na szklany stolik, kucnąłem przy kanapie, nie wiedząc jak mam reagować na niemałe zamieszanie wokół mnie: porozrzucane kartony od pizzy, z czego niektóre kawałki walały się po podłodze, brudne ciuchy, pobrudzone różnymi świństwami meble, odłamki szkła i śpiące w kącie dwie osoby. Jimin natomiast na twarzy narysowane miał wąsy, a pod pachą trzymał butelkę wina.
Pstrykając bruneta w plecy, zerknąłem przelotnie na uśpionych w objęciach chłopaka i dziewczynę, których rozpoznałem niemal od razu. Przegiął.
Połaskotałem go za uchem, na co mruknął i leniwie uchylił powieki. Usiłowałem nie rozczulać się na widok jego świeżo zaspanej miny, która nadawała mu wyglądu słodkiego szczeniaczka (nie było trudno, zważając na dorysowane czarnym markerem wąsy) i wbiłem w niego najbardziej mordercze spojrzenie ze wszystkich.
                - Tae..hyunggie-ah, czemu, gdzie, kiedy, o której byłeś wczoraj, robiłem imprezę na szampanie, Taehyunggie-ah, egzaminowaliśmy by zdanie świętowania – uśmiechał się głupkowato, nie przestając mówić z poplątanym jak cholera językiem - …tak właściwie, to śniło mi się, że masz na imię Taehyung i jesteś moim hyungiem. Boli mnie głowa….masz tabletki? Na ból głowy? Mama kupiła mi je dwa lata temu i nie mogę ich znaleźć, trzymałem je zawsze w paszporcie…YAH! – zapiszczał głośno, gdy walnąłem go wierzchem dłoni w głowę.
                - Co to ma znaczyć? – warknąłem, pokazując burdel, jaki miałem za sobą – Obiecałeś mi coś. Jak już masz robić z naszego mieszkania pobojowisko i to bez mojej wiedzy, to raczyłbyś po sobie posprzątać, nie mam zamiaru ciągle tego robić.
Park uniósł jedną brew do góry, przykładając mi palec do grymaśnych ust.
                - Shh…posprzątam wczoraj – idiota.
Odwracając się na bok i ignorując mnie, sprawił, że byłem bardziej rozwścieczony niż po wejściu.  Biorąc z kuchni foliowe torby, przykucnąłem, zaczynając zbierać wszystko z podłogi i mebli. Najchętniej rzuciłbym w tego kretyna czymś ponownie, miałem dość jego szczeniackiego zachowania.
Jimin, grabisz sobie.



~*~



    Siedząc zaspany na jednym z wykładów, cały czas rozmyślałem o tym, co dzieje się w moim związku. Z Jiminem poznałem się około rok temu i okazał się być najlepszym, co mnie spotkało w życiu. Często spotykaliśmy się razem, na początku w grupie znajomych, potem jednak nasze spotkania i rozmowy stały się bardziej osobiste, a ja czułem się bardziej szczęśliwym człowiekiem. Mimo że byłem realistą zwróconym w bardziej pesymistycznym kierunku, on sprawiał, że niemal srałem tym całym optymizmem i to mnie sfrustrowało. Zmieniał mnie. Na lepsze.
                Czy jednak musiałem pobyć z nim na tyle długo, by przewidzieć, jaki się stanie? Teraz, gdy wykłady kończyłem wcześniej od niego, a to akurat było sytuacją na porządku dziennym, on wracał wiecznie zmęczony, mijając mnie bez słowa bez nawiązania jakichkolwiek prób konwersacji, której było ostatnio niewiele. Nasze rozmowy ograniczały się do ,,tak”, ,,nie wiem”, ,,nie”, ,,a co mnie to obchodzi”. Jeśli chciałem spędzić z nim trochę czasu, to zawsze miał wymówki. A to, że jest zmęczony, a to, że umówił się już z kimś, a to, że musi się uczyć. I nigdy nie znalazł dla mnie ani chwili.
                Mieszkaliśmy w jednym apartamencie, jak każdy, chociaż niektórzy wynajmowali kawalerki. Wiadome było, że właściciele sprawdzają, w jakim stanie jest wynajmowane mieszkanie, a u nas zawsze było perfekcyjnie. Nie, nie jesteśmy jakimś super zgranym zespołem sprzątającym, bo zwykle to ja robię wszystko sam. Nienawidzę sprzątać i najchętniej kopnąłbym Jimina w ten jego zgrabny tyłek, by wreszcie się ruszył, a nie, do cholery, zostawiał mnie ze wszystkimi obowiązkami, kiedy ja też miałem naukę. I życie. Kiedy poruszam z nim ten temat, zawsze jest to jedno głupie słowo, którego nie znoszę. Jutro. Przy każdej naszej rozmowie, rzuca to swoje słówko, czym jednocześnie ją kończy, a ja po prostu poddaję się, sfrustrowany i robię wszystko sam. I tak właśnie wygląda nasz związek.
                - Wszystko w porządku? – siedząca obok Yoona zmierzyła mnie zatroskanym, lekko zamglonym spojrzeniem.
                - Mhm.
                - Złamałeś ołówek.
                - A ty mi lampę – odburknąłem, odkładając resztki białego ołówka na bok.
Dziewczyna zawstydzona opuściła na moment głowę, zaczynając bawić się bransoletką.
                - Lampy nie da się złamać. Co najwyżej stłuc – uśmiechnęła się bystrze, nieznacznie mrugając w moim kierunku.
      - Nieważne.
Miałem ochotę zasnąć na tym nudnym wykładzie, bo szczerze mówiąc, nie wiedziałem nawet o czym mówi ten człowiek, a dodatkowo byłem zmęczony po sprzątaniu wczorajszego syfu, którego było aż za dużo. Park pieprzony Jimin.
                - Co do wczoraj… - zaczęła, a ja niechętnie przeniosłem na nią wzrok. Uwielbiałem Yoonę, ale byłem zły. I dość głęboko chowałem urazę. - …. Wiem, że prosiłeś, żebyśmy wyszli gdzieś razem, ale um… - przerwała.
                - Ale zamiast tego, poszłaś sobie razem z Yoongi na imprezę do Jimina, który był przecież wielce zmęczony, jak zwykle, a po twoich oczach zaczynam myśleć, że coś ćpałaś – uśmiechnąłem się sztucznie szeroko, nie kryjąc ani jednej nuty ironii w moim głosie.
Brunetka zaczepiła mnie lekkim uderzeniem w ramię, czując się najpewniej zażenowana.
                - Yah! Taehyung-ah! Nigdy bym nie – rozejrzała się, czy wykładowca nie patrzy w naszą stronę, a gdy spostrzegła, że naprawia jakiś błąd w prezentacji multimedialnej, zniżyła głos do szeptu - …ćpała. Ty wiesz, że nie jestem taka.
                - Tak? A kto wczoraj zabawiał się z moim chłopakiem i moim przyjacielem, demolując mi dom i, przepraszam, że to mówię, wyglądając przy tym jak pierwsza lepsza?
       - Słucham?! Nie zabawiałam się z Jiminem, ledwo go znam! A to, że spałam z Yoongi na podłodze, nie świadczy o tym, że uprawiałam z nim seks, bądź rozsądny!
       - Właśnie w tym jest problem. Jesteś moją przyjaciółką, równie dobrze jak Suga, z Jiminem jesteście może na „cześć”, ale co z tego, i tak wystawiacie mnie dla niego, bo robi jakąś durną imprezę. A co z jego ciągłą nauką? Co z tym, że jest zmęczony, huh? – poczułem, jak knykcie pobielały mi od ciągłego zaciskania pięści, a ja sam miałem zaraz eksplodować od mówienia na jednym wdechu. Im zauważyła to i położyła dłoń na moim nadgarstku.
        - Nie chcieliśmy. No, ale mieszkamy obok, więc Jimin zaprosił nas, bo zdał jakiś egzamin i po prostu to uczciliśmy…
        - Szkoda, że to ja sprzątałem ten cały bałagan – burknąłem oburzony. – Tamten głupek sobie smacznie spał, jak i wy.
Wykładowca, jak i studenci przyglądali nam się ze zmieszaniem i zainteresowaniem, więc oboje postanowiliśmy się zamknąć. Mężczyzna oparł się o biurko, wlepiając w nas intensywne spojrzenie, a siedzące obok Hyeri i Naeun szeptały coś między sobą.
       - Panie Kim, panno Im.
Yoona zażenowana odwróciła wzrok, a mi odechciało się nawet ruszać. Ta krótka konwersacja wystarczająco mnie zdenerwowała.
       - Czy przeszkadzam wam w czymś? – zapytał.
Yoona pokręciła przecząco głową i wyszeptała ciche „nie”, na co ja tylko wzruszyłem ramionami.
       - Widzę, że musimy porozmawiać, Panie Kim.

        ~*~

   Wparowałem wykończony i wzburzony do mieszkania, z hukiem zatrzaskując drzwi. Rozglądając się, zauważyłem, że mojego chłopaka jeszcze nie ma, pewnie swoje zajęcia jak zwykle skończy później. Zerknąłem na zegarek. 13.45. Skoro nie mam nic do roboty, to wezmę się za naukę, poczytam książki o filozofii lub zrobię coś do jedzenia.
Ta, jasne.
Usiadłem na skórzanej, białej kanapie i zmęczony włączyłem telewizor. Jak ja nienawidzę tego gnojka, nawet przez rozmowę związaną z nim mi się obrywa. Chwilami zastanawiałem się, co tak właściwie ja z nim jeszcze robię. Czemu go we wszystkim wyręczam, bronię, skoro on nie raczy nigdy dać nic od siebie. Traciłem przez niego życie towarzyskie, jakkolwiek śmiesznie to nie brzmi. Prychnąłem na głos, przetwarzając w myślach, jak bardzo Jimin stał się arogancki i irytujący, a to była moja rola. Egoistyczny pajac skupiony tylko na swoich mięśniach i piance do włosów. I to też była moja rola. To ja miałem mieć te lepsze włosy w naszym związku. To ja byłem ten chamski, sarkastyczny i z lekka egoistyczny, jego zadaniem było mnie sprowadzać na dobrą drogę czy coś tam. A teraz jest odwrotnie. Chociaż ja nawet nie staram się go nawracać, bo jak dojść do tego bez komunikacji? To jest tak śmieszne, że momentami żałosne.
Dzisiejsze starcie z Yooną dało mi do myślenia. Ona też mnie opuści, też nie będziemy rozmawiać, a Yoongi… on wydaje się już mną nie przejmować. Chciałem po prostu mieć osiem rąk, by uderzyć więcej osób naraz. Pech.
Przejechałem dłonią po białej skórze kanapie, natrafiając na coś dziwnego. Już nie tak gładkiego, mógłbym powiedzieć, że nawet obleśnego. Skrzywiłem się, napotykając obok coś na kształt spleśniałego jedzenia, które dziwnie przylepiło się do kanapy. O, nie. Nie mam zamiaru trącić tego chociażby kijem od szczotki.
                 Odsuwając się, usłyszałem odgłos otwieranych drzwi, przez które wszedł Jimin, rzucając notatki na podłogę i zdejmując skórzaną kurtkę. Nie obdarzając mnie spojrzeniem, udał się do drzwi na lewo do swojego pokoju, po sekundzie się ulatniając. Ale tym razem nic mu nie ujdzie na sucho.
Chwilę później stałem przed tymi samymi drzwiami, otwierając je bez pukania. Czarnowłosy wystukiwał coś na klawiaturze, uśmiechając się zaczepnie. Podszedłem do niego, wyrywając mu telefon z ręki, po czym schowałem za plecy.
       - Ruszasz dupę i idziesz sprzątać syf z kanapy – rozkazałem, mrużąc oczy.
       - Cześć, Taehyung – rzucił niedbale, lekko zauważalnie obdarzając mnie uśmiechem przepełnionym dziwną kpiną.
                - Cześć, idziesz sprzątać kanapę.
Jimin machnął lekceważąco ręką, po czym wstał z łóżka.
                - Jutro – oznajmił spokojnie, wyciągając rękę do moich pleców – Oddaj mi telefon.
Odsunąłem się szybko, ograniczając mu jakikolwiek dostęp do mnie i do jego komórki.
                - Taehyung, bez żartów – zmrużył oczy, próbując wyrwać mi przedmiot.
                - Powiedziałem ci coś. Idź sprzątnąć kanapę, nie będę siedział obok tego obrzydlistwa.
                - Kto Ci każe? – zapytał, unosząc brew do góry – Poza tym, powiedziałem już. Zrobię to jutro.
                - Nie, właśnie, że nie zrobisz, do cholery! – warknąłem, ciągnąc go za pasek od spodni do salonu.
Uśmiechnął się zaczepnie, wyswobadzając się ode mnie.
                - Jeśli chodzi ci o to, o czym myślę, to nie mam dziś siły, może jutro…
Walnąłem pięścią w ścianę, czując, jak uszy palą mnie od słowa na „J”.
                - Do kurwy, przestaniesz kiedyś?!
Jimin udał się do kuchni, gdzie zaczął nalewać sobie mrożonej herbaty do kubka. No tak, znowu mnie zignorował. Podszedłem, szybko odstawiając szklankę na krawędź blatu, tak, że omal nie spadła.
                - Co ty masz dziś z zabieraniem mi tych rzeczy? – mruknął, też powoli wytrącony z równowagi.
                - Bo ty nigdy mnie nie słuchasz! Każę Ci coś zrobić, więc łaskawie to wykonaj!
                - A co ja jestem? Twój zwierzaczek? – warknął, klepiąc mnie w tyłek – Tu mam twoje prośby.

Prze-giął.

Miałem ochotę powiesić go za genitalia na klamce, zrzucić z klifu, cokolwiek, byle nie oglądać jego irytującej twarzy i słuchać jeszcze gorszego paplania. Ale klepiąc mnie po tyłku przesadził.
Popchnąłem go tak, że uderzył o blat, a głową o półeczkę z przyprawami. Byłem blisko walnięcia go prosto w twarz.
       - Mam cholernie dość twojego ciągłego ignorowania mnie, rozumiesz? – odburknąłem, patrząc mu bezlitośnie prosto w oczy tak, by nie próbował odwracać wzroku.
                - A kiedy ja cię niby ignoruję?
                - Nie żartuj – prychnąłem drwiąco. – Zawsze. Przychodzisz z wykładów i nawet się nie przywitasz, a jak ja próbuję nawiązać rozmowę to mnie odrzucasz. Zamiast tego imprezujesz, kiedy mnie, kurwa, nie ma, a podobno jesteś wiecznie zmęczony!
                - Zdałem egzamin. Chciałem to uczcić – wyjaśnił spokojnie.
                - Z moimi przyjaciółmi? Mogłeś poczekać na mnie, po prostu – jęknąłem sfrustrowany.
                - Czemu podkreślasz, że są twoi? Nie bądź śmieszny. Poza tym, nie było cię, a zawsze wracasz wcześniej, dziwne, co? – zmarszczył brwi, a ja wywróciłem oczami.
                - Tak, nawet bardzo, bo wiesz co robiłem? Siedziałem w bibliotece sam. Do późna. Ucząc się. Bez Yoony, bo gdzie była? U ciebie na „imprezie”. A gdzie był Suga? No popatrz, tam gdzie Yoona! Mogłeś zadzwonić do mnie na cholerny telefon i chociaż mówić, że świętujesz. Przyszedłbym. Ale nie, dowiaduję się sam, kiedy przychodzę i zastaję w domu burdel! – krzyknąłem na jednym wdechu – I podkreślam, bo tak chcę. To moi przyjaciele. Byłem z nimi umówiony, ale nie, przyszedłeś ty i wszystko zepsułeś. Nie mogłeś zadzwonić po Jungkooka albo nie wiem, Chanyeola?
                - Jungkooka? – odburknął zdziwiony – Odkąd robiłeś mi awantury, bo byłeś o niego zazdrosny, to teraz boję się go gdziekolwiek zapraszać.
      - Chanyeol to nadal opcja numer dwa – powiedziałem – Ale nie pozwolę, byś zabrał mi moich przyjaciół po raz kolejny.
Jimin odetchnął głośno, nieco zdezorientowany.
        - Dobra, czekaj. W ogóle jak temat zaplamionej kanapy się odnosi do braku czasu i zabierania przyjaciół? – zapytał, drapiąc się nerwowo po karku – Poza tym, to że Jiho i Minhyuk woleli mnie zamiast ciebie, to już ich decyzja.
        - Słyszysz czasem sens swoich słów? – zmarszczyłem brwi, mając powoli wszystkiego dość. Ale zaskoczeniem było to, że nawiązywałem z nim jakąkolwiek dłuższą rozmowę – Mam już cię dość. Co się z tobą stało? Wszystkie obowiązki zwalasz na mnie, ciągle gadasz „jutro”, a co jest jutro? Nic nie robisz i powtarzasz to samo. Ja też mam życie, ja też się uczę, ale nigdy nie odtrącam cię głupimi wymówkami i nie zwalam na ciebie całej roboty.
        - Ale teraz mówię, że posprzątam j-u-t-r-o. Jutro. Mówi ci to coś?

       - Co ja tu jeszcze z tobą robię? Znajdź sobie jakąś dziwkę lub idź do Jungkooka, a mnie zostaw w spokoju. Nawet się do mnie nie odzywaj. Mam cię serdecznie dość.
      - Stary, wyluzuj.
Spojrzałem na niego zrezygnowany, mierząc pogardliwym spojrzeniem jego sylwetkę i twarz.
                - Nie jestem ,,stary”. Jestem Taehyung.
Odsunąłem się od Jimina, idąc powoli w stronę pokoju.
                - Taetae, bądź tak miły i posprzątaj za mnie.
Co za tupet.
                - Może, kurwa, jutro, co?!
Czułem, jak ciśnienie gwałtownie mi podskoczyło, a krew w żyłach niebezpiecznie buzuje. Zamykając się w pokoju, opadłem na łóżko, myśląc, co zrobić dalej ze sobą. I ze swoim życiem.

               ~*~

         Dopinając ostatni odcinek walizki, cicho otworzyłem drzwi, chcąc uniknąć jakichkolwiek skrzypów. Popatrzyłem chwilę na pokój, który zostawiłem mimo wszystko uporządkowany i zrezygnowany zamknąłem drzwi. Zza ściany usłyszałem też ciche pochrapywanie Parka, co jeszcze bardziej siało w moim sercu wątpliwości. Nigdy nie chciałem być aż tak okropny, by go zostawiać i to bez informowania. Jednak na moich oczach stawał się innym człowiekiem, a jak mogłem dzielić dach z kimś zupełnie obcym?
         Westchnąwszy głęboko, taszczyłem ze sobą kremową walizkę i wyszedłem z mieszkania. Zamykając drzwi, wyrzuciłem moje klucze od mieszkania do jakiejś doniczkowej rośliny w korytarzu, idąc przed siebie.
To nie będzie mi już potrzebne.
Szczerze mówiąc, działałem lekkomyślnie i gwałtownie, rzucając studia i po prostu zostawiając wszystko za sobą. Ale nie obchodziło mnie to do momentu, w którym mogłem być z daleka od Jimina.
To wyjdzie nam obu na dobre.



Jimin

- Taetae, bądź tak miły i posprzątaj za mnie –mruknąłem lekko cynicznym tonem, początkowo nie zdając sobie sprawy, jak bardzo sobie tym zaszkodzę.
- Może, kurwa, jutro, co?! – krzyknął Taehyung, rzucając mi na odchodne miażdżące spojrzenie, po czym ruszył do swojego pokoju, trzaskając drzwiami. Marszcząc brwi, wzruszyłem obojętnie ramionami. Nie posprząta dzisiaj, wysprząta jutro, w końcu to Kim Taehyung. Nieważne, jak bardzo by się wkurwiał i tak ostatecznie zrobi wszystko, aby każdy skrawek domu był perfekcyjnie czysty, a poza tym – był zbyt wielkim tchórzem, aby w jakikolwiek sposób wykonać coś wbrew mojej osobie.
Zabrałem ze stołu szklankę, którą wcześniej tak brutalnie mi zabrano i nalawszy do niej mrożonej herbaty, wróciłem do swojego pokoju. Zrezygnowany usiadłem przy biurku, na którym walało się kilka otwartych książek. Sama ich ilość i grubość przyprawiała mnie o zawrót do głowy, a myśl, że mam sobie wbić dziś do mózgu po kilkanaście stron z każdej z nich odbierała mi jakąkolwiek chęć do życia.
Jak najbardziej odsuwając moment, kiedy powinienem wreszcie pochłonąć wszystko, co miałem wiedzieć o matematyce stosowanej, padłem na łóżko i zamknąłem oczy, myśląc o Tae.
Co za niepoprawny dramaturg. Kochałem tego rudzielca całym sobą, mimo że ostatnio za intensywnie tego nie okazywałem, ale wnerwiało mnie, że robił ze wszystkiego taki problem. A to, że mam posprzątać w domu, a to, że ciągle siedzę w książkach, a to, że nie mam dla niego czasu. Każdą najmniejszą rzecz potrafił wyolbrzymić do rangi wybuchu wojny atomowej. Poza tym nie był w stanie zauważyć, że to wszystko działa w obie strony, w końcu ja też mógłbym zacząć go oskarżać, że nie ma dla mnie ani chwili czasu. Kiedy ostatnio jakoś dłużej ze sobą rozmawialiśmy? Pomijając oczywiście naszą dzisiejszą bezsensowną kłótnię o byle gówno. Może jakieś dwa tygodnie temu? Ja potrafiłem zrozumieć, że Tae ma inne zajęcia niż spełnianie moich erotycznych pragnień, ale raz na jakiś czas mi się należało.
Nie czułem złości ani nienawiści do Taehyunga. Właściwie to miałem w dużym poważaniu to, co  sobie o mnie myślał i jakoś bardzo nie brałem sobie do serca jego słów. Przejdzie mu, w końcu zawsze mu przechodziło, niby czemu teraz miałoby być inaczej? Jutro już wszystko będzie dobrze.
A mnie czeka jeszcze wkuwanie kilkudziesięciu stron na jutrzejszy mega ważny egzamin, który pewnie znowu będzie trzeba uczcić alkoholem. Jak zdam, zaleję się w trupa ze szczęścia, a jeśli obleję (co było wątpliwe) – alkohol przynajmniej uśmierzy mój ból. Każda okazja jest dobra.
Zamiast jednak powstania z łóżka i zajęcia jakże niewygodnego miejsca przy biurku, przewróciłem się na prawy bok i najnormalniej w świecie zasnąłem.

O godzinie 18 mój niemalże zaprogramowany umysł kazał mi się obudzić. Westchnąwszy głośno, przeciągnąłem się i zabrałem do nieuniknionej nauki, która ostatnimi czasy odbierała mi resztę młodzieńczego i beztroskiego życia, jakie mi jeszcze pozostało. W mieszkaniu było wyjątkowo cicho, nie słyszałem nawet Taehyunga, który zwykle o tej porze robił sobie herbatę w kuchni. Może wykończony po sprzątaniu kanapy też postanowił uciąć sobie drzemkę? Hamując przemożną ochotę, aby iść do pokoju Tae i położyć się obok niego, obejmując go mocno, zwróciłem wzrok w stronę zapisanej malutkim druczkiem książki. Tym razem nie mogłem sobie pozwolić na jakiekolwiek rozproszenie się. Taehyung będzie musiał poczekać. Mam nadzieję, że już ochłonął, bo nie mam ochoty całować takiego naburmuszonego pacana jak on. Moje uczucia jednak wzięły górę i po raz kolejny olewając naukę, poszedłem do pokoju Taehyunga. Zapukałem cicho, ale gdy nikt się nie odezwał, postanowiłem bezczelnie sam się wprosić.    
Jednak ku mojemu zaskoczeniu rudzielca w pokoju nie było.
Początkowo trochę się zdziwiłem, w końcu Tae nie mówił, że gdzieś się wybiera, a poza tym wydawało mi się, że sam też przygotowuje się do jakiegoś ważnego egzaminu. Co prawda nie musiał mi się ze wszystkiego spowiadać, w końcu ja też nie mówiłem mu wszystkiego, ale chyba raz na jakiś czas mam prawo wiedzieć, co mój chłopak planuje.
Obojętnie wzruszyłem ramionami i wróciłem do swojego pokoju. Nawet nie dzwoniłem do Taehyunga, uznałem, że nie będę mu przeszkadzał. W zamian za to postanowiłem zabrać się za naukę. Znowu.

Do godziny 22 siedziałem w domu sam jak palec. Nieobecność Tae robiła się nie tyle podejrzana, co po prostu irytująca. Sam często wracałem do mieszkania późno, nawet nie myśląc o tym, jak czuje się Kim, dlatego bardzo nie przeszkadzało mi to, że sobie gdzieś wyszedł. Po prostu wnerwiało mnie, że w całym apartamencie byłem sam. Znając życie i tak pewnie nie rozmawiałbym z chłopakiem, ale sama świadomość, że on gdzieś tam jest, w tym samym pomieszczeniu, co ja, podnosiła mnie na duchu. Natomiast teraz czułem się jakoś dziwnie pusto. 
Ignorując niepokój, który mimowolnie opanowywał całe moje ciało i umysł, położyłem się spać. Nie tyle z samej potrzeby snu, co po prostu z chęci tłumienia lęku o Tae, który powoli budził się w moim wnętrzu. Może byłem chamski, wredny, bezczelny, mało opiekuńczy i działałem Taehyungowi na nerwy. Jednak bałem się o niego. I za cholerę nie umiałem tego przezwyciężyć. Jakoś nigdy nie byłem zwykł martwić się o kogokolwiek. Zazwyczaj miałem na wszystko wyjebane i obojętne mi było, co ludzie robią, mówią i co się z nimi dzieje. Byłem przyzwyczajony, że to raczej inni troszczą się o mnie niż ja o nich. Taehyung był jedyną osobą, która sprawiła, że poczułem się dziwnie niespokojnie.

- Jimin, Jimin, wstawaj.
- Tae, daj mi spokój, mówię, że posprzątam jutro.
- Nie będziesz musiał.
- Dlaczego? Posprzątałeś za mnie?
- Nie. Już nigdy za ciebie nie posprzątam, wiesz?
- Czemu?
- Bo zrywam z tobą, Jimin.
- Co? Tae, nie żartuj.
- Nie żartuję, to prawda. Mam dość twoich ciągłych wymówek, tłumaczeń, uznałem, że tak będzie lepiej. Dzisiaj wyjeżdżam i zostawiam cię tutaj samego.
- Tae, ale… Przecież cię kocham.
- Cieszę się, tylko że ja już ciebie nie. Kocham kogoś innego.
- Kogo?
Taehyung odsunął się, a przed moimi oczami pojawiła się rozpromieniona głowa mojego najlepszego przyjaciela – JungKooka.
              
Co, kurwa?!
Wyskoczyłem z łóżka jak oparzony, próbując jak najszybciej wywalić z głowy obraz, jaki przed momentem wytworzył mój umysł. Na zegarku widniała godzina 3.25. W pokoju było ciemno jak w dupie, nawet księżyc został zakryty przez chmury. Ledwo zauważalna smuga światła wydobywała się w podświetlanej tarczy zegara i mojego ładującego się telefonu.
Nigdy nie miałem proroczych snów. Właściwie większości z nich nie pamiętałem. Ogólnie nie przejmowałem się ich treścią, uważałem, że to jedynie głupie mary, które mózg tworzy tylko po to, aby człowieka zamęczyć albo przestraszyć. Jednak sen o Taehyungu i Jungkooku był tak realistyczny, że nie zważając na wszechobecną ciemność wokół mnie, powlokłem się do pokoju rudzielca. Musiałem sprawdzić, czy to, co przed chwilą wykreował mój umysł jest tylko senną zmorą. Co do Jungkooka nie miałem wątpliwości – był homofobem. Miałem jednak dziwne przeczucie, że druga część – wyjazd Tae nie jest jedynie moim wymysłem. Na samą myśl coś ścisnęło mnie w żołądku.
 Będąc zbyt roztrzęsionym, aby pomyśleć racjonalnie, zaświeciłem światło, chcąc upewnić się, że zobaczę w pokoju spokojnie śpiącego Taehyunga, który, gdy mnie zauważy, wydrze się na mnie, że musi wcześnie wstać i dlaczego mu przeszkadzam, a potem wywali mnie za drzwi. Rzeczywistość jednak okazała się całkiem inna niż moje wyimaginowane oczekiwania. 
Pokój Taehyunga znajdował się w takim samym stanie, w jakim był kilka godzin temu. Na perfekcyjnie pościelonym łóżku nie było ani śladu chłopaka. Wcześniej tego nie zauważyłem, ale pomieszczenie, nie licząc mebli, było całkowicie puste. Na biurku nie było żadnych książek, nienaruszone półki świeciły pustkami, a zdjęcie moje i Tae, które wcześniej wisiało na centralnej ścianie teraz leżało w koszu.
Drżąc, zbliżyłem się do szafy, mając jeszcze jakąś nikłą nadzieję, że to wszystko jest tylko wytworem mojej wyobraźni, a otworzywszy ją szeroko, poczułem gwałtowne zawroty głowy. Szafa, podobnie jak biurko, łóżko, półki, regały była pusta. Nie było w niej nawet walizek.        
W chwili, gdy zauważyłem w tym pomieszczeniu całkowity brak jakiegokolwiek dobytku osobistego Tae, zdałem sobie sprawę, że mój chory sen nie przyśnił mi się przez przypadek. Miał pokazać mi, że Taehyung nie wyszedł sobie na spotkanie ani się z nikim nie umówił. Tylko naprawdę mnie opuścił.
Wiedziałem, że nie było nawet sensu dzwonić. Mimo że tak naprawdę nie znałem przyczyny wyjazdu Tae, aż za dobrze zdawałem sobie sprawę, dlaczego to zrobił.
Dopiero wyjazd Tae uświadomił mi, że byłem pierdolonym zarozumialcem, który nie widzi nic oprócz czubka własnego nosa, a na pewno nie zauważa uczuć najbliższej mu osoby. Przez cały ten czas nie widziałem, że krok po kroku przeze mnie nasz związek ulega coraz większej destrukcji. Podobnie jak moje życie.
Kiedyś nawet bym się czymś takim nie przejął. Obojętne by mi było, czy Taehyung chodziłby ze mną, czy nie, mogłem mieć każdego. Miałem jednak wrażenie, że za bardzo przywiązałem się do Kima, aby teraz nie uświadomić sobie, że właśnie go straciłem.
Czując, jak nagle wyparowują ze mnie wszelkie siły i emocje, padłem bezwładnie na łóżko, które kiedyś należało do mojego chłopaka. Nawet jeszcze nim pachniało.
Wtuliłem twarz w poduszkę, przypominając sobie każde dobre chwile spędzone z rudzielcem, których, ku mojemu zdziwieniu, było wyjątkowo mało. Większość stanowiły albo moje wymówki albo kłótnie.
Czy naprawdę przez cały ten czas nie zauważałem, jak bardzo z mojej winy nasz związek się rozpierdala?
Mimowolnie skuliłem się w kłębek, pierwszy raz od cholernie długiego czasu, czując się jak skończony skurwysyn. Ogólnie tego nie dostrzegałem. A prawda była taka, że byłem tylko i wyłącznie śmieciem.
Bezskutecznie starając się zahamować łzy, które jak deszcz wypływały z moich oczu, powtarzałem w głowie jedną formułkę, mając nikłą nadzieję, że w jakikolwiek sposób zadziała. Taehyung, wróć do mnie.

~*~ 

- To co, Jiminnie? Świętujemy zdany egzamin, co? – zapytał Hansol, uśmiechając się szeroko, zaraz po tym, kiedy jak burza wbiegł do mojego mieszkania, machając mi przed oczami butelką wódki. Odtrąciłem mocno jego rękę, co spotkało się z dużym zaskoczeniem ze strony chłopaka, który spojrzał na mnie sceptycznie, a uśmiech znikł z jego twarzy.
- Nie mamy czego świętować  – odparłem obojętnie, na co blondyn zdezorientowany zaczął błądzić wzrokiem po pokoju. Westchnąłem ciężko, ponownie czując, jak łzy napływają mi do oczu, szybko jednak je zatrzymałem. Nie byłem mięczakiem. – Nie mamy czego świętować, bo oblałem – powiedziałem, za wszelką cenę starając się nie pokazać, jak bardzo ten fakt uderza w moją dumę. A uderzał.
Hansol otworzył szeroko oczy ze zdumienia.
- Nie chcę nic mówić, ale TY, Park Jimin, oblałeś jeden z najważniejszych egzaminów półrocza? – zapytał z niedowierzaniem, co automatycznie mnie wkurwiło.
- Tak, ja, Park Jimin, oblałem egzamin – wycedziłem, na co chłopak mimowolnie lekko się cofnął, zaskoczony moim wybuchem. - A teraz wypierdalaj z mojego mieszkania – warknąłem, czując jak wszystkie złości, nerwy i rozczarowania nocy teraz się we mnie kumulują.
- Dobra, dobra, nie denerwuj się. Gnij sobie tutaj sam – odparł Hansol, po czym wyszedł na korytarz, zostawiając mnie, kipiącego z wściekłości, samego w domu.
Gdyby Taehyung jeszcze ze mną mieszkał może jakoś by mnie pocieszył, powiedział, że wszystko będzie dobrze i nie ma się czym przejmować. Przytuliłby mnie i zaoferował pomoc w poprawce, a potem uśmiechałby się do mnie ciepło, sprawiając, że automatycznie mój humor by się poprawiał.
Gdyby Taehyung jeszcze ze mną mieszkał, nie oblałbym egzaminu.
Nie byłem w stanie skupić się na tym, co piszę ani mówię. Nie jestem nawet pewien, czy podczas egzaminu udało mi się cokolwiek wykrztusić. W sumie nie pamiętałem, czy chociaż trochę uczyłem się na to zaliczenie.
Mimo że Tae opuścił mnie dosłownie kilkanaście godzin temu, czułem jakby minęła wieczność.


                Wieczorem, gdy postanowiłem jakoś przerwać bezcelowe wpatrywanie się w wyłączony telewizor, chwyciłem za telefon i drżącymi ze zdenerwowania rękami oraz szaleńczo bijącym sercem zadzwoniłem do Taehyunga.
                Miałem duże wątpliwości co do tego, czy chłopak odbierze czy nie, ale po kilku sygnałach w słuchawce odezwał się jego nieco zaspany głos. Głos, za którym tak bardzo tęskniłem.
                - Słucham.
                - Taehyung… - wyszeptałem, na co po drugiej stronie usłyszałem dziwne poruszenie.
                - Po co dzwonisz, Jimin? – zapytał ostro, a mnie ścisnęło się serce. Po dawnym, kochanym Taehyungu nie było ani śladu. A czego się spodziewałeś, debilu?
                - Chciałbym, żebyś do mnie wrócił, Tae… - powiedziałem, czując, jak któryś raz tego dnia po moich policzkach spływają łzy. W słuchawce usłyszałem cichy śmiech.
                - Za późno, Jimin.
                - Nigdy nie jest za późno… Nie moglibyśmy się spotkać, choć na chwilę? Na przykład… jutro..
                - Nie, Jimin. Dla nas nie ma już jutra.

                Zanim zdążyłem jakkolwiek zareagować, Taehyung rozłączył się, zostawiając mnie z uczuciem, jakiego jeszcze od nikogo nie doświadczyłem. Odrzucenia.

Gdybym miał jeszcze jeden dzień, zrobiłbym wszystko, aby cię odzyskać, Tae. Jednak dla nas nie ma już jutra.

W chwili, kiedy w słuchawce usłyszałem dźwięk przerwanego połączenia zrozumiałem coś, czego nie dostrzegałem przez cały rok mojego związku z Taehyungiem. Teraz jednak było za późno, żeby to naprawić.

Dzisiaj chciałbym wrócić do wczoraj, by zmienić jutro. Dzień, którego Taehyung tak bardzo nienawidził.


Usiadłem na podłodze, opierając się plecami o zimną ścianę pokoju Tae, po raz ostatni zerkając na zgniecione zdjęcie, które nadal nietknięte leżało w koszu. Zamknąwszy oczy, powtarzałem jak mantrę jedno słowo, które spierdoliło moje życie. Jutro.

P.S Zgadnijcie, kto pisał część Taehyunga, a kto Jimina. xD

7 komentarzy:

  1. Mam ochotę zamordować Was obie (a w szczególności Manę), że nie powiedziałyście mi nic, iż skończyłyście tego shota. Nic. Dostałam tylko powiadomienie na tt....... Hejtuję was tak mocno, mocno i żadna maść na ból dupy mi nie pomoże.
    Od samego początku wiedziałam, że część Taehyunga pisała Julka, a Ty, Mano (będę mówiła do Ciebie, ok? W końcu to Twój blog... XD), pisałaś partię Jimina ^^;; Na początku tylko zgadywałam, ale później poznałam też po stylach, bo jednak troszkę się różnią, a jednocześnie fanie razem zgrywają. Cieszę się, że wasza współpraca nie poszła na marne i powstał z tego taki fajny shot, który nadal przeżywam i hejtuję Was (znów), że to angst. I siebie, bo jestem tępakiem i nie przeczytałam notki o gatunku.
    Przechodząc do samej treści - Tytuł "Tomorrow" tak bardzo przywiódł mi na myśl piosenkę BTS i w zasadzie słuchałam jej sobie, jak czytałam Wasze dzieło. Fajnie się zgrało ^^;;;
    Muszę stwierdzić, że Jimin jest dupkiem. I to takim cholernym, że aż mam ochotę go walnąć w twarz przez monitor młotem pneumatycznym. Każde "jutro", jego olewający styl bycia i nawet (wydawałoby się) brak szacunku do Taehyunga. Rozumiem, że miał egzaminy i wszystko, to jasne. Ale nie usprawiedliwia go to do takiego zachowania, po prostu... nie. Ja też czasem mam lenia i to takiego, że najchętniej jeździłabym po całym domu stołkiem na kółkach bez wstawania, bo po co, skoro tylko się zmęczę, ale staram się jakoś ogarniać rzeczy dookoła mnie. Owszem, mówię sobie często "Jutro" (Hikari, musisz napisać tego ficka. *wzdycha* Dobra, jutro! Wspomnę tylko, że to "jutro" trwa od dobrych czterech dni, jak nie więcej), ale nie jestem taka arogancka w stosunku do innych... Jimin, grabisz sobie też i u mnie.
    "- Złamałeś ołówek.
    - A Ty mi lampę." Nie wiem, jak wpadłyście (Julka?) na ten pomysł, ale brawo, bo parsknęłam śmiechem jak gwałcony orangutan xD Fajnie jest komuś pewnie złamać lampę, hmmm.
    Cała konfrontacja z Jiminem, jak ten wrócił do domu była taka, że aż się we mnie zagotowało. W momencie, kiedy klepnął Taehyunga w tyłek, wrzasnęłam na cały dom coś w stylu "TY DUPKU!" (tak bardzo adekwatnie do sytuacji....). Przegiął, serio. Rozumiem cały czas się wymigiwać, bo to Taehyung jakoś znosił, ale ja osobiście nie wytrzymałabym, gdyby ktoś mi coś takiego zrobił. Tak bardzo współczułam Tae w tamtym momencie i miałam ochotę go przytulić, tak do serca.... ;-; Ta cała sprawa musiała go cholernie boleć, nie dziwię się. Nie chciałabym być nigdy tak potraktowana i nikomu tego nie życzę.
    W zasadzie chyba podświadomie czułam, że się wyprowadzi. Jakoś tak..... chyba we mnie uderzył moment, kiedy ta bariera się złamała. Taehyung się złamał. I wątpię, żeby jakoś się posklejał... Nie sam. I cóż, z Jiminem też nie, choć aż przykro mi to mówić.....
    I okej, tutaj kończy się część Julki, więc tylko ogólnie powiem, że super Ci wyszło i mogłam się wczuć w całą sytuację między Taehyungiem a Jiminem. Gratulacje ^^;;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz czas na Ciebie, Mano. Tak myślałam, że mnie nie zawiedziesz i będzie milion przemyśleń, uczuć i wszystkiego, co uwielbiam. Jak w partii Julki wydawało mi się, że Jimin to skończony dupek i miałam ochotę wsadzić mu łeb do kibla, a później spuścić wodę, tak teraz... to ja się złamałam. Siedziałam przed laptopem i powoli moja złość mijała. Rozumiałam Jimina, cholera. Naprawdę go rozumiałam. Z jego punktu widzenia wszystko było jakby..... jaśniejsze. Całkowicie inne. Kochał Taehyunga i to było widać. Cholera, szkoda, że oni nie mogli porozmawiać na spokojnie. Że Jimin nie powiedział tego cholernego "Kocham Cię i przepraszam za wszystko", tylko stał jak ciota i udawał, że nic nie interesuje go jego własny chłopak. I chyba właśnie to zabolało mnie najbardziej. Że dał mu odejść. Dopiero w momencie, gdy rudzielec nie wracał do domu, coś go tknęło. To przeczucie i proroczy sen. Czy nie mogło się to stać wcześniej? Ale cóż, jak mówią - Nie docenisz, póki nie stracisz, huh? I tak było w tym przypadku. Serce mi się ścisnęło, jak czytałam całą panikę Jimina i to "Taehyung, wróć do mnie". Zaszkliły mi się oczy i naprawdę w tamtej chwili Cię nienawidziłam, Mano, że doprowadziłaś mnie do tego stanu. Już chyba wiem, jak się czujesz, kiedy czytasz moje angsty i przepraszam Cię za to ;-;
      MUSIAŁAŚ wpleść Hansola, musiałaś...... XD I jeszcze Jimin go tak chamsko wyrzucił, biedny ;-; <3 Aż mam ochotę go utulić, choć też pewnie jest dupkiem (ostatnio wszystkich tulę.... Ciebie też chcę! ;cccc). Byłam w szoku, że Park oblał ten egzamin, ale pewnie sama bym to zrobiła po stracie ukochanej osoby, kiedy cała odpowiedzialność Cię przygniata i wiesz, że to właśnie Ty spierdoliłeś. Że to przez Ciebie wszystko się zaczęło rozpadać, aż w końcu skończyło bezpowrotnie (Słyszę, jak Jimin krzyczy: "Jasne, kop leżącego, Hikari, kop :)))").
      Moment, kiedy Park dzwoni do Taehyunga i ten jest taki zimny.... Ostatnie słowa, wieńczące rozmowę: "Nie, Jimin, dla nas już nie ma jutra". Chyba sobie trochę pochlipuję i akurat skończyło mi się Tomorrow. Puszczę jeszcze raz i rozkleję się bardziej, yolo.
      Boże, całe zakończenie jest takie super, że aż nie wierzę, iż się poryczałam... Weźcie za to odpowiedzialność i przyślijcie mi chusteczki czy coś.... dobra? ;-;
      Angsty mają to do siebie, że doprowadzają nas niekiedy (w 95% przypadków) do płaczu, ale pozostają nam w sercu na dłużej. Na baaaaardzo długo. I dają do myślenia.
      Super robota, dziewczyny. Kłaniam się nisko i tak dalej, chodźcie się utulić ;_____; ♥
      "Dzisiaj chciałbym wrócić do wczoraj, by zmienić jutro" Zapiszę to sobie gdzieś i będę czciła do końca życia, amen.
      Ps. Mam nadzieję, Pinky, że nasze dzieło wyjdzie tak samo uczuciowe i ogólnie zajebiste, jak to Wasze. Jeszcze raz się kłaniam. (!!!!! Mano, Ty naprawdę przeklęłaś kilka razy w swojej partii....... Co To się stało? QQ)
      Ściskam Was mocno i dziękuję, że mogłam to przeczytać (choć nic mi o tym nie powiedziałyście - nadal obu nienawidzę),
      Życzę dużo weny i hm, do następnego razu, co?
      Hikari.

      Usuń
  2. Kochana Mano, moją opinię już znasz, ale napiszę ją tutaj jeszcze raz. Jak już ci mówiłam, kocham twoje fanficki i ten nie był wyjątkiem. Szczególnie cieszę się, że jest to fanfick o moim ukochanym BTS. Wiem, że nie pisałaś tego sama, ale to twój blog, więc mam nadzieję, że druga autorka nie obrazi się, że zwracam się głównie do ciebie. :P Podoba mi się sposób w jaki przedstawiłyście V i Jimina. Na początku było mi szkoda Tae i wściekłam się na Jimina, że ten go tak olewa, ale później znowu zrobiło mi się szkoda Jimina, kiedy Taehyung go zostawił, a on w końcu zrozumiał swoje błędy.. Trochę smutno, że tak zakończył się ich związek.. Uśmiałam się przy tym "wieszaniu na klamce za genitalia" xD I cieszę się, że udało wam się wplątać Jungkooka w to opowiadanie nawet, jeśli tu nie występował i pojawiło się tylko jego imię XD Mam nadzieję na więcej ficzków z BTS ( może coś z Kookiem? ), życzę weny i przyjemnego pisania w przyszłości :D
    Przepraszam, że tak krótko, ale starałam się jak mogłam ;p Krótko, ale od serca XD
    Karen :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jaaaaaaj, ten shot jest taki kochany, cudo po prostu. No oczywiście ty pisałaś Jimina, A Julka Taehyunga, ale boziu, świetnie się spisałyście. Kocham toooo, ale chyba nic nie przebije "Apple" z jego 4 zakończeniami (3 najlepsze :3)
    A na koniec życzę dużo weny na przyszłość i czekam na dalsze historie spod twojego pióra <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Obiecałam, że przeczytam i skomentuję, więc Cianpek melduje się na posterunku (tzn blogu XD) Podobnie jak osoby wyżej, strasznie denerwowała mnie postawa Jimina. Czasami miałam taką ochotę mu... wirtualnie przywalić *jeżeli tak się da* jednakże obyło się bez przemocy, z czego się bardzo cieszę. Oczywiście tak miało być i przyznaję, że obie postacie - Jimina, jak i Taehyunga były dobrze wykreowane i pasowały do całości. Tak bardzo żal mi było Tae, jak czytałam co ten Jimin wyrabia i jak go traktuje. Czym on sobie na to zasłużył? Nie mam pojęcia, jednak dobrze, że zdecydował się na odejście. Jimin powinien zrozumieć swój błąd i jak widać zrobił to, jednak za późno. Gdy opowiadanie powoli zbliżało się ku końcowi, znalazłam w sobie odrobinę współczucia dla tego jednego, wielkiego nieroba. Cóż, nawet miałam trochę nadziei, że wrócą do siebie i będą razem, ale... No właśnie. Zakończenie było mistrzowskie. To jak Tae wykorzystał przeciwko niemu jego własne słowo, którym wiele razy ranił chłopaka (jutro) było bardzo dobrym pomysłem. Ogromnie spodobał mi się w związku z tym fragment:

    - Za późno, Jimin.
    - Nigdy nie jest za późno… Nie moglibyśmy się spotkać, choć na chwilę? Na przykład… jutro..
    - Nie, Jimin. Dla nas nie ma już jutra.

    Wysyłam wam obu miłość za tego ficzka i cieszę się, że go przeczytałam, ponieważ bardzo mi się spodobał. Prawdę mówiąc był moim pierwszym opowiadaniem z BTS, bo dotąd nie miałam okazji trafić na żadne, co mnie jeszcze bardziej cieszy. Nic tylko pozostaje mi życzyć wam dalszej weny i powodzenia w tworzeniu nowych ficzków. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Płakam ;; Feelsy atakują mnie z każdej strony. Boże... kurde no! Jimin to mój ukochany bias i tak bardzo teraz płakam... Cudowna, mega smutna końcówka. Bosz *^* Jedno z najlepszych opowiadań, jakie kiedykolwiek przeczytałam (a sporo ich było xD) <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Boże....to jest tak piękne :')
    Łzy w oczach mi stają T T
    Nie wiem co pisać.....po prostu Cudo, Arcydzieło, najlepszy shot świata <3
    Mam nadzieję na coś jeszcze z BTS na twoim blogu.
    Życzę dużo weny, a teraz idę płakać w kącie T T

    OdpowiedzUsuń