Cześć Wszystkim! Powracam do tej nielicznej grupki osób, która jeszcze wpada na mojego zapomnianego bloga, z kolejnym (przedostatnim) rozdziałem. Jest on bardzo krótki, dlatego przeczytacie go w mgnieniu oka. 😄 Taka długość rozdziału nie wynika z tego, że nie miałam weny (bo akurat ten rozdział pisało mi się wyjątkowo dobrze), tylko po prostu zawarłam w nim wszystko co miałam, a nie chciałam wymyślać niczego na siłę. Mam nadzieję, że rozdział choć trochę Wam się spodoba i po jego lekturze mnie nie ukamienujecie. 💙 W ogóle wiecie, strasznie się cieszę, że postanowiłam jednak doprowadzić historię Pogardliwego Hunnie'go do końca, bo już zapomniałam jak bardzo lubię pisanie. :c Dlatego też bardzo dziękuję osobom, które jeszcze dzielą się ze mną swoją opinią w komentarzach, bo dają mi wiarę, że jeszcze posiadam tę minimalną umiejętność pisania. 💜
Jongin's point of view
Kochałem Sehuna odkąd
pamiętam.
Nieważne jak daleko sięgam
pamięcią, zawsze w mojej świadomości nieodłącznie istnieje miłość do niego. Mam
wrażenie, jakbym kochał go od momentu moich narodzin. Jakby było to wpisane w
całą moją istotę.
Przyjaźniliśmy się od małego.
Wtedy jeszcze tego nie wiedziałem, w końcu byłem małym gnojkiem, który miłością
nazywa tylko kochanie mamy i taty. Jednak zawsze ciągnęło mnie do Sehuna. Ze
wszystkich moich kolegów to z nim chciałem spędzać najwięcej czasu, z nim się
bawić i z nim być w parze na szkolnych wycieczkach. Miałem szczęście, bo Sehun
to odwzajemniał. Byliśmy prawdziwymi przyjaciółmi i była to rzecz, którą
uważałem za najważniejszą na świecie. Dla której naprawdę mógłbym poświęcić
życie.
Gdy już dorośliśmy, zaczynałem
sobie uświadamiać, że moje pragnienie przebywania z Sehunem nie wynika tylko z
przywiązania i sympatii. Zorientowałem się, że myślę o nim, jak o kimś
wyjątkowym. Kimś, w kim byłem zakochany.
Nie znałem uczuć Sehuna.
Właściwie nikt ich nie znał. Wobec wszystkich Sehun tworzył niewidzialną i
grubą barierę, przez którą żadnymi dostępnymi sposobami nie było możliwości się
przebić. Zawsze był chłodny, opanowany, nie pokazywał swoich emocji. Zawsze
ukryty był za maską pogardy i obojętności.
Rąbek tej maski był w stanie
uchylić tylko Luhan. Byłem o to zazdrosny. Nie wiedziałem, co ma Luhan, czego
nie miałem ja. Mimo że przyjaźniliśmy się we trójkę, to zawsze Luhanowi Sehun
potrafił wyznać co go męczy. Mnie ujawniał tylko namiastkę swoich problemów.
Wbrew pozorom, wystarczyło mi to. Cieszyłem się, że ufa mi chociaż w tak małym
stopniu. Mimo tego nadal nie znałem jego uczuć.
A sam z każdą upływającą
minutą zakochiwałem się w nim coraz bardziej.
six months ago
Zamknąłem oczy.
Wziąłem głęboki wdech,
wyobrażając sobie przejrzyste niebo, w którym w każdej chwili mogłem się
zatopić, wypełniając swoje ciało spokojem. W mojej wyobraźni czysty błękit
rozlewał się w moim organizmie, docierając do najgłębszych narządów i organów.
Byłem tym błękitem. Byłem niebem. Byłem spokojem.
Otworzyłem oczy.
Spokojny błękit prysnął jak
bańka mydlana, a ja znów stałem się Jonginem, sterczącym przed drzwiami
mieszkania Sehuna i toczącym wewnętrzną walkę z samym sobą. Wiedziałem, że
Sehuna nie było w domu, akurat dzisiaj musiał zostać na dodatkowe lekcje.
Dziękowałem Bogu za jego nieobecność, w przeciwnym razie nigdy nie zdobyłbym
się na ten szaleńczy krok, który zamierzałem podjąć. Pewnie nie zdobyłbym się
na niego nawet mimo to, gdyby ojciec Sehuna nagle nie otworzył drzwi i nie
zobaczył mnie tkwiącego na wycieraczce i sztywnego jak kij w dupie.
- Jongin, co ty tu robisz?
Wejdź, nie stój tak – Seunghae zaprosił mnie do środka, a ja tylko pokiwałem
głową i powłócząc nogami, przestąpiłem próg. W nozdrza uderzyła mnie od razu
woń wanilii wydobywającej się z kadziła na szafce na klucze przemieszanej z
intensywnym zapachem męskich perfum. Chyba przeszkodziłem ojcu Sehuna w
opuszczeniu domu.
- Napijesz się czegoś? Kawy,
herbaty, mleka? Co prawda przygotowywałem się do wyjścia, jednak mam jeszcze
trochę czasu, a chyba nie bez przyczyny się tu zjawiłeś, mam rację? – mężczyzna
potwierdził moje przypuszczenia i uśmiechnął się przyjaźnie.
Oh Seunghae od zawsze był dla
mnie jedną wielką zagadką. Miałem wrażenie, że w ciele człowieka, którego tak
często widywałem, mieszka kilka osobowości, z których każda ujawnia się w
innych sytuacjach. Gdy rozmawiałem z nim sam na sam, był wesołym, ciągle
uśmiechającym się człowiekiem. Zawsze proponował mi coś do picia i za każdym
razem pamiętał, żeby dać mi łyżeczkę do herbaty. Gdy przebywałem w jego
towarzystwie razem z Sehunem, stawał się jakby nieobecny. Mogliśmy robić, co
chcemy, nawet wystrzeliwać się nawzajem z armaty, a Seunghae nie zwracał na nas
najmniejszej uwagi. Był wycofany i niemal nas ignorował. Nie pokazywał wobec
nas ani cienia jakiegokolwiek uczucia, na jego twarzy malowała się całkowita
obojętność. Natomiast gdy był sam z Sehunem, zmieniał się w istnego tyrana.
Tylko kilka razy udało mi się podejrzeć zachowanie Seunghae wobec syna, ale to
wystarczyło, abym wiedział, że nie tak powinno wyglądać podejście ojca do
dziecka.
Dlatego też czułem pewien
strach przed tym, co zamierzałem powiedzieć Seunghae. Bałem się, że przez to Oh
jeszcze bardziej znienawidzi Sehuna. Jednak musiałem mu powiedzieć, bo inaczej
zżarłoby mnie to od środka.
- Panie Oh… - zacząłem
niepewnie, czując jak mój żołądek skręca się niczym spirala. – Czy mogę panu
coś powiedzieć?
- Oczywiście, Kai – mężczyzna
uśmiechnął się, co dodało mi nieco więcej odwagi.
- Obieca pan, że nie będzie
pan zły? I nie znienawidzi mnie? Ani Sehuna?
Na dźwięk imienia syna, mężczyźnie lekko drgnęła powieka,
ale uśmiech nie znikł z jego twarzy.
- Jongin, nie żartuj. Wiesz
przecież, że możesz powiedzieć mi wszystko i nic nie przekreśli mojej sympatii
wobec ciebie – odpowiedział i spojrzał na mnie wymownie, zachęcając mnie do
wyznania trapiącej rzeczy. Po raz kolejny tego dnia odetchnąłem głęboko i przywołałem
w głowie obraz nieskazitelnego błękitu.
- Panie Oh… - błękit, błękit,
błękit – ja… - niebo, niebo, niebo – ja… kocham Sehuna, panie Oh. Jestem
zakochany w Sehunie.
W jednej nanosekundzie błękit
zmienił się w czerwień, a uśmiech Seunghae w grymas niepohamowanej wściekłości.
Wracałem do domu, tym razem
nie myśląc o niczym. Błękit w mojej głowie rozbił się na milion kawałków jak
szyba, w którą głupie dziecko rzuciło kamieniem. Wtedy w domu Sehuna, był to
ostatni raz kiedy pomyślałem o błękicie. Już nigdy potem nie przywoływałem tej
imaginacji. Zbyt kojarzyła mi się z sytuacją, w której poczułem się jak ostatni
śmieć.
W moim własnym domu nie było
lepiej. Matka z ojcem wydarli się na mnie, mówiąc, że nigdy by się nie
spodziewali, iż wdam się w tak beznadziejną bójkę z jakimiś zasranymi kolegami,
którzy nawet nie są mnie warci. Nie próbowałem się bronić. Wiedziałem, że nawet gdybym zarzekał
się na wszystkie świętości i tak by mi nie uwierzyli w opowieść, co tak
naprawdę zaszło. Telefon od Seunghae był decydujący.
Decydująca była też wylana na
moją głowę kawa, na szczęście już ostudzona. Podobnie jak ciosy wymierzone
kijem do hokeja w mój brzuch, penisa i pośladki. Dokładnie tak jak rozdarty
podkoszulek, który przy ojcu Sehuna i na jego rozkaz miałem włożyć sobie do
majtek. I na koniec – decydujący tak samo jak wykopanie mnie z bloku,
poobijanego, mokrego, półnagiego i na oczach przechodzących ludzi.
Nikt nigdy w życiu mnie tak
nie upokorzył. Nigdy tak bardzo nie czułem się jak gówno. Nigdy tak bardzo nie
chciało mi się płakać jak wtedy.
A jednak nadal kochałem
Sehuna. Chyba nawet jeszcze bardziej.
now
Zemsta
na Sehunie za to, co Seunghae mi zrobił, była pomysłem Luhana. Ja nie chciałem
się mścić. Nie przeszło mi to nawet przez myśl. Ciężko było mi pogodzić się ze
świadomością, że nigdy nie będę mógł być z Sehunem albo chociaż wyznać mu, co
do niego czuję. Ale nie planowałem żadnej zemsty. A tym bardziej nie na
Sehunie.
Plan
Luhana był dopracowany niemal w stu procentach. Czerwonowłosy obmyślił każdy
szczegół, nawet włączając w to niczego nieświadomych Xiumina, Baekhyuna i
Chanyeola. Całe przedsięwzięcie miało opierać się na przyjaźni Sehuna i Luhana,
która ostatnio przybrała na sile i stała się o wiele intensywniejsza niż moja
relacja z Sehunem. Choć tak naprawdę były to tylko pozory.
Taktyka
Luhana przedstawiała się następująco – ja i on zaczniemy udawać parę, co
wzbudzi w Sehunie zazdrość, biorąc pod uwagę jak bardzo jest on przywiązany do
Xiao. Ja miałem z dnia na dzień stać się chamskim chujem, dla którego liczy się
tylko dobra zabawa. Wszystkiemu miała przyświecać tylko jedna idea – całkowite
zniszczenie Sehuna.
Nie
chciałem tego robić. Kochałem Sehuna do cholery, chciałem go chronić, a nie…
rujnować. Luhan jednak rozbudził we mnie skrzętnie spychane przeze mnie w głąb
świadomości uczucie – nienawiść. Do Seunghae za to, jak mnie potraktował. Do
Sehuna za to, że wobec mnie nigdy nie był taki jak wobec Luhana. Do Luhana za
to, że chciał zmienić mnie w człowieka, którym nie byłem. Ale którym w końcu
się stałem, zamazując starego mnie jak ołówek na papierze.
Mimo
tego miłość do Sehuna nie gasła.
Z
czasem zatraciłem się w odgrywanym przez nas spektaklu. Choć wiedziałem, że to
nie jest moje prawdziwe życie, żyłem nim. W końcu wszyscy przywykli do myśli,
że Jongin jest teraz skończonym kutasem, do tego chodzącym z Luhanem. Jedyną
osobą, która w żaden sposób nie mogła się do tego przyzwyczaić, był Sehun.
Trochę czasu zajęło nam uświadomienie sobie, że Sehun tak naprawdę nie jest
homofobem. Najzwyczajniej w świecie jest zazdrosny o Luhana.
Pomysł
z pocałowaniem Luhana przez Sehuna w ramach kary w grze też był pomysłem
czerwonowłosego. W ten sposób Oh miał uświadomić sobie to, że kocha Luhana i
dążyć do związku z nim. I po raz kolejny Lu się nie pomylił. Po raz kolejny
zdarzyło się to, co przewidywał. Nie przewidział tylko jednej rzeczy – że Sehun
tak bardzo dobierze sobie do głowy fakt, że jest gejem i prześpi się też ze
mną. Był to najlepszy wieczór mojego życia. Luhan nigdy się o tym nie
dowiedział.
Gdy
Sehun i Luhan w końcu zaczęli ze sobą chodzić, szukałem wielu okazji, żeby dać
Luhanowi jawny powód do „zerwania” ze mną. Nie chciałem już tego ciągnąć. Mimo
że przesiąknąłem już osobowością skurwiela, miałem dość tej chorej gry. Często pokazywałem
się publicznie z różnymi dziewczynami, nierzadko dość wątpliwej reputacji, w
miejscach gdzie Luhan i Sehun mogli mnie zobaczyć i żeby Oh widział ten powód,
dla którego Luhan powinien się ze mną rozstać.
Bez skutku.
Chciałem
to przerwać głównie z jednej przyczyny – widząc, że plan Luhana idzie dokładnie
tak dobrze jak tego oczekiwał i Sehun coraz bardziej podupada.
Kontrakt,
który mieliśmy podpisać z wytwórnią i szansa, którą otrzymaliśmy, tylko
rozbudziły wyobraźnię Luhana. Zobaczył w tym tylko kolejne narzędzia, dzięki
którym będzie można Sehunowi jeszcze bardziej uprzykrzyć życie.
Wiele
razy pytałem Luhana dlaczego tak bardzo zależy mu na zemście. Nawet ja nie
byłem tak zdeterminowany, a to przecież mnie dotyczyła cała ta sytuacja. To ja
zostałem potraktowany jak dziwka.
Nigdy
nie doczekałem się odpowiedzi.
I
tak naprawdę w pewnym momencie zorientowałem się, że wszystko było jednym
wielkim błędnym kołem – ja kochałem Sehuna, Sehun Luhana, a Luhan mnie.
~*~
- Co
teraz będzie? – głuchą ciszę po wyjściu Sehuna przerwał niepewny głos
Baekhyuna.
-
Jak to: co? Podpiszemy kontrakt bez Sehuna – odpowiedział Minseok, jednak bez
przekonania.
-
Jak zareaguje pan Kim? Przecież w We Are One jest sześciu członków. Co będzie
jak przyjdziemy w piątkę? – Baekhyun nie dawał za wygraną. Powoli zaczynałem
mieć go dość.
-
Kogo to obchodzi? – zapytałem szorstko, na co Baek spojrzał na mnie z
przerażeniem. – Bez Sehuna jesteśmy tak dobrzy jak z nim. A może nawet lepsi.
Jedna osoba w te czy we w te nie robi różnicy.
Wskoczyłem na scenę w zamiarze przygotowania jej do
próby. A może bardziej dlatego, że chciałem wydać się chłopakom bardziej…
potężny? Dodać sobie odwagi i pewności siebie? Tak naprawdę jedyną rzeczą,
którą miałem ochotę zrobić było rzucenie całej tej maskarady w cholerę i
pobiegnięcie za Sehunem.
Ale nie zrobiłem tego.
Kątem
oka zerknąłem na chłopaków, przybierając na usta mój zwyczajny ironiczny
uśmieszek. Widziałem w nich niepewność i zmieszanie. Czułem, że tak do końca
nie uwierzyli we wszystkie oskarżenia, którymi obrzuciłem Sehuna. Najbardziej
jednak nie potrafiłem zrozumieć Luhana. Od pojawienia się Sehuna w piwnicy, aż
do teraz, Xiao ciągle płakał. Zastanawiałem się czy był aż tak dobrym aktorem,
czy cała ta sytuacja jednak w jakiś sposób go poruszyła. W końcu mimo tego, ze
do szpiku kości przepełniony był fałszem i hipokryzją, to chyba odczuwał
chociaż pierwiastek ludzkich emocji. Chyba.
-
Dobra, chłopaki, koniec tego mazgajenia się – klasnąłem w dłonie, próbując
zwrócić na siebie uwagę zgromadzonych. – Marsz na scenę i ćwiczymy. Chyba nie
chcemy, żeby jakiś jeden mały kryzys zniszczył nasze szanse na karierę, nie?
Każdy
z nich po kolei zwlókł się ze swojego miejsca i praktycznie bez energii wszedł
na scenę. Luhan był ostatni. I pomimo że każdego z nich zżerała niepewność,
tańczyli i śpiewali jakby nigdy nic. Mimo że wewnątrz mnie wszystko krzyczało,
dawałem z siebie sto procent i wydzierałem się na pozostałych, gdy coś im nie
wychodziło. Raz, na moment, podchwyciłem spojrzenie Luhana. Prześladowało mnie
ono do końca dnia i miałem je w głowie, gdy kładłem się spać. To spojrzenie
mówiło:
Cel zemsty osiągnięty, Kai.
A KTO TO SIĘ ZJAWIŁ Z ROZDZIAŁEM?
OdpowiedzUsuńJejku, tak się ucieszyłam, gdy zapytałaś, czy chcę przeczytać ten rozdział przedpremierowo, bo zawsze kochałam SH i... oszalałam, jak doszłam do końca tego, co mi podesłałaś. JAK MOGŁAŚ, SOULMATE. Przecież ja w jeszcze ostatnim komentarzu mówiłam, jak nie wybaczę Jonginowi i nic go nie usprawiedliwia, a tu co... no CO. W zasadzie - nadal go to nie usprawiedliwia stuprocentowo i nie musiał wcale słuchać Xiao, nie? Głupi bamboch in love. Widzisz? zawsze znajdę powód, żeby się wkurzać na Kaia XD to taka różnica, bo akurat nie wkurzam się na Hunniego, którego tutaj nie ma. Może lepiej, bo nie wiem, czy przeżyłabym wkurzanie się na trójkę (oj, tak, Lu, do Ciebie zaraz dojdę).
Xiao Lu. Lubiłam go tutaj, chociaż denerwowałam się czasem jak lata od Jongina do Sehuna i.. szczerze? w pewnym momencie naprawdę myślałam, że on lubi Huna takim szczerym, trochę szczenięcym uczuciem. JAK JA SIĘ MYLIŁAM.. tutaj cały czas jakiś trójkąt Sehun -> Luhan -> Kai i od nowa. W H A T. Soulmate, no, zjadło mi mózg. Mam nadzieję, że czujesz się winna.
Ojciec Sehuna to dsndslkbsl, nie mam na niego słów, najchętniej ja bym go zlała jakimś kijem, ugh. Uwielbiam, gdy rodzice są tacy nietolerancyjni, a potem się dziwią, że ich pociechy nie zwierzają im się z niczego. Ja tam się nie dziwię i jedynie szkoda mi, że Sehun nie znalazł w nim oparcia. A babci nie ma...
Zabij mi jeszcze Huna na końcu i przyjdę do Ciebie z maczugą. Albo nawet dwiema. To wszystko tak się różni od Twojego pierwotnego planu, że ja aż nie wiem, czego mam oczekiwać. Jedno wiem na pewno - przeżyję to zakończenie okropnie i będę miała mentalnego kaca jeszcze dłuuugo. Widzisz, jakie cudo stworzyłaś? Bo ja widzę.
NO NIE MOGĘ SIĘ DOCZEKAĆ KOLEJNEGO ROZDZIAŁU, MIMO ŻE BĘDZIE OSTATNIM. I jestem rozdarta. Przeczytać go szybko? Odwlekać sobie? Nie wiem. I tak umrę, prawda? Mam nadzieję, że nie z płaczu, bo coś źle się stanie na końcu. Nie stanie się. Będę tak sobie powtarzała.
SOULMATE, kochanie Ty moje, uwielbiam ten rozdzialik, bo mimo tego, że jest krótki - najbardziej miesza w głowie. A Ty czerpiesz z tego niesamowitą radość XD
Ściskam mocno i powodzenia z ostatnim rozdziałem SH. Pożegnaj swoje dziecko godnie. :C
Kocham,
Hik ♥